Orest Lenczyk. Franciszek Smuda. Dwaj doświadczeni trenerzy, których można nienawidzić, na których można narzekać, ale z pewnością nie można się z nimi nudzić. Ciężko właściwie wskazać równie charakterystycznych szkoleniowców – „Frhaanz” ze swoimi głupio-mądrymi hasełkami i Pan Trener Orest, mieszanka rutyniarskiego cwaniactwa, życiowych mądrości i delikatnej arogancji połączonej z przekonaniem o własnej wartości. Potencjał Zagłębia i Wisły nie pozwala myśleć o spotkaniu, jako o hicie kolejki, ale osoby obu trenerów gwarantują, że hitem będzie pomeczowa konferencja. Zanim jednak to nastąpi, musimy przebrnąć przez 90 minut ligowej siekaniny. No właśnie, czy będzie to siekanina?

Wisła w ostatnim meczu dała się Zawiszy zabiegać. Nie grała może tragicznie, ale jednak różnica między drużynami była spora. Gdy do tego dodamy fakt, że w tygodniu przegrała z Lechią… Może mówienie o kryzysie byłoby w tym momencie przesadą, ale na pewno jest jakaś nerwowość. Której konsekwencją wymaganie, by teraz, grając u siebie z Zagłębiem, zrobić wynik. Przeczący pogłoskom o gorszej formie Wisły. – Nie ma co się czaić, trzeba strzelać bramki – zapowiedział Smuda, dlatego możemy się spodziewać, że kunktatorstwa i chowania za podwójną gardą raczej dziś nie zobaczymy. Tym bardziej, że dla Smudy to setny mecz na ławce przy Reymonta (na dorobek składają się też poprzednie kadencje), na pewno chciałby to uczcić przekonującym zwycięstwem.
Lubinianie natomiast złapali drugi oddech. Pokonali Widzew, a w pucharze przeszli GKS Tychy, nastroje więc dopisują. Szczególnie, że obie drużyny pod kreską, czyli Widzew i Podbeskidzie, już straciły punkty w tej kolejce, Zagłębie więc nie spadnie niżej. Może tylko odskoczyć rywalom na bezpieczną odległość. Lenczyk ustawia wszystko po swojemu, póki co wychodzi to Zagłębiu na dobre. W tym tygodniu odsunął też od drużyny trenera, który od kilku lat był odpowiedzialny za przygotowanie motoryczne.