Na nich gwiżdżą trybuny – 11 najbardziej nielubianych piłkarzy ekstraklasy

redakcja

Autor:redakcja

05 stycznia 2014, 13:49 • 8 min czytania

Transfer Patryka Małeckiego do Pogoni wywołał skrajne uczucia nie tylko wśród szczecińskich kibiców. Zainspirowało nas to do przyjrzenia się najbardziej niepopularnym piłkarzom ekstraklasy. Najwięcej kandydatur znaleźliśmy w szeregach czołowych polskich klubów, co raczej nikogo nie powinno zdziwić. Jeżeli kogoś pominęliśmy – wpiszcie go w komentarzu. Zapraszamy do przeglądu najbardziej nielubianych ligowców.
Jakub Kosecki

Na nich gwiżdżą trybuny – 11 najbardziej nielubianych piłkarzy ekstraklasy
Reklama

Poważniejsze granie rozpoczął od pokłócenia się z kibicami swojej ukochanej Legii. Po katastrofalnym meczu w Gdańsku, w którym ekipa Skorży zaprzepaściła szansę na mistrzostwo Polski 2011/2012, cieszył się jak dziecko wraz z kolegami z Lechii. Jakiś czas później przeprosił fanów z Warszawy, po czym zaczął podpadać piłkarzom i kibicom z innych miast. Najczęściej zarzuca się mu robienie teatru na boisku. Kosecki ma tego świadomość. Kiedy zapytano go o największego symulanta w lidze – wskazał na siebie. Przychylnych spojrzeń nie przysparza mu też styl ubierania oraz sytuacja z Ceesayem, po której poszedł na skargę do mediów. O tym, że jest nielubiany, najlepiej świadczą wyniki Gali Ekstraklasy po sezonie 2012/13. Kosecki był zdecydowanie najlepszym piłkarzem drużyny mistrza i zdobywcy Pucharu Polski, lecz nie został doceniony przez kolegów po fachu. Nagrodę dla piłkarza sezonu przegrał z Robertem Demjanem, a w kategorii pomocników lepszy okazał się Sebastian Mila.

Reklama

Luis Henriquez

„Najbardziej wkurwia mnie Luis Henriquez. Z jednej strony jest strasznym katem, a z drugiej – niesamowitym symulantem. Jeśli będzie miał ochotę złamać komuś nogę, to złamie. A spróbuj go lekko dotknąć, to się położy i rozpłacze.” – tak w 2012 roku grę obrońcy Lecha skwitował Kamil Kosowski. Henriquez wygląda na człowieka z wrednym charakterem, który nie ma respektu przed nikim. Dał się zapamiętać między innymi z brawurowego „spierdalaj” w stronę nieobliczalnego Tomasz Hajty oraz wyprowadzenia z równowagi Jana Urbana. O Henriquezie wiele mówi też sytuacja z zeszłego sezonu, z meczu Olimpia-Lech, po którym Kolejorz odpadł z Pucharu Polski. Panamczyk, zamiast okazać skruchę po beznadziejnym występie, przeklinał i pluł w stronę wyrażających niezadowolenie kibiców Lecha. Jak relacjonują fani z Poznania – tylko dzięki solidnej konstrukcji płotu oddzielającego trybuny od boiska Henriquez wyszedł bez szwanku z całej sytuacji.

Piotr Brożek

Zwycięzca w batalii o tytuł największej marudy w Wiśle, o włos przed swoim bratem bliźniakiem. Na boisku Brożek wyróżnia się przede wszystkim machaniem rąk, pyskówkami i ciągłymi pretensjami, zarówno w stronę arbitrów, jak i kolegów z drużyny. W połączeniu z bratem stanowi niebezpieczną mieszankę, mogącą rozsadzić każdą szatnię. Piotr wygląda na człowieka, który za swojego bliźniaka dałby się pokroić, ale za innych członków drużyny już niekoniecznie. W Wiśle zdarzały się Brożkom takie incydenty, jak chociażby bójka dwóch na jednego z Konradem Gołosiem. Piotr dodatkowo zasłynął z konfliktów z trenerami. Skorży potrafił odburknąć „sam se zagraj”, a stawiającego na innych Maaskanta odsyłał niczym uczniaka do swojego wiekopomnego występu z Barceloną. Decyzja o ponownym angażu Piotra Brożka w Wiśle wydaje się co najmniej ryzykowna. Franciszek Smuda, lubiący dyscyplinę i porządek w szatni, będzie miał twardy orzech do zgryzienia.

