Kamil Kosowski: – Znów przy linii widziałem człowieka ze strachem w oczach

redakcja

Autor:redakcja

16 października 2013, 12:15 • 5 min czytania

– Oglądanie Roberta Lewandowskiego w kadrze jest nudne. Musi się cofać po piłkę, od razu go atakują, z podwojonym czy potrojonym kryciem i albo zanotuje stratę, albo jest faulowany. Sieczka. Numer „10”, czyli obiecujący Zieliński nie wychodzi na żaden z tych meczów, to samo Klich, który zdążył się pokazać i jak na tę drużynę jest w miarę kreatywną osobą. Oni siedzieli na ławce, a grał Mariusz Lewandowski. Może Fornalik widzi w nim dużą przyszłość? Ręce opadają – mówi w rozmowie z Weszło Kamil Kosowski, 52-krotny reprezentant Polski.
Otoczka była ładna – wszyscy reprezentanci powtarzali, że wciąż wierzą, przypominaliśmy legendarne zwycięstwa, niektórzy już widzieli tabelę z dodatkowymi u nas sześcioma punktami. A tu nie dość, że zero punktów, to zero strzelonych goli.
W Polsce balon zawsze pompuje się dobrze, i to do rozmiarów niebotycznych. Potem przeważnie on pęka, a to na mistrzostwach świata, a to na Euro. Tym razem wszystko posypało się już jakiś czas temu, we wcześniejszych fazach eliminacji. Ale my i tak karmiliśmy się nadzieją i dalej będziemy to robić. Już od pięciu lat reprezentacja Polski nie istnieje. Przez pięć lat nasza drużyna narodowa nie wygrała żadnego ważnego meczu. Trochę mi się gryzie to wielkimi narzekaniami na kadrę Janasa, bo – jak pokazało życie – tamten zespół osiągnął więcej od tego, z piłkarzami o wyższych umiejętnościach grającymi w lepszych klubach.

Kamil Kosowski: – Znów przy linii widziałem człowieka ze strachem w oczach
Reklama

Jeśli się zastanowimy, ile Waldemar Fornalik dał reprezentacji względem tego, co mieliśmy za Franciszka Smudy, trzeba załamać ręce. Styl, gra, jakość, znaczące zmiany… Nic nowego w porównaniu z tym, co wiedzieliśmy tuż po Euro.
Przeczytałem ostatnio wywiad z Tomkiem Hajtą. Wypowiedział w nim ciekawe zdanie o panu Piechniczku, że jest ciekaw, kiedy on wynurzy się ze swojego domu w Wiśle i publicznie przyzna do błędu. Bo to on stał murem za Fornalikiem i był człowiekiem, który praktycznie obwołał go na stanowisko selekcjonera. Ja też się zastanawiam, co teraz ma mądrego do powiedzenia. Przy całym szacunku dla pana Fornalika, człowieka i jego dokonać trenerskich, reprezentacja to były dla niego za wysokie progi. Wczoraj znów widziałem przy linii człowieka, który miał strach w oczach i nie wiedział, co robić, jak w przerwie pobudzić piłkarzy. A czym się kierował, wysyłając ostatnie powołania i ustalając skład, wie tylko on. Dla mnie to było kompletnie niezrozumiałe.

Oglądaliśmy Wojtkowiaka, który dołożył na Ukrainie swoją cegiełkę, i zupełnie odkurzonego Mariusza Lewandowskiego. Do tego kolejne nowe ustawienie linii defensywnej, czyli wszystko w normie.
To jest właśnie rola trenera. Miał rok, żeby postawić na pewne osoby i się tego trzymać. Tymczasem powołania na ostatnie dwa mecze były, powiem delikatnie, z Księżyca. Człowiek, który sprząta w szkole, nie może być dyrektorem. A Mariusz Lewandowski, który zamiatał po Szymkowiaku i innych ofensywnych zawodnikach, nie ma prawa zamieniać się w ostatnich meczach w lidera kadry. Ani on się z tą reprezentację nie zżył, ani nie poznał dobrze tych chłopaków, ani nie pracował z Fornalikiem czy Smudą. Został wsadzony na wysokiego konia, ale co miał innego zrobić, skoro otrzymał powołanie? Na Ukrainie sobie poradził, w Anglii zagrał na minus. Duże serce to czasami za mało.

Reklama

Ten strach Fornalika, o którym mówimy, był też widoczny w drużynie. Na oba mecze wyszliśmy dwójką defensywnych pomocników, z Ukrainą przez większość czasu graliśmy w ustawieniu 4-6-0, bo Lewandowski biegał jak najdalej od bramki. Zabrakło tej odwagi, zagrania „all in”?
Oglądanie Roberta Lewandowskiego w kadrze jest nudne. Musi się cofać po piłkę, od razu go atakują, z podwojonym czy potrojonym kryciem i albo zanotuje stratę, albo jest faulowany. Sieczka. Numer „10”, czyli obiecujący Zieliński nie wychodzi na żaden z tych meczów, to samo Klich, który zdążył się pokazać i jak na tę drużynę jest w miarę kreatywną osobą. Oni siedzieli na ławce, a grał Mariusz Lewandowski. Może Fornalik widzi w nim dużą przyszłość? Ręce opadają. Nie mieliśmy żadnych szans, więc dlaczego nie zagraliśmy jednym defensywnym pomocnikiem? Podobno chcieliśmy wygrać. Co za różnica, czy przegralibyśmy w Anglii 2:0 czy 4:0?

Waldemar Fornalik pierwszym Polakiem, który pojechał do Anglii stracić pracę?
Nie mnie to oceniać. Ale opcja zagranicznego trenera, który miałby być ponad wszystko i czasami pominął w powołaniach kilku piłkarzy, dałaby niektórym do myślenia. Dwaj nasi najlepsi zawodnicy wczoraj zawiedli – Błaszczykowskiego kompletnie nie było widać, a Lewandowski zmarnował kolejne szanse. W klubie by je wykorzystał, tutaj nie może się przełamać. No ale Benzema też chyba tysiąc minut czekał, by się odblokować, a partnerów ma trochę lepszych, niż Robert.

Cały czas podkreślaliśmy, że ta Anglia jest słaba jak nigdy, ale rację ma też Wojtek Szczęsny, mówiąc, że mało kto z naszej drużyny załapałby się u nich na ławce. Pewnie bramkarze, Lewandowski, jeszcze Błaszczykowski, ale on na pewno nie w tej formie z wczoraj.
Dla mnie Anglia nie jest mocnym zespołem, który jest w stanie coś osiągnąć na mistrzostwach świata. Na pewno można było powalczyć z nimi o zwycięstwo. Wniosek jest jednak smutny: my jesteśmy jeszcze słabsi. Wczoraj mieliśmy na boisku tylko dwóch zawodników. „Szczęśniak” w bramce i człowiek, którego zawsze ganiłem, czyli Mierzejewski, który przytomnie zachowywał się w wielu sytuacjach.

Selekcjoner powtarza, że reprezentacja wykonała krok wprzód, zrobiła postęp. Pan się pod tym podpisuje?
Bycie selekcjonerem a trenerem klubowym to inne sprawy. Selekcjoner dostaje gotowych zawodników, samych najlepszych z polskim paszportem. I ma tych piłkarzy z niezłych klubów, gdzie stanowią tam o sile swoich zespołów. Nie ma więc tutaj miejsca na żadne wymówki. Bo jakie reprezentacja ma robić postępy? Ona ma wygrywać. O postępach moglibyśmy mówić, budując kadrę zupełnie od postaw, z większością nowych i perspektywicznych zawodników. Wtedy, po roku, można się zastanowić, czy zespół poszedł do przodu, a młodzi wyciągnęli wnioski. Natomiast my mamy ułożonych piłkarzy. Kibice, a zwłaszcza selekcjoner muszą od nich wymagać. Ale nie postępów.

Znowu pada dobrze znane nam hasło, utarte przez Smudę: „Ta drużyna ma dużą przyszłość”. Znowu nie wiadomo, o co chodzi, ale przynajmniej jesteśmy karmieni tą nadzieją.
Kamil Bednarek ma w swojej piosence takie słowa „Nadzieja karmi, a nie tuczy”. Pewnie, że tą nadzieją możemy się karmić, ale nigdy nie będziemy syci i zadowoleni. Potrzebujemy odpowiedniego człowieka na odpowiednim miejscu. Nie na kilka miesięcy, nie na jedne eliminacje, ale w ramach wieloletniej pracy. Ale tym razem nie może to być wynik głosu ludu, nacisku mediów czy forowania przez jednego człowieka danego kandydata. Nie ma tutaj miejsca na kolejną pomyłkę.

Rozmawiał PIOTR TOMASIK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama