Petr Cech chwali Boruca, Piotr Brożek zagra w Wiśle, Małek zakończy karierę?

redakcja

Autor:redakcja

15 października 2013, 07:27 • 15 min czytania

Zapraszamy na wtorkowy przegląd ośmiu tytułów prasowych.

Petr Cech chwali Boruca, Piotr Brożek zagra w Wiśle, Małek zakończy karierę?
Reklama

FAKT

Bryan Robson: Polacy zagrają o honor.

Reklama

Czy to, że Polska przegrała z Ukrainą i wiadomo już, że nie zakwalifikowała się do mundialu ułatwia zadanie reprezentacji Anglii w dzisiejszym meczu?
BRYAN ROBSON: Nie, absolutnie. Nie ma czegoś takiego jak łatwy mecz na poziomie reprezentacyjnym. Polacy będą grali o zachowanie dumy. Nikt nigdy nie lubi przegrywać. Dla Anglii będzie to bardzo trudne spotkanie. Jego przebieg zależy od tego jak nasi piłkarze poradzą sobie z ogromną presją. Wiedzą, że muszą wygrać, bo Ukraina pokona San Marino więc remis z Polską nie da nam pierwszego miejsca w grupie. Nie będzie łatwo, bo w waszej reprezentacji gra kilku bardzo dobrych piłkarzy, na czele z Robertem Lewandowskim. To naprawdę wybitny zawodnik. Każdy zespół, który ma takiego piłkarza jest niebezpieczny.

Wszyscy chwalą Lewandowskiego, ale pochwały dotyczą przede wszystkim gry w Borussii, bo w reprezentacji aż tak nie błyszczy.
Zazwyczaj dzieje się tak, bo piłkarzowi nie pasuje styl gry danej drużyny. Wiadomo, że drużyna klubowa i narodowa to dwa różne światy. Nie widziałem zbyt wielu meczów waszej reprezentacji, by ocenić to dokładnie, ale co do jednego jestem przekonany: macie w sobie wystarczająco dużo jakości, by zagrozić Anglii.
Zna pan zapewne polskich bramkarzy, czyli Artura Boruca i Wojciecha Szczęsnego.
Którego z nich ceni pan wyżej?
Obaj to klasowi piłkarze. Zresztą przez lata daliście się poznać, jak drużyna, która na tej pozycji zawsze ma jakość. Którykolwiek z nich nie zagra, nie macie się o co martwić. Mam jednak nadzieję, że uda nam się przełamać waszą obronę i pokonać bramkarza. Jeśli nie to grożą nam wyniszczające nerwowe mecze barażowe. Lepiej więc zająć pierwsze miejsce i zacząć przygotowania do turnieju. Dlatego mecz z Polską jawi się, jako wielkie wydarzenie.

Paweł Wojtala: W miejsce فukasza Szukały zagra Marcin Wasilewski.

Paweł Wojtala (41 l.) 12. razy zagrał w reprezentacji Polski i miał okazję wystąpić na słynnym Wembley. Za kadencji trenera Antoniego Piechniczka (71 l.) w 1996 roku Polska przegrała 1:2 i w rezultacie nie pojechała na Mistrzostwa Świata do Francji. Dla Wojtali był to ostatni występ, w narodowych barwach. – Minęło już 17 lat od tego spotkania. Wtedy to był trochę inne Wembley jak obecnie. Ale to zawsze była świątynia futbolu. Grać na takim obiekcie, to zawsze wielkie przeżycie – mówi były piłkarz reprezentacji Polski. Obecnie kadra trenera Waldemar Fornalika (50 l.) walczy już tylko o honor. Nawet zwycięstwo w nie zmieni pozycji w tabeli naszej drużyny. – Ale mecze z Anglią zawsze były dla piłkarzy prestiżowe. Jednak jeszcze nigdy tam nie wygraliśmy. Zresztą obecna Anglia, wbrew krytykom wcale nie jest słabym zespołem. Przecież kilka dni temu strzeliła Czarnogórze 4 gole. Nie ma się co łudzić, Brytyjczycy na pewno do tego meczu podejdą z wielką determinacją. Przecież jeszcze nie mają pewnych paszportów do Brazylii. Naszą defensywę czeka z pewnością bardzo dużo pracy – dodaje.

Petr Cech o Borucu: Znam gościa, jest dobry.

Rok temu mówił pan, że Joe Hart ma wszystko, by stać się najlepszym bramkarzem w Europie. Zmienił pan zdanie po ostatnim meczu w Lidze Mistrzów pomiędzy Manchesterem City i Bayernem? Angielski bramkarz nie popisał się w nim.
PETR CECH: Nie, podtrzymuję to, co powiedziałem wcześniej. Jeden słabszy mecz nie oznacza, że nagle stracił klasę. Zresztą myślę, że ostatnio w Anglii na jego występy reaguje się dość histerycznie, tak samo po dobrych spotkaniach, jak ich tych gorszych. Pewnie i na tej podstawie wy wyrabiacie sobie zdanie.

Nie zmienia to faktu, że angielski futbol chyba ma problem z bramkarzami. Z czego on wynika?
Oczywiście, coś w tym jest. Wystarczy spojrzeć na liczbę zagranicznych bramkarzy w klubach Premier League. Ich szefowie wolą zatrudniać cudzoziemców niż Anglików. Na Wyspach muszą wypracować jakiś system, jak wyszkolić dobrych golkiperów. Inaczej będą mieli powtórkę z historii Czyli świetnego fachowca od bronienia, który pewniakiem w reprezentacji będzie na całą dekadę, ale następców już nie będzie widać. To nie jest dobra sytuacja i Anglicy powinni się nad tym zastanowić.

RZECZPOSPOLITA

Ł»ycie po Wembley.

Za ten zwycięski remis w 1973 roku Anglicy odgryźli się tyle razy, że aż boli wspominać. Słoną zapłatą za bramkę Domarskiego i parady Tomaszewskiego były dekady porażek (z rzadka remisów) i poznawanie skuteczności kata Linekera, kata Shearera, kata Scholesa… Po Wembley było najpierw 13 lat przerwy. Dopiero w meksykańskim Pucharze Świata w 1986 roku przyszło Polsce znów zagrać z Anglią, w rozgrywkach grupowych. Sytuacja była dla obu stron mało komfortowa, ale gorsza dla rywali z Wysp. Drużyna Bobbyego Robsona miała za sobą porażkę z Portugalią i remis z Marokiem, trener Antoni Piechniczek potrzebował tylko punktu, by na pewno wyjść z grupy. Zbigniew Boniek, Józef Młynarczyk, Stefan Majewski i inni przegrali jednak 0:3. Tajna broń Robsona, Gary Lineker, wtedy 26-letni napastnik Evertonu, zdobył wszystkie bramki do 36. minuty. Konsekwencje były takie, że Anglia zagrała sławny ćwierćfinał z Argentyną i „Ręka Boga” Diego Maradony mogła przejść do historii futbolu. Lineker został królem strzelców (jako jedyny Anglik w kronikach mistrzostw świata) i podpisał kontrakt z Barceloną za 2,8 mln funtów. A Polacy musieli zapomnieć o Mundialach na długie lata. Trzy lata później w Londynie w kolejnych eliminacjach MŚ trener Wojciech فazarek też przegrał 0:3, a we wspomnieniach pozostaje znów bezlitosna skuteczność Linekera oraz długość włosów Romana Koseckiego, który wszedł w drugiej połowie, wiatr włosami robił, lecz wyniku nie zmienił. Zmienił się po tym meczu trener reprezentacji Polski, فazarka zastąpił Andrzej Strejlau.

GAZETA WYBORCZA

PZPN nie przelał pieniędzy za Bartłomieja Pawłowskiego. Widzew uspokaja…

Ł»eby Pawłowski mógł zagrać przed końcem sporu Widzewa z Jagiellonią, pieniądze zostały zdeponowane w PZPN. Pod koniec września Najwyższa Komisja Odwoławcza przyznała rację klubowi z al. Piłsudskiego, a działacze z Białegostoku pogodzili się z porażką i zakomunikowali, że nie będą się odwoływać do Trybunału Arbitrażowego przy PKOl. Ale pieniędzy Widzew nie dostał do dziś. Michał Kulesza, rzecznik prasowy i członek zarządu Widzewa, uspokaja, że zwłoka nie jest spowodowana złą wolą związku. – Jesteśmy w kontakcie z wydziałem prawnym – podkreśla Kulesza. Opóźnienie w przelaniu pieniędzy wiąże się z potrąceniami, których nie da się uniknąć. Chodzi o tzw. fundusz solidarności, czyli opłaty na rzecz klubów, w których wcześniej grał Pawłowski. Około 10 proc. z kwoty za wypożyczenie powinna dostać Jagiellonia, zarobi także Akademia Piłkarska فKS, w której zawodnik Malagi był wychowankiem. Z Łodzi trafił on do MSP Szamotuły, kolejnego beneficjenta transferu. W Widzewie zostanie więc mniej niż 300 tys. euro.

Polska – Anglia, sześć najważniejszych starć.

Najwyższy czas, by 17 października 1973 r. przestał być najważniejszą datą w historii polskiego futbolu, więc darujmy sobie przypominanie TAMTEGO Wembley. Wśród osiemnastu rozegranych dotąd spotkań między Polakami i Anglikami można znaleźć sześć równie emblematycznych. Kłopot w tym, że tylko jedno wygraliśmy…

6 czerwca 1973, Polska – Anglia 2:0. Myśl szkoleniowa

Mecz rozgrywany w ramach eliminacji do mistrzostw świata na kilka miesięcy przed „zwycięskim remisem”: 130 tysięcy widzów na Stadionie Śląskim, wolny Roberta Gadochy, zamieszanie, w którym kontakt z piłką mogli mieć Jan Banaś i Bobby Moore, i prowadzenie Polaków. Potem gol Włodzimierza Lubańskiego na 2:0, po błędzie Moorea – gol, który zawdzięczamy tyleż instynktowi słynnego napastnika, co prowadzonemu przez Jacka Gmocha bankowi informacji (jak przyznawali po meczu polscy piłkarze, asystent trenera Górskiego uczulał ich na fakt, że kapitan Anglików lubi przytrzymać piłkę i warto powalczyć o jej odbiór). Cieniem na wielkim sukcesie Polaków położyła się poważna kontuzja Lubańskiego – zniesiony na ramionach masażysty do karetki arcysnajper z Zabrza przez wiele miesięcy nie grał w piłkę i nigdy już nie wrócił do wielkiej formy (czy gdyby nie tamten faul Roya McFarlanda, wygralibyśmy mundial w 1974 r.?). Czerwona kartka dla Alana Balla (zabrakło go w rewanżu) podsumowała występ Anglików – podobnie jak fakt, że od tamtej pory bodaj nigdy nie przywdziali ponownie żółto-niebieskich strojów.

SPORT

Robert Małek zakończy karierę sędziowską?

Po kompromitującej wpadce w meczu GKS-u Tychy z Wisłą Płock wszyscy domagają się wyciągnięcia konsekwencji względem Roberta Małka. Jakie one będą? Na kwadrans przed końcem meczu w Jaworznie sędzia Robert Małek ukarał schodzącego z boiska piłkarza GKS-u Tychy Patrika Carnotę żółtą kartką. Dla Słowaka była to druga żółta kartka, ale „czerwieni” za to nie zobaczył i GKS kończył mecz w pełnym składzie. Po końcowym gwizdku fala krytyki spadła na Roberta Małka, arbitra niedzielnych zawodów. W poniedziałek oficjalny protest odnośnie wyniku meczu (GKS wygrał 1-0) wniosła Wisła Płock, która domaga się powtórzenia spotkania. To jest jednak mało prawdopodobne, bo historia pokazała już kilkukrotnie, że w takich wypadkach meczów się nie powtarza, a wyników w szczególny sposób nie weryfikuje. Wszystko wskazuje na to, że w związku ze swoją wpadką sędzia z Zabrza będzie musiał z końcem rundy jesiennej pożegnać się z rozstrzyganiem meczów na szczeblu centralnym. Ten sam los spotka jego asystentów, którzy zdaniem PZPN także nie zachowali odpowiedniej czujności.

Górnik (na razie?) nowego trenera nie szuka.

Około reprezentacyjna gorączka udzieliła się kibicom i dziennikarzom. Włodarze Górnika Zabrze o możliwym odejściu Adama Nawałki do kadry mówią jednak ze spokojem. Od kilku dni w spekulacjach odnośnie potencjalnego następcy Waldemara Fornalika wymienia się głównie Adama Nawałkę. Trener Górnika ma ważny kontrakt z zabrzańskim klubem, ale znajduje się w nim klauzula, że w przypadku otrzymania oferty z reprezentacji Polski może odejść z klubu za darmo. Włodarze klubu z Roosevelta do tematu i medialnych spekulacji pochodzą spokojnie. – Myślę, że dziś tylko prezes Zbigniew Boniek wie, co zamierza zrobić, a wszystko inne to spekulacje – ocenia w rozmowie ze „Sportem” Krzysztof Lewandowski, wiceprezydent Zabrza. – Jeżeli jednak prezes wybierze Polaka, to Nawałka stanie się bardzo poważnym kandydatem – dodaje przedstawiciel magistratu. Czy dla Górnika to już najwyższa pora, żeby zacząć szukać nowego szkoleniowca? Właściciele śląskiego klubu na razie na alarm nie biją i – jak zapewniają – żadnych negocjacji nie prowadzą. W meczu ze Śląskiem Wrocław niemal na pewno Górnika poprowadzi Nawałka.

DZIENNIK POLSKI

Piotr Brożek podpisze kontrakt z Wisłą Kraków.

Na początku sezonu do Wisły wrócił Paweł Brożek. Teraz to samo zrobi jego brat Piotr. „Pietia” powinien w najbliższych dniach podpisać kontrakt z „Białą Gwiazdą”, który będzie obowiązywał do końca sezonu. A już dzisiaj zawodnik rozpocznie treningi z pierwszą drużyną. Piotr Brożek, tak jak jego brat, odszedł z Wisły po rundzie jesiennej sezonu 2010/2011. Trafił do Trabzonsporu. W 2012 roku wrócił on do polskiej ekstraklasy. Choć już wtedy mówiło się o tym, że może znów zagrać w Wiśle, to ostatecznie zakotwiczył on w Lechii Gdańsk. Wiodło mu się tam nieźle, rozegrał w sumie 24 ligowe mecze. Problem w tym, że po meczu z Ruchem Chorzów Piotr Brożek stracił zaufanie ówczesnego szkoleniowca „biało-zielonych”, Bogusława Kaczmarka, który jasno postawił sprawę i oświadczył zawodnikowi, że w kolejnym sezonie nie będzie na niego stawiał. W takiej sytuacji „Pietia” poprosił o rozwiązanie kontraktu, na co w Gdańsku przystali z ochotą. Piotr Brożek został bez klubu, a choć temat jego powrotu do Wisły przewijał się cały czas, to do finalizacji sprawy nie dochodziło. Przez moment wydawało się, że „Pietia” trafi do Górnika Zabrze, ale do tego nie doszło, a po tym, jak odrzucił oferty z pierwszoligowych klubów (Puszcza Niepołomice, GKS Katowice), pozostało mu trenować z rezerwami Wisły.

Nawałka nowym selekcjonerem reprezentacji Polski? Wszystko na to wskazuje.

– Skorża? Szczerze mówiąc, nie widzę argumentów za tą kandydaturą, a na Wdowczyka na razie jest za wcześnie, długo go przecież nie było – argumentuje były król strzelców austriackiej Bundesligi, nawiązując do tego, że obecny trener Pogoni Szczecin dopiero niedawno wrócił na trenerską ławkę po odbyciu kary za korupcję. – Kadra gra coraz lepiej, coś się zazębia. Patrząc obiektywnie na ostatnie spotkanie z Ukrainą, trzeba stwierdzić, że był to dobry mecz w naszym wykonaniu, choć zakończony złym wynikiem. Szczerze mówiąc, nie pamiętam, by za kadencji Franciszka Smudy reprezentacja zagrała tak dobrze, a na pewno nie całe 90 minut. Fornalik popełnił dużo błędów, ale to inteligentny gość i jestem przekonany, że wyciągnął z nich wnioski. A już na pewno zostawia kadrę w lepszym stanie niż poprzednik – podkreśla Gilewicz. Innego zdania jest z kolei Dariusz Dziekanowski. Były reprezentacyjny napastnik miał okazję spotkać się z Nawałką, gdy obaj byli kilka lat temu asystentami Leo Beenhakkera. – To bardzo solidny, żyjący piłką trener. Jest bardzo otwarty, zawodnicy przy nim zyskują. Z trójki, o której ostatnio się mówi, to według mnie najlepszy wybór – mówi.

SUPER EXPRESS

Listkiewicz: Polski futbol jaki jest, każdy widzi.

To nie w Charkowie dopełnił się nasz los. Brazylijskie mleko rozlało się wcześniej, w Warszawie (2 szklanki) i Kiszyniowie (1). Jakże imponująco wyglądają teraz dokonania opluwanych kiedyś Engela, Janasa i Beenhakkera, którzy jak dobra sztafeta co dwa lata radowali nas awansami do finałów MŚ i ME. Czeka nas znowu 16-letnia smuta, jak niegdyś między czasami Piechniczka i Engela? Niekoniecznie, jeśli polscy trenerzy wezmą się do solidnej pracy zamiast udawania polskich Mourinhów w układanych wywiadach z zaprzyjaźnionymi dziennikarzami. Słowa Fornalika o rozwijającej się drużynie brzmią niesmacznie w zderzeniu z faktami: nie wygraliśmy ani jednego meczu z zespołami lepszymi od San Marino i Mołdawii. Jeśli nawet nasza reprezentacja rozwija się, to inne czynią to kilka razy szybciej. Srecko Katanec powrócił na fotel selekcjonera i Słoweńcy znów grają jak z nut. 33-letni Novaković ustrzelił hat tricka w meczu z silną Norwegią, choć nie gra w Dortmundzie, ale w dalekiej Japonii i parokrotnie wysyłano go na emeryturę. Wystarczył powrót charyzmatycznego selekcjonera. Może warto przeprosić się z Jerzym Engelem? On wie, że trener kadry ma zadbać o głowy zawodników, od wytrenowania nóg są szkoleniowcy w klubach.

Kuba Błaszczykowski: Powalczymy o trzy punkty.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że te eliminacje zostały przegrane dużo wcześniej niż w Charkowie…
Jakub Błaszczykowski: – Tych kluczowych momentów było kilka. Trzeba zacząć chyba od tego meczu z Czarnogórą w Podgoricy. Prowadziliśmy 2:1 i mieliśmy przewagę jednego zawodnika. A mimo wszystko pozwoliliśmy rywalom odebrać nam zwycięstwo. Podobne sytuacje miały miejsce w kolejnych meczach. Powinniśmy byli wygrać w Kiszyniowie z Mołdawią, a zremisowaliśmy, mimo że mieliśmy mnóstwo sytuacji. Podobnie było w meczu z Czarnogórą w Warszawie. W rezultacie wyniki, które osiągaliśmy, nic nam nie dawały. Skończyło się tym, że nie jedziemy na mundial.

Przez większość meczu niezła gra, ale jednak porażka z Ukrainą 0:1. Widzisz jakiś promyk nadziei na to, że ta drużyna wreszcie może zacząć wygrywać, że zawojuje kolejne eliminacje?
– Mieliśmy swoje sytuacje i tworzyliśmy je po ładnych akcjach. To jest pozytyw. Jedyna rzecz, która zawsze boli, to fakt, że człowiek nie jest słabszy od przeciwnika, popełnia jeden błąd i przegrywa mecz. Na takim wysokim międzynarodowym poziomie, jeśli nie wykorzystujesz dwóch, trzech sytuacji, to trudno wygrać mecz. Zważywszy na to, że przeciwnik jest do bólu skuteczny, jak to pokazała Ukraina.

Co zadecydowało o klęsce w eliminacjach? Brak umiejętności, a może szczęścia?
– Nie chciałbym tego tak tłumaczyć, bo to mija się z celem. A może to my nie przyciągnęliśmy tego szczęścia do siebie? Być może w pewnym momencie zabrakło trochę pracy z naszej strony. W trakcie eliminacji było dużo kontuzji, więc to normalne, że trzeba było składem rotować.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Dziekanowski: Zwróćmy się twarzą w stronę Europy.

Potrzeba nam cywilizacyjnego skoku w kwestii selekcjonera. Powinniśmy czerpać z doświadczeń klasowych trenerów z zagranicy – powiedział Dariusz Dziekanowski.

Pierwsze zgrupowanie reprezentacji Leo Beenhakkera. Zbieramy się na obiedzie. Przychodzę do stolika, prawie wszystkie miejsca już zajęte. Widzę, że naprzeciwko Leo jest wolne krzesło. Siadam. Beenhakker patrzy na mnie i po chwili pyta:
– Darek, przyjechałeś tutaj do pracy?
– Tak, jestem w pracy, przecież rozpoczęło się zgrupowanie – odpowiadam.
– Ale co chcesz robić na tym zgrupowaniu? Pogadać ze mną, popatrzyć na mnie? – drąży dalej.
– O co ci chodzi? – pytam lekko zdezorientowany.
– Chodzi mi o to, że patrząc na mnie, nie będziesz widział zawodników. A to jest twoja praca: masz obserwować drużynę, a nie mnie – wyjaśnia Holender.
Na drugi dzień siedziałem już zwrócony twarzą do piłkarzy, a nie odwrócony do nich plecami.

Kadra już bez farbowanych lisów.

Występ w Charkowie był pierwszym od sześciu lat meczem o punkty, w którym w biało-czerwonych barwach nie zagrał żaden „farbowany lis”. W każdym z 24 poprzednich spotkań (czyli w finałach EURO 2008, eliminacjach MŚ 2010, w finałach EURO 2012 i eliminacjach MŚ 2014) w składzie pojawiał się przynajmniej jeden zawodnik, który wcześniej przyjął polskie obywatelstwo. Jeszcze przed rokiem w mistrzostwach Europy w każdym meczu Polski grało po czterech takich piłkarzy.
Miłość się wypaliła. Już nikt w Damienie Perquisie, Sebastianie Boenischu, Ludovicu Obraniaku czy Eugenie Polanskim nie widzi zbawców polskiej piłki, ale raczej kłopotliwy balast, jaki wzięła na pokład nasza kadra narodowa. To chyba odpowiedni moment na wprowadzenie zasad Zbigniewa Bońka, który kiedyś zapowiedział, że warunkiem koniecznym do gry w biało-czerwonych barwach jest dobra znajomość naszego języka. Z wszystkich dotychczasowych. „Farbowany lis” to określenie ukute przez Franciszka Smudę i zupełnie niezależnie od intencji byłego selekcjonera stosowane w stosunku do reprezentantów naszego kraju, którzy – wychowani za granicą – dopiero w dorosłym życiu postanowili grać dla Polski. Było siedmiu takich zawodników, przy czym trzech do drużyny narodowej przysposobił wspomniany Franz. Z Rogera Guerreiro reprezentanta Polski zrobił Leo Beenhakker. Naturalizowany Brazylijczyk zaliczył wszystkie mecze na EURO 2008 (strzelił nawet dla Polski jedynego podczas tego turnieju gola) i potem był także ważnym zawodnikiem w kwalifikacjach do południowoafrykańskiego mundialu.

„Clown is back in town”, czyli jak Tomaszewski zaginął w Londynie.

Jan Tomaszewski, czyli bohater meczu Anglia – Polska z 1973 roku oraz Martin Peters, kapitan Anglików w tamtych czasach. Po 40 latach miało dojść do spotkania między legendarnymi piłkarzami. Przylot „Człowieka, który zatrzymał Anglię” anonsowały prawie wszystkie najpoważniejsze gazety angielskie. Tabloid „The Sun” zrobił to w stylu, w jakim cztery dekady temu potraktowano Polaków: „Clown is back in town” (klaun wrócił do miasta) – napisano w tytule. To nawiązanie do słów słynnego angielskiego trenera Briana Clougha, który w przedmeczowym studiu nazwał Tomaszewskiego klaunem. Niestety, do spotkania nie doszło. Zjawił się Martin Peters, ale zabrakło polskiego bramkarza. Powód? Nie do końca zrozumiały. Na lotnisku Luton, gdzie wylądował Jan Tomaszewski, czekali na niego przedstawiciele firmy bukmacherskiej William Hill, czyli organizatora spotkania. Pan Jan miał zostać przewieziony na stadion podlondyńskiego klubu Hemel Hempstead Town, gdzie czekali na niego dziennikarze. Spotkanie zaplanowano na godzinę 14. Tuż przed godziną 15. w budynku klubowym zjawiła się delegacja z lotniska z informacją: – Czekaliśmy dwie godziny, nie spotkaliśmy Tomaszewskiego. Nie wiemy co się stało. Nie możemy się dodzwonić. Potem okazało się, że w tym czasie Tomaszewski jadł już obiad w londyńskim hotelu (znajdującym się nota bene przy Covent Garden, czyli miejsca znanego ze spotkań artystów i cyrkowców). Do godziny 19. organizatorzy próbowali skontaktować się jeszcze z byłym bramkarzem reprezentacji Polski, ale bezskutecznie. Angielskim dziennikarzom pozostało spotkanie z klaunem, ale tylko tym rodzimym. Z Covent Garden.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama