Zaskakujący wyrok w Niemczech. Nie będzie powtórki meczu Hoffenheim – Bayer

redakcja

Autor:redakcja

30 października 2013, 15:00 • 3 min czytania

„Ordnung muss sein” („Porządek musi być”) – to jedno z najpopularniejszych niemieckich powiedzeń. Ba, to kwintesencja niemieckości. Niemiecki porządek, dokładność, sprawiedliwość. Roztropnie działający wymiar sprawiedliwości. I paradoksalnie właśnie w tym kraju sędzia sportowy uznał, że zaliczenie faktycznie niestrzelonej bramki jest zgodne z przepisami. Niebezpieczny precedens. W Niemczech wrze. Dziś uznajemy takiego „gola”, jutro naliczamy trafienia jednej z drużyn jeszcze przed rozpoczęciem spotkania?
Sędzia Hans Lorenz w ogniu krytyki. Jako przewodniczący sądu sportowego przy Niemieckim Związku Piłki Nożnej uznał, że nie należy powtarzać meczu dziewiątej kolejki Bundesligi Hoffenheim – Bayer Leverkusen. Meczu, o którym słyszeli już chyba wszyscy za sprawą gola autorstwa Stefana Kiesslinga. Niemiecki napastnik zrobił z siebie błazna ciesząc się z trafienia, którego w rzeczywistości nie było. Piłka trafiła do bramki przez boczną siatkę, w której była dziura. Ale sędzia Felix Brych tego nie dostrzegł. Uznał gola dla gości.

Zaskakujący wyrok w Niemczech. Nie będzie powtórki meczu Hoffenheim – Bayer
Reklama

Hoffenheim złożyło wniosek o powtórzenie meczu, ale został on odrzucony. Dlaczego? Sąd nie dopatrzył się naruszenia przepisów przez arbitra. – Nie ma najmniejszych wątpliwości, że arbiter spotkania popełnił błędną decyzję, ale było to konsekwencją wadliwego systemu, którego poprawa wykracza poza nasze kompetencje. Sędzia Brych wahał się przy podjęciu decyzji. Nie miał jednak narzędzi, by te wątpliwości rozwiać i nie złamał tym samym przepisów – oświadczył Lorenz.

Poszkodowanemu klubowi przysługuje jeszcze odwołanie do wyższej instancji. Jak próbował się tłumaczyć Brych przed sądem? Powiedział: „Myślałem, że strzał jest niecelny. Straciłem jednak piłkę z oczu, a potem zobaczyłem ją w bramce, więc uznałem gola”. Wszystko brzmi całkiem zabawnie tylko jakoś „Wieśniakom” jest nie do śmiechu. Czują się przekręceni w majestacie prawa.

Reklama

Niektórzy próbują bronić werdyktu w ten sposób, że bramkę Kiesslinga powinniśmy traktować podobnie jak trafienie ze spalonego. Bzdura. Czym różni się zaliczony gol mimo ofsajdu od tego, który zdobył niemiecki snajper? Ano tym, że przed każdym spotkaniem sędzia główny ma obowiązek sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Czy bramki są dwie, siatki bez dziur i czy dobrze zamocowane. Jak zawodnicy mają wpływ na to czy będzie spalony, tak na dziury w siatce nie mają. Sędzia też człowiek, myli się. Niektóre sytuacje są rzeczywiście trudne do ocenienia, spalone bywają minimalne. Z takimi błędami można się pogodzić. Ale nie z tym, że sędzia nie dopełnia swoich obowiązków. Jawnie kpi sobie z nich i przez jego oczywisty błąd drużyna przegrywa. Mecz powinien zostać powtórzony.

Sędzia Lorenz przyznał, że całej sprawy by nie było, gdyby wprowadzono już technologię goal-line. Powtórki wideo również byłyby zasadne. Z całej afery nikt nie wyszedł bez szwanku. – Ten incydent stawia w złym świetle każdego z uczestników. Sędziego, bo popełnił błąd. Hoffenheim, bo mają dziurawe siatki. Bayer i Kiesslinga – bo zachowali się źle, nie jak przystało na sportowców. Również związek jest stawiany w złym świetle. Podjęliśmy decyzję, która nie podoba się opinii publicznej. To nauczka na przyszłość.

Mimo wydanego wyroku, Kiessling wciąż nie ma łatwo. Z powodu fali obraźliwych komentarzy Niemiec musiał usunąć swój profil na Facebooku. Nawet jeden z niemieckich polityków skomentował w Internecie zachowanie snajpera Bayeru. – Zawsze byłem pewien, że dostanie szansę w reprezentacji. Ale teraz ten człowiek bez charakteru powinien złamać obie nogi – życzył piłkarzowi Andreas Biebrich z CDU. Dziennikarze „Kickera“ zauważają, że ta „kłopotliwa bramka” może mieć w przyszłości duże znaczenie. – Wyobraźmy sobie, że to Leverkusen jakimś cudem zdobywa mistrzostwo kraju, o punkt wyprzedzając Bayern. Można też spojrzeć na to odwrotnie. Może się bowiem okazać, że Hoffenheim zabraknie właśnie jednego punktu do utrzymania. I co wtedy? Bramka Kiesslinga miałaby wówczas zupełnie inną wagę.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama