Trudno o większego dziada sezonu. Lech Poznań napiął się na zdobycie mistrzostwa, a jak zwykle wrócił z pustymi rękoma. Miała być autostrada do majstra, a skończyło się na drodze rowerowej do podium. Poznańscy kibice pokazali zarządowi środkowy palec, a ten tylko bezradnie rozkłada ręce i mówi “będziemy walczyć!”. I fanom Lecha pozostaje znów pocieszać się, że może za rok, może wtedy, może tym razem nie damy dupy…
MOCNY PUNKT
Christian Gytkjaer. Lech znał go jeszcze za czasów, gdy gość zostawał królem strzelców ligi norweskiej. Ale wtedy był poza zasięgiem finansowym poznaniaków. Trafił do TSV 1860 Monachium, tam wielkiej kariery nie zrobił, ale przez to, że klub się posypał, był do wyciągnięcia bez kwoty odstępnego. Nie za darmo, bo poznaniacy musieli wyłożyć kilka euro-banknotów za podpis Duńczyka na kontrakcie. Ale było warto – gość się sprawdził.
Strzelił 19 goli, został czwartym snajperem ligi, a przy tym podchodził do najmniejszej liczby rzutów karnych z czołówki strzelców. Ma snajperskiego nosa, dobrze ustawia się w polu karnym, ale styl gry oparty na byciu lisem pola karnego miał też swoje słabości. – Nie jestem dryblerem, nie minę trzech rywali i nie zwieńczę akcji strzałem w okienko. To nie mój styl grania. Czekam na podania, bazuje na nosie strzeleckim, potrafię wykańczać akcję. Gram tam od kilkunastu lat, nie zmienię już tego. Takie mam atuty i Lech o tym wiedział – mówił wtedy, gdy przestał strzelać gole. Ale potrafimy go zrozumieć – jesienią, gdy zaczęto na niego narzekać, dostawał bardzo mało podań w pole karne. Bardzo często był tym piłkarzem Kolejorza, do którego kierowano najmniej zagrań.
Ale gdy już się rozhulał, to strzelał regularnie. Czy można na niego narzekać? Jak się ktoś uprze, to tak. Ale napastnik strzelający prawie 20 goli w sezonie, to dobry napastnik. I trudno z tym polemizować. Duńczyk jako jeden z niewielu piłkarzy Lecha nie zawodził i zawsze można było na niego liczyć.
PIĄTA KOLUMNA
Dział skautingu Lecha Poznań. Kilka lat temu Piotr Rutkowski stwierdził, że pion skautingu stara się zachować przynajmniej 75% skuteczność transferów. Jako transfer udany Lech określa piłkarza, który albo się sprawdził i był wyróżniająca się postacią zespołu, albo wypełnił swoją rolę np. rezerwowego, doświadczonego obrońcy.
W tym sezonie ta skuteczność szoruje po dnie. Bo które transfery możemy ocenić pozytywnie. Ale naprawdę POZYTYWNIE, ale nie zaznaczyć obok nazwiska piłkarza “źle nie było, ale dupy nie urwał”? Na zielono zaznaczylibyśmy jedynie nazwiska Emira Dilavera i Christiana Gytkjaera. Poza tym – bida z nędzą. Rafała Janickiego skautować nie trzeba było, bo do letniego transferu znał go przeciętny widz Ekstraklasy. Lećmy dalej – Nikola Vujadinović (szału nie ma), Nicklas Barktoth (bądźmy poważni), Ołeksij Chobłenko (drewniak), Elvir Koljić (fakt, miał pecha z kontuzją), Piotr Tomasik (nie grał), Thomas Rogne (nie grał, kontuzja), Deniss Rakels (przemilczmy), Mario Situm (dobrze, że już go nie ma), Vernon de Marco (wzmocnienie trzecioligowych rezerw).
Cytując wielkiego wieszcza, społecznika i działacza politycznego – to jest tragedia jakaś okrutna. Dwóch-trzech piłkarzy z dwunastu sprowadzonych faktycznie okazało się wzmocnieniem. Gdybyśmy odpalili Wikipedię i klikali “szczęśliwy traf”, to pewnie znaleźlibyśmy lepszych piłkarzy od Lecha. A pamiętajmy, że z tego grona udanych zakupów Emira Dilavera polecił klubowi Nenad Bjelica, Rafał Janicki grał w Ekstraklasie (więc o tym, że nie jest zły, wiedzieliśmy nawet my), a Christiana Gytkjaera jakoś specjalnie skautować nie trzeba było, skoro facet był niedawno królem strzelców w Norwegii.
Podsumujmy dorobek działu skautingu za sezonu 2017/18:
– odkryte perełki – zero
– skauci zwolnieni za wywiad dla Weszło – jeden
NAJWIĘKSZE POZYTYWNE ZASKOCZENIE SEZONU
Znalezienie kupca na Nickiego Bille. I nie był to bar szybkiej obsługi przy ul. Półwiejskiej. Ani Pijalnia Wódki i Piwa przy ul. Wrocławskiej. Nickiego Bille kupił klub piłkarski. I nawet zapłacił za to pieniądze. Nie dowierzaliśmy, że znalazł się kolejny naiwniak na zatrudnienie ten znajdy bez atutów, ale proszę – pozytywnie się zaskoczyliśmy. Panionios został prawdziwym wybawcą widzów Ekstraklasy – już nigdy więcej nie będziemy musieli oglądać tej duńskiej pokraki. Grekom zawdzięczamy zatem mitologię, wzór na pole trójkąta, twierdzenie Archimedesa, demokracje i przejęcie od nas smutnego obowiązku utrzymywania w kraju Nickiego Bille. Dzięki, mordeczki!
NAJWIĘKSZE ROZCZAROWANIE
Bramkarze. Dużo więcej spodziewaliśmy się po duecie, który w poprzednim sezonie wybronił Lechowi kilka punktów. Matus Putnocky i Jasmin Burić to owszem całkiem przyzwoici golkiperzy. Tzn. przyzwoici jak na polskie warunki. Ale przyzwyczaili nas do tego, że potrafią dać zespołowi coś ekstra – obronić strzał teoretycznie nie do obrony, który zaważy o losach meczu. A tak naprawdę jeśli chodzi o wybronione punkty, to moglibyśmy wskazać jedynie Słowaka, który wyciągnął rzut karny w starciu z Koroną. I to tyle. Nic dziwnego, że tylko Putnocky załapał się do naszego rankingu TOP10 bramkarzy ligi, a Buricia nie było w nim wcale (bo i też grał mało).
Na potwierdzenie naszej tezy zerkamy do posezonowych raportu InStata. Analitycy tej platformy liczą coś takiego, co nazywają “supersaves”. Czyli obrony ponadprogramowe, coś co my określibyśmy jako wartość dodana do wyłapania kilku dośrodkowań i taśtasiów w środek bramki. Putnocky takich obron-extra miał ledwie dziewięć, Burić jedenaście. Dla porównania – Arkadiusz Malarz zanotował ich 49, Marian Kelemen 29, Pavels Steinbors 59, a Tomasz Loska 45.
ABSURD SEZONU
Odsunięcie od składu Kamila Jóźwiaka. Z Klubem Kokosa zdążyliśmy się już przez te wszystkie lata w lidze otrzaskać. Ale do tej pory przyzwyczailiśmy się, że wysyłani są do niego piłkarze, którzy nie chcą podpisać nowego kontraktu lub są już dogadani z innym klubem. A Jóźwiaka spotkała kara za to, że w ogóle negocjował swoją umowę. Chłopak wraz ze swoim agentem widział, że w klubie nie dostaje za wielu szans i chciał zagwarantować sobie przedłużanie umowy po rozegraniu określonej liczby spotkań. Po to, by nie ugrzązł w bagnie na lata – nie chciał podzielić losu np. Szymona Drewniaka czy Dariusza Formelli, którzy byli permanentnie wypożyczani po słabszych klubach. Rozmowy się przedłużały, a Lech odstawił go od składu. Piotr Rutkowski mówił, że w tej kwestii decydowały sprawy sportowe (“Kamil jest w słabszej formie”), Nenad Bjelica z kolei wyjaśniał, że chodzi właśnie o sprawę kontraktu. Spin medialny się nie powiódł, nowe fakty wychodziły na światło dzienne, a Jóźwiak oglądał z ławki lub trybuny popisy Barkrotha czy Situma. A kto wie, ile punktów więcej miałby Lech, gdyby jesienią wychowanek Kolejorza mógł normalnie grać w pierwszym zespole.
MOMENT SEZONU
Niewykorzystany karny Darko Jevticia w pierwszym meczu rundy finałowej. Szwajcar zmarnował jedenastkę przy stanie 0:0, po chwili Korona wyszła na prowadzenie i lechici do końca sezonu przegrali wszystkie mecze u siebie.
OPINIA EKSPERTA
– No zgadza się, jesteśmy dziadami. Zasłużone trzecie miejsce, zasłużone, proszę pana. Bo my nie umiemy grać w piłkę. Zasłużenie, proszę pana. Niech pan zapyta obrońców, niech pan zapyta Jevticia, co, kurwa, jak jesteśmy liderem po rundzie mistrzowskiej… Nie, panie, nie chce mi się, bo po prostu mnie rozsadza. Ale takie błędy, jak my, kurwa, prezentujemy, to się w pale nie mieści. I brawo dla Warszawy i Białegostoku – Gregor Skwaradzić, chorwacki piłkarz Lecha.
SZALENIE ISTOTNY FAKT
Ostatni raz, gdy Lech przegrał cztery mecze z rzędu u siebie, miał miejsce w sezonie 2012/13. Tylko wtedy Lech seryjnie wygrywał na wyjazdach. A rundzie mistrzowskiej tego sezonu… No, tak nie bardzo.
SEZON OKIEM WESZŁO
SONDA
[yop_poll id=”112″]
WERDYKT
W Poznaniu po staremu. Wielka pompka przed sezonem, a na koniec pęknięty balon. Oczekiwania jak co roku były wielkie, ale oczekiwania kibiców rozbudziła pozycja lidera, którą Kolejorz zajmował po rundzie zasadniczej. – Mieliśmy autostradę do mistrzostwa – powiedział po sezonie Piotr Rutkowski. No może i tak, ale przez tę autostradę i tak trzeba przejechać. A lechici na bramkach nie mogli znaleźć portfela, w trakcie jazdy paliła się kontrolka od chłodnicy, a koniec końców i tak zabrakło paliwa.
***
Nieco szerzej o sezonie w wykonaniu Lecha Poznań porozmawialiśmy na antenie WeszłoFM: