Kontuzje, strach, zmarnowany talent. Co się stało z Ganso?

redakcja

Autor:redakcja

23 października 2013, 13:56 • 4 min czytania

Pod niedawnym wywiadem z Bartłomiejem Rabijem zadawaliście pytania o Ganso. Co się właściwie z nim stało? Gra jeszcze w piłkę? Ł»yje? Odpowiadamy: żyje, ma się dobrze. Pewien splot nadzwyczajnych okoliczności doprowadził do tego, że nie wyjechał jeszcze z Brazylii. Zmarnowany talent? Spokojnie z tym przekreślaniem 24-latka. Został w swoim kraju, wybrał inną drogę. I paradoksalnie może wyjść na tym lepiej niż na zbyt wczesnym transferze do Europy.
Młodzi Brazylijczycy rzuceni na wielką wodę nie zawsze potrafią sprostać wymaganiom. Taki Robinho strzelił wczoraj bramkę Barcelonie, ale czy można powiedzieć, że idealnie pokierował swoją karierą? Wykorzystał cały swój potencjał? Wątpliwe. Teraz wszyscy trąbią o Neymarze. A jeszcze niedawno było ich dwóch: Neymar i Ganso. Ten pierwszy jest w Barcelonie, drugi nadal w lidze brazylijskiej. Dlaczego? Najprościej byłoby zwalić na kontuzje. Paulo Henrique Chagas de Lima (znany jako „Ganso”) nie ma szczęścia do zdrowia. Artroskopię kolan miał już dwukrotnie, przeszedł też rekonstrukcję więzadeł krzyżowych. Co dochodził do dyspozycji, to znów wypadał na kilka miesięcy. W końcu jego organizm nie wytrzymał, forma zjechała w dół. Spekulacji transferowych i tak nie było końca. Chcieli go wszyscy. Real Madryt, Chelsea, Milan, Barcelona, Tottenham, Porto, Manchester United i inni.

Kontuzje, strach, zmarnowany talent. Co się stało z Ganso?
Reklama

On jednak nie czuł się gotowy na wyjazd. Nie wyruszył do Europy w najlepszej formie, to pojedzie teraz? Po co? Na zmarnowanie? On chciał grać, a nie siedzieć na ławce. A jednocześnie chciał opuścić Santos. Drużyna zaczęła się rozpadać i utknęła w środku ligowej stawki. Jego kumpel Danilo odszedł do Porto, a drugi – Neymar – był już od dawna przymierzany do Barcelony. W 2012 roku Ganso zdecydował się pójść do Sao Paulo. Tam odbudowywać się po kontuzjach, dojrzeć piłkarsko. Transfer kosztował 12 milionów dolarów. W nowym zespole miał zastąpić Lucasa Mourę, sprzedanego do PSG.

– Czuję się świetnie w innym otoczeniu. Koledzy z drużyny i trenerzy przywitali mnie serdecznie. W Sao Paolo chcę się rozwinąć jako piłkarz, odbudować mentalnie – zapowiadał Ganso. Dziś gra po 90 minut w każdym meczu i powoli wraca do swojej dawnej formy. Odżył. To nie jest przecież byle gracz. W 2011 roku doprowadził Santos do zwycięstwa w Copa Libertadores. Był prawdziwym architektem zespołu. Cały naród za nim szalał podobnie jak za Neymarem.

Reklama

Kreatywny środkowy pomocnik rodem z Brazylii? Tacy są na wagę złota. Tym bardziej, że Ganso to dziś jeden z lepszych rozgrywających na świecie starego typu. Taki jak Xavi czy czasem Gerrard. Nie bawi się w schodzenie na skrzydło jak Ozil czy Hazard. Oni mniej operują w środku pola, więcej biegają po całej szerokości boiska. Ganso zaś żyje z podań, lubi być ciągle pod grą, kierować drużyną. Dlaczego więc dalej tkwi w swojej rodzimej lidze? Przecież mógł się równie dobrze odbudowywać za większe pieniądze w jakimś europejskim gigancie. A nie w Sao Paulo. Chodzi za nim opinia, którą opisał jeden z internautów na Onecie: „Przereklamowany typ, boi się podjąć wyzwania, bo wie, że w Europie jest z 20 lepszych rozgrywających niż on. Moim zdaniem on nic wielkiego nie pokazuje, a kreowany jest na wielką gwiazdę.”

To nie do końca prawda. Sao Paulo to po prostu najlepsza w tej chwili opcja dla niego. Ganso mógłby pójść do Hiszpanii czy do Anglii. Ale po co? Gość ma 24 lata, jest po kilku kontuzjach. Musi regularnie grać. Zwłaszcza, że występuje na specyficznej pozycji. Jako młody rozgrywający nie może sobie pozwolić na ławkę, miesiące bez gry. Inaczej skończy jak Kaka albo Gourcuff. Z poczuciem niewykorzystanego potencjału. Ganso nie gra w słabej lidze, w słabej drużynie. W Sao Paulo są tacy piłkarze jak: Welliton (ten który grał wcześniej w Spartaku), Denilson, Luis Fabiano, Jadson (wcześniej Szachtar) , Lucio (legenda Bayernu) czy Rogerio Ceni (bramkarz znany ze strzelania goli). Paka jak się patrzy. Z kolei w najlepszych europejskich klubach siedziałby dziś pewnie na ławie. A w słabszych nie miałby z kim grać, przerastałby resztę zespołu. Wybrał mądrze idąc do Sao Paulo, gdzie i ma kolegów na poziomie, i bardzo znanego trenera Muricy Ramalho, i wielki stadion na 81 tysięcy kibiców.

Wczujcie się w rolę Ganso. Co on miałby teraz robić w Europie? Po tych wszystkich perturbacjach zdrowotnych, po wahaniach formy. Zastąpić Xaviego w Barcelonie? Ozila w Arsenalu? Wbrew pozorom czas działa teraz na jego korzyść. Niech tylko odbuduje się w swojej brazylijskiej drużynie. Klubowy faks znów przegrzeje się od napływających ofert. A sam Ganso będzie już gotowy na podbój Starego Kontynentu.

DS

Najnowsze

Ekstraklasa

Pamiętacie transfery Efforiego? Haditaghi: „Fałszywe faktury”

redakcja
0
Pamiętacie transfery Efforiego? Haditaghi: „Fałszywe faktury”
Ekstraklasa

Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji

redakcja
1
Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama