Jak bardzo można się pomylić? W drafcie 1984 roku Portland Trail Blazers wybrali Sama Bowiego zamiast Michaela Jordana. Bowie nigdy nie zagrał nawet w meczu All-Star, a Jordan został największą gwiazdą w historii NBA. Galliani, prezes Milanu, o swojej pomyłce z 2008 roku też pewnie chciałby zapomnieć. – Włoska piłka nie zostanie dotknięta przez kryzys finansowy. Owszem, niektóre banki mają poważne problemy, ale to nie odbije się na nas. Przeciętny włoski klub dwie trzecie zysków generuje z praw telewizyjnych, do tego dochodzą umowy sponsorskie oraz zarobki z biletów. Nie spodziewam się więc żadnych cięć w wydatkach – taką wypowiedzią uraczył prasę pięć lat temu.
Z dzisiejszej perspektywy brzmi to jak kiepski dowcip, a pamiętajmy, że ten człowiek i teraz jest odpowiedzialny za planowanie przyszłości klubu. Już zaledwie rok po jego słowach, Milan musiał sprzedać do Realu swoją największą gwiazdę, Kakę. Sam Brazylijczyk przyznawał zresztą, że jednym z głównych powodów jego odejścia była chęć ratowania finansów “Rossonerich”. Dziś Milan kupuje w second-handzie, klubach trzeciej kategorii, albo wybiera wśród odpadów wyplutych przez europejskie potęgi. Ibrahimovic powiedział wprost: – Nie stać ich obecnie na zawodników, których potrzebuje, by osiągnąć sukces.
Galliani zapomniał, że gruntem, na którym wzrasta klub, zawsze jest miasto. To relacja nierozerwalna. Degrengolada Widzewa i ŁKS-u musi być bezpośrednio powiązana z utratą znaczenia Łodzi w skali kraju, stopniową pauperyzacją “polskiego Manchesteru”, by nie powiedzieć: jego powolnym upadkiem. Bez ingerencji szalonego szejka (choćby lokalnego, jak Drzymała lub Wojciechowski) nigdy najbogatszy polski klub nie będzie znajdował się w Wałbrzychu czy Lublinie. Nie ma tam odpowiedniej tkanki pod rozwój, taka jest tylko w dobrze prosperujących metropoliach. Mediolan przez dekady był jednym z najbogatszych miast Europy, co miało też odzwierciedlenie w sukcesach tamtejszych drużyn. Ale gdy miasto powoli osuwa się na dno, zabiera w głębiny również Inter i Milan. Mediolan, od zawsze w porównaniu z resztą Włoch kraina mlekiem i miodem płynąca, kolejny rok z rzędu trawi recesja. Tylko przez ostatnie dwa lata zamknięto tutaj ponad dwa tysiące firm, a prawie 300 tysięcy ludzi żyje w skrajnej biedzie. Populacja bezdomnych wzrosła do 14 tysięcy, czyli mogliby oni się zorganizować w powiatowe miasto. Aż dziesięć procent z pozbawionych domu to absolwenci szkół wyższych. W tej atmosferze ostatnie starcie kibiców z piłkarzami milionerami nie może specjalnie dziwić. – Powiedzieliśmy Kace i Abbiatiemiu, aby przekazali reszcie, że od tej pory mogą zapomnieć o siedzeniu do późna w restauracjach albo clubbingu – wyznał prasie przedstawiciel ultrasów z trybuny Curva Sud.
Europejską stolicę mody kryzys uderzył z wielką siłą i dziś ratunkiem dla dużej części firm są zagraniczne inwestycje. Kawałek po kawałku, Mediolan trafia w obce ręce. Ostatnio Amerykanom sprzedana została “Corriere della Sera”, gazeta – instytucja w mieście, ale i jeden z najpoczytniejszych, najbardziej opiniotwórczych dzienników. Kultowe kompanie modowe, Gucci, Fendi, Bulgari czy też Valentino także zostały wykupione. Mamy nawet świeży przykład z futbolowego świata, czyli Inter przechodzący pod panowanie Ericka Thohira, indonezyjskiego inwestora. Fakt, że jedynym ratunkiem dla tak uznanych marek są obce pieniądze, wiele mówi zarówno o stanie włoskiej gospodarki, jak i tej lokalnej, mediolańskiej. Włochy są zadłużone na dwa biliony euro, Mediolan na cztery miliardy. Miasto coraz częściej straszy pustymi nieruchomościami, a kryzys dotknął nawet bodaj największą atrakcję turystyczną miasta, monumentalną katedrę Duomo St. Maria Nascente, jeden z największych kościołów świata. Nie należy do rzadkości, gdy na jej zewnętrznych murach goszczą reklamy Nespresso albo Samsunga.
W konsekwencji zamiast kolejek przed markowymi butikami, w Mediolanie coraz częściej można natrafić na kolejki przy punktach wydawania darmowych obiadów. Luigi Rossi, jeden z zajmujących się takim bankiem żywności przyznaje, że w ostatnich latach liczba osób odwiedzających jego obiekt zwiększyła się trzykrotnie, a jednocześnie przecież pojawiło się więcej takich jadłodajni w mieście. W 2011 przez miasto przetoczyły się protesty studentów, buntujących się przeciwko marazmowi centralnych i lokalnych władz, które w ich opinii nie robiły dostatecznie dużo by poprawić sytuację na rynku pracy. Jaki plan ma Mediolan na odwrócenie złej karty? Hazard. Bo tylko takim określeniem należy nazwać wiarę, że blask przywróci stolicy Lombardii organizowane w 2015 roku Expo. Szacuje się, ze Mediolan odwiedzi wówczas dwadzieścia milionów turystów, do tego budowa obiektów ma nakręcić koniunkturę. Ale koszt organizacji ma wynieść trzy miliardy euro, podczas gdy już przecież miasto ma problemy finansowe. Taka impreza poza tym to żaden gwarantowany zysk, Sevilla długo nie mogła się pozbierać po Expo 1992, do dziś niektóre z opustoszałych obiektów straszą wszystkich dość śmiałych, by się w ich pobliże zapuścić.
Kryzys finansowy obu mediolańskich klubów jest naturalną konsekwencją problemów całego miasta. Sposobem Interu na poradzeniem sobie z trudną sytuacją było zawierzenie obcemu inwestorowi. Milan ma iść inną drogą, zmienić filozofię i podążać kierunkiem, który niedawno wyznaczyła Barbara Berlusconi. – Musimy stać się potrafiącą zarabiać na siebie korporacją. Mieć zbilansowany budżet, czyli wydawać tylko tyle, ile sami potrafimy wyrobić zysku. To oczywiście wyzwanie. Ale też wyzwanie, które może przerodzić się w szansę. Nie ma wątpliwości jednak, że ta polityka będzie się wiązała z redukcją wydatków – przekonywała córka Silvio, obecnie bodaj najważniejsza kobieta we włoskiej piłce. Podobno na korytarzach siedziby Milanu wiele mówi się o skopiowaniu modelu Romy i Fiorentiny. Klubów, które nie wydają wiele, ale potrafią pozostać przy tym mocnymi drużynami. Z drugiej strony jasne, to fajne drużyny, ale kiedy ostatnio widzieliście Romę albo Fiorentinę w dalszych fazach Ligi Mistrzów?
LESZEK MILEWSKI