Jak co wtorek: Krzysztof Stanowski

redakcja

Autor:redakcja

19 listopada 2013, 12:50 • 10 min czytania

Lat temu raptem pięć artykuły na Weszło pełne szyderstw z nieroztropnych piłkarzy to była codzienność, a ich pisanie – bułka z masłem. Z czasem zawodnicy jednak wyczuli, co wypada mówić w wywiadach, a czego lepiej unikać i nauczyli się tak poruszać po tym medialnym świecie, by jak najrzadziej wchodzić na linię ognia. Niektórzy uczyli się na własnych błędach, niektórzy na cudzych, w każdym razie należało przyhamować z szyderką, bo po prostu brakowało ofiar. Jedni gryźli się w język, inni udawali mądrzejszych niż są w rzeczywistości.
I nagle – szybka przejażdżka wehikułem czasu. Niby rok 2013, ale tak jakby 2008. Jeden dzień, a dwóch zawodników, którzy poprosili o medialnego klapsa. Mateusz Klich i Daniel فukasik. Dwa inne przypadki, ale jedno tych piłkarzy łączy: łatwość, z jaką przychodzi im autodestrukcja.

Jak co wtorek: Krzysztof Stanowski
Reklama

Klicha uważam za piłkarza utalentowanego, być może z przyzwoitą jak na nasze warunki przyszłością, ale też póki co bez żadnej przeszłości, bo jego cały sportowy dorobek jest na dziś śmieszny. Walka o utrzymanie w barwach Cracovii (kolejno: czternaste, dwunaste i czternaste miejsce w lidze), druzgocąca klęska w Niemczech, gdzie sklasyfikowano go jako piłkarski odpad, no i teraz występy na zesłaniu do PEC Zwolle. Występy udane, ale nie oszukujmy się: to są obrzeża futbolu. Zwolle wprawdzie doskonale zaczęło sezon (cztery zwycięstwa), lecz z kolejnych dziewięciu meczów wygrało tylko jeden i coraz bardziej obsuwa się w tabeli. Klich jest więc na dziś piłkarzem ósmego sortu. Gdyby rynek piłkarski był wielkim marketem, miejsce Mateusza byłoby gdzieś pod ścianą, w dziale z narzędziami ogrodowymi, czyli tam, gdzie klienci najrzadziej zaglądają.

To jest chyba sympatyczny w gruncie rzeczy chłopak, który po prostu lubi sobie popaplać. Niestety, futbol kocha hierarchię. Jeśli szczebel po szczebelku wgramolisz się na samą górę – wolno ci sporo, może nawet dojdziesz do miejsca, z którego można rządzić kibicami, a nawet któregoś kopnąć (Cantona). Kiedy jednak nawet nie zbliżyłeś się do drabiny, nie wspominając o wspinaczce, lepiej siedzieć cicho i po prostu pracować. Ja z jednej strony bardzo bym nie chciał, by Klich siedział cicho, bo lubię atmosferę medialnej zawieruchy i na swój sposób z niej żyję, ale z dobrego serca mu radzę: czasami dobrze jest pomilczeć. Dla własnego dobra.

Reklama

Widzę, że do Klicha nie do końca to dociera, on chce koniecznie postawić na swoim. Może nie jest dość spostrzegawczy i rozsądny, by przeanalizować napływające zewsząd sygnały, oszacować siły i wyciągnąć odpowiednie wnioski. Usadzili go już wszyscy święci polskiego futbolu – Boniek, Nawałka, Dudek, Dziekanowski, Bąk – a on dalej swoje. Wielkim darem jest umiejętność zrobienia w porę kroku wstecz, ale na krok wstecz Klich jest póki co chyba zbyt dumny. Mam nadzieję, że go nie przeceniam – to znaczy, mam nadzieję, iż jest zbyt dumny, a nie zbyt durny. Mam nadzieję, że on już zdaje sobie sprawę, że trzasnął wyjątkowy idiotyzm, ale też nabruździł tak sobie, jak i swoim kolegom. Zrobił dla nich najgorszą możliwą rzecz – popsuł i tak beznadziejny wizerunek, tworząc dodatkowo barierę pomiędzy zawodnikami i kibicami. Jestem przekonany, że dzisiaj w Poznaniu odbiór reprezentacji będzie o niebo gorszy niż byłby, gdyby Klich nie zechciał błysnąć. To się nazywa „niedźwiedzia przysługa”. Trzeba mieć rzadki dar, by nawet lecząc kontuzję przeszkadzać drużynie.

