To już praktycznie przesądzone – pierwszym zimowym wzmocnieniem Zawiszy Bydgoszcz będzie 23-letni Paweł Wojciechowski. Napastnik mający za sobą epizody w Heerenveen i Willem II Tilburg, ostatnio leczący poważną kontuzję kolana, której nabawił się jako zawodnik FK Mińsk. W krótkiej rozmowie z Weszło opowiedział między innymi o tym, jak urazy wpłynęły na jego karierę, dlaczego wyjechał na Białoruś, a nie podpisał kontraktu z Lechią oraz dlaczego zawiódł się na Oreście Lenczyku.
Możesz potwierdzić, że uzgodniłeś z Zawiszą warunki dwuletniego kontraktu?
– Mogę, mimo że oficjalnie go jeszcze nie podpisałem. Myślę jednak, że i prezes Osuch, i ja jesteśmy dżentelmenami i nic się już w tej sprawie nie zmieni. Wszystkie warunki są ustalone, kontrakt sformowany, leży przede mną w domu. Kwestia tylko złożenia na nim parafki. Można powiedzieć, że jestem bliski zrealizowania swojego celu, bo od dawna nie ukrywałem, że bardzo chcę znaleźć klub w Polsce. Mam wciąż aktualne oferty z Białorusi, ale tu jest mój dom. I zawsze to trochę bliżej Europy.
Przychodzisz do Zawiszy bez testów, czego w ostatnich latach żaden polski klub nie chciał ci zaoferować. Znasz się z Radosławem Osuchem? Skąd to jego zaufanie do ciebie?
– Być może stąd, że prezes Osuch zna kogoś, kto z kolei bardzo dobrze zna mnie, prowadził mnie kiedyś w REMES-ie Opalenica i w juniorskiej kadrze Polski. Dzięki temu ten kontakt jest tak dobry. Jestem wdzięczny prezesowi, ale mam też przekonanie, że podejmuje słuszną decyzję.
Pytam o zaufanie, bo twoją sytuacją w ostatnim czasie mocno przecież komplikowały kontuzje. Masz 23 lata i praktycznie 2 z nich wyjęte przez poważne urazy kolana.
– Cztery lata temu w Holandii zerwałem więzadło krzyżowe w lewym kolanie, później na Białorusi więzadło w prawym. Co zrobić, taki już los. Trzeba z tą traumą żyć. Zmarnowałem dwa lata i nikt mi ich już nie zwróci. Mogłem je przeżyć na boisku, strzelając bramki, a musiałem pod nożem i w gabinetach lekarskich.
Użyłeś słowa trauma. Było tak ciężko?
– Trauma to po rosyjsku kontuzja. Pierwszą przeżyłem bardzo mocno, to fakt. Za drugim razem poszło trochę łatwiej, bo już wiedziałem, jak sobie z tym radzić. Niestety obie mocno pokrzyżowały mi plany. Pierwsza w Holandii, druga na Białorusi, gdzie już po pół roku miałem sygnały z ligi ukraińskiej. Zgłaszał się po mnie między innymi Arsenał Kijów, ale powiedziałem sobie, że pogram jeszcze w Mińsku pół roku, żeby wrócić do stu procent formy. Teraz wiadomo, co mi z tych planów wyszło.
Masz pewność, że twój organizm jest dziś w dobrym stanie? Takie urazy wyniszczają.
– Jestem zdrowy. Teraz muszę ciężko przepracować obóz, żeby odzyskać formę sportową. Już od kilku tygodni ćwiczyłem we Wrocławiu pod okiem fachowców, miałem indywidualne treningi. Od początku grudnia pracuję typowo po piłkarsku i jestem gotowy, żeby zacząć zajęcia z Zawiszą. Chciałbym poza tym podkreślić, że mam za sobą dwa urazy MECHANICZNE po brutalnych faulach. Nie było tak, że chciałem zrobić jakiś zwrot w czasie biegu i nagle się rozsypałem. To były dwa bardzo ostre wejścia.
Szczególnie na Białorusi trafiłeś ponoć na nieprzeciętnego harpagana.
– Anri Khagush. Ale nawet nie wiem jak go określić. Facet, który kiedy grał w lidze rosyjskiej, w Rubinie Kazań. Dostał w jednym sezonie 3 czerwone kartki i 14 żółtych. Przecież to jest skandal! Takie statystyki powinno się wpisywać do księgi rekordów Guinnessa.
Wyjazd na Białoruś to był z twojej strony akt desperacji?
– Tak, przyznaję. Nie udało mi się wrócić do Polski, a miałem oferty tylko z Kazachstanu i Białorusi. Kazachstan odrzuciłem, bo choć finansowo zapowiadał się nieźle, to uznałem, że to jednak przegięcie. Postanowiłem pojechać do Mińska, pograć pół roku, może rok i zobaczyć, co będzie dalej. I naprawdę fajnie się to zapowiadało. Ł»yciowo też dobrze się tam odnalazłem, nie spotkałem się nigdy z żadną brutalnością, ani przemocą. Wszystko było porządnie. Wiadomo, że trochę komuna. Szaro, jak kiedyś w Polsce, ale można było żyć na normalnym poziomie. Poza tym czołowe białoruskie drużyny moim zdaniem spokojnie walczyłyby w naszej Ekstraklasie o europejskie puchary. My przewyższamy ich głównie pod względem zainteresowania mediów, kibiców, no i infrastruktury, przede wszystkim stadionów.
Zabrzmi banalnie, ale na jaką pozycje jesteś przymierzany w Zawiszy? Osuch na łamach Gazety Wyborczej podkreślał fakt, że jesteś zawodnikiem uniwersalnym.
– Bo jestem. Mogę grać na obu skrzydłach, jako „dziesiątka” albo jako „dziewiątka” i na każdej z tych ofensywnych pozycji czuję się komfortowo. Na Białorusi przez większość czasu byłem typowym napastnikiem, później przez chwilę ustawiano mnie na lewym skrzydle.
Już kilka razy bez skutku próbowałeś zahaczyć się w polskiej lidze. Potem stwierdziłeś w jednym z wywiadów, że byłoby ci łatwiej, gdybyś miałâ€¦ holenderski paszport.
– Tak uważam. Gdybym nie miał polskiego, parę osób wzięłoby mnie z pocałowaniem ręki. Mam trochę żalu o to, że półtora roku temu, kiedy byłem wolnym zawodnikiem, nie trzeba było za mnie zapłacić nawet jednej złotówki, a i moje oczekiwania nie były wygórowane, nikt nie dał mi szansy.
Miałem taką sytuację w Śląsku Wrocław, którego jestem przecież wychowankiem… Byłem bez klubu, chciałem dobrze przygotować się do sezonu, zapytałem czy mógłbym z nim popracować, ale trener Lenczyk niestety stwierdził, że mnie nie zna i nie pozwolił. Kurcze, ja mam dziś 23 lata. Jeszcze może być ze mnie poważny piłkarz, nawet pomimo tych dwóch kontuzji. Wystarczyło do mnie wyciągnąć rękę, a nuż bym się spodobał. Mógłbym podpisać kontrakt za naprawdę śmieszne pieniądze.
Lenczyk od razu uciął temat?
– Poczułem się trochę zlekceważony. No i że naprawdę nikt mnie nie zna, mimo że nie przychodziłem z czwartej czy piątej ligi, tylko jednak z Eredivisie. Pan Lenczyk chyba wie, co to jest Eredivisie, prawda? Miałem tam rozegranych parę meczów, strzelałem gole pierwszemu bramkarzowi Argentyny – Sergio Romero i Isakssonowi z reprezentacji Szwecji. Nie powinienem być całkiem anonimowy, a taki się czułem.
Ładnie to wszystko brzmi, ale twoje liczby w Holandii na kolana nie rzucają.
– Wiadomo, że kiedy strzelałem gola AZ Alkmaar w debiucie, to wyobrażałem sobie to całkiem inaczej. Po prostu te kontuzje to jest mój koszmar. Niemniej jak grałem, to strzelałem i asystowałem. W wieku 23 lat mam na koncie Puchar Białorusi, juniorski Superpuchar Holandii, juniorskiego króla strzelców w Holandii. Gdyby ktoś się tym w ogóle chciał zainteresować… Aż do teraz nikt tego nie zrobił.
Byłeś na testach w Lechii, ale zdaje się, że kontrakt podpisał wtedy Ricardinho.
– Przyjechałem na obóz do Wronek. Trener Kaczmarek po kilku dniach powiedział mi, że mnie chce, że się dogadamy. Nie trzeba było za mnie płacić do Holandii żadnej rekompensaty. Bardzo to fajnie wszystko brzmiało, a jednak Lechia jakoś długo tę sprawę przeciągała. I teraz już wiem dlaczego. Po prostu wolała podpisać kontrakt z Ricardinho, a on wtedy bujał się gdzieś po Francji.
W wywiadzie dla Ekstraklasa.net dość brutalnie przejechałeś się też po Cracovii. Powiedziałeś, że podczas testów w tym klubie Stawowy nawet nie zamienił z tobą słowa. Kazano ci grać sparing w drugiej drużynie, gdzie – cytuję – wszyscy mieli wyjebane na piłkę.
– To prawda, ale czy jest jeszcze sens o tym opowiadać? Dzisiaj wszystkie te nieprofesjonalne zachowania chciałbym już zostawić za sobą. Wreszcie osiągnąłem swój cel. Mam szansę zadebiutować w Ekstraklasie w barwach Zawiszy. Siódmego stycznia stawiam się w klubie i wierzę, że nie zawiodę.
Rozmawiał PAWEŁ MUZYKA