Najdłużej pracujący trener w ekstraklasie. Pracoholik. Pasjonat, który po przyjściu do Zabrza kazał każdemu piłkarzowi zainstalować dekoder Canal Plus, a potem dzwonił i pytał o mecze ligi francuskiej. Mówiliśmy: dziwak, a on pokazał, że w tym szaleństwie jednak jest metoda. Pisaliśmy: tyran – a tymczasem w końcu mamy w lidze trenera, który u piłkarzy autentycznie wzbudza strach u podopiecznych. Teraz znowu w jego kontekście wraca temat kadry. Wraca i to bardzo, bardzo poważnie. Adam Nawałka i reprezentacja Polski. Czy to połączenie ma szansę powodzenia? Czy obecny szkoleniowiec Górnika Zabrze będzie właściwą osobą na właściwym miejscu?
Cztery. Pięć. Sześć. Na chwilę przerwa i od nowa. Z coraz większą siłą, jakby wciąż nie mógł wypuścić z siebie nerwów. W telewizji – obrazek, jak Nawałka po wrześniowym meczu z Lechią przybija wyjątkowo gorące „piątki” z resztą sztabu. Pod szatnią, gdzie kamerom zajrzeć nie można – suszarkę dostaje Oleg Szeweluchin. „Za mało zarabiasz?” – wykrzykuje trener Górnika, który za moment powie na konferencji „cieszę się, że zagraliśmy dobry mecz”. Już bez nerwów i wiązanek. Bez nieustannych pretensji, które powoli stająÂ się jego wizytówką. Kilka ogólników, jakby nic wielkiego się nie wydarzyło. Jeden mecz. Dwa oblicza. Cały Nawałka.
– Ma dwie osobowości. Pierwsza to kulturalny facet, który w mediach gada ogólniki, bo boi się być złapanym za słówka. Druga to totalny dyktator, który najpierw zjebie przy kamerach Małkowskiego, a potem będzie chodził za nim i nalegał, żeby w gazetach mówił, że wszystko jest już wyjaśnione. Robi dobre pierwsze wrażenie, ale im dłużej z nim się współpracuje, tym częściej wychodzi jego niekonsekwencja – przyznaje anonimowo jeden z byłych zawodników Górnika.
Scenariusz jest zawsze taki sam. Jedni mówią: drugi ojciec, perfekcjonista, człowiek oddany piłce. Drudzy, którzy do Nawałki się zrazili na pierwszy ogień rzucają słowa nielojalność i tyrania. Dzisiaj, gdy na tapecie znalazł się temat nowego selekcjonera, te opcje siłą rzeczy zaczynają się spierać. Zły, bo nie lubi charakternych postaci. Dobry, ponieważ wie, jak rozmawiać z młodymi. Zły choćby ze względu na to, że ściągnął do Górnika Zahorskiego i Bonina. Dobry, bo oszlifował talent Milika. Jak w oklepanym pudełku czekoladek – nigdy nie wiesz, na co trafisz. – Mój głos nie ma żadnego znaczenia, ale na dwudziestu trenerów w karierze akurat on był jednym z najlepszych. Skorża – świetny taktyk, Janas umiał połączyć grupę, ale Nawałka miał i jedno, i drugie. Równy gość – przyznaje Tomasz Dawidowski, były piłkarz Wisły Kraków.
Makaron al dente
Mówimy o trenerze specyficznym. Trenerze, który w kontrakcie ma zapisane zraszanie boiska przed treningami, a swego czasu spierał się z działaczami o takie niuanse jak owoce po meczach albo zwiększenie odległości między siedzeniami w autokarze. Kazał piłkarzom kupować dekodery Canal Plus i oglądać mecze rywala albo patrzeć, jak zachowuje się obrońca w lidze francuskiej. Karał za trzymanie w szatniowym worku więcej niżÂ dwóch par butów. Kontrolował wszystko i wszystkich, a gdy ktoś mówił „dziwak”, wystarczyło pokazać mu planszę z wynikami. To on wyciągnął z katowickich barów Adama Dancha, wywalczył przedłużenie umowy z Mariuszem Przybylskim, co roku łatał dziury, a na koniec wypromował piłkarzy, za których Górnik zarobił w ostatnich latach 15 mln złotych.
– Finansowo postawił ten klub na nogi. Spójrzmy przecież, jakich on miał tam piłkarzy. To byli przeciętni zawodnicy, a on z nimi fantastyczny wynik zrobił. Dlaczego Canal Plus tak często pokazywał mecze Górnika? Dlaczego tylu piłkarzy udało im się sprzedać? Adam wykonał podobną pracę, jak kiedyś Fornalik w Ruchu. Tylko różnica między nimi jest jedna: charakter. Adam jest twardy, konsekwentny, szybko zdobywa posłuch – przyznaje Marek Motyka.
Posłuch. Słowo klucz, które w tym tekście przewinie się jeszcze kilka razy. Nie ma w ekstraklasie drugiego trenera, którego piłkarza traktowaliby z takim respektem. Krew, pot i łzy, napisał kiedyś w szatni, a tych, którzy woleli iść na skróty, szybko wysadził poza burtę. Kiedy Arkadiusz Milik po meczu w Bielsko-Białej poszedł udzielać wywiadu, zrugał go przy wszystkich, bo przecież za chwilę miało się rozpocząć rozbieganie. Gdy Prejuce Nakoulma przed spotkaniem z czwartoligowcem krzyknął „jedziemy z frajerami”, dostał taką reprymendę, że więcej się już tego dnia nie odezwał. Nieustanna kontrola. Dyscyplina. Powtarzalność.
Treningi piłkarzy Górnika trwają nieraz po trzy godziny, każdy ruch jest rozpisany do tego stopnia, że określone są nawet pory, w których można skorzystać z bidonu. Automatyzmy – wbija piłkarzom do głów, a oni nie mają prawu nie wierzyć. W poprzedniej rundzie, gdy Górnik przegrał z Bełchatowem, zarządził trening na szóstą rano, samemu siedząc po nocach i analizując przyczyny porażki.
– Kiedyś polecieliśmy na obóz do Turcji. Do hotelu dotarliśmy jakoś koło 1. Marcin Baszczyński zapytał, o której zbiórka, a on, że o 6:45. – Na którą?! – Na 6:45. I zaczął wiązankę. Ma swoje zasady, od których nie ma odstępstw – mówi Tomasz Dawidowski. – Bura była straszna, ale to pokazuje, jakim jest perfekcjonistą – dodaje „Baszczu”. – Warsztatowo nie można mu nic zarzucić. Czuje piłkę i dostrzega detale. Kazał mi kiedyś 20 minut zostawać po treningu, bo wyczuł, że lewą nogę mam do tramwaju. Efekty przyszły szybko.
– Przypomniała mi się sytuacja, jak pojechaliśmy na jakiś mecz i na obiad podano makaron. Sprawdził lekko widelcem i kazał kucharzom gotować wszystko od nowa. Makaron miał być al dente – dodaje Dariusz Łatka, który z Nawałką pracował w Jagiellonii Białystok. To był czas, kiedy Łukasz Nawotczyński potrafił dostać 5 tys. złotych kary, bo nie zrobił w trakcie meczu… wślizgu.
Solarium i pedicure
Specyficzny był zawsze. Andrzej Iwan napisał w „Spalonym”, że w kwestii odżywania – absolutny awangardzista. Człowiek, który nie potrzebował alkoholu, żeby się dobrze bawić. Reprezentant Polski, uczestnik mistrzostw świata, niespełniony talent („Zasypiał zdrowy, a budził się z kontuzjami”). Ł»elazne płuca, które jak wchodziły na Kasprowy Wierch, to cała reszta krzyczała, by zwolnił, bo nie nadążają.
Długo szukał swojej trenerskiej drogi. Kilka razy przejmował Wisłę, ale mistrzostwo zdobył tylko wtedy, gdy wsiadł do gotowej drużyny Lenczyka. Nie poszło mu ani w Zagłębiu Lubin (dymisja po 9 kolejkach), ani w Jagiellonii (brak awansu), ani w Sandecji Nowy Sącz (12. miejsce w III lidze). Można teraz tłumaczyć go na wiele sposobów. Przytaczać wypowiedzi o zostawionych fundamentach albo przypominać, jak to w Białymstoku ustawiano za jego plecami mecze. Teoretycznie wypalić powinno w Lubinie. Ptasiego mleka nie brakowało, ale gdy jedna grupa zazdrości pieniędzy drugiej, a ktoś ostentacyjnie zostawia na piłce napis „-50 procent” siłą rzeczy muszą nastąpić tarcia.
Nawałka poległ. Dopiero rola asystenta Beenhakkera (po karierze pracował w Stanach, więc świetnie zna angielski) i przede wszystkim pobyt w GKS-ie Katowice odbudował go jako trenera. – Bez pieniędzy i drużyny zrobił wynik życia. Kibice GKS-u mają go dziś za Boga – mówi Marek Motyka. W międzyczasie zaliczał staże w Empoli, Udinese, Chievo. Pokochał Włochy do tego stopnia, że niektórzy piłkarze zaczęli żartować, że to jedyny trener w ekstraklasie, u którego solarium, kosmetyczka i pedicure nie są oznaką zniewieścienia.
Ł»artowano oczywiście poza plecami. Na wymianę dowcipów z trenerem rzadko jest miejsce. Kiedyś powiedział w jednym z wywiadów „jak byłem piłkarzem, to słuchałem. Teraz jestem trenerem i decyduję o wszystkim”. O tym, że nie lubi sprzeciwu przekonali się m.in Adam Banaś, Robert Jeż albo Mariusz Jop – piłkarze, którzy mówili, co myślą, a przy okazji mieli duży wpływ na resztę grupy.
– Nie lubi charakternych piłkarzy – mówi Mariusz Jop. – Przecież u niego zawodnicy, którzy mieli coś do powiedzenia zawsze byli usuwani. Nawałka to typ dyktatora, radykał, co nie zawsze jest pozytywnie przyjęte przez zespół. Mówimy teraz, że jest kandydatem na selekcjonera. Pytanie tylko, czy prowadzenie drużyny w ekstraklasie można porównać do prowadzenia kadry? No raczej nie. Sprawdził się przy młodych zawodnikach albo takich, którzy z różnych powodów chcą się obudować. Reprezentacja to inny kaliber.
– Wydaje mi się, że my wciąż szukamy trenera, a nie selekcjonera – dodaje Łukasz Mazur, były prezes Górnika. – Selekcjoner powinien mieć charyzmę, a charyzmy nie buduje się krzykiem. Musi wybierać zawodników, a nie wiem, czy Nawałka aż tak dobrze potrafi selekcjonować. To pracoholik, ale czy dobry selekcjoner? Zastanawiam się, czy gdyby w Polsce każdy trener dostał taki kredyt zaufania, to czy nie miałby podobnych wyników?
Energia w oczach
Ten wyjątkowy kredyt zaufania (cztery lata w Górniku) zawdzięcza prezydent Zabrza, Małgorzacie Mańce-Szulik, która w jednym z klubowych gabinetów powiedziała kiedyś, że ceni Nawałkę za energię w oczach i to, jak dobrze całuje po rękach. Gdyby nie ona – w normalnych-nienormalnych, polskich warunkach po dziesięciu porażkach wiosną pewnie zbierałby kartony i pakował biurko. Kilka razy czytaliśmy, że siedzącego na minie trenera chętnie przygarnie Wisła, ale jak widać – tarcza ochronna działa.
Działa zresztą od dawna. Nawałka ma w Górniku nieograniczoną władzę. Piłkarze mu nie fikają, bo wiedzą, że i tak jest nie do ruszenia. Co gorsza, nie fika też prezes Tomasz Młynarczyk, bo już raz w obecności piłkarzy został przez trenera zjechany.
– Nie znosi sprzeciwu, ale jeśli grasz z nim do jednej bramki, wszystko powinno się układać. Rozmawiałem też na ten temat z kolegami i doszliśmy do wniosku, że trzeba pół roku, by się przystosować do jego warsztatu. To specyficzny trener. Z tak wymagającym jeszcze się nie spotkałem – przyznaje Tomasz Hołota, który pracował z Nawałką w GKS-ie.
– Wiele wymaga, ale nie jest wobec wszystkich fair – dodaje jeden z byłych piłkarzy Górnika. – Ma piłkarzy, których błędy zawsze będzie minimalizował, a ma też takich, którzy robią za tzw. kozły ofiarne. Sikorski taki był. Zawsze był nazywany głupim chujem, mimo że jak na warunki Górnika strzelał. To wtedy Stachowiak powiedział „Gdyby nie on, to by cię już tu nie było”. Nie muszę mówić, co było dalej.
Izolacja
Dzisiaj Stachowiak o Nawałce wypowiada się dość przychylnie. Nie chce rozgrzebywać starych ran. Pozostaje jednak pytanie o chemię grupy, o to, czy trener-dyktator w przypadku objęcia kadry potrafiłby takową stworzyć. Wystarczy włączyć wyobraźnię… Boruc i Nawałka. Nawałka i Boruc. W takim duecie nietrudno o kolizję.
– Wszyscy mówią, że trener ma posłuch, a według mnie nie ma to żadnego znaczenia. Czy polski piłkarzy, trenujący na co dzień za granicą potrzebuje posłuchu? On wie, jak funkcjonuje dzisiejszy futbol. Nie potrzebuje przyjeżdżać na kadrę, żeby ktoś go przywoływał do pionu. Minęły czasy trenerów, którzy rzucają, czym popadnie – uważa Radosław Gilewicz.
– Ministrantów potrzeba do kościoła. Kadrę powinien objąć facet, który ma mocną pozycję. Fornalikowi zabrakło odwagi ryzyka. Czegoś, co u Adama zawsze było pod dostatkiem – inaczej stawia sprawę Marek Motyka. Wtóruje mu Waldemar Matysik, porównując Nawałkę do Jurgena Kloppa, przy którym zawodnicy zazwyczaj stają się lepszymi piłkarzami.
Ile zdań, tyle głosów. Nadaje się, bo weźmie piłkarzy za mordy. Nie nadaje się, ponieważ nie osiągnął jeszcze żadnego poważnego sukcesu. – Jeśli tylko na to spojrzymy, to nawet Fornalik miał lepsze CV – uważa Mariusz Jop.
Przypomnijmy: mistrzostwo i wicemistrzostwo z Wisłą, Puchar Ligi, na siłę moglibyśmy napisać jeszcze o odkryciu talentów Brożków i Strąka, tylko czy z tych talentów wynikło coś dla naszej piłki? Niewiele. Fakt faktem, że ówcześni młodzi piłkarze Wisły ciepło wypowiadają się dzisiaj o Nawałce. Odwożenie do Internatu. Sprawdzanie zeszytów. Rozmowy z rodzicami i pedagogami. „Póki jeszcze był Nawałka, to byliśmy poukładani” – mówi jeden z tamtej grupy, którego kariera nie potoczyła się tak, jak wielu ją zapowiadało. Gdyby to od niego zależało – kadrę dałby mu już dawno.
Dziś to największe marzenie Nawałki. Gdy latem podpisywał nowy kontrakt z Górnikiem tak długo wahał się z ostatecznym podpisem, że cztery pierwsze kolejki pracował bez umowy. Walczył o lepsze warunki, jasne, ale teżÂ o zapis, pozwalający w każdym momencie przyjąć propozycję z PZPN-u.
– Dla prezesa Bońka to w tej chwili dość łatwy wybór. Nikt się nie oburzy, nikt mu niczego nie zarzuci. Ja Nawałce dobrze życzę, ma teraz wizerunek wygranego, ale próbuję patrzeć na to wszystko szerzej i wciąż się zastanawiam. Za chwilę trafi pod ostrzał mediów i zobaczymy, czy nie zwariuje – uważa Łukasz Mazur.
O mediach wspomniał nie przypadkiem. Po pierwsze – wykładał się na nich każdy selekcjoner. Po drugie – ryzyko, że wyłoży się również Nawałka jest dwa razy większe niż u innych. To trener, który nie chodzi na przedmeczowe konferencje prasowe, bo woli wysłać na nie Bogdana Zająca albo… trenera bramkarzy. Autoryzuje każdą najmniejszą wypowiedź, nie zgadza się na długie wywiady, a gdy przeczyta gdzieś, że piłkarz narzeka na przygotowanie – autentycznie dostaje szału.
Wracamy więc do początku. Minusy przeplatają plusy. Opinie dzielą linię popularności na pół. A my chcemy, czy nie chcemy – musimy to zaakceptować. Dyskusja trwa. Mądre głosy za chwilę zaczną się wymądrzać, choć tak naprawdę, pewności w tych sądach nie mają żadnej. Strach i pożądanie. Duża niewiadoma. I jak zwykle nowe nadzieje, za które prędzej czy później i tak trzeba będzie zapłacić.
PAWEŁ GRABOWSKI
Fot. FotoPyk