Górnik przegonił Żubry, a Pasy nie miały litości dla beznadziejnego Widzewa

redakcja

Autor:redakcja

25 października 2013, 23:38 • 3 min czytania

Od czasu zwycięstwa nad Podbeskidziem Bielsko-Biała, a było to grubo ponad miesiąc temu, piłkarze Jagiellonii mają bilans godny strefy spadkowej. Teraz o udanych sierpniu i wrześniu, na Podlasiu mało kto jeszcze w ogóle pamięta. Ostatnie pięć meczów to bilans tragiczny: cztery porażki i jeden remis. Jakby tego było mało, piłkarze Stokowca są najgorszą drużyną w lidze, jeśli chodzi o liczbę punktów zdobywanych na własnym boisku. Trzy punkty na piętnaście możliwych nowego stadionu raczej nie zapełnią, mimo że akurat do dzisiejszej porażki w znaczącym stopniu przyczynił się nieporadny sędzia Pskit.
Gwoli ścisłości, sprecyzujmy: gospodarzom należał się rzut karny za faul na Plizdze. Wiadomo, że karny to nie gol, ale przynajmniej świetna na niego okazja, której sędzia z Łodzi po prostu bezceremonialnie ich pozbawił, a koniec końców – wypaczył wynik spotkania. Co więcej, bijatyka z samej końcówki, rodem z NHL, to w głównej mierze również jego „zasługa”. Z czerwonej kartki dla poirytowanego Nakoulmy jakoś się wybroni, natomiast z ledwie żółtej za brutalne, bezsensowne, idiotyczne, prowokacyjne wejście Norambueny – już nie. Chilijczyk w stu procentach zasłużył na wszystkie epitety, którymi tak hojnie go obdarzyliśmy.

Górnik przegonił Żubry, a Pasy nie miały litości dla beznadziejnego Widzewa
Reklama

A sam mecz? Niezły. Toczony w szybkim tempie. Górnik zawiesił poprzeczkę Jagiellonii całkiem wysoko, grał mądrze i do bólu konsekwentnie, lecz cóż z tego, skoro rywale sami się podłożyli, za sprawą bezsensownej czerwonej kartki dla Dzalamidze już w pierwszej połowie? My postanowiliśmy wyróżnić dwóch zawodników ze Śląska – rewelacyjnego w destrukcji autora kluczowego podania przy akcji bramkowej, czyli Sobolewskiego, a także Kosznika, w kolejnym meczu wyjątkowo aktywnego pod bramką przeciwnika. Zwłaszcza ten pierwszy, wychowanek „Jagi” i czołowy przedstawiciel jej złotej drużyny wychowanków trenera Karalusa, zasłużył na osobne potraktowanie. Rzućmy okiem na Twittera.

Reklama

W Łodzi Widzew miał sędziego Frankowskiego, a Cracovia Mielcarza… Dziwnie układał się ten mecz. Już na początku arbiter sprezentował gospodarzom rzut karny, bo Kosanović Visnakovsa, owszem, faulował, ale przed szesnastką. Nie wiemy ani po co, ani z jakich powodów sprawy w swoje ręce postanowił wziąć Mielcarz i oddał gościom to, co im zabrano. Ile goli w tym sezonie zawalił już bramkarz Widzewa, zliczyć może tylko on sam (choć i my chyba w końcu to policzymy). W lidze jak na razie puścił najwięcej, dziś wyjmując piłkę z siatki po raz 23. i 24. Po przerwie na boisku już go nie było, podobno z powodu kontuzji.

Swoją drogą, Cracovia pomocy Mielcarza specjalnie nie potrzebowała. Szybko stracony gol niczego nie zmienił – piłkarze trenera Stawowego dalej robili swoje i realizowali wcześniejsze założenia. To zresztą już nie pierwszy mecz, że akurat ten zespół, pomimo niekorzystnych wydarzeń, stara się pokazywać swój styl. Może jeszcze nie doszlifowany, może nie w pełni wykształcony, ale styl. Niezliczona liczba podań, 74 proc. posiadania piłki do przerwy, znacznie większe zagrożenie pod bramką… Aż w końcu zaskoczyło. Najpierw Mielcarz podłożył się Dąbrowskiemu, potem Nowak zabawił się z Bartkowskim i w ładnym stylu wyprowadził Cracovię na prowadzenie, a na deser Nowaka zdołał wyprzedzić Lafrance – tylko zamiast piłkę wybić, to ją wbił. Do własnej bramki.

Widzew z ostatnich dziesięciu spotkań wygrał jedno, trzy tygodnie temu, z będącą w równie głębokim dołku Lechią. Patrzyliśmy dziś na grę łodzian i ciężko było dostrzec w niej jakiekolwiek pozytywy. Ciężko było w ogóle dostrzec pomysł. Wyszli mocno cofnięci, a każdą piłkę starali się kierować do Visnakovsa. Jeden Visnakovs to za mało – i chociaż na boisku był też drugi, brat Aleksejs, to z jego gry nic nie wynikało. Zapytany przez nas o konkretny plan na ten mecz, trener Pawlak nieprzekonująco odparł: – Głównym pomysłem nie były długie piłki na napastnika. Mamy atakować i bronić. Wszyscy. Wielki ból głowy ma przede wszystkim Pawlak, bo po jego myśli nie poszło kompletnie nic. A Cracovia? Piłkarze Stawowego znów, w dodatku w pełni zasłużenie, zgarniają komplet punktów i doskakują do ligowej czołówki.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama