Artur Sobiech na brak okazji do występowania w tym sezonie Bundesligi nie ma prawa narzekać. Ponad 800 minut w czternastu kolejkach to wynik całkiem przyzwoity, który nie pomógł jednak Polakowi jakoś znacznie umocnić swojej niezbyt dotychczas pewnej pozycji w zespole. I raczej nie zmienił tego stanu rzeczy również dzisiejszy mecz z Eintrachtem, w którym Sobiech na murawie przebywał wprawdzie przez 70 minut, a nie oddał w tym czasie choćby jednego strzału na bramkę gości.
Uściślając, jeden w sumie oddał i – głównie dzięki pierdołowatości Trappa, bramkarza z Frankfurtu – zdobył nawet gola, ale mimo długich protestów sędziowie nie uznali go z powodu bardzo trudnej do wychwycenia w pierwszym momencie pozycji spalonej polskiego napastnika. Czyli w statystykach pozostaje okrągłe zero. Czy poza tym zdarzeniem Artur w jakikolwiek sposób zapadł w pamięć po tym spotkaniu? Uczciwie rzecz ujmując, niekoniecznie. Wprawdzie sporo w drugiej połowie walczył, co zaowocowało nawet drugim „żółtkiem” dla defensywnego pomocnika Eintrachtu, ale nic po za tym. Trochę jazdy na dupie i to by było na tyle. Naprawdę trudno wyciągać pozytywy, gdy napastnik nie notuje w meczu ani jednego udanego dryblingu, nie oddaje ani jednego strzału na bramkę, a do tego przegrywa ponad 50% pojedynków główkowych, które w przypadku Artura powinny być przecież jego wielkim atutem. Na potwierdzenie swoich słów dodajmy, że Bild ocenił jego występ na bardzo przeciętne 4.
Przyjrzeliśmy się uważniej jego sytuacji w klubie i wnioski nasuwają się same: Sobiech gra w tym sezonie tak często tylko i wyłącznie z dwóch powodów: ogólnie bardzo słabej dyspozycji pozostałych snajperów i kontuzji Didiera Ya Konana. Szkoda tylko, że Artur tej sprzyjającej dla siebie sytuacji w żaden sposób nie potrafi wykorzystać. I trudno nawet z takim niezbyt pozytywnym dla niego wrażeniem w jakikolwiek sposób polemizować. Atak, na pozór całkiem przecież ciekawy, zawodzi bowiem na całej linii. Zdecydowanie poniżej oczekiwań prezentuje się Mame Biram Diouf, który zdobył dziś dopiero trzeciego gola w tym sezonie, a słabą – żeby nie powiedzieć „żadną” – alternatywą w linii ataku jest 30-letni Jan Schlaudraff, który do siatki trafia rzadziej niż Bartosz Ślusarski.
Niestety z tego trendu nie potrafi wyłamać się Sobiech, który otrzymuje sporo szans od Mirko Slomki, ale w żaden sposób nie potrafi ich przekuć na zdobywane bramki. Cóż, dwa trafienia w trzynastu występach do zdecydowanie za mało, by zostać etatowym napastnikiem solidnego klubu Bundesligi, dlatego nie dziwią dochodzące z niemieckiej prasy głosy, że włodarze H96 będą zimą poszukiwać wzmocnień na tę pozycję (w grę wchodzi ponoć m.in. Artjoms Rudnevs). Najbardziej martwi jednak nie tyle kiepska statystyka strzelonych przez Artura goli, co wybitnie słaba liczba strzałów oddanych przez niego w tym sezonie na bramkę rywali – 13. Trener Mirko Slomka ma zresztą sporo pretensji do swoich ofensywnych zawodników o zbyt małą liczbę stwarzanych przez nich sytuacji bramkowych.
Za nieco ponad pół roku, z końcem czerwca 2014 roku, kończą się kontrakty dwóch bezpośrednich rywali Sobiecha do miejsca w wyjściowym składzie Hannoveru – Mame Birama Dioufa i Didiera Ya Konana. Jeśli Polak chce pozostać w planach Mirko Slomki na przyszły sezon w roli podstawowego napastnika, powinien więc jak najszybciej wziąć się za poważne granie i strzelanie goli, bo za walkę i ambicję można chwalić co najwyżej zawodników na zapleczu naszej Ekstraklasy, a nie piłkarza z poważnego klubu Bundesligi.