Manuel Arboleda

W „Weszło z butami” jego nazwisko najczęściej pojawiało się przy pytaniu o największego symulanta ligi. Wymieniano go również w kategoriach „największy płaczek” i „największy bandyta”. Patrząc na jego boiskowe zachowanie mamy wrażenie, że cały czas odrywa jakieś przedstawienie, komedię. Arboleda to przede wszystkim świetny prowokator. Poprzez starcie ze Smolarkiem na zawsze zapisał się w pamięci polskich kibiców. „Chciał mi wsadzić palec tam, gdzie mi się nie podoba” – tak swój cios w Kolumbijczyka tłumaczył Ebi. My z kolei z niepokojem patrzymy, jak z sezonu na sezon Arboleda rozmienia się na drobne. Kiedyś był czołowym piłkarzem całej ligi, cenionym za sportową klasę. Dziś jedyne miejsce, gdzie możemy go wyróżnić, to lista najbardziej nielubianych piłkarzy ekstraklasy.

Rafał Gikiewicz

Gdyby Łukasz Gikiewicz ciągle grał w ekstraklasie, z pewnością wygryzłby brata z tego zestawienia. Jednak Rafał również nie wyszedł z pamiętnego zamieszania suchą stopą. Ślepo wstawiał się za bratem-konfidentem, przez co popadł w konflikt z Sebastianem Milą i większością drużyny. Bramkarzowi Śląska splendoru nie dodały także rozpaczliwe próby wytłumaczenia brata w mediach. „Gikiewiczgate” to nie jedyny zarzut, jaki ciąży na Rafale. Pierwsze sygnały, że z chłopakiem nie jest do końca w porządku, pojawiły się już w Białymstoku, gdzie został dyscyplinarnie odsunięty od zespołu. Wcześniej można było go zobaczyć uśmiechniętego od ucha do ucha na ławce rezerwowych, tuż po stracie gola przez Jagiellonię. Podobna sytuacja miała miejsce po meczu Śląska z Sevillą, kiedy mimo puszczenia pięciu bramek szczerzył zęby do zdjęcia. Naprawdę trudno uwierzyć w jego tłumaczenia, że w tych uśmiechach nie było złych intencji. Tym bardziej, że ostatnie słowa, jakie przychodzą nam do głowy w kontekście Gikiewicza to wesoły i sympatyczny.

Patryk Małecki

Odkąd pamiętamy Małecki wykazywał wszelkie oznaki rozwolnienia intelektualnego. Kojarzycie mecz Ruch-Wisła z 2009 roku? „Wstawaj, kurwa, śmieciu! Wstawaj, chuju!” – rzucił w stronę Tomasza Brzyskiego. Chwilę później zapytał Macieja Sadloka – „Kim ty kurwa jesteś, kim ty kurwa jesteś, pedale?”. Aż chciałoby się powiedzieć – jest sprawiedliwość na tym świecie. Dziś Małecki, jako odpad z krakowskiej Wisły, sam mógłby zadać sobie pytanie sprzed lat. Jaką odpowiedź by usłyszał? Jest pośmiewiskiem, zmarnowanym talentem, człowiekiem pokłóconym ze wszystkimi w koło. Jest burakiem. W swojej krótkiej przygodzie z piłką obrażał już trenerów, piłkarzy, kibiców oraz właściciela klubu. Gdzieś w międzyczasie stracił wszystkie piłkarskie atuty, którymi niegdyś imponował. Zastanawiamy się, czy Dariusz Wdowczyk (szkoda, że już nie kopie – trafiłby na listę) wie co robi, biorąc go do Pogoni. I, przede wszystkim, jak Małeckiego przyjmą szczecińskie trybuny.

Miroslav Radović

Jeśli chodzi o wizerunek – wejście do naszej ligi zaliczył katastrofalne. Serb myślał zapewne, że trafił do piłkarskiego trzeciego świata, gdzie będzie wszystkich nabierał na swoje aktorskie upadki. Mimo, że od jakiegoś czasu już się nie pokłada, piłkarze przepytywani w „Weszło z butami” cały czas piętnują go za symulki. Inna sprawa to niesportowy tryb życia Radovicia. Nie szanuje swoich kibiców, nie szanuje piłkarzy z którymi gra. Serb to ciągle czołowy drybler ligi – a przecież bycie ogranym przez grubasa do przyjemności nie należy. Tak grę przeciwko Legioniście widzi Damian Zbozień: „Zawsze taki ulany, wydaje się grubawy, a potrafi zrobić z obrońcą, co chce. Ciężko go przeczytać i dogonić. Najbardziej niewdzięczny zawodnik.” Radović nie zyskał też zwolenników pamiętnym wypadem do Enklawy. Całą sytuację podsumował w swoim stylu – głupio i bezczelnie – zwracając się do prezesa słowami: „Postawić panu drinka?”

Hermes

Przedstawiciel całkiem sporej grupy piłkarzy-sprzedawczyków. Wiosną 2004 roku brał udział w przynajmniej 18 czynach korupcyjnych – tyle mu udowodniono. Przez prawie dekadę migał się od kary, choć przyznajemy, że głównie z powodu nieudolności Komisji Dyscyplinarnej PZPN. Kiedy w końcu usłyszał wyrok, mógł tylko uśmiechnąć się pod nosem. Ukarano go grzywną i półroczną dyskwalifikacją w zawieszeniu, co brzmi jak mało śmieszny żart. Pamiętamy też obrzydliwy występ Hermesa w studiu Canal+, gdzie tłumaczył swój udział w handlowaniu meczami nieznajomością języka. Naprawdę nie rozumiemy, dlaczego ten niemal 40-letni, przeciętny i naznaczony korupcją piłkarz cały czas regularnie gra w ekstraklasie. Apelujemy do władz Zawiszy – pozbądźcie się go. Zyskacie sportowo i wizerunkowo.

Saidi Ntibazonkiza

To naprawdę nie lada sztuka, by przy wzroście 170 centymetrów na wszystkich spoglądać z góry. Ntibazonkiza to typowa gwiazdka lokalnego podwórka, wyniosła i przekonana o swojej wspaniałości. Na taki stan rzeczy miało wpływ między innymi zachowanie trenera Ulatowskiego oraz prezesa Filipiaka, którzy pozwalali Saidiemu niemal na wszystko. Nigdy nie robiono mu problemów chociażby ze spóźnionymi powrotami ze zgrupowań reprezentacji Burundi. Dziś Ntibazonkiza to piłkarz skrajnie rozpuszczony. Kiedy tylko siada na ławce rezerwowych – obraża się i zaczyna mówić o zmianie klubu. Z drugiej strony lubi się chwalić, że nigdy nie przegrał rywalizacji o pierwszy skład. Jesteśmy przekonani, że po w miarę udanej rundzie znowu zacznie strzelać fochy. Z jednej strony to naprawdę dobry piłkarz, z drugiej prawdziwy koń trojański, mogący rozsadzić każdą drużynę.

Adam Kokoszka

To obecnie największy brutal polskiej ligi – w rundzie jesiennej zgromadził aż dziesięć żółtych kartek. Kokoszka zazwyczaj nie notuje wielu drobnych przewinień, które w efekcie kończą się upomnieniem od arbitra. Przekracza przepisy rzadko, ale jak już to robi – daje z siebie wszystko. Średnio co drugi faul piłkarza Śląska zmusza sędziego do sięgnięcia do kieszonki. W poprzednim sezonie Kokoszka również nie należał do czołówki klasyfikacji fair play, na co złożyły się między innymi dwie czerwone kartki. W pamięci kibiców zapisał się zwłaszcza atak w stylu karate na Tomasa Docekala w meczu Piast-Polonia. Oprócz tego w Krakowie Kokoszka nie jest zbytnio lubiany za sposób, w jaki pożegnał się z klubem, w którym się wybił. Zawodnik skorzystał z prawa Webstera, czym doprowadził do wściekłości krakowskich kibiców i działaczy. Pod Wawelem cały czas pamiętają mu ten ruch.

Bartosz Bereszyński

Rodowity poznaniak oraz syn legendy Lecha. W Kolejorzu grał na szczeblu juniorskim, w Młodej Ekstraklasie oraz zadebiutował w pierwszej drużynie. Jego przejście do Legii wywołało w Poznaniu prawdziwą furię. Doszło nawet do tego, że grożono piłkarzowi i jego rodzinie oraz powstał mało pochlebny utwór muzyczny na jego cześć. Dla nieco naiwnych kibiców z innych miast Bereszyński stał się symbolem niewiernego wychowanka (chociaż wychowankiem Lecha nie jest), który karierę i pieniądze stawia ponad przywiązanie do klubowych barw. U wielu odżyły też wspomnienia z przeszłości, w której Legia podbierała innym drużynom najzdolniejszych młodych piłkarzy. Musimy jednak zaznaczyć, że niechęć do Bereszyńskiego to temat wyłącznie kibicowski. Nawet piłkarze Lecha nie mają do niego pretensji oraz podkreślają, że rozumieją jego decyzję.

Fot.Fotopyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama