Dusan Kuciak: Skoro już odmalowałem, to postanowiliśmy zostać

redakcja

Autor:redakcja

24 października 2013, 12:41 • 24 min czytania

– Trzeba poczekać. Ja jestem tutaj po to, żeby awansować do Ligi Mistrzów. Nam potrzeba więcej szczęścia, które drużyny z innych krajów – tych, co wymienialiście – miały naprawdę sporo. O Białorusi się nie wypowiadam, bo nie śledzę tej drużyny, niczego o niej nie wiem. Za to, zastanówcie się: w ilu meczach z Celtikiem, Artmedia potrafiłaby strzelić pięć goli? W jednym na ile, sto? W rewanżu Celtic ich gonił, ale już się nie udało. Nam się udało odrobić dwie do Steauy, ale weszli oni – opowiada Dusan Kuciak, który zrobił wyjątek dla Weszło i udzielił najdłuższego wywiadu podczas swojego pobytu w Polsce.

Dusan Kuciak: Skoro już odmalowałem, to postanowiliśmy zostać
Reklama

Pierwszy długi wywiad?
Tak.

Dlaczego?
Nie jestem Polakiem.

Reklama

A jakie to ma znaczenie?
Niech wypowiadają się ci, którzy gadają po polsku.

Przecież ty mówisz bardzo dobrze.
Coś tam może mówię, ale jak mam pisać, to jest gorzej (śmiech).

Jak zdrowie?
Trenuję, powoli.

A kiedy wracasz do gry?
Nie jestem w stanie odpowiedzieć. Jestem człowiekiem, a nie robotem. Nie wiem, czy za dwa tygodnie, czy później.

Pierwsza poważna kontuzja, nie?
Nigdy wcześniej takich nie miałem. Nigdy.

Trafiła ci się w najgorszym momencie.
A kiedy jest idealny czas na kontuzję?

Kiedy macie długą, zimową przerwę?
Ale kontuzji sobie nie zorganizujesz.

Nie lubimy chronologii, ale w twoim wypadku zrobimy wyjątek. Niewiele osób wie, ale mając 20 lat, przez pół roku grałeś w Anglii. To znaczy – byłeś, w West Ham.
Wzięli mnie na półroczne wypożyczenie, bo potrzebowali na szybko trzeciego bramkarza. Super doświadczenie, bo w młodym wieku wskoczyłem na regularne granie. Co prawda w rezerwach, ale mimo wszystko regularne i to z kilkoma niezłymi piłkarzami, jak Nigel Reo-Coker czy Bobby Zamora, który dochodził do siebie po kontuzji. Udało się jednak awansować, więc potrzebowali innych bramkarzy, nie mnie.

Liczyłeś, że zostaniesz tam na dłużej?
Gdybyśmy nie awansowali, to pewnie bym został.

Zyskałeś coś oprócz języka?
Nawet języka nie zyskałem. Człowiek młodszy był, nie myślał. Pojechałem tam sam, za to mogłem liczyć na pomoc trenera bramkarzy, który gadał po czesku, i Tomasa Repki. Od początku jednak nastawiłem się, że czeka mnie tam pół roku, a w sumie cztery miesiące. Zaliczyłem osiem-dziewięć meczów, czyli niedużo, ale dobre i to. Potrenowałem lepiej niż na Słowacji.

Coś cię zaskoczyło?
Samochody po drugiej stronie (śmiech). Ja nie jeździłem. Odbierali mnie przed treningiem i odwozili po.

Potem wróciłeś na Słowację, do Ł»yliny, gdzie zastąpiłeś Janka Muchę.
Przyjechałem, a on wyjechał do Legii, ale nie bronił od początku. Potrzebował czasu, żeby się przebić, zresztą w Ł»ylinie też długo nie grał. Miałem szczęście, bo od razu po powrocie z Anglii zacząłem bronić na Słowacji. Na tyle nieźle, że zgłosiło się Vaslui, gotowe zapłacić żądaną kwotę.

Ze Słowacji odszedłeś za 800 tysięcy euro. Sporo, jak na bramkarza z mocno przeciętnej ligi.
Szukali bramkarza, dlatego zapłacili dokładnie tyle, ile trzeba było. Wyjechałem do Rumunii i… było to doświadczenie na całe życie. Pierwszy rok był naprawdę super. Graliśmy w eliminacjach do Ligi Europy, odpadliśmy, ale w lidze szło nam nieźle… Najgorzej było pod koniec – problemy finansowe i dziwne zachowanie właściciela. Nie chcę o wszystkim mówić, bo sprawa nie jest zakończona.

Trwają spory z klubem?
Tak.

Musiałeś się ładnie śmiać z Celebana, który tam poszedł.
Ja się nie śmiałem, ja się dziwię (śmiech). Ale skoro mu się podoba… Ja powiem tak: wiem, o co tam chodzi. Wiem, ale nie powiem.

A życie tam może się podobać?
„Ł»yciem” bym tego nie nazwał. Zapytaj Celebana, czy ma tam jakieś życie.

Vaslui to małe miasto.
To nie małe miasto, to mała wieś. A jeżeli grasz w sobotę i w środę , zabierają cię na zgrupowanie… Za karę, bo przegrałeś mecz. Zamiast domu, hotel. Rozumiecie? 280 dni poza domem! Przyjechała do mnie Lucia i co? I przegraliśmy. I nagle w trakcie sezonu 19-dniowe zgrupowanie…

Zalecenie trenera?
Chyba raczej właściciela.

Kiedy przychodziłeś do Legii, w Rumunii broniło kilku świetnych bramkarzy. Ciprian Tatarusanu ze Steauy, Costel Pantilimon z Manchesteru City…
Oni wszyscy byli wtedy młodzi. Tatarusanu grał jeszcze w Glorii Bistrita, a Steaua go wzięła, o ile się nie mylę, za milion euro. Pantilimon do City trafił za to z Timisoary, a w Dinamie Bukareszt był jeszcze Bogdan Lobont. Jak dla mnie, najlepszy bramkarz ligi.

A ty siebie gdzie widziałeś w tej hierarchii?
Zostawiam to mediom i kibicom.

Fakty są jednak takie, że nie wspominają cię tam zbyt miło. Po pierwsze za to, że odszedłeś za darmo i po drugie – za aferę korupcyjną.
Mnie w to wkręcili! Ktoś rzucił moje nazwisko wtedy, ja grałem w tym meczu i… zobaczymy, jak to się potoczy.

Ludzie, którzy cię wtedy znali, twierdzą, że ta sytuacja cię zmieniła. Wcześniej byłeś pogodnym gościem, a potem nabrałeś do wszystkiego dystansu.
Mówię, to ogromne doświadczenie życiowe. Nie muszę się nikomu pokazywać po meczu. Mam 90 minut na boisku i do widzenia.

Sądzisz, że tamten mecz mógł być ustawiony, a w ciebie w to wkręcono?
Nie wierzę w to. Puściłem przypadkowe bramki, ale nie powiem, że zawaliłem. W meczu z New Saints „Wawrzyn” też chciał wywalić piłę i mu się nie udało. Tu było podobnie – obrońca myślał, że wybije piłkę, nie udało mu się, a ta wpadła w bramkę i odbiła się od słupka. A potem dostałem w okienko, nie pamiętam, z wolnego nad murem i po rożnym głową strzelił w róg. Po prostu nie wyszedł nam jeden mecz, a właściciel przesadził.

Cała afera została wymyślona przez to, że chciałeś odejść z klubu?
Ale ona nie została wymyślona wtedy. Wszystkie nazwiska, które wymienił właściciel, odeszły z klubu, niekoniecznie w normalny sposób.

Ale byłeś tak doceniany jak w Polsce?
Nie wiem… To, że mnie doceniają teraz, nie ma aż takiego znaczenia, bo popełnię trzy-cztery błędy i już wszystko się zmieni. Ale kiedy widzę na Legii transparenty „Marek, Dusan – trzymajcie się”, taki gest, to naprawdę jest mi bardzo miło. Zawsze będę to pamiętał.

Byłeś na Rumunów szczególnie „pospinany” w meczu kadry, w którym ostatecznie usiadłeś na ławce, a potem ze Steauą?
Pospinany? Nie. Nie podoba mi się tylko, że dostałem kartkę za nic. Skoro ktoś we mnie rzucił zapalniczką, to chciałem pokazać ją sędziemu i zapytać, o co chodzi. Nic złego nie zrobiłem

W pewien sposób nakręcałeś tłum.
Nie, mnie to po prostu denerwuje! Za co dostałem tę kartkę? Co by było, gdyby później ich zawodnik wychodził sam na sam, sfaulowałbym go i jeszcze raz musieliby mnie ukarać? Cokolwiek mogło się wydarzyć i to mnie denerwowało. A tłumu nie prowokowałem, w ogóle o tym nie myślałem. Ale trener Urban nie dopuścił mnie nawet do sędziego.

Miałeś jakieś inne opcje, zanim trafiłeś do Legii?
Miałem, ale tylko Legia była konkretna. Patrzyłem też na rodzinę, bo urodziła mi się córka, więc trzeba było stamtąd uciekać…

Mucha odegrał decydującą rolę przy transferze.
Ale on odszedł z klubu rok wcześniej i wtedy wspomniał o mnie. Legia mnie chciała, tyle że… kosztowałem nierealne pieniądze. Właściciel Vaslui jest, jaki jest. Potem okazało się, że mogę przyjść za darmo. No, z drobnymi problemami, które udało się rozwiązać. Ale Janowi faktycznie zaufali – powiedział, że stać mnie na Legię, coś takiego. Jesteśmy dobrymi kolegami jeszcze od czasów Ł»yliny, gdzie graliśmy razem dwa lata, a potem jeszcze spotkaliśmy się w kadrze, też dwa lata i teraz znowu.

Przychodząc do Legii, byłeś pewien, że zostaniesz pierwszym bramkarzem?
Wtedy pierwszym był Wojtek Skaba, który grał naprawdę bardzo dobrze. Nie mogłem mieć przekonania, ale nie chciałem też szukać klubu, w którym będę siedział na ławce. Musiałem czekać na swoją szansę.

Na samym początku, w czasie obozu, miałeś kiepski okres. Nie brakowało śmiechów, że przyjechał drugi Antolović.
Ale to były tylko sparingi! Ile potrenowałem? Dwa dni? Poza tym nie znałem języka polskiego. Fakt, jest podobny, ale do komunikacji trochę mi brakowało. Do tego te gole były dziwne. Na przykład padł samobój „Ł»ewłaka”…

Rzadko się jednak zdarza, że zawodnik z polecenia tak szybko okazuje się kluczowym.
Może dla was jestem kluczowym zawodnikiem. Teraz gra Wojtek, dobrze broni i wszystko jest w porządku.

I sądzisz, że jak wrócisz po kontuzji, to nie będziesz bronił w pierwszym?
To już zdecyduje trener. Tak samo nie oczekiwałem, że wejdę do składu już w meczu ze Spartakiem. Wtedy nie powinienem był bronić.

Nikt nie oczekiwał, że wygracie.
Ale jechaliśmy po awans!

Tak się ładnie mówi.
Przecież nie przegraliśmy w pierwszym meczu 0:5. Gdyby tak było, OK. Dobra, może przesadzam, że jechaliśmy po awans, ale na pewno po to, by dać z siebie wszystko. Muszę jednak przyznać, że było mi dziwnie, kiedy się dowiedziałem, że gram. Bardzo ciężka sytuacja dla Wojtka, dlatego tym bardziej go szanuję. To najlepszych polski bramkarz w Ekstraklasie. Mimo że wygrałem tę rywalizację, zawsze traktował mnie bardzo dobrze. Do dziś zresztą jesteśmy kolegami i wiem, że nawet jak odejdę z Legii, pozostaniemy w kontakcie. To też zasługa trenera Dowhania, który potrafi wprowadzić świetną atmosferę.

Po tym Spartaku pewnie liczyłeś, że trafiłeś do klubu, który będzie regularnie grywał w pucharach.
Z drugiej strony wiedziałem, że polskie kluby mają z tym problem. Ale pamiętam, co działo się w Moskwie. Pamiętam tę bramkę z ostatniej minuty, wielką radość, powrót samolotem. A to, co nas spotkało na Okęciu, na lotnisku, jest jedną z najwspanialszych chwil w życiu. Tego się nie da porównać do niczego, co wcześniej widziałem. Jak już przestanę grać w piłkę, to tamte chwile zawsze będą mi się kojarzyć z Legią.

Ale miałeś przekonanie, że trafiłeś do lepszego klubu niż Vaslui?
Na początku w Vaslui mieliśmy naprawdę mocną drużynę z doświadczonymi zawodnikami, którzy mieli za sobą grę w mocnych drużynach. W Legii był inny system pracy – raczej z młodymi piłkarzami. Dziś jesteśmy bardziej doświadczeni.

Masz świadomość, że byłeś o krok od wprowadzenia Legii do Ligi Mistrzów? W pojedynkę.
Jak?

Lepiej ty powiedz, jak.
Nie wiem.

Nie wygraliście ani jednego meczu w eliminacjach, poza New Saints.
Ale te remisy z Molde dały nam awans!

Sam wiesz, że w pierwszym meczu mogliście z nimi przegrywać 0:3 do przerwy.
Nic nie poradzę, że oddali tyle niecelnych strzałów. Ja obroniłem jedną sam na sam.

W kilku innych meczach jednak ratowałeś swoją drużynę. Prawda jest taka, że byłeś najlepszym piłkarzem Legii w eliminacjach.
I to są właśnie te nierealne opinie. A może obroniłem te piłki, dlatego że obrońca zmusił napastnika do zbiegnięcia w bok? To kosztuje ich sporo pracy.

Sporo pracy kosztowało też oglądanie pierwszej połówki w Walii. Wstyd, co?
Dobra, można powiedzieć: tak, wstyd.

Nie byłoby w tym nic złego, gdybyś przyznał, że masz bardzo mocną pozycję.
Ale zrobię dwa-trzy błędy i ta pozycja się zmieni. Ronaldo, Messi i Lewandowski mają mocną pozycję, a nie ja. Bramkarze po prostu w większości klubów się nie zmieniają. Masz numer jeden i on gra prawie zawsze. Popatrzcie na Śląsk – Marian Kelemen zagrał z nami bardzo dobrze, a za moment wrócił na ławkę, bo znów grał Gikiewicz. Tak jest wszędzie.

Z czego to wynika, że w lidze laliście wszystkich, jak chcieliście, a przyszło przeciętne Molde i zaczęły się problemy?
To nie była słaba drużyna.

Ale zdecydowanie w zasięgu, czego momentami nie było widać.
Ale awansowaliśmy! Oczywiście, mieliśmy szczęście, ale… Awansować musieliśmy z New Saints, z Molde chcieliśmy, a Steaua – uda się albo się nie uda. Po prostu brakowało nam doświadczenia, które teraz będziemy mieli. Za rok będziemy jeszcze mocniejsi.

Ale jak to doświadczenie wpływa na boisko? Przeciwnik nie był najwyższej klasy – ani Molde, ani nawet New Saints.
Chodzi o presję.

Doświadczenie zebraliście za Skorży w Lidze Europy.
Ale to nie jest Liga Mistrzów, prawda? A poza tym wielu zawodników z tamtych czasów ciągle gra w Legii?

Bardziej chodzi nam o to, że ciągle zasłaniacie się presją. Rok w rok polskie drużyny zbierają doświadczenie. U nas zawsze jest plan na przyszły rok, u nas za rok każdy ma być lepszy, a jak już przyjdzie co do czego, to jest tak samo słabo. W najlepszym wypadku.
Bo zmienia się skład, cały czas. Najpierw odeszli Rybus i Borysiuk, później „Wolak”, a ostatnio „Jędza”. Odeszli też starsi, jak „Ł»ewłak”, Kiełbowicz czy „Dixie”.

Ale to normalne, że składy się zmieniają. Teraz odejdą na przykład Furman i Łukasik.
Ale jakby się udało Furmana zatrzymać, to by za rok był lepszy i już doświadczony.

Może się nie udać.
Dlatego w lidze, gdzie tych meczów jest więcej, jesteśmy najlepsi. I na razie tylko w lidze.

Nie drażni cię to? Wiadomo, że większe pieniądze są do wyciągnięcia w Europie, a taka polityka transferowa klubu powoduje, że trudniej będzie ci je zarobić, o ile w ogóle.
Moim marzeniem jest Liga Mistrzów, ja jestem od grania. Też mogłem z Legii odejść, ale zostałem z jakiegoś powodu. Decyzja o transferze to osobna sprawa każdego zawodnika i mnie nic do tego. To zupełnie normalne, że ktoś chce odejść, że Legia za dobre pieniądze mu na to pozwoli i że zastąpi go jakiś następny młody, a nie gwiazda za parę milionów euro.

Odejście którego było największą stratą?
„Jędzy”, mimo że coraz lepiej zastępuje go Dossa. Ale on go przypomina na boisku, bo poza to takiego jak Artur to już raczej nie będzie. Wiecie co, w Ł»ylinie miałem takiego w szatni, podobnego. Nazywał się Andrej Porazik, zresztą wcześniej grał w Groclinie Gro… Grodzi… Grodzisk Wielkopolski. Może nawet był jeszcze lepszy od „Jędzy” (śmiech). Codziennie coś w szatni było grane i wszyscy znali autora. Zanim zrobiliśmy w Ł»ylinie mistrzostwo, Porazik założył się z trenerem, że w razie wygranej ten będzie musiał zgolić włosy. I zgolił. Miał z nim taką relację, że treningi od razu wyglądały zupełnie inaczej, śmiesznie bez przerwy. Jemu wolno było wszystko, lecz nikomu to nie przeszkadzało.

Jest wśród młodych godny następca Jędrzejczyka?
Chyba nie.

Oni cisi są, wyjątkowo spokojni.
W porządku są, naprawdę. „Wolak” dobry wariat był, pozostali spokojniejsi, ale to źle? Z tym się trzeba urodzić, to nie jest do nauczenia. „Jędza” pewnie w Rosji już zachowuje się identycznie, ustawia ich po kątach.

A ty kiedy będziesz ustawiał po kątach w innym klubie? Wspominałeś przed chwilą o tym, że mogłeś odejść, wiadomo – chodzi o ofertę Standardu Liege, którą Legia przyjęła.
Nie tyle Legia przyjęła, co zrzuciła to na mnie. Kluby mniej więcej się dogadały, a o tym, czy odejdę, miałem zadecydować samemu. Oni mnie chcieli, nie ja ich. Po prostu nie miałem poczucia, że to lepszy klub, więc dlaczego miałem się ruszać? Mnie i mojej rodzinie się tutaj bardzo dobrze żyje.

Słyszeliśmy, że zainwestowałeś w remont łazienki, dlatego nie chciałeś się ruszać.
(śmiech) Skoro już odmalowałem, to postanowiliśmy zostać. Od razu poszedłem podpisać nowy kontrakt! Ł»artuję, ale możecie tak napisać.

Liga belgijska jest mocniejsza od polskiej.
Ja nie wiem, nie grałem tam. Według mnie Legia nie jest gorsza od Standardu – tym się kierowałem.

Mówiłeś, że Legia nie była silniejsza od Vaslui, a jednak tu trafiłeś.
Ale tu jest życie… Wychodzimy sobie na spacerki, na kolacje, choć ostatnio tego czasu jest mniej. Ja nie mam potrzeby pokazywania się, żeby mnie ludzie na miescie widzieli.

Nie masz takiej potrzeby wyszalenia się? To jest jakiś sposób na pozbycie się stresu.
Byłem młody to walczyłem ze stresem (śmiech). Teraz jestem już starszy, więc takiej potrzeby nie mam. W trakcie sezonu ciągle są mecze, wyjazdy, hotele, dlatego jak już mam chwilę spokoju, wolę ją spędzić z rodziną. Ja mam dom, a nie imprezy czy kluby.

Serbowie też mają rodziny.
Mają. A kto powiedział, że ja się nie lubię bawić?

Taka obiegowa opinia. Z nikim konkretnie na ten temat nie rozmawialiśmy.
Ktoś wam powiedział!

Po prostu, Dusan, jest mega różnica między tobą w bramce, a tobą poza boiskiem.
Bo ja nienawidzę przegrywać, nie umiem. Muszę wygrywać! Jestem wariatem, muszę być pobudzony, wtedy lepiej mi się broni. Ale to przez 90 minut. Sędzia gwiżdże i wracam do domu. Tam nie wariuję, bo już wygrałem (śmiech).

Na ile podoba ci się Warszawa? Na przykład na tyle, żeby zostać tutaj do końca twojej kariery?
Aż tak to chyba nie. Dobrze nam tutaj, remonty robimy (Dusan, akcentując te słowa, puszcza oko). Chciałbym spróbować się jeszcze w lepszej lidze. Mówię o lidze, bo Legia jest najlepszym klubem w Polsce. Niemcy, Hiszpania, może Anglia… Ale to nie jest tak, że mówię: koniecznie muszę tam iść. Najpierw oni muszą bardzo chcieć.

Czyli jakaś możliwość, że Legia zatrzyma cię warunkami do życia i dużym kontraktem, wciąż pozostaje.
No przecież dopiero co podpisałem kontrakt na trzy lata!

W Legii jest taki zwyczaj, że jak jedną ręką przedłużasz kontrakt, to drugą już się pakujesz. Podpisujesz, żeby podbić wartość albo zawrzeć klauzulę.
Jeszcze tu jestem. Wątpię, żeby zimą ktoś potrzebował bramkarza, to znaczy chciał zapłacić za kogoś, kto nie grał, kto się leczył. Jeżeli jednak przyjdzie oferta dobra dla mojej rodziny, która byłaby dla mnie kolejnym etapem, to wyjadę. Ale ja nie lubię tak rozmyślać, na zasadzie: co by było albo co będzie. Marzyłem o Lidze Mistrzów, bardzo chciałem w niej zagrać. I co? I nawet jakbyśmy awansowali, to bym nie zagrał… Patrzę na to, co jest teraz. Gram w Legii, mieszkamy w Warszawie.

Kupiłeś mieszkanie, wyremontowałeś. Wygląda to tak, jakbyś zapuścił korzenie. Obcokrajowcy najczęściej wynajmują, skoro przyjechali na chwilę.
Drogi jest wynajem i… drogi jest wynajem. Nie opłaca się (śmiech).

Jak podchodziłeś do tych medialnych plotek, które łączyły cię z Interem Mediolan? Jechałbyś tam w ciemno, żeby siedzieć na ławce czy potrafiłbyś odmówić żonie przeprowadzki do stolicy mody?
Na ławkę to nie. Ale najwyżej do pierwszego składu tego drugiego klubu stamtąd, jak oni „mają” po polsku?

AC Milan.
Może być. A co do Interu, to coś tam było, ale konkretnej oferty nie otrzymałem.

Mógłbyś rok posiedzieć na ławce, a później odejść gdzieś pograć. Inaczej jest szukać klubu jako bramkarz Legii, a inaczej jako człowiek z Interu, prawda?
Ale rok na ławce. Nie wysiedziałbym.

No dobra. Czyli w bliższej lub dalszej przyszłości zamierzasz odejść do lepszej ligi. A co później? Masz już jakieś sprecyzowane plany, które będziesz realizował po zakończeniu kariery? Jakieś hobby?
Dopóki ja gram, to Lucia jeździ ze mną. Jak któregoś dnia przestanę, wtedy to ona pójdzie do pracy, a ja w domu będę siedział, na fotelu (śmiech).

A jakieś hobby? Mucha na przykład opowiadał o lataniu, o kursach lotniczych.
Ale nie zrobił tego kursu. Ciągle się uczy, tak mi się wydaje. Moje hobby? Córka i żona. Do bycia trenerem czy ogólnie codziennej pracy w piłce chyba nie miałbym cierpliwości. Mówię o trenowaniu dorosłych, ale dzieci też.

Wyobrażasz sobie, że kończysz – dajmy na to – 37 lat i nagle, z dnia na dzień, piłki w twoim życiu nie ma wcale?
W każdy poniedziałek o godzinie 18 spotykałbym się z kolegami i byśmy sobie grali. Nie wiem, jak będzie. Zapytajcie, kiedy te 37 lat skończę.

Pogadajmy trochę o naszej lidze. Porównujesz się w jakiś sposób do innych bramkarzy z Ekstraklasy?
Nie, bo nie da się porównać takiego Cecha, co ma dwa metry, z Casillasem, który ma 15 centymetrów mniej. To nie ma sensu. A w Ekstraklasie? Wojtek Skaba najlepszy. No, drugi najlepszy (śmiech). Jestem przekonany, że w każdej innej drużynie, gdyby tam był, broniłby. Akrobatycznie jest świetny, dużo ponad mnie.

Nikt nie odmawia mu umiejętności, tylko głowy. Spala się psychicznie, przez co w meczu o stawkę nigdy nie sprzedał pełni swoich możliwości. Mistrz treningów, nic więcej.
Nie uważam tak. Po prostu mało gra. W zeszłym sezonie rytm meczowy utrzymywał tylko w Pucharze Polski, czyli raz na jakiś czas. Powiecie zaraz coś o Apollonie. A moim zdaniem Wojtek miał bardzo dobrą reakcję na ten strzał, po prostu strzał był w takie miejsce, że technicznie ciężko to było obronić. Inaczej widzą to bramkarze, inaczej dziennikarze. Sorry.

Co się tobie, jako obcokrajowcowi, w tej naszej lidze najbardziej podoba i najbardziej nie podoba?
Co nie podoba, to nie powiem. A podobają mi się najbardziej kibice, atmosfera na naszym stadionie. Jak grasz, to słyszysz, że jest głośno, że ci ludzie są z tobą. I tyle. Koncentrujesz się na tym, co się dzieje albo co się może zdarzyć między tymi czterema białymi liniami. Ale teraz, z perspektywy trybun, w czasie meczu częściej niż na boisko, patrzę na kibiców. Na ich reakcje, na doping.

Skoro nie chcesz powiedzieć, co się nie podoba, to pewnie sędziowie. Z nimi zawsze masz na pieńku.
Nie. Boiska czasami mi się nie podobają. A najbardziej to w Kielcach, gdzie na wiosnę przegraliśmy, mimo że prowadziliśmy po golu „Kosy”.

Po meczu, kiedy idziecie dziękować kibicom za doping, ściągasz meczową koszulkę i przechadzasz się w takiej z wizerunkiem Lucii i córki. Czyli to właśnie ten moment, kiedy kończy się Dusan „boiskowy”, a zaczyna Dusan „rodzinny”, tak?
Pytaliście mnie o największe przeżycia, związane z Legią. Gadaliśmy o Moskwie, super było też w Poznaniu, kiedy wygraliśmy. Tam był pełny stadion, a słychać było naszych. Będę wspominał też fety po mistrzostwie i pucharach, ale… dla mnie, tak osobiście, bardzo ważnym przeżyciem było, jak wiedziałem, że Lucia pierwszy raz ogląda mecz Legii ze stadionu. Bardzo chciałem, żeby jej się tutaj podobało, zwłaszcza po tym, co nas spotkało w Rumunii.

Mówisz o kibicach z szacunkiem, ale oni Kuciaka znają tylko tego z meczów. Poza tym, że umiesz bronić, wiadomo o tobie bardzo niewiele.
Nie izoluję się przed światem, w domu siedzę dużo, ale nie cały czas. Jak pójdziemy coś zjeść czy na zakupy i spotkam kibica, który będzie chciał ze mną pogadać, to nie mam z tym żadnego problemu. Chętnie pogadam, naprawdę. Za to z dziennikarzami, mniej chętnie.

Dlaczego tak bardzo unikasz mediów? To jakiś uraz z przeszłości?
Już mówiłem. Ja nie jestem Polakiem, od tego są inni. I co, zrobicie mi zdjęcie, a jutro będzie w gazecie czy w Internecie? Po co mi to? Chcę żyć spokojnie, po swojemu. Kupiłem ostatnio gazetę. Wolałbym w niej przeczytać, że Kuciak grał w meczu i jak wypadł, zgodzić się z tym lub nie, niż wypowiadać się na wiele innych tematów. Od tego są inni, powtarzam.

Rzeźniczak prowadzi konta na Facebooku i Twitterze, lubi współpracę z dziennikarzami. Ostatnio chyba nawet jednym z wywiadów ci podpadł (Kuba, zapytany przez nas w „Weszło z butami” o największego pantoflarza, wskazał Kuciaka).
On mnie nie interesuje. Niech mówi o swoim życiu prywatnym, nie o moim. A skoro mówi o moim, to widocznie czegoś mi zazdrości.

Chyba tylko zażartował. Aż tak cię to ruszyło?
To nie są żarty. Nie jego sprawa. Jak już chciał mówić o moim życiu, mógł zapytać.

Masz o to do niego żal?
Nie ma prawa mówić o rzeczach, które go nie dotyczą i o których nie ma pojęcia.

Strasznie twarde są te twoje reguły, Dusan.
Ale on mnie nawet nie zna. To znaczy zna na tyle, że wejdę do szatni, powiem „dzień dobry”, a później „do widzenia”. Nigdy nie rozmawialiśmy o naszych życiowych priorytetach.

Można się domyślić, że przyjaciółmi nie jesteście.
Nie. Ja na treningach czy w meczu oddam za nich życie, ale później mówię „do widzenia, widzimy się jutro na treningu”.

To podejście w stylu Artura Boruca – że mówimy o twojej pracy, a nie o paczce najlepszych kumpli.
Nie do końca. Nie możemy być wszyscy, w 28 chłopaków, najlepszymi kumplami.

To z kim się spotykasz, poza Skabą?
Z Ł»yrami, z Koseckimi.

Z „Rzeźnikiem” to prawie sąsiadami jesteście.
A nie wiem. Ja się w jego życie nie wkręcam.

Powiedziałeś, że Michała Ł»yrę – jako człowieka – lubisz. A jako piłkarza? Ostatnio za nim przedziwne tygodnie.
Lubię. Te dwa błędy to nie były błędy, tylko przypadki. Przypadki!

Ale jak się może jakiś nieszczęśliwy przypadek trafić, to przytrafi się z Michałem w roli głównej. Nie ma szczęścia.
Właśnie o to chodzi. Mogło być tak, że Ł»yro by pechowo nie trafił w zawodnika, nie poszłaby kontra i nie byłoby rozmowy o Apollonie. Z Wisłą to były trzy-cztery błędy. Nie oceniajmy tylko Michała.

Jak mamy nie oceniać piłkarza, który budzi takie kontrowersje?! Przecież w Polsce połowa ludzi uważa, że to skończony drewniak i że kopią piłkę lepiej od niego, natomiast pozostali widzą w nim ogromny potencjał. Piłkarze Legii, ci ofensywni, mówią wręcz, że wolą grać z nim niż na przykład z Koseckim.
Te jego dośrodkowania z biegu, te asysty czy przedostatnie podania – są świetne. Musi po prostu wyeliminować błędy, być uważniejszym. Wiecie, jaki byłby najlepszy piłkarz ligi? Połączenie Ł»yry z Koseckim!

Na jakiej pozycji byś go wystawił? Michał kiedyś twierdził, że najlepiej czuje się w ataku i tam przez chwilę próbował go Skorża, dla Urbana z kolei Ł»yro to skrzydłowy, ale coraz więcej mówi się o tym, żeby spróbować go na boku obrony. Ł»e, poza koncentracją, ma wszystko, by tam występować.
Z trenerem rozmawiajcie. Jak będzie konieczność, to pewnie go tam ustawi. Dla mnie to lewy pomocnik, jest jeszcze młody.

On już nie jest młody. Ma 21 lat, w tym wieku piłkarze stanowią o sile najlepszych klubów.
Jesteśmy w Polsce, tak?

W jego wieku Hamsik już coś grał, a jest Słowakiem.
Tyle że Hamsik wyjechał, kiedy miał 16 lat. Gdyby Michał tak zrobił, poszedł do Włoch albo Niemiec, byłby teraz innym zawodnikiem. Ale on został! Jest stąd, jest jednym z nielicznych piłkarzy, którzy mogą się nazywać legionistami. Z tego względu należy mu się szacunek.

A ty możesz tak siebie nazwać?
Nie. Ja gram tutaj, jak najlepiej wykonuję swoje obowiązki, ale legionistą nie jestem. Dla mnie to byli nimi „Kiełbik”, „Dixie”, teraz Ł»yro właśnie, „Furmi”, Szumski by był, jakby został. On był tutaj od dziecka.

I przez ciebie odszedł.
Tak, bośmy się nie lubili (śmiech).

Mieliście chyba bardzo dobre relacje, docinaliście sobie na każdym kroku. W zasadzie przy każdej interwencji na treningu.
Super atmosferę zrobił trener Dowhań, który nas nakręcał, żebyśmy żartowali z siebie, żebyśmy byli złośliwi. I nie musiał nas do tego zmuszać (śmiech). No jakby to wyglądało, gdyby cisza była?

W wielu klubach jest cisza. Drugi bramkarz nie może patrzeć na pierwszego, najchętniej połamałby mu ręce.
Ja bym tak nie mógł pracować. Gadaliśmy o Kubie. Jest mi bardzo szkoda, nie wiem, czemu tam nie broni, ale sam wybrał taką drogę.

Bronił, ale z Karabachem mu nie poszło.
Liga Europy.

Dusan, naprawdę… Czy Karabach był lepszy od Legii czy Lecha, skoro Piast prawie go wyeliminował?
Nie rozumiecie. Nie chodzi o to, czy lepszy, to po prostu coś innego. Wy jesteście dziennikarzami, więc wyobraźcie sobie,że macie rozmawiać z jakimś ważnym dziennikarzem z innego kraju. Z kimś, kogo nie znacie ani trochę, bo z polskimi to się znacie. Inaczej byście gadali, co?

Ale naprawdę nie można od polskiego pucharowicza oczekiwać, że przejdzie taki Karabach? Albo jeszcze inaczej. W ostatnich latach w Lidze Mistrzów byli Czesi, Białorusini, Węgrzy, twoi rodacy też. Zobacz – weszła Artmedia. Dlaczego ona mogła, a Legia czy Lech już nie?
W Artmedii był fajny skład, dobry trener i świetna atmosfera.

Czyli w takiej Legii nie ma ani składu, ani trenera, ani atmosfery, tak?
Są, wszystko jest OK. Właśnie zdobyliśmy mistrzostwo po siedmiu latach i gramy w grupie Ligi Europy. Czego byście chcieli, Ligi Mistrzów? Też bym chciał. Ale pasowalibyśmy tam? Zobaczcie, jak leją Steauę.

W sumie lepiej mieć zero punktów w Lidze Mistrzów niż Europy.
Trzeba poczekać. Ja jestem tutaj po to, żeby awansować do Ligi Mistrzów. Nam potrzeba więcej szczęścia, które drużyny z innych krajów – tych, co wymienialiście – miały naprawdę sporo. O Białorusi się nie wypowiadam, bo nie śledzę tej drużyny, niczego o niej nie wiem. Za to, zastanówcie się: w ilu meczach z Celtikiem, Artmedia potrafiłaby strzelić pięć goli? W jednym na ile, sto? W rewanżu Celtic ich gonił, ale już się nie udało. Nam się udało odrobić dwie do Steauy, ale weszli oni. A ta Artmedia wcześniej chyba na karne wygrała z Partizanem…

Taki awans ustawiłby polski klub na kilka lat do przodu. Pieniędzy nie trzeba byłoby szukać, one by były.
Według mnie polskie kluby powinny się wzmacniać, podnosić poziom, a nie czekać na awans. Szczęście można mieć raz, kilka rzeczy się na siebie nałoży – uda się, tak nagle. Artmedii się udało i już jej nie ma. Klub upadł, a reszta przeniosła się do Slovana.

Zostawmy Artmedię. A Viktoria Pilzno? Drużyna powstała z niczego.
Znam piłkarzy stamtąd, znam trenera. Zawodnicy bardzo dobrzy, trener świetny. Nie ma przypadku, że im się udało. Tak samo może być w Legii, kierunek jest dobry i jeżeli Jan Urban będzie pracował tutaj dłużej, to na pewno w końcu się uda.

Ale wcześniej Viktoria nie była taka dobra. Tam gra w środku taki grubszy…
Nazywa się Pavel Horvath i jest tam gwiazdą. Pół roku temu, z Napoli, wypadł rewelacyjnie.

Jest w Legii jego odpowiednik, jednak już zdecydowanie lżejszy. Miro Radović.
Wy nawet nie wiecie, jak on się zawziął! To bardzo dobry piłkarz, dobrze, że niedługo wraca do grania, bo z nim w składzie Legia jest mocna.

Ale trenować nigdy nie lubił. Radović kocha mecze o stawkę, woli być w centrum uwagi i błyszczeć przed ludźmi, a nie przed jupiterami, na zajęciach.
Każdy piłkarz woli mecze, ja też. „Rado” uwielbia wygrywać, co nas łączy. Bardzo poprawił sylwetkę, teraz już nie ma się do czego przyczepić.

Poprawił. To przypadek, że po odejściu Ljuboi? Gdyby to zależało od twojej decyzji, zostawiłbyś go czy nie?
Gra we Francji, strzela gole.

Ale w drugiej lidze. W drużynie, choć nikt nie przyzna tego otwarcie, jest normalniej. Znów wszyscy są równi.
Nie odczułem, żeby Ljuboja był w szatni gwiazdą. Zachowywałem się względem niego normalnie i tak samo było w drugą stronę. Złego słowa na niego nie powiem.

Ale Ljuboja nie krył się z tym, że piłkę traktował jak zabawę. Jak dodatek do wolnego czasu, który spędzał w klubach, na sushi czy w najlepszych knajpach.
A jak grał? Strzelał ważne gole, podawał, rywale skupiali się głównie na nim. Najważniejsze jest to, co pokazujesz na boisku.

Ale to działa na wyobraźnię młodych. Ł»e skoro Ljuboja w sumie sporo osiągnął bez niewyobrażalnego zaangażowania w trening, to oni też mogą spędzać dzień w towarzystwie ciągle uzupełnianego kieliszka wina.
Jak ten młody będzie miał 35 lat i tyle osiągnie, to niech sobie kieliszek uzupełnia, a nie jak ma 20.

Czyli jak będziesz w wieku Ljuboi, popołudnia będziesz spędzał podobnie?
Kiedy już wrócę na Słowację, to po treningach będę zabierał żonę do restauracji i pił sobie wino. A jak któryś młody będzie narzekał, to mu powiem: jeżeli teraz będziesz ciężko pracował, to kiedyś będziesz siedział jak ja, szczęśliwy, z winem. I tego będę mu życzył.

Rozmawiali PIOTR JÓŹWIAK i TOMASZ ĆWIĄKAŁA

Fot. FotoPyK


Najnowsze

Ekstraklasa

Pamiętacie transfery Efforiego? Haditaghi: „Fałszywe faktury”

redakcja
0
Pamiętacie transfery Efforiego? Haditaghi: „Fałszywe faktury”
Ekstraklasa

Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji

redakcja
1
Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama