W polskim futbolu plaża. Potwierdzają to choćby dzisiejsze wydania gazet, kiedy w prasie sportowej na okładkach próżno szukać piłkarzy, a do tekstów o piłce trzeba przerzucić kilka stron. A jeśli ktoś chciałby przeczytać coś naprawdę ciekawego, to… aż sami nie wiemy, które teksty polecić. W Sporcie i Fakcie nic interesującego, w Gazecie Wyborczej – mimo, że wyszedł dodatek sportowy, również. Radzimy więc kierować wzrok w kierunku Super Expressu (sylwetka Adama Marciniaka) i Przeglądu Sportowego.
FAKT
Materiał numer 1 w Fakcie to przede wszystkim tekst o Borussii Dortmund oparty na wypowiedziach Michaela Zorca, dyrektora sportowego klubu. I jeśli dobrze widzimy, są to wypowiedzi… dla „Bilda”. Tak został przedstawiony jeden z cytatów, a kolejne kojarzymy, że czytaliśmy już w niemieckiej prasie. Cytujemy z braku laku.
Dyrektor sportowy BVB nie tylko mówił o tym, co należy zmienić, ale odniósł się do niekończącego się zamieszania transferowego wokół Roberta Lewandowskiego (25 l.). – Jesteśmy przygotowani na odejście Roberta. Niedługo zaprezentujemy następcę Lewandowskiego – powiedział Zorc. W Niemczech ostatnio pojawiły się kolejne informacje, że nasz napastnik miałby zimą zmienić klub, żeby włodarze Borussii mogli na nim jeszcze coś zarobić. Ale nie jest to realne, ponieważ zespół z Dortmundu musi walczyć o miejsce dające start w Lidze Mistrzów, co po fatalnych ostatnich tygodniach nie będzie takie łatwe.
Felieton, a raczej noworoczne życzenia Mateusza Borka.
Naszym piłkarzom życzę, żeby zrozumieli, że wykonują naprawdę piękny zawód, za którym już wkrótce zatęsknią. Bo czas niestety nie stoi w miejscu, zwłaszcza w sporcie. Wykorzystajcie ten czas na maksa, pracujcie, wymagajcie od siebie więcej i pamiętajcie, że nawet po trzydziestce można robić postępy. Naszym trenerom życzę, aby ich pracodawcy mieli tyle cierpliwości i jedności wizji pracy szkoleniowej, co tego dnia, kiedy ich zatrudniają. I nie zapomnijcie panowie szkoleniowcy, że piłka się zmienia, więc byłoby dobrze, gdybyście czasem – zamiast wracać do żółtych kartek zeszytu bądź starego laptopa – wybrali się na poważny staż.
Mamy też kilka sympatycznych notek – o Arce, która chce wyciągać piłkarzy z ekstraklasy (rezerwowych, oczywiście), wystawieniu Śląska na sprzedaż i finansowych perypetiach Andrzeja Niedzielana, któremu Ruch nie płaci od dziewięciu miesięcy. Dyrektorem sportowym Zagłębia Lubin może zostać Dariusz Dziekanowski, Michał Miśkiewicz może opuścić Wisłę, natomiast od stycznia w barwach Podbeskidzia będzie mógł występować… pozyskany we wrześniu Maciej Iwański. Zachował się jednak fair, tak jak niedawno Marcin Kuś w Górniku, i przez ten czas nie pobierał wynagrodzenia.
Tekst o Henryku Kasperczaku i kasie, jaką zarobi w Mali.
Portal maliweb.net, powołując się na Agence de Press Africaine, podał, że trener Kasperczak może liczyć na horrendalne zarobki jako szkoleniowiec „Orłów”. Miesięcznie ma otrzymywać 14,3 mln franka zachodnioafrykańskiego. To około 22 tys. euro. Tę informację miał ujawnić wiceprezydent Malijskiej Federacji Piłkarskiej Boukary Sidibe Kolon. Dzięki takiej kwocie doświadczony szkoleniowiec będzie jednym z najlepiej zarabiających polskich trenerów.
GAZETA WYBORCZA
W „normalnym” wydaniu GW o piłce właściwie nic (krótka informacja o przyszłości Śląska), w stołecznym – również. Więcej można przeczytać w specjalnym dodatku Sport.pl. A tam Rafał Stec szaleje na dwóch stronach” wybiera bohaterów i antybohaterów minionych dwunastu miesięcy, a także pisze o futbolu totalnym, opierając się m.in. na Bayernie. Fragment.
To trwa już kilka lat. Zwycięzca bierze wszystko. Najlepsi nie wygrywają zwyczajnie, ciut więcej meczów niż reszta, lecz bez opamiętania, dlatego rekordy padają coraz częściej, zamiast padać coraz rzadziej. Kiedy Barcelona mknęła po mistrzostwo kraju w 2011 r., to zdarzyła jej się bezprecedensowa seria 16 ligowych zwycięstw z rzędu. Kiedy Real Madryt mknął po mistrzostwo w 2012, to nastrzelał bezprecedensowe 121 goli. Kiedy po tytuł w Niemczech pędziła wtedy Borussia Dortmund, nazbierała bezprecedensowe 81 punktów. Kiedy w bieżącym roku detronizował ją Bayern, jej rekord oczywiście pobił – i ustanowił masę innych, uzyskał m.in. największą w historii przewagę nad wiceliderem, stracił najmniej bramek, odniósł najwięcej zwycięstw etc. Takie nastały czasy. Grube ryby są naprawdę grube. Rzadziej podziwiamy zwycięzców przeciętnych, którzy okazali się lepsi od innych, częściej podziwiamy zwycięzców majestatycznych, którzy rywali zrównali z murawą. Zjawisko obserwujemy na różnych poziomach. W minionych czterech latach potrójną koronę – inkrustowaną triumfami w Lidze Mistrzów, lidze krajowej i pucharze krajowym, to insygnium absolutnej władzy na kontynencie – zakładały aż trzy kluby: Barcelona, Inter Mediolan oraz Bayern. Przez wcześniejsze 52 lata istnienia najważniejszych europejskich rozgrywek – ledwie cztery…
Stec wybiera też swoją „Superjedenastkę 2013” z obszernym dość uzasadnieniem. Skład wygląda tak:
Manuel Neuer – Philipp Lahm, Neven Subotić, Thiago Silva, David Alaba – Arturo Vidal, Sergio Busquets – Franck Ribery, Thomas Mueller, Cristiano Ronaldo – Robert Lewandowski.
Na kolejnych dwóch stronach mamy najciekawsze (najśmieszniejsze?) cytaty roku i tekst Michała Szadkowskiego o tym, jak wyglądałaby Polska, gdyby nie było Borussii.
Kluby grają w pucharach gorzej od mołdawskich, kadra spada na najniższe w historii miejsce w rankingu FIFA, na koniec roku właściwie przestaje istnieć. Co zostałoby z polskiej piłki, gdyby nie trio z Dortmundu? (…) Historia Lewandowskiego, Błaszczykowskiego i Piszczka jest opowieścią osobną także dlatego, że wszyscy podołali kolejnym wyzwaniom rzucanym przez Juergena Kloppa. W każdym sezonie trener wymagał więcej, a oni z zadań się wywiązywali. Rośli razem z drużyną, która najpierw odpadała w fazie grupowej Ligi Europejskiej, by po dwóch latach grać w finale Ligi Mistrzów. Gdyby Polacy się zatrzymali, Klopp pewnie by się ich pozbył. Jak pozbył się niezbędnych kiedyś Mohameda Zidana i Lucasa Barriosa. To w naszej piłce rzadkość. Polak zazwyczaj nie wykorzystuje szans, zdarza mu się zrobić dwa kroki w przód, by po chwili cofnąć się o trzy. Albo nie ruszać się wcale, pogrążyć się w przeciętności. Spójrzmy na graczy uchodzących za odkrycia 2012 r. Na Dominika Formuana popełniającego w Lidze Europejskiej te same błędy co rok wcześniej, gdy w pucharach debiutował. Na Jakuba Koseckiego, który w 2013 r. strzelił ledwie dwa gole w lidze (w poprzednim – dziewięć). Na drugie najskuteczniejszego 18-latka w Europie poprzedniej jesieni Arkadiusza Milika, pierwszą połowę roku spędzającego poza kadrą bijącego się o podium Bundesligi Leverkusen, a drugą – w rezerwie broniącego się przed spadkiem Augsburga.
I tyle. Jeśli sądziliście, że z sobotniego dodatku czegokolwiek się dowiecie, to jesteście w błędzie. Są tu jedynie jakieś proste podsumowania, cytaty, jedenastki, dwa przyzwoite teksty, a zero wywiadów, materiałów ekskluzywnych. Czujemy rozczarowanie.
SPORT
Standard katowickiego dziennika, czyli piłka schodzi na drugi plan, okładki przyznaje się innym sportowcom.
Przerzucamy kolejne strony, gdzie natrafiamy na informacje, które już wczoraj krążyły w sieci. Jest też kalendarium, czyli przypomnienie, co działo się w polskiej i światowej piłce w kolejnych miesiącach. Jedyne, przy czym można zatrzymać się na chwilę, to rozmowa z Bogusławem Kaczmarkiem. Fragment.
Znalazł pan jesienią w polskiej ekstraklasie piłkarza, który w najbliższej przyszłości może stać się gwiazdą naszej ligi?
– Pewnie zaskoczę wszystkich, ale za takiego piłkarza uważam lewego obrońcę Ruchu Chorzów, Daniela Dziwniela. Dostrzegłem drzemiący w nim duży potencjał, jeżeli będzie robił postępy w takim tempie, trafi do reprezentacji Polski. Generalnie zaś „szału nie ma”.
Podobno trzech piłkarzy Lechii wpadło w oko klubom Bundesligi. Pawła Dawidowicza obserwowali wysłannicy Borussii Dortmund, inne zaś kluby niemieckie zainteresowały się Przemysławem Frankowskim i Rafałem Janickim. Naprawdę są „gorącym” towarem?
– To zdolni chłopcy, ale na razie to tylko „półfabrykaty” piłkarskie. Wiem, co mówię, bo spędziłem z nimi ponad rok. Mają dużo chęci i ambicji oraz przyzwoite umiejętności, ale do tego, by była to nadzieja polskiego futbolu jest jeszcze droga daleka. By doszli do wysokiego poziomu, muszą być rozsądnie prowadzeni.
SUPER EXPRESS
„SE” przeznacza na piłkę tylko dwie strony, ale jest to nieźle zagospodarowane miejsce. Mamy sylwetkę Adama Marciniaka, powoływanego do kadry przez Adama Nawałkę, i rozmowę z Jerzym Dudkiem o Premier League.
Na początek Dudek, który wskazuje Arsenal na mistrza Anglii.
Podobno założyłeś się z kolegą o to, jak będzie wyglądała tabela ligi angielskiej na koniec sezonu. Stawka nie byle jakaÂ….
– To prawda. Założyłem się o skrzynkę kolumbijskiego rumu „Dictador” z kolegą, który jest wielkim fanem Manchesteru United. Sprowokował mnie, mówiąc, że Liverpool nie będzie w pierwszej czwórce na koniec sezonu. Od słowa do słowa i doszło do zakładu. Ja stwierdziłem, że nie dość, że „The Reds” skończą ligę w Top 4, to w tej czwórce zabraknie jego ukochanego Manchesteru United. Na razie wychodzi na moje, bo Liverpool jest czwarty, a MU dopiero siódmy.
(…)
Na największą gwiazdę ligi wyrósł Luis SuarezÂ….
– Potrafił przekuć w sukces całą krytykę, która na niego spadła. Bije wszelkie rekordy, oby tylko podtrzymał regularność. Tytuł króla strzelców ma w kieszeni.
Gdybyś był prezesem klubu, to wolałbyś kupić jego czy Roberta Lewandowskiego?
– To zależy, do jakiego klubu. Do Realu Madryt kupiłbym Lewandowskiego, a do Barcelony, gdzie gra się bardzo kombinacyjnie, Suareza.
I Marciniak, który mógł być aktorem, a kiedyś został skierowany na badania z podejrzeniem ADHD.
– Jest taki portal Filmpolski.pl. Wpiszcie tam Adam Marciniak, a wyskoczy wam moja filmografia – śmieje się piłkarz „Pasów”: – Raz ktoś przyszedł do szkoły i kazał się uśmiechać, a ja na dodatek trochę się powygłupiałem. Na drugi dzień pojawił się znowu, zawołał mnie, spytał, czy chcę zagrać w filmie i dał mi jakiś papier. Okazało się, że to zaproszenie na casting. Pojechałem z mamą, było z 500 dzieciaków. W finale zostałem z jakimś chłopcem, który zerkał w kamerę, więc był przegrany. A ja zachowałem pełen luz (śmiech). To była rola w spektaklu w Teatrze Telewizji, o godz. 13 to puszczali, jak nikt nie włącza telewizora. Moja postać w filmie znęcała się nad rudym chłopcem. Miałem to nagrane, ale mi kaseta zaginęła. Chcę nawet napisać do telewizji, by poszukali dla mnie tego filmu. Na pewno go mają, bo czymś trzeba upychać ramówkę (śmiech).
Marciniak przyznaje też, że nie ogląda piłki w telewizji, bo go nudzi i nie wie, jak można wytrzymać półtorej godziny przed telewizorem. Tylko… jakim cudem mógł zostać fanem skoków narciarskich?
PRZEGLĄD SPORTOWY
Piłka na zupełnie drugim planie, bo żeby trafić na pierwszy tekst, trzeba dojść do 14. trony. Mimo, że to nie pierwszy raz, to wciąż jesteśmy zaskoczeni. Ale może to i dobrze? Zaczynamy od komentarzy Mateusza Borka (cytowaliśmy przy okazji „Faktu”), Tomasza Włodarczyka i Krzysztofa Stanowskiego. Ten ostatni pisze o Obraniaku i jego braku czasu do nauki języka polskiego.
Jednym z najczęściej powtarzanych przez piłkarzy kłamstw jest to o „braku czasu”. Gdyby wsłuchać się w wypowiedzi zawodników, można byłoby pomyśleć, że naprawdę pracują od świtu do nocy i trudno im wygospodarować chociaż godzinkę dla siebie. Zapytajcie dowolnego futbolistę o cokolwiek, a powie wam, że „nie ma czasu”. Wywiad? „Nie mam czasu”. Kino? „Rzadko, nie mam czasu”. Książka? „Raczej nie, brakuje mi wolnego czasu”. Gotujesz? „Nie mam czasu, dlatego chodzę do restauracji”. Nauka? „Bardzo bym chciał, ale na razie z powodu natłoku obowiązków nie mam czasu”. „Piłka nożna jest tak czasochłonnym zajęciem, że trudno myśleć o czymkolwiek innym” – mawiają. Prawda o zawodzie piłkarza wygląda zdecydowanie inaczej: w żadnej innej branży – za wyjątkiem branży bezrobotnych – ludzie nie mają więcej wolnego czasu. Zawodnik przez większość dnia nic nie robi. Przyjedźcie na stadion w dowolnym mieście i zapytajcie ochroniarza, czy zastaliście piłkarzy, bo chcielibyście zebrać autografy. Powie wam: „Nie, dzisiaj już byli”. Zawsze „Już byli”. Zastać zawodnika na klubowym obiekcie jest trudniej niż zastać posła Kucharskiego na sejmowej mównicy. Za każdym razem, gdy piłkarz mówi, że ma „za mało wolnego czasu”, powinien mu rosnąć nos. Po miesiącu nochale byłyby tak długie, że niektórym trudno byłoby wejść do szatni.
Tekst z wypowiedziami Zorca, który w Fakcie odgrywa kluczową rolę, w PS jest praktycznie niewidoczny. Ciekawsza jest znajdująca się obok rozmowa z Waldemarem Sobotą.
Nie żałuje pan, że nie wybrał mocniejszej ligi?
– Czuję progres. Dalej się rozwijam, mimo zaawansowanego wieku (26 lat). W Polsce w moim kontekście mówiło się „młody”, a w Belgii zobaczyłem ilu jest młodszych zawodników ode mnie. Załapałem, o co w tej lidze chodzi. W Belgii trzeba być przygotowanym przede wszystkim taktycznie i fizycznie. Jak pojadę z drużyną na obóz przygotowawczy, co nie miało miejsca latem, będzie jeszcze lepiej.
(…)
Formę z klubu wypadałoby przełożyć na reprezentację. Pierwszy mecz u trenera Nawałki nie był dla pana udany. Wygwizdali pana kibice na stadionie, na którym grał pan w Śląsku Wrocław.
– Traktuje gwizdy trochę z przymrużeniem oka. Nie było to dla mnie przyjemne, ale widocznie kibice oczekiwali ode mnie więcej. Szkoda. Oby w przyszłości nie musieli już tego robić. Mam nadzieję, że trener ogląda moje mecze i widzi postęp i to w jakiej jestem formie. Jeżeli mówimy o wynikach kadry – ostatnio nie były dobre. Weźmy jednak poprawkę, że trener wykorzystuje okres kiedy może pozwolić sobie na różne warianty. Po prostu sprawdza ludzi i ustawienia. To logicznie. Jestem zbudowany tym, co widziałem podczas pierwszego zgrupowania. Trener to naprawdę dobry fachowiec. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Wydaje mi się, że będzie to zmierzało w dobrym kierunku.
Co poza tym ciekawego? Luis Suarez szykuje się do niedzielnego hitu z Chelsea, zaś Lukas Klemenz usłyszał w Valenciennes, że dopóki nie nauczy się języka francuskiego, nie będzie mógł trenować z pierwszą drużyną. Jest również wywiad z Rafałem Kosznikiem, ale nic w nim odkrywczego.
Swoją historię przedstawia Marek Dziuba, choć – jak to w jego przypadku bywa – kiedy przychodzi do opowiada sytuacji zakulisowych, woli ugryźć się w język.
Wszystkiego nie da się opowiedzieć. Pewnych rzeczy nie wypada. Tak po ludzku. Sto razy o tym myślałem. Każdy ma swoją niesamowitą historię i sekrety. Gdyby je wszystkie spisać, wyszedłby bestseller, gwarantuję. No ale nie da się. Są tajemnice szatni, które nigdy nie ujrzą światła dziennego. Trzeba to uszanować. Święty nigdy nie byłem, swoje wady miałem i wcale się z tym nie kryję, ale dziś też nie ubieram się w cudze piórka. Gdy czasem widzę, kto się bierze za publiczne moralizowanie, za pouczanie innych, to aż mnie skręca. Sam się wtedy zastanawiam: śmiać się czy płakać?
Solskjaer kandydatem numer jeden na trenera Cardiff – donosi Guardian. Zaskakująco ważnym tematem jest dzisiaj ta kwestia. Właściwie każdy dziennik porusza go dość szeroko. Telegraph publikuje zdjęcie właściciela klubu z hasłem „więc… kto następny?”. Zdaniem Mirror Sport Norweg ma 95 szans na zatrudnienie.
Na łamach La Gazzetty Cesare Prandelli mówi: nie jesteśmy najlepszych, ale możemy najlepszych pokonać. Wywiad numeru, w kontekście zbliżającego się mundialu. Tuttosport pisze o Antonio Conte, który przebywa w Dubaju, gdzie może zostać wybrany trenerem roku na świecie w plebiscycie zorganizowanym przez European Club Association. Poza tym dowiadujemy się, że Roma oferuje 7,5 miliona euro za piłkarza Cagliari – Radję Nainggolana.
W Hiszpanii tematem na okładkę jest wypowiedź Neymara, że… chce zdobywać trofea. Eureka! Poza tym czuje się szczęśliwy w Barcelonie. Xabi Alonso chce zostać w Realu Madryt – donosi dzisiejsza Marca. Prócz tego Królewscy zagięli parol na Gundogana z Borussii Dortmund. Zanosi się też, że wiosną z wypożyczeń wrócą Rafinha i Deulofeu, młodzi piłkarze Barcelony.
L`Equipe, o ile dobrze odczytaliśmy intencję, bawi się dziś słowami w temacie Mourinho. „Coup de mou” to z francuskiego – błąd, pomyłka, zapaść, dołek formy. Dziennik pisze nie tyle o wynikach Chelsea, ale o metodach menedżera.
Cristiano Ronaldo wreszcie zgarnia jakąś statuetkę, Portugalczycy nie mają wątpliwości, że zasłużył na miano piłkarza roku. Piszą też o arbitrze, który stał się ofiarą nieprzyjemnych incydentów po meczu Sportingu z Nacionalem Madeira. Zdaniem O Jogo Ricardo Quaresma niebawem znów będzie graczem Porto.

























