„Weźmy zagranicznego, bo inni tak mają”. Nic bardziej mylnego!

redakcja

Autor:redakcja

16 października 2013, 15:00 • 5 min czytania

Rosjanie konsekwentnie stawiają na uznane, zagraniczne nazwiska. Grecy, zanim zrobili Portugalczyka selekcjonerem, dali mu sześć lat, by najpierw wykazał się, pracując z klubami. Islandczycy wybrali starszego pana ze Szwecji, który wcześniej, przez blisko dekadę, sprawnie dowodził reprezentacją Trzech Koron. Austriacy z kolei sięgnęli po Szwajcara z trenerską przeszłością w Niemczech, więc problem z barierą językową ich nie dotyczy. Mają go za to w Albanii, Azerbejdżanie, Kazachstanie, na Malcie, a także na Wyspach Owczych, gdzie co prawda powołania wysyła prawie swój, bo Duńczyk, ale… skoro na jednego piłkarza-amatora przypada mniej więcej tysiąc owiec, to i o komunikację trudniej, prawda?

„Weźmy zagranicznego, bo inni tak mają”. Nic bardziej mylnego!
Reklama

W sumie dziewięć reprezentacji spośród pięćdziesięciu czterech, zreszonych w UEFA, czyli dokładnie co szóstą prowadzi zagraniczny szkoleniowiec. I nawet w tym wąskim gronie, gdyby przyjrzeć się dokładniej, ryzyko przypadku zostało zminimalizowane na tyle, na ile się dało. Rosyjska federacja, podobnie jak te z Azerbejdżanu i Kazachstanu, od dłuższego czasu działają w myśl taktyki, że jeśli twoje dzieci odstają w szkole od pozostałych, problem załatwi sowicie opłacany prywatny nauczyciel. Mało? Kupimy im też zdolniejszych kolegów, wtedy będą rywalizować. To dotyczy zarówno selekcjonerów, jak i pomysłu na rozwój krajowych rozgrywek. Po prostu w tamtych regionach geograficznych – pewnie po części ze względu na historię – lepiej się czują, gdy nad wszystkim czuwa twarda ręka. Coś między strachem a podziwem, ze wskazaniem na pierwsze słowo.

Kolejne wyjątki, a więc Austria, Grecja i odmieniana w ostatnich dniach przez wszystkie przypadki Islandia. To po kolei. Różnica kulturowa między Austriakiem i Szwajcarem, na dodatek wywodzącym się z Zurychu, który ładnych parę lat mieszkał w Niemczech, jest żadna. Ta sama mentalność, zwyczaje. Języki podobne bardziej niż gwara śląska do polskiego. Marcel Koller będzie znał rozterki przykładowego Davida Alaby jeszcze zanim ten zda sobie z nich sprawę. Szanują go za naszą zachodnią granicą, a przecież praktycznie cała kadra piłkę kopie w Bundeslidze… Jedźmy dalej. Grecy wciąż żyją rokiem 2004, dlatego kadrę najchętniej powierzyliby synowi Otto Rehhagela. Padło na Portugalczyka, który jednak sam siebie nazywa Grekiem, przez zasiedzenie. Styl pozostał bez zmian – uważnie z przodu, uważniej z tyłu. Dwanaście goli strzelonych i cztery stracone w dziesięciu meczach. Cóż, twórczy minimalizm.

Reklama

Pewnie się zdziwicie, ale to nie Lars Lagerback wybrał Islandię, tylko ona jego. Doświadczony Szwed zaliczył wtopę z reprezentacją Nigerii, z której przegonili go, nim się na dobre zdążył rozpakować, bo już po czterech miesiącach. Wydawało się, że w końcu wybierze wariant ciepłe kapcie – bujany fotel, nie zaś grę trzema napastnikami. Przez półtora roku nie robił nic, aż nagle dostał telefon z Reykjaviku. Dlaczego? Bo na prowadzeniu drużyny narodowej zjadł zęby, a jako że jest Szwedem, świetnie orientuje się w ligach skandynawskich, angielskiej i holenderskiej, czyli dokładnie tam, gdzie na co dzień rośli Islandczycy występują. Ustawienie ofensywy charakterystyczne dla Eredivisie, czemu trudno się dziwić – tam trzech z pięciu najskuteczniejszych piłkarzy ma islandzki paszport, choć jeden w te lagerbackowe cuda wierzyć nie chciał i postanowił grać dla USA.

To wszystko ma ręce i nogi. Niekoniecznie wielkie nazwisko, jakie niektórzy koniecznie chcieliby ugościć nad Wisłą. Bośniakom mistrzostwa zapewnił Bośniak, najwspanialszą od lat Belgię prowadzi Belg, były świetny piłkarz, o trenerskim dorobku wręcz nikczemnym. A taka Armenia, prowadzona przez Ormianina – podkreślmy – niby ostatnia w bardzo mocnej grupie, ale… przywiozła z wyjazdów zwycięstwa nad Czechami i Danią, a także remis z Włoch, prawdopodobnie przesuwając ich tym samym do drugiego koszyka. Wystarczyło, że pokonaliby Maltę i drugie miejsce się kłania! Jeżeli Ormianin potrafił ułożyć skład, w którym walczyli ramię w ramię Michitarian i Hajrapetian z czwartoligowych rezerw Widzewa, to i my nie potrzebujemy czarodzieja z zagranicy, żeby niepostrzeżenie z kapelusza wytrzasnął trójkę obrońców.

Nie mamy takiego szkoleniowca w Polsce – powiecie. My, jako kraj, musimy wreszcie zrozumieć, że selekcjoner to zupełnie inny zawód niż pracujący w klubie trener. Ł»e selekcjoner ma tylko kilka treningów, z których trzeba wyciągnąć maksa. Ł»e musi inspirować, umieć oddziaływać na psychikę piłkarzy, mieć autorytet i potrafić działać doraźnie. Właśnie, doraźnie, bo w ostatnim czasie kto by kadry Polski nie opuszczał, bez żenady wciskał kit o pozostawieniu „gotowej reprezentacji”.

To już nie te czasy, kiedy prawie cała piłkarska Europa zachłystywała się tym, co z importu. Zresztą najbardziej wymowna jest polityka angielskiej FA, która kurczowo trzyma się swojego Hodgsona, mimo że przecież stać ich na praktycznie każdego trenera. Już kiedyś mieli Szweda, później Włocha, a skoro na wielkich imprezach jak zawodzili, tak zawodzą, uznali: po co się wygłupiać, skoro nie ma różnicy? Eriksson i Capello trafili na najlepsze pokolenie piłkarzy. Beckhama widzieli nie tylko na bilboardach, do tego młodsi byli Gerrard, Lampard i cała reszta. Teraz już raczej nikt na Wyspach kolejnych nie zapewni, że choć powoływać będą piłkarzy za miliony, bo to wciąż prawda, ich jakość będzie ta sama, co tych wcześniejszych. Najważniejszy jest pierwszy koszyk w losowaniach. To bowiem one, nie zaś paszport, w głównej mierze odpowiadają za zatrudnianie i zwalnianie selekcjonerów.

***

Smutnego Waldemara już nie ma. Pewnie przyjdzie Nawałka i niewykluczone, że spieprzy. To nie nasz faworyt. Tyle że poczciwy faken wszystko zapisze po polsku, natomiast tłumaczenie ewentualnego obcokrajowca wcale nie musi być mądrzejsze. Kto nie wierzy, niech zajrzy na Twittera Rafała Ulatowskiego, który poczuł się obywatelem świata i co rusz ćwierka w mowie Szekspira aforyzm za aforyzmem. A wynika z tego wszystkiego nic więcej niż z cytatów Paulo Coelho… Wyobraźcie sobie, że selekcjoner powie Lewandowskiemu po angielsku albo niemiecku: „Dziś jedziesz z tyłu, synu”. A ten nagle, z wrażenia zacznie celować nie nad, a pod poprzeczkę?

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama