Aleksandar Vuković: – Porażka z Trabzonem to nie tragedia. To rzeczywistość, którą trzeba zrozumieć

redakcja

Autor:redakcja

25 października 2013, 14:19 • 6 min czytania

– Czuć presję, może pojawić się dołek w drużynie. Moim zdaniem, krytykowanie Legii będzie mieć sens tylko wtedy, kiedy przestanie sobie radzić na krajowym podwórku. Póki wygrywa mecze ligowe i pokazuje wyższość nad innymi, robi swoje i musi czekać na lepsze czasy – mówi Aleksandar Vuković, który uważa, że mamy problem z realną oceną możliwości polskich zespołów w Europie, a przy tym obawia się, że Legia może mieć teraz kłopot także w lidze.

Aleksandar Vuković: – Porażka z Trabzonem to nie tragedia. To rzeczywistość, którą trzeba zrozumieć
Reklama

Po wszystkim, co Legia do tej pory „osiągnęła” w europejskich pucharach, mamy teraz w kraju przynajmniej dwie grupy kibiców: tych niesamowicie rozczarowanych i zrezygnowanych oraz takich, którzy mówią, że to było do przewidzenia i niczemu nie należy się dziwić. Umieściłbyś się w którejś?
– Nie miałem wielkich oczekiwań, od samego początku. Niektórzy mówią, że to minimalizm, ale ja staram się po prostu podejść do tego rozsądnie. Nie jestem bardzo rozczarowany. Mamy to, na co stać polskie drużyny. Cały ten sezon w pucharach niczego w moich oczach nie zmienił. Nawet gdyby Legia jeszcze jakiś pojedynczy mecz wygrała, i tak byłbym zdania, że do dużej piłki ciągle wiele brakuje.

Mamy czasem w Polsce problem z realną oceną piłkarskiej rzeczywistości, zgodzisz się… Możemy niewiele, za to bardzo dużo oczekujemy. A później dziwimy się, że nic z tego.
– Niektórzy próbują już nawet tworzyć teorie, że zdobycie mistrzostwa na krajowym podwórku nie jest dla Legii żadnym wyczynem, że wszystko zaczyna się dopiero w pucharach. Nie wiem z czego to wynika. Co takiego się stało? Legia nie zdobyła w swojej historii 50 mistrzostw. Nawet nie 10. Już mówi się o wielkiej dominacji, mimo że przewaga w tabeli jest znikoma, tym bardziej przy podziale punktów.

Reklama

Do czego zmierzasz?
– Do tego, że tytuł mistrza Polski będzie dla Legii sukcesem, a żeby odnosić je też w Europie, potrzeba dużo więcej niż mamy. Widzisz, ja jestem człowiekiem mocno związanym z dwoma krajami – z Serbią i z Polską. I w obu mam bardzo podobne przeżycia. Nie uważam, że w tych krajach zapomniano jak się gra w piłkę, tylko cały czas leży ekonomia, sposób budowania zespołów, finanse. Brakuje siły przebicia.

Niektórym „kopciuszkom” z innych krajów się udaje.
– Czasem się udaje. Lech tez zaskakiwał z Manchesterem City czy Juventusem. Legia też grała dobre mecze. Ale do tego trzeba trochę… przypadku. Musimy się zastanowić, czy potrzeba nam takich pojedynczych sukcesów, czy chcemy być w tej Europie na dobre i coś w niej prezentować.

Polski piłkarz wychodzi na mecz pucharowy ze strachem? Z obawą?
– Strach w głowach chłopaków jest na pewno.

Strach przed czym? Przed przyniesieniem wstydu?
– Wszyscy się niecierpliwią. Nie chcą zaakceptować rzeczywistości. A moim zdaniem porażka z Trabzonsporem to nie jest tragedia. To jest rzeczywistość. Polskie realia. Kłóciłem się na początku sezonu z takimi, którzy mówili, że Viktoria Pilzno z mniejszym budżetem daje radę, a Legia nie może.

Bo to prawda, na ile może – daje radę, trzeci sezon z rzędu.
– Daję sobie głowę uciąć, że Viktoria Pilzno za moment zniknie z europejskiej mapy, jeśli dalej będzie dysponowała takim budżetem. Rozumiem, że w Polsce jest duża frustracja, ale ja nie chcę narzekać na chłopaków, że te mecze przegrywają. Zacznę narzekać, kiedy Legia będzie przegrywać budując drużynę na zasadzie – pozbywamy się najsłabszych, a najlepsze utrzymujemy. Jeśli kiedyś do tego dojdzie, to może będziemy walczyć z tymi, którzy tak robią. My póki co „budujemy” drużyny odwrotnie.

Ściągamy Ojamęę, Pinto i szybko dostajemy odpowiedź, dlaczego są w Legii, a nie w poważnej piłce.
– Grają ci, bo na lepszych nas nie stać. Nie stać nas nie tylko na sprowadzenie lepszych, ale nawet utrzymanie tych, których już mamy. Wyobrażasz sobie Legię, w której grają Fabiański, Wolski, Jędrzejczyk, Borysiuk, Rybus – ci najlepsi, którzy z niej wyjechali? W takiej rzeczywistości żyjemy. Nie robimy tego, na co może sobie pozwolić choćby Trabzonspor i mamy efekty. Wszystko, co się dzieje, jest bardzo realne. Powinniśmy się z tym zmierzyć. Dopóki tego nie zrobimy, nie pójdziemy do przodu.

Trzeba zacząć od podstaw, bez oczekiwań? Bez zaskoczenia takimi porażkami jak wczoraj?
– W tej chwili mówi się, że Legia dwa lata temu potrafiła wyjść z grupy, a teraz nie potrafi. Potrafiła, bo tak ułożyły się mecze, ale to przecież nie znaczy, że wtedy polska piłka była dużo wyżej niż dzisiaj. Dopóki w ten sposób budujemy zespoły, nie mamy szansy w Europie na poważnie zaistnieć. Grać w niej w każdym sezonie. Wszystko co się uda ugrać jest fajne, ale to zwykle pojedynczy przypadek.

Znów można postawić znak równości między Polską i Serbią?
– Oczywiście. Crvena Zvezda – klub, którego szczerze nie lubię, ale klub wielki – w 1991 roku zdobyła Puchar Europy. Sezon później też doszła daleko, ale kiedy zmienił się układ sił w futbolu, jak tylko zaczął rządzić nim pieniądz, od tego czasu ani razu nie awansowała nawet do fazy grupowej Ligi Mistrzów. To nie jest coś, co spotkało tylko Polskę. Spotkało też inne kraje. Niektóre miały pojedyncze występy w europejskich pucharach, szacunek dla nich, bo weszły na salony praktycznie bez ubrań. Ale na dłuższą metę tak się nie da. Bayern – Viktoria Pilzno 5:0, 32 strzały Bayernu, 0 strzałów Viktorii.

Czego tu i teraz potrzeba Legii, na tym etapie sezonu? Spokoju, powstrzymania się od rewolucji?
– Legia jest w trudnym momencie. Czuć presję, może pojawić się dołek w drużynie. Moim zdaniem krytykowanie Legii będzie mieć sens tylko wtedy, kiedy nie będzie sobie radzić na krajowym podwórku.
Póki wygrywa mecze ligowe i pokazuje wyższość nad innymi, robi swoje i musi czekać na lepsze czasy.

Nie wszyscy tak do tego podchodzą.
– Dlatego obawiam się, że Legia będzie mieć duży problem z utrzymaniem przewagi w tabeli.

Z czego ta obawa wynika?
– Z psychologii, atmosfery, która się tworzy wokół zespołu i może spowodować nerwowość, wytykanie błędów, wykonywanie nerwowych ruchów. W takiej sytuacji możesz stracić nawet to, co już masz. Wiem jak to działa, jak może to drużynę zdołować i zepsuć wszystko to, co jest w niej dobre.

Jesteśmy już blisko wniosku, że te europejskie puchary, które – jak sam twierdzisz – powinny być póki co dla Legii bonusem, mogą jej bardziej zaszkodzić niż pomóc.
– To wszystko zależy od ludzi pracujących w klubie, od tego czy zrozumieją to wszystko o czym mówimy. Kibice mają prawo uważać, że Legia nic wielkiego nie robi wygrywając w kraju, bo musi jeszcze wygrywać w europejskich pucharach, ale w tej chwili nie powinni tak myśleć działacze. Bo zaraz przyjdzie zmiana trenera, obwinianie jednego czy drugiego zawodnika za słabą grę. Zacznie się wszystko psuć i okaże, że ten Piast, który niedawno był rozjechany, stanie się dla Legii mocny.

Trudno jednoznacznie wyczuć czy jesteś zwolennikiem, czy przeciwnikiem pracy Urbana…
– Uważam, że osiąga wyniki adekwatne do potencjału. Robi tyle, na ile stać jego drużynę. Ł»ałuję tylko – to jedyne, co mi się naprawdę nie podobało – drugiego meczu ze Steauą. Umówmy się, to nie był wielki przeciwnik. Ten nasz niezbyt bogaty mistrz, którego na razie nie stać na regularną grę w Europie, miał jednak okazję awansować do fazy grupowej. Tu moim zdaniem trener Urban mógł zrobić więcej…

Masz na myśli jakieś konkretne zarzuty?
– Po prostu, kiedy masz 1:1 z pierwszego meczu i nie grasz z żadną wspaniałą drużyną, to przy wsparciu publiczności trzeba ją trochę bardziej przycisnąć. W tym jednym dniu wyjść obronną ręką. Nie było to nie do zrobienia. Weszlibyśmy do grupy. Gralibyśmy w niej pewnie jak Steaua czy Viktoria Pilzno, ale sama obecność tam mogłaby trochę podbudować nastroje. No i finanse.

Rozmawiał Paweł Muzyka

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama