Nie ma nic starszego niż wczorajsza gazeta – głosi mądre powiedzenie. A jednak bywają rzeczy bardziej przeterminowane. Na przykład? Na przykład piłkarska opinia sprzed 9 miesięcy. 9 miesięcy, dokładnie tyle czasu mija właśnie od momentu, kiedy każdy – każdy, kto interesuje się angielską piłką, nie mówiąc o kibicach, którym leży na sercu dobro Southampton, pukał do głów działaczom tego klubu: coście najlepszego narobili i z kim zamieniliście się na rozum? „Święci” pojechali bez trzymanki. „All-in, zwalniamy Nigela Adkinsa. Wszystkie żetony w puli”. Obecny klub Artura Boruca zdążył wcześniej wydźwignąć się z trzeciej ligi do pierwszej (a jakże – z Adkinsem w roli reżysera sukcesu), w Premier League zanotować kilka niezłych rezultatów, nie przegrać z klubami z czołówki i powoli odjechać od strefy spadkowej. Wszystko wskazywało, że utrzymanie jest jak najbardziej realnym scenariuszem.
Jasne, cały czas zdarzały się katastrofalne błędy w niedoświadczonej na tym poziomie defensywie, ale ogólnie efekt był zadowalający: tylko dwie porażki w dwunastu meczach ligi i na koniec wyjazdowy remis z Chelsea. Właśnie po nim uwielbiany przez kibiców Adkins wylądował na bruku.
Opinie były wyjątkowo zgodne: jawna kpina. Jak to możliwe, że zwolniono trenera, który tak zasłużył się dla klubu, po czym w Premier League, być może najtrudniejszej lidze świata, z meczu na mecz zyskiwał coraz bardziej? Czyżby konflikt na linii szkoleniowiec – działacze? O co poszło? – padały pytania. Prezes Nicola Cortese był łaskaw obwieścić tylko, że decyzja ma związek z długofalową polityką klubu. Wiadomo było, że „Święci” w kilkuletniej perspektywie mają duże aspiracje, że walka o byt w PL to cel, owszem, ale tylko na początek. Tyle że czy dwa awanse w tak krótkim czasie i niezły debiut w roli beniaminka to nie najlepszy zaczątek dla tej długofalowej polityki? A może skoro Adkins uchodzi w Anglii za specjalistę od awansów, jego rola już się wyczerpała, dalej by nie dał rady?
– Kupa śmiechu – tak podsumował to chociażby Matt Le Tissier, legenda klubu.
Futbol bywa przewrotny aż do bólu. Dziewięć miesięcy temu angielscy dziennikarze nie do końca dowierzali, na kogo Adkins został zamieniony. Mauricio Pochettino. Niedoświadczony na Wyspach Argentyńczyk, w dodatku kaleczący ich język. Albo i nie, bo notorycznie posiłkujący się tłumaczem. „Wydawało się, że to gotowy przepis na katastrofę” – piszą dziś brytyjskie media, między wierszami przyznając tylko jak często w piłce próbujemy mierzyć niemierzalne, jak często wróżymy z fusów. Niczym innym byłoby dziś przecież szukanie odpowiedzi na pytanie „co by było gdyby…”. Co by było, gdyby Adkins został? Czy jego autorski Southampton dalej kaleczyłby grę w defensywie i kolejny sezon myślał głównie o utrzymanie? Nigdy już się nie przekonamy, co Adkins zrobiłby przy środkach finansowych, zaufaniu i ilości czasu, które dostał Pochettino. Pewne jest tylko jedno: decyzja, która 9 miesięcy temu wszystkim wydawała się głupia i pochopna, wskazująca na to, że ktoś nie wytrzymał ciśnienia, obraca się w coś wielkiego.
Sporo mówi już sama tabela. Southampton – zgodnie z przewidywaniami – jest w niej za Arsenalem, Chelsea, Liverpoolem oraz Tottenhamem, ale już wbrew najśmielszym oczekiwaniom – przed obydwoma klubami z Manchesteru i przed całą resztą stawki. Nie gdzieś między Cardiff a Sunderlandem, ale na piątym miejscu w lidze. Gdyby nie przeciętne wejście w sezon, to miejsce byłoby pewnie jeszcze wyższe. W ostatnich pięciu meczach Southampton tylko raz stracił punkty, remisując na Old Trafford z Manchesterem i zarazem tracąc jedyną bramkę w tym okresie. Pochettino zbiera żniwo – solidnie przepracowanego okresu przygotowań, żniwo własnych pomysłów taktycznych i wreszcie pieniędzy wydanych na transfery (Osvaldo – 15 milionów funtów, Wanyama – 12, Lovren – 8). Czuć apetyt na sukces, chęć nawiązania do najlepszych czasów. Symboliczne, że nawet w budynku klubowym „Świętych” makiety i plakaty pokrywające dotąd ściany, zamieniono na hasła w stylu: „Our Time Is Now” czy „Our Dream is Real”. Z pierwszym ciężko dyskutować – widać gołym okiem. Drugie, jeśli za „dream” przyjąć miejsce w czołówce ligi na koniec rozgrywek, również wydaje się realne.
Pochettino mówi: „Od kiedy tu przyszedłem, wszyscy moi zawodnicy zaliczyli progres”. Nawet we Francji zaczynają pojawiać się już głosy, że pomocnik Morgan Schneiderlin mógłby zostać spróbowany w w reprezentacji. Najlepszym odzwierciedleniem zanotowanego progresu jest jednak defensywa. W poprzednim sezonie na tym etapie rozgrywek Southampton miał 26 straconych goli. Dzisiaj ledwie 3, co – licząc najsilniejsze i najpoważniejsze ligi – jest drugim wynikiem w Europie, zaraz po AS Romie. – Trzymamy linię bardzo wysoko. Taktycznie gramy jak nigdy wcześniej – mówi Dejan Lovren. Pochettino dorzuca coś o chęci jak najdłuższego utrzymywania się przy piłce i szybkich odbiorach, zaraz po stracie. Brzmi banalnie, jak w „ABC młodego piłkarza” Jerzego Talagi, ale Pochettino faktycznie nakłania swoich zawodników, by rolę pierwszego obrońcy odgrywał na boisku już napastnik – Rickie Lambert.
Sobotni mecz z Fulham, wygrany 2:0, w pierwszym składzie rozpoczęło sześciu Anglików, w tym owoce klubowej akademii: Luke Shaw i James Ward-Prowse (i to wszystko w czasach, kiedy na Wyspach non stop narzeka się na problemy z wprowadzaniem młodych Anglików do zespołów). Do tego Calum Chambers, nieco starszy Adam Lallana, będący w formie nie do przecenienia Artur Boruc i cała reszta bandy. Pochettino deklaruje, że jest gorącym zwolennikiem pielęgnowania tych owoców, w zasadzie już w momencie, gdy odebrał telefon od Cortese, wiedział, że tędy właśnie biegnie słuszna droga.
O Adkinsie wszyscy pamiętają, ale niewielu nadal tęskni.
No właśnie. Jak teraz, z perspektywy czasu, mając wiedzę, która mamy, wyniki, gole, statystyki podane jak na dłoni, oceniać tamtą decyzję? Zwolniono gościa, za którym przemawiało wszystko, za wyjątkiem kredytu zaufania właścicieli. Ściągnięto innego, który pchnął zespół w zupełnie inną rzeczywistość. Czy Adkins zrobiłby to samo, czy był już za krótki? Czy Cortese naprawdę to wyczuwał, czy po prostu cholernie dobrze wszystko mu się poskładało? Ciągle nie jest to równanie z tylko jedną niewiadomą.
9 miesięcy temu łatwiej było rzucać gromy i ferować wyroki…