Ranking Weszło – napastnicy 2013

redakcja

Autor:redakcja

28 grudnia 2013, 17:30 • 4 min czytania

O brazylijskim snajperze Ailtonie często mówiło się, że w pole karne najpierw wchodzi jego brzuch, następnie mamy kilka minut czasu reklamowego, a dopiero później reszta korpulentnego zawodnika mija linię szesnastego metra. Gdyby przenieść tę złośliwą dygresję na potrzeby naszego zestawienia napastników, byłoby tak: pierwszy Lewandowski, ale zaraz za nim przerwa tak długa, że dalibyśmy radę, nie łamiąc przepisów, dojechać samochodem z Warszawy do Szczecina. I jakoś mniej więcej wtedy – dopiero wtedy – w myśl zasady „kolejno odlicz”, wymienialibyśmy nazwiska pozostałych dziewiątek. Nie jest wstydem być słabszym od gwiazdora Borussii, natomiast dziwne, że prawie 40-milionowy naród nie wyłonił ani jednego, który przynajmniej starałby się nawiązać prowizoryczną rywalizację…
Lewandowski, mimo że w kadrze strzela głównie amatorom, i tak prowadzi walkę z cieniem. Początkowo łudziliśmy się, że w końcu odpali Sobiech, któremu zgodnie wyłożyli się konkurenci do walki o miejsce w Hannoverze. Nie wyszło. Teraz z kolei zdecydowana część polskich kibiców i ekspertów upatruje swej nadziei w Miliku. No, tylko tenże Milik mógłby do tych swoich goli z reprezentacji młodzieżowej dołożyć coś jeszcze. Choćby coś więcej niż ławka w raczej miernym Augsburgu. Tam przecież wypożyczył go Bayer, żeby łapał minuty, nie zaś znaczniki dla rezerwowych.

Reklama

Wśród polskich napastników, występujących na co dzień zagranicą i nie zakładających żółto-czarnej koszulki z numerem dziewiątym, do siatki najczęściej trafiają Biliński na Litwie i Parzyszek w drugiej lidze holenderskiej (prawdziwą klasę poznamy w Benfice). Inna sprawa, że na zapleczu Eredivisie rekordy bili i Benson, i Voskamp, i van der Biezen, czyli poziom rozgrywek może mieć tam wiele wspólnego z ukształtowaniem terenu. Spora część leży poniżej poziomu morza i nie brakuje wiatraków! Z tego względu naprawdę trudno zestawić wyśrubowane statystyki naszych stranierich z dorobkiem… Tak, nawet z dorobkiem wielokrotnie wyszydzanych ekstraklasowców.

A ci, o dziwo – w przeciwieństwie do poprzedniego sezonu – wreszcie przestali się lenić. Brożek znów w Krakowie ładuje jak potłuczony, z sensem rozpycha się Robak, a Teodorczyk – wbrew częstej krytyce bramki zdobywa regularnie. Przed sezonem po każdym z nich spodziewaliśmy się, że swoim drużynom częściej pomogą niż zaszkodzą. Ich skuteczność trochę zadziwia, lecz na pewno nie w takim stopniu, jak wystrzał Zachary czy fakt, że Nowak, który spokojnie mógłby parkować auto na miejscach stworzonych z myślą o inwalidach, przez całą rundę ani razu nie wypadł na dłużej. Bo że celować między słupki potrafi, przekonaliśmy się kilka lat temu…

Reklama


Zupełnie inaczej prezentuje się polski narybek, jeżeli mowa o napastnikach. Zwłaszcza ten najmłodszy. Ranking otwiera duet szesnastolatków – Kownacki z Lecha Poznań i Ryczkowski z Legii Warszawa. To właśnie w głównej mierze dzięki ich świetnej dyspozycji, reprezentacja Polski U-17 sięgnęła po Puchar Syrenki. Ten pierwszy, gdyby nie kontuzja, którą odniósł w czasie, gdy jak małpę w cyrku wożono go przez kolejne zgrupowania kolejnych roczników, zadebiutowałby w Ekstraklasie na początku sezonu. Na Ryczkowskiego natomiast w Warszawie chuchają i dmuchają. Po tym, jak latem został wyciągnięty z Polonii (wybierał jeszcze między Tottenhamem, Blackburn czy Borussią), i częściej grywał z orzełkiem na piersi niż w klubie, Legia postępowała wyjątkowo cierpliwie. Dopiero od niedawna trenuje z drugą drużyną.

Dopiero trzeci – z przekory, a jakże – Stępiński. Za nim trudny rok, w trakcie którego nie błyszczał w Ekstraklasie, lawirował w rozmowach kontraktowych z Widzewem, by ostatecznie wraz z ukończeniem regulaminowej osiemnastki, zwiać do Norymbergi. W Niemczech szczytem marzeń naszego najzdolniejszego podobno napastnika młodego pokolenia – tak twierdzi wielu samozwańczych ekspertów – pozostaje co najwyżej miejsce na bandzie. A i to nieprędko…

Stawkę wyróżnionych uzupełniają 17-latkowie – Zawada oraz Buksa. Zarówno jeden, jak i drugi urósł ponad stan, obaj mają w granicach 190 centymetrów wzrostu i są dobrze skoordynowani. Dlatego zagraniczni kontrahenci – odpowiednio Wolfsburg i Novara Calcio (Buksę chciał też Espanyol, po testach) – szybko wyłapali atrakcyjny, zgodny z europejskimi trendami towar. Póki co szału nie ma, lecz najważniejszy jest idący z zagranicy przekaz: ich zespoły wiążą z młodymi biało-czerwonymi konkretne plany.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama