Chyba już ostatecznie, raz na zawsze kończy się przygoda Patryka Małeckiego z Wisłą Kraków. – Patryk ma trudny charakter – mówi prezes Jacek Bednarz. – Nie przyszedł na spotkanie z Bogusławem Cupiałem. Wszyscy byli, tylko nie on – dopowiada Franciszek Smuda. W istocie, Małecki nie jest chłopakiem, który w szkole dostałby odznakę wzorowego ucznia. Nikt jednak nie wspomina o najważniejszym.
Małecki jest dzisiaj bardzo słabym piłkarzem.
Wsłuchując się w głosy z Krakowa, można odnieść wrażenie, że z Wisły wypychany jest polski Mario Balotelli, czyli tyleż niesforny, co jednak świetny zawodnik. Tymczasem należałoby zaprzestać tych wszystkich rozważań nad charakterem Małeckiego, a większą uwagę zwrócić na to, jak kopie piłkę. Prawda jest bowiem taka, że gdyby sportowa przydatność Patryka była taka jak kilka lat temu, to dawno otrzymałby nowy kontrakt. Umowa nie zostanie jednak przedłużona z jednego powodu: ponieważ to się nie opłaca. Płacenie kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie zawodnikowi o przydatności Burdenskiego po prostu się nie kalkuluje. Zarobki Małeckiego nie oddają dziś jego sportowej klasy. Bo gdyby miały oddawać, to zgarniałby 3500 złotych brutto.
O tym warto mówić, a nie o tym, czy Małecki jest w Wiśle szczęśliwy czy nie i czy podzielił się opłatkiem z kolegami. O tym, że jako piłkarz się stoczył. Ma 25 lat, czyli nie jest już aż takim młodzieniaszkiem, istnieje szansa, że jeszcze się odbije, ale niestety jest to szansa coraz mniejsza. Dlatego namawiamy Jacka Bednarza, by mówił szczerze: – Nie przedłużamy umowy z Patrykiem Małeckim, ponieważ jest słaby.
Po co dorabiać ideologię do tak prostej sprawy?
Fot. FotoPyK