Zapraszamy na poniedziałkowy przegląd ośmiu tytułów prasowych.
FAKT
Nawałka złapie kadrę twardą ręką.
– Jestem przekonany, że to jest najlepszy wybór, jakiego mogliśmy dokonać. Wierzę, że Adam sobie poradzi. Jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu. Przecież nie wybrałbym kogoś, kto nie pasowałby mi do tej funkcji. Nikt nie zmuszał mnie do tego małżeństwa. Cel jest jasny: awans do Euro 2016 – powiedział „PS” Boniek, który we wtorek w towarzystwie nowego selekcjonera spotka się z dziennikarzami w hotelu Sofitel w Warszawie. Nawałka podpisał kontrakt motywacyjny. Będzie zarabiał mniej od swojego poprzednika, Waldemara Fornalika, ale w przypadku awansu do turnieju finałowego we Francji dostanie wysoką premię. Bogdan Zając (asystent), Jarosław Tkocz (trener bramkarzy), Bartłomiej Spałek (fizjoterapeuta) na pewno znajdą się w sztabie szkoleniowym reprezentacji prowadzonej przez Nawałkę. Wszyscy pracują z nowym selekcjonerem w Górniku. Otwarta pozostaje sprawa zatrudnienia trenera przygotowania fizycznego Mariusza Szymkiewicza. Lekarzem kadry najprawdopodobniej wciąż będzie Jacek Jaroszewski, a odpowiedzialnym za analizę Hubert Małowiejski.
– Trener już przekazał nam, że zabiera ze sobą asystentów. Dla mnie to naturalne, bo każdy lubi pracować z osobami, do których ma pełne zaufanie – powiedziała nam Małgorzata Mańka-Szulik, prezydent miasta Zabrza, które jest głównym udziałowcem klubu. Spekuluje się, że do sztabu Nawałki w roli asystenta ma dołączyć również Dariusz Dziekanowski. Swego czasu Nawałka wskoczył w jego miejsce do sztabu Leo Beenhakkera. Później „Dziekan” wrócił i przez jakiś czas wspólnie pracowali w reprezentacji. Duet dogadywał się znakomicie.
Dudek: Asystenci Nawałki to ważna sprawa.
Kadra to nie jest miejsce, w którym można się uczyć, tu trzeba być gotowym na największe wyzwania. Chyba nie chcemy powtórki z wyników osiąganych przez drużyny Smudy i Fornalika? Nie chcemy powtarzania, że każdy mecz to lekcja, bo na koniec dostaniemy znów to samo: brak awansu do poważnej imprezy piłkarskiej. Selekcjoner, który nie ma sam doświadczenia na międzynarodowym poziomie, nie powinien otaczać się ludźmi, którzy również go nie posiadają. Nie powielajmy błędów, szkoda czasu. Po co ktoś ma potem mówić, że to jednak za duże buty dla asystentów, z całym szacunkiem dla nich. W kadrze buduje się atmosferę, ona jest kluczem do sukcesów. Nie da się przecież przygotować drużyny narodowej, spędzając z nią trzy dni na zgrupowaniu. Dlatego te rzeczy są tak bardzo ważne. Ciekaw jestem, jak trener Nawałka, który słynie z dyscypliny w Górniku, przełoży to na kadrę. Tutaj sytuacja jest inna, bo wątpię, by selekcjoner naszej reprezentacji mógł sobie pozwolić na posłanie Lewandowskiego czy Błaszczykowskiego na ławkę. Nie mamy z kogo wybierać. Trzeba tych zdolnych piłkarzy, którzy grali wcześniej, posłuchać, znaleźć dla nich najlepsze rozwiązania taktyczne i natchnąć mentalnością zwycięzców, którą często mają w klubach. Im potrzeba autorytetu, tego oczekują.
Błaszczykowski o nowym trenerze polskiej kadry.
Spodziewa się pan w najbliższych dniach telefonu od Nawałki?
W końcu selekcjoner chyba powinien przede wszystkim porozmawiać z kapitanem drużyny narodowej. Spokojnie, niedługo będzie zgrupowanie kadry, na którym z pewnością porozmawiamy.
A czy po zwolnieniu Waldemara Fornalika poczuł na ulgę czy raczej zawód?
Nie wiem, skąd takie pytanie. Nawet nie wiem, jak na nie odpowiedzieć. Z każdym trenerem miałem zawsze dobry kontakt i każdy trener jest w danym momencie najważniejszy. Dla mnie najważniejsze jest, żeby współpraca ze szkoleniowcem przynosiła jak najlepsze efekty.
Sytuacja w której coraz częściej przegrywa pan ostatnio rywalizację z Pierrem-Emerickiem Aubameyangiem nie jest chyba zbyt komfortowa?
Na razie wygląda to tak, że z Arsenalem ja zagrałem w podstawowym składzie, a z Schalke Aubameyang. Widać było na boisku, że czuję się bardzo dobrze. Po problemach zdrowotnych na początku sezonu wszystko wraca u mnie powoli do normy. Tak więc ja jestem spokojny. Po prostu walczymy dalej.
RZECZPOSPOLITA
Złoty chłopiec z Rudawy.
Nawałka miał 17 lat, kiedy w maju 1975 debiutował w ekstraklasie. Trener Wisły Henryk Stroniarz, w przeszłości świetny bramkarz, także w reprezentacji, rzucał go od razu na głęboką wodę. Najpierw na mecz z Górnikiem, a za tydzień z Legią. W ataku Wisły grały same dzieci: Kazimierz Kmiecik, Zdzisław Kapka i Marek Kusto. Byli tak zdolni i dobrzy, że wszystkich trzech Kazimierz Górski zabrał na mistrzostwa świata do Niemiec (1974). Kapka i Kusto mieli wtedy po 20 lat, a ten pierwszy był już królem strzelców ligi. Adam Nawałka miał więc szczęście i do trenerów, i do partnerów. Grał regularnie w reprezentacji Polski juniorów i w naturalny sposób awansował do pierwszej. Kiedy wiosną 1977 roku Jacek Gmoch powołał go na mecze z drugą drużyną Rumunii i pierwszą Węgier, Nawałka nie miał jeszcze 20 lat. Urodził się 23 października 1957 roku, dokładnie 10 lat po Kazimierzu Deynie i 17 po Pele. Dla piłkarza niezły dzień na urodziny. Mecz z Węgrami odbywał się na legendarnym Nepstadionie w Budapeszcie. Z dziennikarzy nadal pracujących pojechał tam wtedy tylko Dariusz Szpakowski z Polskiego Radia i ja – z tygodnika „Piłka Nożna”. Relacje między dziennikarzami a piłkarzami i trenerami były nieco inne niż dziś. Wprawdzie Gmoch nazywał nas „szakalami”, ale dziennikarz nie był wrogiem piłkarza. Jak ktoś nie miał złej woli, można było sobie współpracę ułożyć.
GAZETA WYBORCZA
Waldemar Fornalik w Górniku Zabrze? Ostry sprzeciw!
Fornalik zostawił wtedy zespół, który do ostatniej kolejki bił się o mistrzostwo Polski. Drużyna miała włączyć się do walki o tytuł w kolejnych rozgrywkach. Fornalika nie był jednak w stanie zastąpić najpierw jego młodszy brat Tomasz, a potem Jacek Zieliński. Pozbawiony „Waldka Kinga” zespół z faworyta stał się chłopcem do bicia, który utrzymał się w ekstraklasie tylko dlatego, że licencji na grę w elicie nie otrzymała Polonia Warszawa. Teraz przed podobnym dylematem stanie Górnik. Kto za Nawałkę? Padają nazwiska Artura Płatka, Macieja Skorży, Tomasza Wałdocha. Numerem jeden ma być jednak Fornalik. Z tą kandydaturą jest jednak jeden problem. „Waldek King” to człowiek z pomnika kibiców Ruchu, którzy jak powszechnie wiadomo nie życzą Górnikowi tej klasy szkoleniowca. Większość kibiców z Cichej nie jest w stanie zaakceptować, by człowiek, który został wybrany w Chorzowie osobowością roku (dwukrotnie), a nawet dekady, prowadził do zwycięstw tak nielubianego rywala zza miedzy. Wygląda więc na to, że Fornalik stał się w oczach części fanów Ruchu więźniem własnego sukcesu. Przypominamy bowiem, że na początku XXI wieku trener z Chorzowa odpowiadał już za wyniki i taktykę Górnika i jakoś wtedy nikomu to nie przeszkadzało. Takie rozwiązanie akceptuje dziś tylko 20 procent uczestników sondy.
Nadzieja Widzewa? „W tej lidze każdy może wygrać z każdym”.
Ł»e jest źle, bardzo źle, chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Widzew ma na koncie najwięcej porażek w lidze, ta piątkowa z Cracovią 1:3 była już ósmą. Stracił też najwięcej goli. Od dna tabeli dzieli go tylko jeszcze słabsze Podbeskidzie Bielsko-Biała, gdzie też dopiero co zwolniono trenera, uznając, że słabe wyniki to tylko jego wina. Widzew w ostatnich dziesięciu kolejkach wygrał ledwie raz. Niedawne efektowne zwycięstwo z Lechią Gdańsk to więc raczej niespodzianka. Miła, ale jednak niespodzianka. Skąd brać nadzieję na to, że będzie lepiej? Ł»e zamiast seryjnych porażek przyjdą seryjne zwycięstwa? Ł»e drużyna zacznie grać przynajmniej na poziomie ekstraklasowego średniaka? Poszukajmy odpowiedzi na te pytania przy al. Piłsudskiego… – W tej lidze każdy może wygrać z każdym i my w każdym meczu będziemy walczyć o zwycięstwo – mówi spytany o to trener Rafał Pawlak, ale trudno mu tę odpowiedź zaliczyć. Widzewiacy w ogóle są mistrzami w wygłaszaniu oklepanych regułek w stylu: „każdy może wygrać z każdym”, „będziemy walczyć o zwycięstwo”, „nie patrzymy na siebie, tylko na rywala”, „popełniamy błędy, ale je analizujemy i staramy się je eliminować”. Mowa-trawa. I taka sama jest ta drużyna. Nijaka, bez charakteru. Nie ma nic ciekawego do zaprezentowania. Oddajmy głos Marcinowi Kaczmarkowi, jednemu z najbardziej doświadczonych widzewiaków, przy nazwisku którego w przeszłości – ale było to bardzo dawno temu, chyba w średniowieczu – stawiało się rzeczownik „wojownik”. – Jeszcze jest dużo meczów do rozegrania. Nie będziemy się poddawać. Będziemy starać się grać lepiej i przede wszystkim zdobywać punkty. Cały czas się staramy, ale nie wychodzi – mówił po meczu z Cracovią. Meczu, który Widzew rywalom oddał bez walki. I nie chodzi wcale tylko o walkę fizyczną, o zasuwanie od pierwszej do ostatniej minuty, o ambicję, o agresję i „bicie” się z przeciwnikiem. Widzew oddał ten mecz także, a może przede wszystkim, na gruncie piłkarskim. Nie zrobił nic, by rywalom przeszkodzić.
SPORT
Sztab Ruchu Chorzów się wściekł.
Najlepszym sposobem po rekonwalescencji na dochodzenie do formy jest granie. W meczu trzecioligowych rezerw trenerzy postanowili dać szansę aż dziesięciu zawodnikom z pierwszej drużyny. Zagrali m.in. Marek Szyndrowski, Marek Zieńczuk i Maciej Sadlok. Mimo to rezerwy tylko zremisowały 2:2, gole strzelili Grzegorz Kuświk i Jakub Smektała. Przypomnijmy, że Ruch Radzionków w tym sezonie wystawił całkowicie nową drużynę, w zeszłym „Cidry” drużyny seniorów nie miały. Piłkarze mieli przekonać trenerów o przydatności, więc sztab w komplecie, w towarzystwie wiceprezesa Mirosława Mosóra pojawił się w Radzionkowie. Goście przeżyli rozczarowanie, piłkarze podpadli trenerom. – Nie może być tak, że obrona w składzie ligowym w meczach drugiej drużyny w Pucharze Polski z grającą w klasie okręgowej Uranią Ruda Śląska i trzecioligowym Ruchem Radzionków traci sześć bramek – wścieka się drugi trener Dariusz Fornalak. Zapowiada, że po tych meczach wobec zawodników zostaną wyciągnięte konsekwencje.
DZIENNIK POLSKI
Głowacki leczy mięsień i… myśli o kontrakcie.
Arkadiusz Głowacki nie dograł meczu z Zagłębiem do końca. Wszystko przez kontuzję mięśnia dwugłowego, która wyeliminowała kapitana Wisły z gry w drugiej części spotkania. – Wszystko zaczęło się już od interwencji przy strzale Arka Piecha – mówi Arkadiusz Głowacki. – Już wtedy poczułem, że dzieje się coś niedobrego. Później starałem się rozbiegać ten ból, ale nie zdało się to na wiele. Przy kolejnej interwencji poczułem mocniejszy ból. Plus jest taki, że nie czułem, żeby ten mięsień dwugłowy się zerwał. Mój występ w meczu z Widzewem jest jednak wykluczony. Chciałbym być w pełni sił za tydzień, może dziesięć dni. Głowacki odniósł się również do samej gry Wisły. – Nie będę dorabiał ideologii – mówi piłkarz. – Od pewnego momentu złapaliśmy zadyszkę. Nie jest lekko, mamy trudności z dochodzeniem do sytuacji, z konstrukcją akcji. Było wiele momentów, kiedy mogliśmy pokusić się o lepsze, szybsze rozegranie piłki. Jeśli jednak drużynie coś się nie układa, to ciężko takie momenty wykorzystywać. Jeśli wygrywa się po takim meczu, to wypada pójść do kościoła i się z tego zwycięstwa cieszyć. „Główka” pierwszy raz od dłuższego czasu zabrał też głos w sprawie ewentualnego przedłużenia umowy z Wisłą. – Trzeba podejść do sprawy ze spokojem. Jeśli nie będę mógł zostać w Wiśle, to nie wyobrażam siebie gry w innym klubie. Na to, żebym pograł jeszcze kilka lat, musi się złożyć wiele spraw. Jeśli tylko będę czuł, że jestem potrzebny, że nie jestem figurantem, to chciałbym jeszcze pograć przynajmniej przez kolejny rok.
POLSKA THE TIMES
Marek Koźmiński: Delikatny zamordyzm Nawałki jest OK.
Czyli nic dobrego o erze Fornalika?
Trener miał jakiś czas, aby się wykazać i się nie udało. Franciszek Smuda też nie odcisnął żadnego piętna na reprezentacji. Jak tak prześledzimy kadrę w ostatnich piętnastu latach, to jednak większości trenerów o coś konkretnego chodziło i było to widać. Widziałem, jak chciał grać Engel, jaki plan miał Janas czy Leo Beenhakker. W tym ostatnim przypadku jednak nie za bardzo wiadomo, jaki był na to wszystko pomysł. Ustawienie na szpicy Lewandowskiego, i co dalej?
Może po prostu nie dało rady lepiej? Nie stać nas na lepszą grę.
Dziesięć dni później ci sami zawodnicy grali już w swoich klubach o niebo lepiej. Ten sam Lewandowski, w tym samym Londynie, wykorzystywał sytuację znacznie trudniejszą niż tą, którą miał na Wembley z reprezentacją. Nie jest tak, że nie mamy zawodników. Jest w tych chłopakach potencjał, ale uśpiony. Trzeba go obudzić. Nigdy w życiu nie zgodzę się bowiem z tezą, że im się nie chciało. Chciało się i to bardzo.
Czyli trener nie potrafił ich zmobilizować?
Proszę nie używać słowa mobilizować. Na tym etapie, kiedy gra się w reprezentacji, walczy o mundial, mobilizacja jest czymś oczywistym. I moim zdaniem była. Chodzi raczej o umiejętność ustawienia, organizacji, metodologię pracy. Jednym zdaniem wyciśnięcia z tych chłopaków maksimum. Zrzucanie winy na brak skuteczności Lewandowskiego, to jest uproszczenie.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Debata z Bońkiem. Jak szkolić, by liczyć się na świecie.
U nas ci chłopcy trenują tylko w nich, a do klubów jeżdżą na mecze.
NOWAK: Generalnie u nas dzieci uczą się futbolu w szkołach, nawet więcej niż Belgowie. Mają odnowę, lekarza, masażystę. Są to chłopcy z całego województwa, czasem z miejscowości odległej o 100 kilometrów od miasta zamieszkania, więc nie ma możliwości, żeby trenowali też w klubie. Jestem z Bydgoszczy, więc posłużę się przykładem z tego regionu. Jeśli chłopak jest z Chemika czy z Gwiazdy i klub wystąpi, by popołudniami brał udział w zajęciach w klubie, dostaje taką możliwość. Chciałem zwrócić uwagę, że nasz system nie jest oderwany od rzeczywistości, bo dokładnie na tym samym polegał francuski. Tyle, że tam było szkół 7, a u nas 16, tyle ile wojewódzkich związków. Oczywiście można dyskutować, zastanawiać się, co poprawić, ale idea jest dobra. W reprezentacji pana Dorny w pewnym okresie na 18 piłkarzy aż 11 było ze szkół wojewódzkich, więc efekty są.
BONIEK: Nie znaleźliśmy się w PZPN przypadkowo i znamy te systemy. Zresztą myślę, i wiem że ministerstwo sportu podziela takie myślenie, że nie ma sensu ładować pieniędzy w szkoły. One powstawały w 2003 roku, kiedy nie było bumu na akademie młodzieżowe. Dziś rodzice wolą posłać dziecko do klubu. W naszych szkołach chłopcy razem trenują, ale nie grają razem meczów. Chcieliśmy odejść od liceów, bo 16 i 18-latkowie muszą już grać w poważną piłkę. Dlatego gdzieś od czerwca zamierzamy pieniądze na szkolenie młodzieży dzielić na kluby. Na przykład, jeśli ktoś ma sztuczne boiska, iluś trenerów z licencją i tak dalej, może dostać dofinansowanie.
Nawałka zabierze z Zabrza swoich asystentów.
– Trener już przekazał nam, że zabiera ze sobą asystentów. Dla mnie to naturalne, bo każdy lubi pracować z osobami, do których ma pełne zaufanie – powiedziała nam Małgorzata Mańka-Szulik, prezydent miasta Zabrza, które jest głównym udziałowcem klubu. Spekuluje się, że do sztabu Nawałki w roli asystenta ma dołączyć również Dariusz Dziekanowski. Swego czasu Nawałka wskoczył w jego miejsce do sztabu Leo Beenhakkera. Później „Dziekan” wrócił i przez jakiś czas wspólnie pracowali w reprezentacji. Duet dogadywał się znakomicie. Nawałka o kadrze ani o sztabie na razie nie chce rozmawiać. – Przygotowuję Górnika do poniedziałkowego meczu z Cracovią – wyjaśnił. – O reprezentacji chętnie pogadam we wtorek, a do tego czasu ani słowa. Dziś mogę powiedzieć jedynie, że dla każdego ambitnego trenera praca na posadzie selekcjonera jest zaszczytem i wyzwaniem – podsumował. Nawałka będzie pracował w klubie i kadrze do 18 grudnia. Choć półtora miesiąca na dwóch etatach to nie jest bardzo długi okres, to w PZPN zastanawiano się, czy nie jest to zły ruch z wizerunkowego punktu widzenia.
Bramkarz Wisły rusza po rekord Kuciaka.
Michał Miśkiewicz jest rewelacją obecnego sezonu. W przeszłości trenował pod okiem dzisiejszego trenera bramkarzy Juventusu, razem z Didą i Christianem Abbiattim. Menedżer Gianluca di Carlo zdradza, że w poprzednich latach polecił Wiśle dwóch bramkarzy z Serie A – Salvatore Sirigu i Artura. – Krakowianie kręcili nosem, bo obaj grali tylko na wypożyczeniach w niższych ligach, albo siedzieli na trybunach w swoich klubach, czyli w Palermo i Romie – wspomina Włoch. Działacze Białej Gwiazdy pomylili się w ocenie golkiperów. Pierwszy broni dziś w PSG, a drugi w Benfice Lizbona. Wisła zdecydowała się dopiero na trzeciego gracza di Carlo, który kształcił się we Włoszech. Michał Miśkiewicz trafił na Reymonta. W tym sezonie gra rewelacyjnie i w meczu z Zagłębiem Lubin po raz ósmy w tym sezonie zachował czyste konto. Miśkiewicz przeszedł specyficzną szkołę bramkarską na Półwyspie Apenińskim. Dwa lata spędził w AC Milan, gdzie zaliczył kilkadziesiąt treningów z Christianem Abbiattim i Didą. Jeden sezon w Chievo Werona pod okiem Claudio Filippiego, obecnie trenera bramkarzy Juventusu, zaś dwa kolejne w niższych ligach włoskich. – Szkoła bramkarska we Włoszech trochę różni się od polskiej. Tam nawet 30-letni golkiper wciąż pracuje nad podstawami. Cały czas ćwiczy się technikę upadku, jak ustawiać nogi, ułożenie rąk. To dlatego włoscy golkiperzy są tak sprawni – opowiada Miśkiewicz. Dziś nie ma wątpliwości, że to dzięki dwóm sezonom w Milanie jest dziś w Wiśle, a w ekstraklasie ma skuteczność obronionych strzałów na poziomie blisko 90 procent. Gdyby w 2007 roku nie wyjechał z Kmity Zabierzów, tułałby się zapewne po niższych ligach.