Usłyszeli dźwięki Rio, ale z taśmy, na odchodne…

redakcja

Autor:redakcja

16 października 2013, 04:11 • 6 min czytania

Na dokładne rozliczenia na pewno przyjdzie jeszcze pora. Tym bardziej, że już dzisiaj wczesnym popołudniem w Warszawie odbędzie się konferencja, w czasie której Zbigniew Boniek zapewne poinformuje o tym, że Waldemar Fornalik okazał się pierwszym Polakiem, który pojechał na Wyspy po to, żeby stracić pracę. Dlatego póki w temacie wczorajszej wizyty na Wembley niech będzie jeszcze trochę luźniej.
Mówią, że chronologia zabija wszystko, co ciekawe, ale…

Usłyszeli dźwięki Rio, ale z taśmy, na odchodne…
Reklama

Oto i przedmeczowe Wembley. Efektowne, imponujące. Gotowe do przyjęcia kibiców w liczbie blisko 90 tysięcy. W tym XY tysięcy Polaków, przy czym XY oznacza tu nie mniej niż 20 tysięcy.

Reklama

Jest podświetlony pierścień. Zresztą, okazuje się, że nawet ceny miejsc parkingowych wokół Wembley rosną pierścieniowo, jak strefy w Warszawie czy Krakowie. Początkowo jeszcze symboliczne 10 funtów, kilkadziesiąt metrów dalej już 15, znowu parę kroków i natrafiamy szczęśliwie na gościa, który wymachuje kartonem z dwudziestką. Przy samym stadionie również jest szansa się zatrzymać, nawet autokarem, ale to już koszt w wysokości 65 funtów, czyli z grubsza licząc 325 złotych. Jak widać, to nie jest miasto dla biednych ludzi. Albo przynajmniej nie dla tych niezarabiających w funtach.

***

Organizacja meczu – perfekt. Wszystko oznakowane, jasne i klarowne. Pomocny personel, wszystko dopięte na tip top, zero improwizacji i chaosu. Co rzuca się w oczy już na samym wejściu, to podział trybun na sektory – polskie i angielskie. Podział dość umowny, bo nie ma przecież żadnych siatek, klatek, kordonów policji, ani nawet sektorów buforowych. Zaledwie kilka, kilkanaście metrów pasa wolnej przestrzeni i paru stewardów, mających bardziej informować niż kogokolwiek przed czymkolwiek chronić.

Da się? Da się.

Nie licząc niegroźnego, dość humorystycznego wtargnięcia na murawę dokonanego przez faceta w śmiesznej czapce – przez cały mecz pełen spokój. Właściwie, obyło się nawet bez jakichkolwiek wulgarnych okrzyków, które mogłyby być słyszalne na całym stadionie. Może pierwsza bramka podziałała na część Anglików lekko prowokacyjnie, ale trwało to dosłownie kilkanaście sekund, po czym miejscowi zajęli się już sobą, a nie wykrzykiwaniem do kibiców w polskich barwach.

***

Odbiór spotkania, jak to zwykle na Wembley, fantastyczny. Hałas w kluczowych momentach tak duży, że trudno pozbierać myśli, nie mówiąc o komunikowaniu się na boisku na odległość kilku czy kilkunastu metrów. Mimo że trudno mówić o jakimkolwiek zorganizowanym dopingu, tak ze strony polskiej, jak i z tej angielskiej. Polacy byli słyszalni wiele razy, nie tylko podczas wykonania hymnu, ale za wyjątkiem „Polska! Polska!” i „Gramy u siebie, Polacy, gramy u siebie” trudno wskazać jakieś konkretne akcenty kibicowskie. Przez znaczną część meczu panował po prostu wszechobecny zgiełk. Jeśli „ochy”, „achy” i oklaski z jednej strony, to automatycznie gwizdy z drugiej. I na odwrót. Wymieszane, głośne, ciągłe.

Fani ultras też mogą czuć się usatysfakcjonowani – bo goście zaprezentowali trochę rac, z kolei gospodarze takie większe „trochę” kartonów w angielskich barwach.

***

O samym meczu co chcieliśmy napisać, to już zostało napisane tutaj. Może skupiając się na moment na Anglikach warto by jeszcze dodać, że z największą przyjemnością oglądało się dziś na żywo Leightona Bainesa. Pana Piłkarza – z wszelkimi wyrazami szacunku. Jeśli zawodnik defensywny, występujący na pozycji – nazwijmy to – niezbyt spektakularnej, może dać koncert pożytecznej gry, to Baines dał taki wczoraj.

Siedzący obok dziennikarz z Anglii po początkowych 15 – 20 minutach nie mógł ukryć zdziwienia faktem, że „Polacy mogą tak grać w piłkę i zajmować tylko czwarte miejsce w grupie”. Później jakoś przestał się odzywać, więc jest szansa, że zweryfikował pogląd.

***

Tak naprawdę, dopiero wywiady pomeczowe były takim pierwszym namacalnym sygnałem, że Anglicy odetchnęli (Rio Ferdinand w pewnym momencie, przy niepewnym wyniku 1:0, pisał na Twitterze o długich 30 minutach, które ciągną mu się jak godzina) i wreszcie mają parę minut, żeby nacieszyć się sukcesem. W końcu jadą do Rio. W takiej chwili nawet Rooney jest skłonny przystanąć na 3-4 minuty i cierpliwie, jak na niego, odpowiadać na pytania.

Polacy Ameryki nie odkrywali…

Najpierw Klich oświadczył, że nasi chcieli co najmniej zremisować to spotkanie, że mieli swoje sytuacje, ale zabrakło skuteczności. „Starałem się rozgrywać i utrzymywać się przy piłce, tak jak lubię i myślę, że u mnie nie wyglądało to najgorzej, choć wiadomo, że bez szału. Anglicy też nie grali dzisiaj superdobrze, ale to jednak najlepsza drużyna w naszej grupie”. Przyszłości Fornalika komentować nie zamierzał.

Lewandowski z maksymalnie zblazowaną miną sprawiał wrażenie jakby tę porażkę na Wembley miał wkalkulowaną. Każde pytanie o swoje niewykorzystane sytuacje sprytnie obracał w kierunku niepowodzenia całego zespołu. „Tak jak zaczęliśmy te eliminacje, tak skończyliśmy. Od początku nie szło, nie tylko mi, ale całej drużynie. Mieliśmy kilka sytuacji, gdybyśmy je wykorzystali… Popełniliśmy kilka błędów” itd.

Błaszczykowski wychwalał kibiców i mówił coś o niedosycie. Generalnie, jechał typową gadką po porażce. Powiedzmy, że w tym ma już pewną wprawę.

***

Po angielskiej stronie najaktywniejszy był ten, który najwięcej wypowiadał się również przed spotkaniem, czyli Steven Gerrard. Z zaskakującą cierpliwością udzielał wywiadów dwom różnym grupom dziennikarzy, a na koniec wrócił jeszcze do trzeciej, łącznie spędzając w mixed – zone na pewno ponad 10 minut. Dużo to czy mało, piłkarzom tej klasy nie zdarza się codziennie.

– Przy stanie 1:0 było sporo nerwów, napięcia i zdenerwowania, bo jednak w takiej sytuacji zawsze myślisz, że może paść jedna bramka i zaczną się problemy. Miałem trochę przerwy w strzelaniu goli, ale kiedy zobaczyłem piłkę w siatce, było to znakomite uczucie, trudne do opisania słowami – mówił Gerrard. Rozgadał się do tego stopnia, że zaczął nawet opowiadać historię jak to Hodgson niegdyś zadzwonił do niego w nocy, by poinformować, że na stałe robi go kapitanem Liverpoolu.

Zapytany o reprezentację Polski, wzniósł się na najwyższy poziom dyplomacji.

***

Drugim najaktywniejszym po Gerrardzie był o dziwo…. Wayne Rooney. Facet, który w tych eliminacjach strzelał gole w każdym meczu, w którym zagrał. Dziś, niestety, nie udało mu się wypowiedzieć ani jednego ciekawego zdania. W skrócie: chce grać dla Anglii, wygrywać trofea, strzelać w każdym meczu, ale to oczywiście nie zawsze się udaje. Na mistrzostwach świata nie ma łatwych spotkań i w eliminacjach również, no chyba że z San Marino.

Odpowiadał długo, nudno i schematycznie, podczas gdy dziennikarze angielskich tabloidów informowali, że jego życiowa partnerka nie oglądała występu męża, bo akurat łapała opaleniznę na Barbadosie.

***

Angielscy dziennikarze pracowali do późna. Właściwie do momentu, kiedy wygoniono ich ze stadionu. Ale parę stron historii w końcu mają dziś do zapisania.

***

Pracowały również służby porządkowe.

Wychodząc ze stadionu natknęliśmy się na… kilkaset (licząc tak na oko) butelek po winie, które w kontenerach opuszczały elitarny „Bobby Moore Club”, gdzie przed meczem, w trakcie i po meczu równocześnie biesiadowało tyle osób, co na solidnym weselu. Ciekawostka: we wspomnianym klubie ceny za wstęp na jedno piłkarskie wydarzenie zaczynają się od 676 funtów. Ale tam już wszystko jest na bogato.

***

Samo Wembley na godzinę, może dwie po meczu było już niemal wysprzątane i… świeżo wykoszone. Około 23. na trybuny „wylało się” kilkadziesiąt osób, które przeczesały je sektor po sektorze, rząd po rzędzie, a na murawę wyjechało paru facetów z małymi kosiarkami, jakimi zazwyczaj strzyże się ogródek.

***

Z kolei sami piłkarze Fornalika, opuszczając Wembley, przez moment mogli poczuć się jak na karnawale w Rio. W gruncie rzeczy, wielu lepszych opcji na pobyt w Brazylii póki co nie mają.

Z Londynu Paweł Muzyka

Fot. tytułowe: FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Niels Frederiksen o planach na wiosnę i swojej przyszłości w Lechu

Braian Wilma
7
Niels Frederiksen o planach na wiosnę i swojej przyszłości w Lechu
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama