Pierwszy test zaliczony. Ten najmniej istotny…

redakcja

Autor:redakcja

29 października 2013, 17:59 • 4 min czytania

Sytuację mamy jaką mamy, trzeba cieszyć się z małych rzeczy. Kiedy zatrudniano w kadrze Fornalika, pisaliśmy, że prochu w niej raczej nie wymyśli, ale przynajmniej będą w tej sytuacji jakieś namacalne plusy. Po polsku wypowie się lepiej niż poprzednik – nie tylko bardziej składnie, ale i z trochę większym sensem, a podczas konferencji czy innych występów oficjalnych nie trzeba będzie się pod stołem szczypać w palce. Ze wstydu lub ze śmiechu, jak kto woli. Mimo że w gruncie rzeczy nie o to w piłce chodzi, żeby ładnie mówić i przed kamerą stawać w czystej koszuli i dobrze dobranej marynarce, mimo że to test bardziej jak podczas wyborów Miss Polonia, to i Nawałka ten pierwszy – wizerunkowy sprawdzian zaliczył na niezłą notę.
Pewnie nawet o stopień wyższą niż Fornalik, bo poza tym, że podczas dzisiejszej konferencji nie dał się zapędzić w kozi róg, nie palnął żadnej oczywistej bzdury i ogólnie mówił z sensem, to z tych jego odpowiedzi biła jeszcze charakterystyczna dla Nawałki pewność siebie i stanowczość. Chyba właśnie taka, która w zawodnikach może wzbudzić myśl: „oho, z tym gościem trzeba się będzie jednak liczyć”. Pewność siebie i mimo wszystko jakaś wizja. Chociaż dziś tylko ubrana w ogólniki, ładne słówka.

Pierwszy test zaliczony. Ten najmniej istotny…
Reklama

Jasne, że przed debiutanckim meczem w listopadzie mnoży się jeszcze z pół miliona wątpliwości dotyczących jego pomysłu na reprezentację. Ale w oczy rzuca się jedna sprawa: Nawałka zamierza poukładać kadrę po swojemu. Od początku do końca, trochę tak jak w klubie. Kto wejdzie do jego sztabu? Najbliżsi asystenci, z którymi przez kilka lat współpracował w Zabrzu albo i jeszcze wcześniej w GKS-ie Katowice. Nie narzuceni z góry ludzie z „dobrymi nazwiskami”, tylko Tkocz i Zając. Kto wybierze kapitana kadry? Selekcjoner. Nie szatnia, nie drużyna w głosowaniu, tylko Nawałka. Na koniec i tak osądzą go wyniki, ale póki co wchodzi do tej reprezentacji strzelając frontowymi drzwiami, a nie uchylając furtkę na zapleczu. Bez „nie wiem”, „czas pokaże”, „wspólnie usiądziemy i się zastanowimy”, tylko z przekazem: „Ja, Adam Nawałka, wiem jak chcę to zrobić i będzie tak jak zadecyduję”. Fornalik, kiedy mówił nawet z grubsza to samo (bo mówić to jeszcze żaden wyczyn, dlatego z Nawałką też ostrożnie) brzmiał mało przekonująco. Nie było po nim widać, że za chwilę wejdzie do szatni i posadzi Boruca w jednym kącie, a Lewandowskiego w drugim. Nie był w tym wiarygodny.

Kiedy jakaś panienka z TVN-u zapytała dziś Nawałkę, czy nie boi się konfrontacji z gwiazdami, połowa sali parsknęła cichym śmiechem, a najgłośniejszym Boniek.

Reklama

Chciałoby się mieć pewność, a nie tylko nieśmiałe przeczucie, że choć Nawałka nie prowadził jako trener największych gwiazd futbolu, tylko Przybylskiego z Kwiekiem, nie umawia się na śniadania z Jorge Mendesem, a na kolacje z Alexem Fergusonem, to ma tę przydatną cechę – że nie pęka przed chłopcami w krótkich majtkach, choćby grali w najpoważniejszych klubach z Dortmundu i Londynu. Zlatan Ibrahimović w kontekście bodajże osoby Fabio Capello stwierdził kiedyś, że szacunku wcale się nie zdobywa. Szacunek się po prostu ma, jest odzwierciedleniem cech człowieka, które inni wyczuwają. Bez dalszych, karkołomnych porównań do Capello – to jednak bardziej o Nawałce niż o Fornaliku.

AN lekko zmieszał się dziś tylko po jednym pytaniu – o Ludo Obraniaka. Wcześniej zdążył już oświadczyć, że „wszyscy zawodnicy z polskim paszportem, którzy dobrze grają w piłkę i chcą wylewać pot i łzy za reprezentację, będą mieli szansę, bo nikomu nie można jej odmawiać”. Po czym przyparty do muru w sprawie nieznającego języka polskiego Francuza, robił co mógł, żeby nie powiedzieć za dużo. Koniec końców rzucił tylko, że zamierza z Obraniakiem porozmawiać, i to od jego postawy zależy ewentualny powrót. Generalnie, Nawałka, nauczony pewnie doświadczeniem poprzednika, ogłosił, że zamierza jeździć, obserwować i rozmawiać z kandydatami do gry w kadrze, bo – parafrazując nieco jego słowa – to psi obowiązek selekcjonera. Oby nie skończyło się na zapowiedziach.

I w sumie niech to „oby” tyczy się wszystkiego, co dziś zdążył już ogłosić, zdając ten pierwszy test z autopromocji. Może nie mamy ludzkiego materiału, który wyniesie nas na piłkarskie szczyty, ale niech chociaż pracuje tak, by nie pozostawiać wątpliwości czy zrobił wszystko, co było można.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama