Weszło retro. Anglia – Polska poza 1973. Citko, Strejlau i inni

redakcja

Autor:redakcja

15 października 2013, 19:11 • 10 min czytania

Co mecz z Anglią na wyjeździe, to wszędzie odżywa 1973. Ciągle Tomaszewski. Domarski. Zupełnie tak, jakby przez te czterdzieści lat nie rozegrała się żadna inna ciekawa batalia pomiędzy biało-czerwonymi i synami Albionu, a grana pod wyspiarskim niebem. Citko, wyjście czwórką napastników, dziewięć minut do upragnionego remisu, wściekły Trzeciak robiący akcję z niczego. Działo się wiele, czasem śmieszniej, czasem straszniej, ale nigdy kiedy nijako.
03.06.1989, Londyn, Anglia – Polska 3:0, el.MŚ. Pożegnanie taktycznego maga

Weszło retro. Anglia – Polska poza 1973. Citko, Strejlau i inni
Reklama

فazarek nie był grabarzem złotej ery polskiego futbolu. Ale to za jego kadencji ostatecznie stało się jasne, że przestaliśmy się liczyć. Przenieśliśmy się z pierwszego szeregu do trzeciego. Z czterogwiazdkowego apartamentu do schowka na miotły. فazarek, czyli choćby męczenie się nawet z niesłychanie tragicznym w latach osiemdziesiątych Cyprem. Półamatorzy zebrani z plaż przyjechali do Gdańska, a potem przy 35 tysiącach kibiców zremisowali z Polską. To był oczywiście jedyny punkt Cypru w trakcie eliminacji do Euro 88. Jak to się stało, że „Baryle” pozwolono prowadzić kadrę też w następnych kwalifikacjach, pozostanie tajemnicą.

W czerwcu 1989 umęczenie فazarkiem sięgnęło zenitu. Prawdopodobnie cierpiały przez to Wojciechy w całym kraju, a do których przez selekcjonera spadało społeczne zaufanie. Mecz na Wembley to być albo nie być „kołcza” z Łodzi. Zapowiadał pełną fantazji grę. Podjęcie walki, wymianę ciosów. I słowa dotrzymał, bo wyszedł aż czterema nominalnymi napastnikami w składzie: Furtokiem, Leśniakiem, Urbanem i Warzychą. Czy ktokolwiek kiedykolwiek przyjechał na Wembley i zagrał czwórką z przodu? A co ważniejsze: czy w tym szaleństwie była metoda? Cóż, wymownym niech będzie fakt, że po meczu „Baryła” opowiadał o trenerskim tramwaju, i że to starcie było jego przystankiem końcowym. Jan Tomaszewski: – Wojciech فazarek zapowiadał radosną piłkę w naszym wykonaniu i tak też się stało: cała Europa się z nas śmieje.

Reklama

Już w pierwszych minutach wylecieć z boiska powinien Bako. Lineker szedł sam na sam, a polski bramkarz zapędził się za pole karne i złapał Anglika za nogi. Nawet nie udawał, że interesuje go piłka, po prostu staranował Linekera jak uciekającego złodzieja w metrze. Dziś za takie zagranie byłaby czerwona kartka i trzy mecze dyskwalifikacji. Wtedy? Ł»ółta kartka. Aż trudno uwierzyć, że takie faule traktowano kiedyś tak pobłażliwie. Przy stanie zero zero szansę miał Urban. Główka z paru metrów od bramki, niekryty. Pewnie z pięciu takich sytuacji wykorzystałby cztery. Tym razem jednak oczywiście się pomylił, za co chwilę potem skarcił nas Lineker. W drugiej połowie znowu sytuacja Urbana w polu karnym, także nie wykorzystana. Ponownie to się mści, jest 2:0, pozamiatane. Ostatnie trafienie to prawdziwy gwóźdź do trumny: plejada błędów w defensywie, symbol totalnego rozbicia i piłkarskiej zgnilizny, z jakiej zapamiętana będzie łazarkowa epoka. Po meczu pozostawił przegrane eliminacje Strejlauowi.

Shilton – Stevens, Pearce, Butcher, Walker – Webb, Robson, Waddle (77. Smith) – Lineker, Barnes, Beardsley (77. Rocastle)

Bako – Wójcicki, Matysik, فukasik, Wdowczyk – Wijas, Prusik – Urban(70. Tarasiewicz), Furtok, Leśniak (60. Kosecki), K.Warzycha

Gole: Lineker 23, Barnes 72, Webb 83

17.10.1990, Londyn, Anglia – Polska 2:0, el. ME. Wandzik show

Eliminacje do Euro 1992 zaczynaliśmy na Wembley. 77 tysięcy kibiców na trybunach. Czwarta drużyna mistrzostw świata, kontra nasze asy. Platt, Gascoigne, na nich Kosecki i Tarasiewicz. A także, jak się okazało ostatecznie „bohater” meczu, Wandzik. W 39 minucie ani nie wyszedł z bramki, ani w niej nie został. Przez swoje ustawienie był zupełnie poza grą, równie dobrze mógłby znaleźć się na trybunach. Ratowaliśmy się wybijaniem piłki z linii bramowej, ale na Suareza, czyli ręką. Karny Linekera do przewidzenia – Wandzik leci w lewo, piłka w prawo. Ale koncert polski bramkarz dał w ostatnich sekundach. Jeśli jest jakaś interwencja, w której golkiper umiejętnie zasymulował skuteczność przewieszonego przez poprzeczkę ręcznika, to właśnie ta. Niby Wandzik ustawiony, niby skacze. Ale generalnie piłka leci w sumie prosto w niego i bez trudu znajduje drogę do siatki.

Nie przegraliśmy jednak przez niego. Anglia była lepsza, zasłużenie zdobyła pełną pulę punktów. Nie było tłamszenia, była walka. Niejako zapowiedź całkiem udanych eliminacji, w których do końca biliśmy się o awans do finałowej imprezy, a nawet przez pół godziny, dzięki golowi Szewczyka w ostatniej grze z Anglią, mogliśmy czuć się jej uczestnikami.

Woods – Pearce, Walker, Parker, Wright – Dixon, Barnes, Gascoigne, Platt – Lineker (57. Waddle), Bull (57. Beardsley)

Wandzik – Szewczyk, Wdowczyk, Czachowski, Nawrocki – Kaczmarek, Tarasiewicz, R.Warzycha, Ziober, Kosecki (85. Kubicki) – Furtok (75. K.Warzycha)

Gole: Lineker 39(p), Beardsley 89

08.09.1993, Londyn, Anglia – Polska 3:0, el. MŚ. Brunatna polska jesień

Mimo przegranych eliminacji do Euro 1992 w kraju dopisywały humory. Strejlau zarówno w opinii kibiców, jak i ekspertów, zasłużył na kontynuowanie dzieła. – Trener zrobił co mógł i właściwie należałoby mu wystawić pomnik za to, że Polska do końca walczyła o awans. To szkoleniowiec na tyle doświadczony, przygotowany i godny zaufania, że gdyby tylko mógł pracować np. z reprezentacją Włoch czy Holandii na pewno odnosiłby sukcesy. Strejlau jest ostatnią osobą, którą należałoby zwolnić. Jemu trzeba pomóc, a nie wbijać nóż w plecy – komentował wtedy Zbigniew Boniek, przez niektórych widziany w roli następcy doświadczonego selekcjonera.

Początek eliminacji obiecujący. Może nawet bardzo. Wygrywamy z Turcją u siebie. Po znakomitej grze remisujemy na wyjeździe z Holandią. U gospodarzy Rijkaard, Koeman, Van Basten. Ale też i polski agent, Stanley Menzo, który rozgrywa katastrofalny mecz, przyczyniając się do naszego remisu. Potem dwa zwycięstwa z San Marino (słynna ręka Furtoka w Łodzi), a także podział punktów w Chorzowie z Anglią. W meczu, który także można było wygrać. Może nawet trzeba było, słynne sytuacje Leśniaka do dziś śnią się wielu kibicom. Anglicy ratują się dopiero w końcówce.

Powiedzieć, że przed pojedynkiem na Wembley synowie Albionu mieli nóż na gardle, to nic nie powiedzieć. Oni już mieli je rozcięte i krew lała się strumieniem. Po siedmiu grach mieli dziewieć punktów, dla porównania my po pięciu dziesięć. Dlatego liczono, że oto nastanie złota polska jesień. Niestety nastał piłkarski lincz, z nami w roli głównej, a Anglią, Turcją, Norwegia i Holandią w rolach oprawców. Zaczęty od niemocy na Wembley, gdzie nie istnieliśmy. Rozbiliśmy się o nich jak śnieżka o mur. A potem już poszło, i łącznie w trzy miesiące dostaliśmy w beret pięć razy. Od każdego, kto tylko się nawinął. Objazdowy cyrk, a nie reprezentacja, dziesięć straconych goli, jeden trafiony. Dziękujemy, dobranoc. Do USA pojechali inni.

Seaman – Adams, Pearce, Pallister, Jones – Ince, Gascoigne, Platt, Sharpe – L.Ferdinand, Wright

Bako – Lesiak, Koźmiński, Czachowski – Adamczuk (78. Bąk), Świerczewski, Brzęczek, R.Warzycha, Kosecki – Furtok (46. Ziober), Leśniak

Gole: Wright 5, Gascoigne 49, Pearce 53

09.10.1996, Londyn, Anglia – Polska 2:1, el. MŚ. Pięknie jak nigdy, do tyłu jak zawsze

Książe Paryża, żebrak Londynu. Tak o sobie powiedział po latach Andrzej Woźniak, który w 24 minucie zaciągnął nam hamulec ręczny. Do tego czasu wszystko układało się wspaniale. Bramka Citki, Nowak wiążący krawaty. – Byli w lekkim szoku. Tworzyliśmy groźne akcje, nie czuliśmy się słabsi; mieliśmy dużo swobody, dobrze operowaliśmy piłką, widzieliśmy, że przeciwnicy są przestraszeni – wspominał w 2004 roku Henryk Bałuszyński na łamach Przeglądu Sportowego. Citko? – A wie pan, że ja bardziej pamiętam inne sytuacje? Na przykład siatkę, którą założyłem Gascoigneowi, czy kilka fajnych dryblingów. Gola zdobyłem z automatu – opowiadał PS strzelec gola.

Ale wtedy do głosu doszedł Woźniak. Nie było najmniejszej potrzeby, żeby wychodził do długiej piłki dośrodkowanej na Shearera. Wojtala, który krył Anglika, odpuścił w ostatniej chwili tylko dlatego, że widział nadbiegającego Woźniaka. Przecież nie skoczy do główki, skoro zaraz ma gałę złapać bramkarz, prawda? No ale Woźny nie połapał. Shearer był sprytniejszy, bramka podcięła Polakom skrzydła. Kwadrans później piękna bomba i przegrywamy, mimo bardzo dobrej gry. To była świetna paczka, Wałdoch i Nowak uznani w Bundeslidze, supersnajper Panathinaikosu Warzycha, wschodząca gwiazda Citki… dlatego nie poddali się. Do końca potrafili walczyć jak równy z równym. Wynik jednak został ustalony w pierwszej połowie i mimo ambitnej gry, nie zmienił się.

Seaman – G.Neville, Southgate (52. Pallister), Pearce, Hinchcliffe – Beckham, Ince, McManaman, Gascoigne – L.Ferdinand, Shearer

Woźniak – Hajto, Wałdoch, Zieliński, Wojtala, Jóźwiak – Nowak, Michalski, Bałuszyńśki – Warzycha (75. Saganowski), Citko

Gole: Citko 7, Shearer 24, Shearer 38

27.03.1999, Londyn, Anglia – Polska 3:1, el. ME. Bezradność i z hukiem pękający balon

W marcu 1999 Anglicy byli, mówiąc wprost, głęboko w dupie. Przegrali na otwarcie ze Szwecją. Potem zremisowali z Bułgarią u siebie. A przecież zarówno Polska jak i Szwecja bandę Stoiczkowa potrafiła pokonać na wyjazdach! Zły wynik na Wembley mógł zaraz w blokach startowych pogrzebać szanse Angoli na Euro 2000. Wojciech Kowalczyk w swojej autobiografii wspomina atmosferę przed meczem:

„Mieliśmy całą masę odpraw, rozmów. I wbijano nam do łbów – ten mecz da nam jasność. Tym meczem zamienimy wszystkie dotychczasowe porażki z Anglikami w sukces. Nie będzie żadnych Linekerów, żadnych Shearerów. Koniec. Słowa o frajerach i goleniu tym razem nie padały, bo byłyby co najmniej nie na miejscu. Frajerami to można nazwać kopaczy z konkurencyjnego klubu w Polsce, frajerami można nazwać Węgrów czy nawet Słoweńców. Ale, na Boga, nie Anglików! Zwłaszcza jeśli dzień przed meczem ich młodzieżówka ogrywa naszą 5:0. Myślę, że trener Wójcik też się trochę podłamał, trochę przestraszył. Odniosłem wrażenie, że gdyby nie te baty młodzieżówki, wyszlibyśmy przeciwko Anglikom w trochę innym składzie. Tymczasem zagraliśmy tak defensywnie, jak się tylko dało. W podstawowej jedenastce sześciu nominalnych obrońców. Patrząc na skład – tak naprawdę nie wyszliśmy wygrać. Wyszliśmy się nie skompromitować. „

Wójcik i jego kompania zafundowała kibicom Biało-Czerwonych festiwal bezradności. Lider tabeli, a chowa się za potrójną gardą. Oddaje pole gry totalnie, nie przekracza połowy. Nie mogło być inaczej, skoro z zawodników o usposobieniu ofensywnym w wyjściowym składzie byli tylko Brzęczek, Iwan i Trzeciak. Cudem jest, że zdobyliśmy bramkę, mając tak wątłe możliwości ofensywne. W przerwie, przy stanie 2:1, kogo wpuścił Wójcik, żeby gonić wynik? Kłosa za Świerczewskiego. No to zwycięstwo w kieszeni, nie ma co. Tak po prawdzie, to Anglicy mogli tego dnia powieźć nas i piątką. Scholes był bliski strzelenia czterech goli. Ł»e drugą trafił ręką? Bez znaczenia. Anglicy zasłużyli na zwycięstwo, a on w tamtej sytuacji powinien być znacznie lepiej pokryty. W tym dniu balon pękł, a z reprezentacji uszło powietrze.

Seaman – G.Neville, Le Saux, Keown, Campbell – Sherwood, Beckham (78. P.Neville), Scholes (84. Redknapp), McManaman (69. Parlour) – Cole, Shearer

Matysek – Siadaczka (67. Kowalczyk), فapiński, Zieliński, Bąk, Ratajczyk, Hajto – Świerczewski (46. Kłos), Brzęczek, Iwan – Trzeciak (67. Juskowiak)

Gole: Scholes 12, Scholes 22, Brzeczek 28, Scholes 70

12.10.2005, Manchester, Anglia – Polska 2:1, el. MŚ. Spętane strachem nogi na Old Trafford

Z perspektywy czasu ten mecz wydaje się snem. Zbyt pięknym, by mógł być prawdziwy. Tortury eliminacji do MŚ 2010, potem klęska na Euro, oraz teraz obserwowanie zmagań bandy Fornalika sprawiły, że coraz bardziej nie mieści się nam w głowie jaki wówczas mieliśmy komfort. Co pokazuje tylko cały upadek polskiego futbolu reprezentacyjnego, który oglądamy w ostatnich latach. Wtedy też zamykaliśmy w Anglii eliminacje. Też graliśmy o nic. Ale dlatego, że obie drużyny miały już zapewniony awans. Teraz na Wembley nie będzie dla nas stawki, bo jesteśmy na aucie.

Anglia była tego dnia słaba. Ale my ponownie tragicznie przestraszeni. Był to ostatni mecz, nikt nie wymagał wyniku, ale chciano odważnej gry. „Niech w końcu przestaną się bać” grzmiano w mediach, oddając w ten sposób nastroje wszystkich, którzy zasiedli przed telewizorami i na trybunach. Polacy mieli punkt więcej, dziesięć goli więcej, byli liderem. Mieliśmy prawo patrzeć na Anglików z góry.

Może nie było takiej bezradności jak za Wójcika. W końcu Frankowski strzelił pięknie na remis, dał nam wiele radości. Były emocje do ostatnich minut, brakło niewiele, by dowieźć remis. Ale była też obrona Częstochowy w pierwszej połowie. Znowu bardzo mało sytuacji. Komediowa dyspozycja Rasiaka. Jacek Bąk słusznie zwracał na pomeczowej konferencji uwagę: – Ta Anglia to jakaś zaklęta drużyna. Byli od nas lepsi, w pierwszej połowie piłka wracała pod nasze pole karne jak bumerang. Nie graliśmy tak, jak byśmy chcieli. Nie wiem, czy nas paraliżuje już samo słowo „Anglia”? Jak z nimi gramy, jesteśmy jacyś zablokowani. Gole traciliśmy przypadkowo.

Robinson – Young, Ferdinand, Terry, Carragher – Wright-Phillips (67. Crouch), King, Lampard, Cole – Rooney, Owen

Boruc – Baszczyński, Jop, Bąk, Ł»ewłakow – Smolarek (46. Krzynówek), Lewandowski, Sobolewski, Kamil Kosowski – Maciej Ł»urawski (39. Frankowski), Rasiak

Gole: Owen 43, Frankowski 45, Lampard 80

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama