Zapraszamy na przegląd siedmiu tytułów prasowych.
FAKT
Przemysław Rudzki: To kadra, nie wygłupiajmy się.
Trener, który dostaje propozycję poprowadzenia kadry, powinien jak najszybciej zapomnieć o klubie. Nie ma tematu. Może go prosić ciocia, wujek, sołtys, burmistrz i prezydent, ale w momencie, gdy masz szansę zrobić coś wielkiego, musisz poświęcić wszystkie inne rzeczy. Dlatego nie wyobrażam sobie, ze Adamowi Nawałce przeszło nawet przez głowę, że mógłby pozostać w Zabrzu. „Bo kadra nie gra w tym czasie ważnych meczów”? Świetny argument! Kadra nie gra, ale grają kadrowicze. Reprezentacja Polski w piłce nożnej to nie reprezentacja siatkarzy czy piłkarzy ręcznych, w której skupienie zawodników na terenie jednego, dwóch krajów, daje konkretną całość. Zawodnicy występują w całej Europie. Selekcjoner musi latać, rozmawiać z trenerami klubowymi, bywać w różnych zakątkach świata, by trzymać rękę na pulsie. Już raz nie graliśmy ważnych meczów – przed Euro 2012. Kiedy przegrywaliśmy, wszyscy mówili, że nic się nie stało. No bo co – przecież to tylko towarzyskie kopanie. A efekt potem wszyscy widzieliśmy. Nie ma nieważnych meczów kadry. Zwłaszcza, że selekcjoner ma tak mało czasu, który może spędzać z piłkarzami i ćwiczyć potrzebne warianty.
Wdowczyk: Wymagam od zespołu trzech zwcyięstw.
Trener Dariusz Wdowczyk (51 l.) wysoko zawiesił porzeczkę swoim piłkarzom. W najbliższych trzech meczach ligowych (z Koroną, Piastem i Widzewem) szkoleniowiec Pogoni oczekuje od zespołu zdobycia dziewięciu punktów. – Czego mam wymagać od drużyny, jeśli dwa z tych meczów zagramy przed swoją publicznością. Po spotkaniu z Ruchem jest pewien niedosyt. Byliśmy w stanie i były ku temu okazje, żeby ten mecz wygrać. Ale równie dobrze w końcówce mogliśmy nawet stracić ten jeden punkt – mówi trener Portowców. Jednak już w sobotę (g. 15.30) o punkty także nie będzie łatwo. Korona ostatnio ma dobrą passę. Wygrała z Jagiellonią 4:1, pokonała Zawiszę w Bydgoszczy 1:0 oraz zremisowała w Gdańsku i u siebie z Górnikiem po 2:2. Dzięki tak dobrym wynikom wydostała się ze strefy spadkowej. – Doskonale wiemy, jak gra Korona. Pod wodzą nowego trenera chyba troszeczkę zmieniła swój styl. Jednak wiele w tym spotkaniu zależy od nas. Musimy zagrać skuteczniej w ataku, bo ostatnio mniej strzelamy goli. Jeśli zaprezentujemy się tak jak w pierwszej połowie meczu z Ruchem, to o wynik tego spotkania powinniśmy być spokojni – dodaje Maksymilian Rogalski (30 l.).
Nawałka chce prowadzić Górnika i kadrę.
– Jesteśmy jednak elastyczni – mówi nam Krzysztof Lewandowski, wiceprezydent miasta, które jest właścicielem klubu. – Pani prezydent prosiła, żeby pan Adam dokończył sezon, ale jak dostaniemy zgodę prezesa Bońka do końca rundy jesiennej, to też będzie coś. W ogóle nie wiemy czy takie rozwiązanie jest możliwe, ale bardzo byśmy chcieli – zauważa.
Nawałka o propozycji pani prezydent nie chce rozmawiać. Nieoficjalnie wiemy, że przekazał prezesowi Bońkowi sugestię właściciela. Nie wiemy jednak czy on sam widzi możliwość łączenia dwóch stanowisk. Musiałby bardzo mocno zwolnić tempo, bo w tej chwili myśli o Górniku 24 godziny na dobę i ta praca pochłania go bez reszty. Gdyby chciał działać na dwa fronty, to musiałby znaleźć czas na obserwację innych drużyn pod kątem gry w kadrze. A to oznacza nie tylko jeżdżenie po Polsce. – Jednak eliminacje do mistrzostw Europy rozpoczną się trzy miesiące po zakończeniu sezonu, więc miałby dużo czasu na przygotowanie kadry – stwierdza Stanisław Oślizło (76 l.), doradca zarządu Górnika. – W ogóle, to nie wyobrażam sobie innego rozwiązania niż to zaproponowane przez panią prezydent. Chyba, że uda się ściągnąć Waldka Fornalika. Przecież tak poważny klub jak Górnik nie wyjdzie we wtorek na ulicę i nie będzie szukał na szybko następcy. Musimy mieć kogoś równie dobrego, a może nawet lepszego niż Nawałka. Moim zdaniem pan Adam na pewno poważnie rozważa słowa pani prezydent miasta, bo ma jej wiele do zawdzięczenia. Były momenty, że po serii porażek on jednoosobowo decydowała, że ma zostać i koniec.
RZECZPOSPOLITA
Legia bez nadziei.
Najlepsza drużyna poprzedniego sezonu w ekstraklasie, lider tabeli w bieżących rozgrywkach, zespół, który wydaje się być poza zasięgiem wszystkich w Polsce, w Europie połamał sobie zęby. Legia nie tylko przegrała trzecie spotkanie, ale po raz kolejny nie potrafiła nawet strzelić gola. Prezes Bogusław Leśnodorski mówił, że marzy się zbudowanie marki rozpoznawalnej w Europie – na razie plan jest realizowany, tyle, że Legia znana będzie ze swojej nieudolności i marzyć o jej wylosowaniu będą nawet piłkarskie anonimy. Porażka 0:2 w Trabzonie nie jest niespodzianką. Turcy od lat pompują w futbol olbrzymie pieniądze, grają u nich gwiazdy. W czwartek na boisku w koszulce gospodarzy błyszczał Adrian Mierzejewski, ale świetnie grali też Florent Malouda, Didier Zokora czy strzelec bramki Marc Janko. Mając takich piłkarzy w składzie trener Mustafa Resit Akcay nie musiał się obawiać Legii. Drużyna z Warszawy przyjechała do Trabzonu bez chorego Miroslava Radovicia, a powolny i mało zwrotny w ataku Władimir Dwaliszwili nie sprawiał rywalom żadnych kłopotów. Mistrzowie Polski na boisku nie mieli kręgosłupa, kontuzjowany jest przecież także podstawowy bramkarz Duszan Kuciak. Jan Urban zdawał sobie sprawę, że w Turcji gra o być, albo nie być w europejskich pucharach na wiosnę. Porażka 0:1 z Lazio w pierwszej kolejce była wkalkulowana, sytuację mistrzów Polski skomplikowała jednak przegrana 0:1 z Apollonem Limassol na własnym boisku przed trzema tygodniami. – Sami postawiliśmy się pod ścianą, mieliśmy przyjechać do Turcji w zupełnie innych nastrojach. Na papierze rywale są silniejsi, ale my gramy przecież o życie – mówił trener Legii.
GAZETA WYBORCZA
Jan Urban: Nasze nadzieje się nie skończyły.
Legia w czwartek przegrała trzeci mecz z rzędu w Lidze Europejskiej. Po spotkaniach z Apollonem, Lazio i Trabzonsporem ma zero punktów, zero strzelonych goli i zajmuje ostatnie miejsce w grupie J. – Mamy jeszcze trzy mecze i teoretyczne jakieś szanse na awans zostały. Nasze nadzieje się nie skończyły, będziemy walczyć do końca o jak najlepsze rezultaty i zobaczymy, czy to coś da – powiedział po porażce w Turcji Urban. Legia w czwartek, mimo że oddała więcej strzałów na bramkę Trabzonsporu (16 do 10), to nie potrafiła pokonać tureckiego bramkarza. – Ich golkiper spisał się dziś na piątkę. Wykonał bardzo dobrze swoją pracę. Do przerwy powinien być remis, później zrobiliśmy wszystko, by zdobyć gola. Znowu zabrakło jednak skuteczności – przyznał trener Legii. I dodał: – Mimo paru osłabień graliśmy jak równy z równym, mieliśmy przewagę i wiele sytuacji, by wynik był. Zbyt łatwo jednak tracimy te bramki.
Ryszard Tarasiewicz: Szatni na pewno nie pomylę.
Dla Ryszarda Tarasiewicza mecz ze Śląskiem jest jak każdy inny?
Ryszard Tarasiewicz: Skłamałbym, gdybym powiedział, że tak jest. Wrocław to moje miasto, Śląsk to mój klub. Tu zaczynałem karierę jako zawodnik, tu zacząłem prowadzić drużynę jako trener. Awansowałem z zespołem z III ligi do ekstraklasy
Stąd też pana zwolniono, a potem Śląsk zdobył trzy medale z rzędu.
– Tego też oczywiście nigdy nie zapomnę. Ale nie jest tak, że samo rozstanie spędza mi sen z powiek. Chodziło raczej o formę, o nieprawdziwe informacje, które przekazywano. Byłem w klubie od 9. czy 10. roku życia, spędziłem w nim wiele czasu, zagrałem sporo spotkań. Coś chyba dla niego zrobiłem. Naprawdę można się rozstać, ale w normalny sposób, bo przecież nikt nie ma patentu na wygrywanie, a w naszej lidze raczej nie będzie też Fergusonów czy Wengerów, którzy poprowadzą jedną drużynę przez lata. Po tym rozstaniu jest więc pewna zadra, ale nie chcę, by w jakikolwiek sposób hamowała mnie ona jako trenera.
W dzisiejszym Śląsku zostało jeszcze coś z drużyny Ryszarda Tarasiewicza?
– Jest jeszcze kilku chłopaków, których prowadziłem: Przemek Kaźmierczak, Mario Pawelec, Tadek Socha, Marian Kelemen, niedawno do klubu wrócił Krzysztof Ostrowski. Szkoda, że nie zagra z nami Sebastian Mila. To znaczy dla Zawiszy to dobrze, bo znamy jego wartość, ale źle dla chłopaka, bo z uszkodzeniem więzadeł w kolanie nie ma żartów. Niewiele jest w Polsce osób, które wiedzą o tym lepiej niż ja. Jeśli chodzi o Śląsk, to mam pewną satysfakcję, że zawodnicy, których sprowadzałem do klubu, jak Piotrek Celeban, Waldek Sobota czy Piotrek Ćwielong, potem wyrośli na czołowe postacie całej ligi. Taki Kelemen też miał kapitalny okres i między innymi dzięki niemu drużyna została wicemistrzem czy mistrzem Polski.
SPORT
Piechniczek o ligowych sędziach: Brak umiejętności czy cwaniactwo?
Piechniczek w rozmowie ze „Sportem” uważa m.in., że Dariusz Wdowczyk, także przymierzany do roli selekcjonera kadry, powinien jeszcze poterminować w lidze i „pokazać, że idzie do przodu z Pogonią nie zrywami, a powtarzalnymi sukcesami”. Przy okazji niedawnego meczu Ruchu z Pogonią (1:1), a także oglądanego z widowni meczu I ligi Energetyk ROW Rybnik – Dolcan Ząbki (2:2), Piechniczek nie szczędzi krytyki sędziom. – Popełnili taką masę błędów, że zastanawiam się, czy dzieje się to za sprawą braku umiejętności, czy też cwaniactwa, a nawet tendencyjności – mówi Piechniczek.
DZIENNIK POLSKI
Powrót wiślackiej legendy.
Byłem piłkarzem GTS Wisła, utożsamiam się też z Wisłą SA. Nigdy nie odwróciłem się od piłki i od Wisły, choć nie było mnie w klubie wiele lat. Zawsze chciałem pracować dla Wisły. Także teraz. Jeśli nie jako trener, to w innej formie. Chciałbym służyć klubowi, w którym wychowałem się ja, moi bracia i moja żona – mówi Antoni Szymanowski, wychowanek i długoletni gracz Wisły (oraz Gwardii Warszawa i FC Brugge), w pierwszej połowie lat 70. jeden z najlepszych prawych obrońców w Europie. Legenda „Białej Gwiazdy” postanowiła nie tylko przerwać medialną ciszę wokół swej osoby, ale i – a raczej przede wszystkim – wrócić do krakowskiego światka futbolowego i do Wisły. Do swojej Wisły. Powrót nastąpił 9 września podczas marszu milczenia pod hasłem „O futbol wolny od chuligaństwa”, zorganizowany przez MZPN. – Podszedłem do prezesa Wisły Jacka Bednarza i zapytałem, czy mógłby mi umożliwić wejście na stadion Wisły. Jacek mnie uścisnął i powiedział, że nie ma problemu, że mam swe miejsce na trybunie. I od tej pory nie opuściłem żadnego meczu – mówi z satysfakcją. Co lub kto sprawił, że człowiek, który długo omijał wiślacki klub, mimo że był przez niego honorowany zaszczytami, nagle zdecydował się na powrót na Reymonta? Przesądzili o tym byli piłkarze, a dziś trenerzy – kolega Szymanowskiego z kadry Henryk Kasperczak i jego następca w Wiśle Marek Motyka. – Heniek namawiał mnie, bym zapomniał o przeszłości, bym nie odmawiał klubowi, gdy zaprasza. Marek mówił mi, że przez kilka lat był persona non grata w Wiśle, że źle zinterpretowano jego słowa o klubie, że wiele cierpiał, ale wszystko wyjaśnił sobie z właścicielem klubu Bogusławem Cupiałem. Mówił, że warto wrócić, że byłbym mile widziany w Wiśle. „Pogadaj z ludźmi, wypij piwko” – namawiał. I przekonał mnie – mówi.
SUPER EXPRESS
Szpakowski i Borek specjalnie dla nas: Możemy razem poprowadzić transmisję.
„Super Express”: – Nowym selekcjonerem będzie Adam Nawałka, choć nie wszystkim się to podoba. Ty, Darek, bardziej popierałeś Jerzego Engela…
Dariusz Szpakowski: – Zawsze mówiłem, że spośród polskich trenerów Jurek jest najbliżej współczesnej myśli szkoleniowej, jeśli chodzi o taktykę. Ma też ogromny bagaż doświadczeń z pracy z reprezentacją. A stawianie kolejny raz na człowieka, który ma za sobą tylko doświadczenie klubowe… Nie wyszło Smudzie, nie wyszło Fornalikowi. Te dwa światy, klubu i kadry, to przepaść. Oczywiście nie można zakładać, że Nawałka nie da sobie rady, ale powstaje pytanie, czy zdoła się przestawić, jak sobie poradzi ze współczesnymi idolami i gwiazdami.
Mateusz Borek: – Skoro rozmawiamy o Engelu, to muszę powiedzieć, że ostatnio go zaskoczyłem. Napisałem o nim duży pochwalny tekst, po którym przysłał mi nawet SMS-a. Nie zawsze było mi po drodze z Jerzym Engelem, ale… zawód selekcjonera to kompletnie inna bajka niż nawet najlepszy trener klubowy. Kiedy wziąłem na szalę umiejętności selekcyjne wszystkich polskich trenerów, to Engel musiał się nasunąć na myśl. Bo ma ogromne doświadczenie selekcyjne, wygrał eliminacje do mundialu 2002 w wielkim stylu, ma też doświadczenie przegranego turnieju, jest wykładowcą UEFA, zna język obcy, ma uporządkowany świat.
Andrzej Iwan: Nawałka podobał się też facetom.
Adam Nawałka nosi pseudonim „Ciepły”. O co chodzi?
Andrzej Iwan: – Adam był niesamowicie przystojnym chłopakiem. Dziewczyny za nim szalały, ale nie miały szans, bo on swoją żonę zna już 40 lat. Tyle że Nawałka podobał się nie tylko kobietom, ale… też facetom! My widzieliśmy, jak na niego patrzą i w końcu bodaj Staszek Gonet go zagadnął: „Adam, a czy ty nie jesteś czasem ciepły”? Chodziło o kochających inaczej. Ale zaręczam, że jeśli chodzi o Nawałkę, to nic z tych rzeczy!
Podobno niezwykle dbał o swój wygląd.
– Od zawsze! Te wszystkie „manicury”, „pedicury”, fryzura. Uwielbiał masaże, zawsze wychodził z nich ostatni, bardzo zdrowo się odżywiał, od alkoholu stronił. Nie to, że abstynent, ale rzadko po niego sięgał.
A jak to było z tym słynnym wyjazdem na Kubę, wokół którego narosło już tyle legend.Â…
– Nawałka był wtedy bożyszczem. Młody, piękny, utalentowany. W 1978 roku, kiedy zagrał na mundialu w Argentynie, miał niecałe 21 lat! No, a potem odbywał się zlot młodzieży socjalistycznej na Kubie. Nasze władze partyjne chciały się kimś pochwalić i do delegacji dołączyły Nawałkę. Szefem wyjazdu był Aleksander Kwaśniewski. Byli tam miesiąc, ale Nawałce ten wyjazd bardzo zaszkodził.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Kowalczyk: Niech Urban i Leśnodorski wbiją sobie do głowy…
Po raz kolejny Legia przekonała się, że w Lidze Europy nie grają Piast Gliwice, Jagiellonia czy Podbeskidzie. Trener Jan Urban i prezes Bogusław Leśnodorski powinni wbić to sobie do głowy – mówi były piłkarz Legii Wojciech Kowalczyk. – Nie jesteśmy daleko za Europą – jesteśmy za nią bardzo daleko – dodaje. Kowal na gorąco odniósł się do słów szkoleniowca mistrzów Polski, który stwierdził, że Legia z Trabzonsporem rozegrała najlepszy mecz w tegorocznej edycji LE, mimo że odniosła najwyższą porażkę. – To ciekawe. Jeśli porażka 0:2 jest dla Janka lepsza niż przegrana 0:1, to boję się jego słów, gdy Legia przegra kiedyś 0:10. Znowu alibi jest dla nas sędzia i brak skuteczności. Idąc tym tropem myślenia można powiedzieć, że gdyby Podbeskidzie wykorzystywało wszystkie sytuacje, byłoby liderem ekstraklasy. Szukamy winy u sędziego, od siebie niczego nie wymagamy – mówi były reprezentant Polski. – Nie wiem jak to się dzieje, że znowu Legia dostała bombę w pierwszych minutach. Może polskie drużyny paraliżują hymny Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Może trzeba im zagrać jakąś pieśń żałobną – radzi Kowalczyk.
Niemczyk i Kasperczak o Nawałce: zły pomysł.
Andrzej Niemczyk i Henryk Kasperczak o pomyśle, aby Adam Nawałka łączył funkcje trenera i selekcjonera. Byłem trenerem i reprezentacji, i klubu przez prawie pięć lat. Niesamowicie obciążające zajęcie. Człowiek jest wykończony. Nie ma na nic czasu, nie może się skoncentrować, nie ma komfortu pracy. Wszystko robi na wariata. Odbija się to między innymi na obserwacji graczy z innych zespołów. Ja akurat w klubie miałem zawodniczki ze składu kadry i zadanie miałem ułatwione. Ale w Górniku Zabrze takiego przywileju trener Nawałka by nie miał. Kiedy trener ma obserwować piłkarzy, jak w przerwie na reprezentację zajmuje się klubem, a jak klub ma chwilę wolnego, to na szybko robi przegląd kadry? To zadanie bardzo trudne, choć oczywiście do zrealizowania. Trenerowi Nawałce jednak nie polecam takiego rozwiązania. Nie wyjdzie mu na dobre. Zastrzegam, że to moja opinia, niczego nie sugeruję i niczego nie oceniam. Otóż moim zdaniem, nie da się łączyć trenerskiej pracy w reprezentacji z pracą w klubie. Zawsze coś ucierpi, po prostu nie da się nad wszystkim perfekcyjnie zapanować. Mówię to na podstawie własnych wieloletnich obserwacji. Kiedyś pojawiła się opcja, bym jako trener Wisły prowadził kadrę Polski. Obie strony były skłonne to zaakceptować, ale ja się nie zgodziłem: albo jedno, albo drugie. Był czas, że jako selekcjoner Tunezji pełniłem też w federacji funkcję dyrektora, który odpowiadał za tworzenie piłkarstwa profesjonalnego. Ale to była inna sytuacja, praca w klubie jest bardziej absorbująca. Wymaga zbyt wiele wysiłku i uwagi. W tej kwestii przez te lata moje zdanie się nie zmieniło.
Węgrzyn: To jedna z najbardziej absurdalnych decyzji tego sezonu.
Herold Goulon, czyli piłkarz, który chyba nie potrzebuje wiaderka witamin, żeby dobrze grać. Bez wątpienia najlepszy defensywny pomocnik w lidze. Wydawać by się mogło, że facet takiej postury jak on będzie odstawał szybkościowo. Tymczasem on biega naprawdę szybko! Francuz świetnie operuje piłką, rzadko zagrywa do tyłu i do tego niewiele piłek traci. Ma coś, czego brakuje wielu polskim ligowcom – szybko myśli. Potrafi w mgnieniu oka ocenić sytuację na boisku i wybrać najlepsze rozwiązanie. Od początku sezonu jest w wysokiej formie, ale w meczu z Wisłą pokazał, że jest królem środka pola, a nie od dziś wiadomo, że jeżeli drużyna zdominuje tę strefę boiska, to od razu łatwiej jej się gra. Goulon jest gwarancją spokoju i Zawisza z tego korzysta. Wyróżnienie dla Zawiszy, bo zagrał z Wisłą świetny mecz. Zawodnicy Ryszarda Tarasiewicza dominowali od pierwszej do ostatniej minuty. Co prawda to goście strzelili pierwsi gola, ale to w ogóle nie podłamało piłkarzy z Bydgoszczy. Oni cały czas, konsekwentnie grali swoją piłkę. I tak powinno to wyglądać. Jeżeli zawodnicy widzą, że obrana przez trenera taktyka przynosi skutek, to nawet po straci bramki nie powinni się podłamywać, tylko robić swoje.