– Pamiętajmy, że u piłkarza nie chodzi o to, by on ładnie wyglądał na plaży. Musi mieć jednak mięśnie, bo mięśnie to jego konie mechaniczne, z mięśni bierze się wszystko, co zawodnik robi na boisku. Jeśli jednak nie będzie się czegoś budowało z głową, to się to zawali. Wszyscy mamy mięśnie-prostowniki i mięśnie-zginacze. Przeciwwagą dla mięśni brzucha są mięśnie grzbietu, a w udzie mięsień czworogłowy jest przeciwwagą dla dwugłowego. Jeśli nie zachowamy odpowiednich proporcji, mięśnie zaczną się zrywać. Błędy popełnione w treningu mogą być więc bardzo kosztowne – mówi Czesław Michniewicz w rozmowie z Weszło.
– Dwa dni temu zamieściliśmy zdjęcie Marcina Kamińskiego i Mateusza Możdżenia. Nie chcemy już rozmawiać konkretnie o nich dwóch, ale generalnie o polskich piłkarzach, przygotowaniu fizycznym, sylwetkach. Kamiński stanowi punkt wyjścia do szerszej dyskusji.
– Śledzę to. Przede wszystkim chciałem powiedzieć, że byłoby dużym problemem, gdyby Marcin Kamiński wyciągnął z tego zamieszania niewłaściwe wnioski i sam sobie zacząłby dodawać tkanki mięśniowej. Był kiedyś taki zawodnik – Rafał Lasocki. Utalentowany, zadebiutował nawet w reprezentacji. Niestety, gdy odniósł kontuzję, zaczął sam chodzić na siłownię. Zrobił się kwadratowy, stracił koordynację i zwinność. Miał za mocną górę w stosunku do nóg. Dlatego o ile mówimy o sporym problemie polskiej piłki, to jednak przestrzegam przed tym, by odpowiedzialnością za trening obarczać samych piłkarzy… Kamiński oczywiście nie wygląda tak jak wyglądają środkowi obrońcy na świecie i ma pod tym względem olbrzymie możliwości rozwoju, że tak się łagodnie wyrażę, ale to nie jest jego wina. On w zawodowej piłce funkcjonuje już pewnie trzy lata i trzy lata temu wyglądał tak samo. Przypomina mi się, jak Marek Koźmiński pojechał do Włoch i tam na dzień dobry poinformowali go, że musi „przytyć” 10 kilogramów w mięśniach. I zajęto się nim tak, by „przytył” w optymalny sposób.
– Jak się „tyje” w optymalny sposób?
– Pamiętajmy, że u piłkarza nie chodzi o to, by on ładnie wyglądał na plaży. Musi mieć jednak mięśnie, bo mięśnie to jego konie mechaniczne, z mięśni bierze się wszystko, co zawodnik robi na boisku. Jeśli jednak nie będzie się czegoś budowało z głową, to się to zawali. Wszyscy mamy mięśnie-prostowniki i mięśnie-zginacze. Przeciwwagą dla mięśni brzucha są mięśnie grzbietu, a w udzie mięsień czworogłowy jest przeciwwagą dla dwugłowego. Jeśli nie zachowamy odpowiednich proporcji, mięśnie zaczną się zrywać. Błędy popełnione w treningu mogą być więc bardzo kosztowne. Dzisiaj wszystko łatwo sprawdzić, można zbadać proporcje np. między mięśniem czworogłowym i dwugłowym, a następnie opracować plan działania. Kamiński to tylko przykład, ale jeśli taki przykładowy Kamiński uprze się, że koniecznie musi się napakować na własną rękę, to niestety skutki mogą być opłakane. W Manchesterze United piłkarz cokolwiek zrobi – albo czegokolwiek nie zrobi – na siłowni, musi zostać zapisane, aby później był to materiał do wglądu i analizy.
– A gdy piłkarz mówi, że ma taki organizm, że po prostu nie może się rozbudować?
– To jest tylko kwestia włożonej pracy. Jednemu coś przychodzi łatwo, innemu wolniej. Ale skoro można nauczyć małpę jeździć na rowerze, to można i piłkarza rozbudować. My często to bagatelizujemy. Mówimy: za gruby albo za chudy, a gra! Gra to po co kombinować! Nie mówimy, że może gdyby był szczuplejszy albo mocniejszy, to by grał lepiej. Nie szukamy rezerw. Wielu piłkarzy jest zapuszczonych, chociaż uczciwie też muszę przyznać, że bardzo wielu o siebie dba. Taki Telichowski – zawsze będzie pod względem fizycznym mocny, bo się zdrowo odżywia, przykłada wagę do aktywności. Tylko ciągle będę wracał do najważniejszego: proporcji. Jest też wielu piłkarzy przepakowanych. A jak się przepakujesz, przeładujesz, to tak jakbyś biegał z workiem cementu.
– Więcej jest zatłuszczonych czy przepakowanych?
– No jednak zatłuszczonych, zdecydowanie. Nie są rzadkością w lidze zawodnicy o tkance tłuszczowej na poziomie kilkunastu procent. W Niemczech można mieć sześć do ośmiu. Mamy problemy z techniką, bo nasze dzieci spędzają na boiskach za mało godzin, ale tego łatwo nie zmienimy. Kwestia fizyczna jest prostsza do poprawy. Profesor Chmura zawsze powtarzał, że jeśli zawodnik waży o kilogram za dużo, to w czasie meczu, w którym pokonał 10 kilometrów, przetachał bez sensu 10 ton. To wpływa na tempo w jakim gramy, ale też na to jak dużo zużywamy energii i jak szybko po takim wysiłku dochodzimy do siebie. Mówi się: piłkarz przez 90 minut przebiegł 11 kilometrów. Każdy zdrowy człowiek przebiegnie 11 kilometrów w 90 minut. Ale często polscy piłkarze na to 11 kilometrów tracą niewspółmiernie dużo energii. Przy większym natłoku meczów, to się na nich odbija.
– Kiedyś polska piłka słynęła z przygotowania fizycznego. Piłkarze jeździli wtedy w góry i po prostu zapieprzali. W pewnym momencie stało się to niemodne, wręcz wyśmiewane. Bo „Europa robi inaczej”. Czy jednak nie straciliśmy swojego największego atutu?
– Problemy zaczęły się wtedy, gdy lawinowo do ekstraklasy trafiło bardzo wielu młodych trenerów i spadły wymagania. Wszyscy chcą być nowocześni i mówić: trenujemy tylko z piłkami, bo trener z Hiszpanii mówi, że wszystko da się zrobić z piłkami. Owszem, da się. Ale pamiętajmy o jednym: tam trenerzy, ci na których się powołujemy, pracują na najlepszym materiale ludzkim, ściśle wyselekcjonowanym. Pamiętacie jak pokazano zawodników Legii i Steauy przed meczem? Tam byli gladiatorzy… Treningi tylko z piłkami, zapatrzenie na Zachód… Zawodnikom niższe wymagania pasują, zawsze będą takiego trenera chwalić, taka jest ludzka natura. Jednak prawdziwy postęp robi się przy naprawdę wymagającym nauczycielu. Mówię to z poczuciem winy, ale jeśli chodzi o zmęczenie zawodników, to standardy spadły. Ktokolwiek wyjeżdża, mówi: – Tutaj trenuję dwa razy ciężej… I taka jest prawda. Tam jest ciężej. U nas trenerzy nie chcą wejść w konflikt, a w Niemczech nawet jak młody szkoleniowiec dostanie pracę, to wie, że nie może odpuścić, bo będzie przegrywać mecze. U nas nie jest to takie oczywiste. U nas pracę stracisz, jak zaczniesz za bardzo przykręcać śrubę. I nie chodzi tylko o bunt zawodników, bo to sytuacje ekstremalne, ale o całą problematykę.
– Czyli?
– Zacznij trenować dwa razy ciężej, a zrobią z ciebie w mediach głupka, powiedzą, że zespół stracił świeżość, zajechałeś piłkarzy i teraz drużyna cierpi. Nikt nie powie, że każda praca ma swoje etapy i nie ma drogi na skróty. Prezes przeczyta, że piłkarzom ciężko, że nogi nie niosą i zatrudni kogoś, kto po prostu zmniejszy obciążenia, co dwa krótkotrwały efekt. I tak na okrągło, można się bawić w nieskończoność. Gdybym mógł o coś zaapelować, to bym zaapelować o nowe rozdanie i powrót do korzeni – o mocny trening. Kiedyś Zbigniew Boniek powiedział, że piłkarz musi mieć żołądek przyklejony do kręgosłupa. I taka jest prawda. Musi być wyżyłowany. Dzisiaj natomiast wszystko robimy na 70 procent.
– Jakoś nie wierzę, że zabierzesz piłkarzy w góry i każesz im zdobywać szczyty, jak w latach 80.
– Moje drużyny ciężko trenują, np. na zgrupowaniu w Cetniewie, chociaż pewnie dałoby się jeszcze mocniej, tylko trzeba odpowiednio organizmy przygotować, nie może być szoku. Ostatnio pokazywałem podczas konferencji trenerów, co zrobiliśmy właśnie podczas zgrupowania w Cetniewie jako Widzew. Wszystko na liczbach – jak ubywało tłuszczu, jak narastała siła. Byliśmy czwartą drużyną rundy wiosennej. Ale właśnie od tych punktów były ważniejsze współczynniki piłkarzy, to jak stawali się lepszymi sportowcami, każdy z osobna. Tylko, że „lepienie” sportowca to długotrwały proces, a nie zabawa na jedną rundę. Rola trenerów od przygotowania fizycznego będzie rosła. Dzisiaj jeszcze czasami prezesi mówią: – A co, pan sam nie potrafi przygotować? Taki pan mądry i pan nie przygotuje, jeszcze jednego człowieka mamy zatrudnić? Cóż, od specjalizacji nie uciekniemy. Miałem fantastycznego asystenta, odpowiedzialnego właśnie za przygotowanie fizyczne, Krystiana. Skończył najlepsze szkoły w Niemczech, kursy w Anglii. Nie zapłacili mu w jednym klubie, nie zapłacili mu w drugim, nie zapłacili mu w trzecim, powiedział, że wraca do siebie i nie chce mieć z polskim futbolem nic wspólnego… Taki trener od przygotowania fizycznego, by naprawdę jego praca miała sens, musi działać długo, opracować plan rozwoju dla każdego zawodnika. Taki fachowiec nie da się wypuścić prezesowi czy dziennikarzom, że coś zrobi w dwa tygodnie. On wie, że potrzebna jest i praca, i odpoczynek, i dieta, zmiana nawyków. A tu co? Krystian się zawinął, tego w Kielcach zrobili wariatem…
– W Lechu jest stabilizacja, ta sama kadra trenerska od dawna, a widać, że organizm Kamińskiego stoi w miejscu.
– Nie chcę oceniać, jak wygląda praca w Lechu, bo mnie tam nie ma. Natomiast zbudowanie piłkarza musi trwać i trzeba mieć plan. Czasami jest cykl „mecz, mecz, kadra, mecz”, chłopak miesiąc nie popracuje wedle planu, ktoś czegoś nie dopilnuje i wszystko leci w dół, trzeba zaczynać od początku. W polskich klubach brakuje ścieżki rozwoju indywidualnego dla zawodników, skupiamy się na wyniku, a paradoksem jest, że na koniec – także z tego względu – tego wyniku w ogóle nie ma. Zobaczmy, jak wyglądał Goetze, gdy przychodził do Borussii, a jak wygląda dzisiaj. Rozwinął się technicznie i taktycznie, ale nie przeszkodziło to w tym, by rozwinął się także fizycznie. U nas ekstraklasa zbyt często oznacza koniec edukacji, pracy nad sobą, a zaczyna się tylko przygotowanie meczowe.
– Przez cały wywiad jakbyś odsuwał odpowiedzialność od piłkarzy.
– Pewnie, że ich samoświadomość mogłaby być wyższa, zapał do pracy też. Ale to trener odpowiada za to, by każdego zawodnika odpowiednio poprowadzić, każdy trener ma narzędzia, by odpowiednio kogoś zmobilizować czy nawet postraszyć. Dzisiaj najlepszą rzeczą dla Kamińskiego byłby wyjazd do Hannoveru na dwa lata pod okiem Edwarda Kowalczuka. Wspaniały fachowiec, obdarzony zaufaniem przez klub, mający dla piłkarzy i plan, i czas. W dwa lata zdołałby zbudować Marcina. Wróciłby inny piłkarz. Klich w Niemczech nie grał i mówił, że trener dawał mu w kość podczas ciężkich treningów. A może nie grał po to, by grać od teraz przez kolejne dziesięć lat? Bawimy się w piłkę w ekstraklasie, ale czy to jest na pewno sport wyczynowy? Odstaw jako trener Klicha na rok i buduj jego organizm, a nie przepracujesz rundy…
– Których piłkarzy, z którymi pracowałeś, byś wyróżnił, a których wręcz przeciwnie?
– Oj, wielu było świetnie zbudowanych, czy to Chmiel, Budka, Robak, Sernas, Nakoulma czy Broź. Broź dodatkowo w młodości ćwiczył judo, jest sprawny, widać to w każdym ćwiczeniu. Fenomenem był zawsze Łukasz Piszczek. Gdzieś na drugim biegunie miałem Pejovicia w Jagiellonii. Łydek u niego nie zaobserwowano, chudy, garbaty. W naprawdę zawodowej piłce nie miałby szans. Nie chodzi o to, by być napompowanym jak Arboleda, wystarczy być silnym jak Madera.