Gdy zanosiło się na spadek Sandecji Nowy Sącz z ekstraklasy (czyli mniej więcej od lutego), zdarzyło nam się czytać, a nawet tworzyć listy piłkarzy tego klubu, których chcielibyśmy dalej oglądać w lidze. Nie były one szczególnie rozbudowane, ale dwa nazwiska pojawiały się na każdej – chodzi o Filipa Piszczka i Aleksandyra Kolewa. Oni poziomu nam nie zaniżali, za to stale podejrzewaliśmy ich o to, że w lepszym otoczeniu mogą być naprawdę solidnymi ligowcami. Tak więc dobrze się stało, że obaj złapali już nową robotę. Najpierw Piszczka wzięła Cracovia, a teraz Bułgar ląduje w Arce Gdynia.
Oczywiście w tzw. międzyczasie “Pasy” przyklepały jeszcze transfer Adriana Danka i choć tu mamy już trochę większe wątpliwości, to ten ruch też da się obronić. Bijemy się w pierś, bo kiedyś uważaliśmy, że chłopak najlepiej sprawdza się na pozycji “syn prezesa”, ale sezon w ekstraklasie pokazał, iż 23-latek może stanowić realne zagrożenie dla przeciwników. Na przykład jako joker, bo z ławki wypracował dla Sandecji pięć bramek (ogólnie siedem – trzy gole i cztery asysty).
Wracając jednak do Kolewa, który sezon skończył z 7 bramkami, 2 asystami i 4 kluczowymi podaniami, jesteśmy trochę zaskoczeni tym, że trafia akurat do Gdyni. Skoro zimą przymierzały się do niego takie firmy jak Lech Poznań czy Zagłębie Lubin – a z tego co słyszeliśmy, latem też nie narzekał na brak zainteresowania ekip z górnej ósemki – to można było zakładać, że trafi do trochę lepszego klubu. Dodatkowo trzeba było za niego wyłożyć około pół miliona złotych, a pod względem chęci do płacenia za piłkarzy Arka też nie należy do ligowej czołówki.
Kluczem była zapewne postać Zbigniewa Smółki, który poprowadzi zespół z Gdyni w następnym sezonie. Z Kolewem współpracował wcześniej w Stali Mielec. I to bardzo owocnie, bo to właśnie wtedy Bułgar stał się odkryciem pierwszej ligi – w zaledwie 15 meczach na zapleczu sieknął 7 bramek i zaliczył 4 asysty. Powtórka w przyszłym sezonie oczywiście wskazana.
Tym bardziej, że Arka należała do grona drużyn cierpiących przez brak dobrego napastnika. Dość powiedzieć, że zdecydowanie najskuteczniejszym graczem drużyny w meczach ligowych był Mateusz Szwoch, który swój dorobek oparł oczywiście na rzutach karnych. Dość spory zjazd w porównaniu z poprzednim sezonem zaliczył Rafał Siemaszko (5 goli), sięgnięcie po Rubena Jurado nie było strzałem w dziesiątkę (5 goli), a sprawdzeni zimą Maciej Jankowski (2 gole) i Enrique Esqueda (2 gole) to naszym zdaniem mniejsze lub większe, ale jednak nieporozumienia.
Kolew, któremu do przejścia pozostały jeszcze testy medyczne, powinien się na takim tle zdecydowanie wyróżnić.
Fot. FotoPyK