Z twitterem jak z brzytwą – należy umieć się posługiwać, bo w przeciwnym razie można sobie zrobić krzywdę. Klich krzywdę sobie zrobił. Po pierwsze – jego wypowiedź będzie się za nim jeszcze długo ciągnęła, niejednokrotnie prowadząc do niezbyt sympatycznych sytuacji. Po drugie – jeszcze nie poznał nowego selekcjonera, a już mu podpadł. Trafił na czołówki gazet nie dzięki grze, lecz dzięki kontrowersji. To nie jest droga sportowca. A już na pewno to nie jest droga sportowca, który dopiero chciałby coś osiągnąć.

Samym meritum sprawy nie będę już zajmował, bo wszystko zostało napisane w kwestii tego, co wolno kibicowi. Wspomnę tylko, że w 1994 roku Stefan Effenberg został wyrzucony z reprezentacji Niemiec po tym, jak pokazał niemieckim kibicom na stadionie w Dallas środkowy palec. A to dlatego, że fani domagali się zdjęcia tego zawodnika. Trener Berti Vogts powiedział wtedy: – Tak długo, jak długo ja o tym decyduję, Effenberg jest skończony jako piłkarz międzynarodowy. To niedopuszczalne, gdy dziesiątki tysięcy niemieckich fanów musi oszczędzać pieniądze na wyprawę na mistrzostwa świata i gdy wielu Amerykanów patrzy na nas być może po raz pierwszy w życiu, a piłkarz pokazuje coś takiego. Zabraniam zawodnikom pokazywania takich gestów w kierunku publiczności.

Moim zdaniem wpis Klicha był „fuckiem” czasów internetu. Effenberg dzisiaj być może ograniczyłby się do zdania na twitterze, a Klich kiedyś – do wystawienia środkowego palca. Po prostu dzięki technice zmieniły formy przekazu. Oczywiście całkiem słusznie zapytacie, jak można w ogóle porównywać tych dwóch zawodników, ale to właśnie nawet lepiej, że są ludźmi z innych bajek. Tym bardziej to pokazuje, jak bardzo trzeba uważać w kontaktach zawodnik – kibice.

Nie nawołuję do wyrzucania Klicha, absolutnie, tylko zwracam uwagę: znaj swoje miejsce w szeregu. فatwo ulec czarowi kilku osób, które codziennie poznają cię na ulicy, miło jest dać się połechtać kilku internetowym fanom, ale na koniec warto zadać sobie pytanie „kim naprawdę jestem” i szczerze odpowiedzieć: na razie jeszcze nikim. A Effenberg był wielki, ale wciąż za mały, by nie szanować kibiców.

* * *

Być może ciekawsza jest sprawa Daniela فukasika. Samego فukasika traktuję tutaj raczej jako reprezentanta branży, a nie jednostkowy przypadek. W każdym polskim klubie jest kilkunastu فukasików – zawodników, którym się czegoś nie chce. On akurat miał pecha, że się wygadał. Tamci też nie potrafią za dobrze grać i też są leniwi, za to potrafią trzymać gęby na kłódkę – to zawsze jakaś umiejętność.

Na bazie przypadku jednego piłkarza można stworzyć teorię dotyczącą całego klubu, a na bazie przypadku jednego klubu – teorię o całej lidze. Zresztą, sam فukasik w słynnym już wywiadzie dla legia.net użył liczby mnogiej, mówił „nam się nie chce”, wkopując przy okazji kolegów. Złość jednak skumulowała się na tym jednym graczu, w czym nie ma nic dziwnego, bo się o to prosił. Do rzeczy… فukasik niejako powiedział głośno, dlaczego w naszej lidze zagrożenie po strzałach z rzutów wolnych praktycznie nie istnieje, przy czym w Legii ten element to całkowita katastrofa. Decyduje zwykłe lenistwo. Zdaje mi się, że jest bardzo wielu zawodników, którzy mówią sobie tak: „nie strzelam wolnych po treningach, bo tego nie potrafię”. Potem czytają, że po treningach Pirlo strzela i strzela, Ronaldo strzela i Bale strzela. Tłumaczą wówczas: „oni strzelają, bo potrafią, mają do tego zmysł”.

To pomylenie skutku i przyczyny.

Jeden z czytelników zwrócił mi uwagę na ciekawą teorię – teorię 10 000 godzin. Otóż uczeni doszli do wniosku, że talent jest przereklamowany i na podstawie wieloletniej obserwacji skrzypków z Berlińskiej Akademii Muzycznej stwierdzili: ci niby najbardziej utalentowani to w rzeczywistości ci, którzy ćwiczyli najwięcej.

Neurolog Daniel Levitin (cytat za pismem “Coaching”) napisał: – Z tych badań wyłania się następujący obraz: aby osiągnąć poziom biegłości odpowiadający klasie światowej w dowolnej dziedzinie, należy zaliczyć 10 tys. godzin ćwiczeń. W licznych badaniach z udziałem kompozytorów, koszykarzy, pisarzy, łyżwiarzy, pianistów koncertowych, szachistów, słynnych przestępców i innych, liczba ta pojawia się nieustannie. 10 tys. godzin odpowiada z grubsza trzem godzinom ćwiczeń dziennie albo 20 godzinom tygodniowo przez 10 lat. Oczywiście nie wyjaśnia to, dlaczego niektórym osobom ćwiczenie daje znacznie więcej niż innym. Ale nikt jeszcze nie opisał przypadku osiągnięcia prawdziwej światowej klasy w krótszym czasie. Wydaje się, że nasz mózg potrzebuje tak długiego czasu, żeby przyswoić sobie wszystko co należy i osiągnąć prawdziwą biegłość w danej dziedzinie”.

Wspomniani Pirlo, Bale czy Ronaldo nie dlatego trenują wolne, bo lubią strzelać bramki, a akurat z wolnych strzelanie im wychodzi. Oni trenują, aby strzelać bramki. Trenowali, aż się nauczyli. Nie róbmy wielkiej filozofii z wcelowania z odpowiednią siłą pod odpowiednim kątem w stojącą nieruchomo piłkę. To tylko i wyłącznie kwestia wprawy, liczby powtórzeń. Ronaldo jest wielkim Ronaldo, ponieważ ma obsesję bycia najlepszym. Nie chce niczego dostać za darmo, chce na swoją wielkość zapracować. I robi to.

U nas piłkarz mówi: – I tak nie będę taki jak on, to fenomen.

Taki pewnie nie będziesz, bo on te swoje 10 tysięcy godzin już dawno zaliczył, 20 tysięcy pewnie też. Ale na początek po prostu postaraj się być lepszy niż byłeś wczoraj.

Tylu doskonałych piłkarzy mówi, że w rzutach wolnych chodzi tylko o konsekwencję – raptem 30 minut codziennie, po każdym treningu. Wypadałoby im zaufać. فukasik ma 22 lata, więc jest spora szansa, że przed trzydziestką miałby dodatkowy atut w nodze. Ale musi zacząć pracować nad sobą już teraz. Nigdy, absolutnie nigdy nie jest za późno, by nad sobą pracować. Kilka lat temu na mecz z Lechem przyjechał do Polski Juventus. Było strasznie zimno, padał śnieg. Dzień przed meczem w tych fatalnych warunkach Włosi przeprowadzali trening. Po zajęciach Del Piero tylko poprawił czapkę i… został, żeby postrzelać rzuty wolne. On – kończący już karierę, uznany gwiazdor, w jakiejś Polsce, w jakimś Poznaniu, w śniegu i lodzie. Nawet wtedy nie odpuścił. Profesjonalizm? Przyzwyczajenie? Pasja? Pewnie wszystko po trochu.

فukasikowi się nie chce. Cóż, wielu osobom w Polsce się nie chce, niezależnie od wykonywanego zawodu. Wtedy warto mieć dobrego szefa, który potrafi zmotywować, zainspirować, ułożyć plan. Mam wrażenie, że jest w Polsce jakieś idiotyczne przekonanie, że zawodnik, który trafił do drużyny seniorów, nie może już się niczego nauczyć. Rzutów wolnych – nie, a już dryblingu – absolutnie! Jesteś w seniorach – to już tylko podtrzymanie motoryki, siłownia, trochę taktyki (ale bez przesady), piłka tyle o ile. Brakuje nakreślenia ścieżki rozwoju zawodnika. Dzisiaj jesteś w punkcie A, za rok chcemy cię widzieć w punkcie B, a za dwa lata – w punkcie C. Moim zdaniem فukasik gra w piłkę tak samo jak grał rok temu. Za rok będzie grał tak samo, jak grał dwa lata temu. I tak dalej. Pewnie zbyt łatwo przyszły pieniądze, a za pieniędzmi nie poszły zwielokrotnione wymagania, którym trzeba sprostać. Każdy człowiek troszkę się rozleniwia, gdy już osiągnie stopień zadowolenia. 50 tysięcy złotych miesięcznie to wprawdzie nic w zawodzie, w którym można zarabiać 500 tysięcy tygodniowo, ale to też wciąż kurewsko dużo pieniędzy.

Po co się starać, skoro „jak Ronaldo już nie będę” (czytaj: nie chce mi się trenować jak on).

Jestem jednak pewny, że gdyby Bogusław Leśnodorski umówił się z Łukasikiem tak…

– Słuchaj, dam ci nie 50 tysięcy miesięcznie, ale 60 tysięcy, jeśli w ciągu sezonu zdobędziesz trzy gole z rzutów wolnych. Na razie jednak zostajesz na poprzednim kontrakcie.

…to wówczas فukasik trenowałby te rzuty wolne każdego dnia, a wieczorami szukał w internecie wskazówek mistrzów w tym fachu. Zaraz byłby w tym elemencie najlepszy w zespole. Być może jest to wskazówka dla prezesa Legii, że dzisiaj dla młodych ludzi pieniądze już otrzymane nie stanowią motywacji (w myśl zasady: odwdzięczę się – wdzięczność nie istnieje), a jedynie te będące gdzieś daleko na horyzoncie stanowią rzeczywistą zachętę. Kasa mająca w zamyśle sprawić, by młody sportowiec skoncentrował się tylko na futbolu, prowadzi do tego, że w rzeczywistości akurat o futbolu on już nie myśli.

فukasik – to tylko przykład. Rzuty wolne – to też tylko przykład. Równie dobrze możemy mówić nie o Łukasiku, ale o Teodorczyku i nie o rzutach wolnych, ale o grze głową. Nie o Teodorczyku i nie o grze głową, ale o Małeckim i dryblingu. Wszystko sprowadza się do jednego: poświęcenia. Znam wielu piłkarzy, od lat, i przyznam się wam szczerze: rzadko w życiu widywałem zmęczonego piłkarza. Piłkarz to zazwyczaj jest wypoczęty, uśmiechnięty, gotowy w każdej sekundzie do wyjścia na miasto człowiek. Piłkarzom bardzo często się wydaje, że kiedy są zmęczeni, to gdzieś został popełniony błąd, trener coś spieprzył („brakuje świeżości”). Nie ma drugiego takiego sportu w tym kraju. Sport generalnie boli. Ale piłka nożna – ta polska – nie boli. W szatni piłkarskiej unosi się zapach perfum, a nie potu.

Młody piłkarz Legii otrzymał wspaniały prezent – najlepszy możliwy zastrzyk motywacyjny. Po pierwsze – został publicznie obśmiany, co w sposób oczywisty nakręca motywację. Po drugie – powiedziano mu, co i jak, pokazano przykłady mistrzów, wskazano drogę. Jak to zmarnuje, to znaczy, że nigdy pod względem mentalnym nie był kandydatem na piłkarza wysokiej klasy, lecz na lokalnego łamignata, jakich wielu.

Trochę tylko boleję nad tym, że wyznanie swojego podopiecznego zbagatelizował Jan Urban. – Nie łapcie go za słówka – powiedział. A przecież to nie łapanie za słówka, tylko normalna dyskusja jaka rodzi się wtedy, gdy zawodnik straci czujność i pozwoli sobie na sekundę szczerości. Sekunda szczerości jest ważniejsza niż osiem godzin opracowanej wcześniej papki dla dziennikarzy. A dyskusja, która się rozpoczęła, jest ważna, bo tak naprawdę kluczowa, gdy mówimy o obecnym stanie polskiej piłki.

Drodzy zawodnicy – tam, w telewizji, to nie jest inny świat, dla innych ludzi. To jest świat dla tych, którzy znaleźli w sobie siłę i chęć, by pracować mocniej, dłużej i częściej. Pirlo też ze swoich pierwszych sto rzutów wolnych w życiu sto razy kopnął w mur albo nad bramką. Ale nie machnął ręką i nie pojechał na zakupy, jak to macie w zwyczaju. A teraz może sobie kupić całą Galerię Mokotów, a nie spodnie w niej.

Najnowsze

Anglia

Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze

redakcja
1
Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama