Lechita nadzieją na lepsze jutro, czyli dowód na to, że „Bafana Bafana” są coraz słabsi

redakcja

Autor:redakcja

14 października 2013, 19:00 • 3 min czytania

Złote czasy reprezentacji RPA miały przypaść na mundial w 2010 roku, który odbył się w ich czterech ścianach. Nie udało się z różnych względów. Benny McCarthy przez całą dekadę żył w kadrze jak pączek w maśle, a w momencie, gdy wybiła godzina zero, to sam wyglądał jak ten pączek. Ostatecznie „Big Benny” mistrzostwa obejrzał w telewizji, natomiast rola lidera przypadła Stevenowi Pienaarowi. „Bafana Bafana” okazali się nad wyraz gościnni, odpadli już w fazie grupowej i ten ich piłkarski marazm trwa do dziś. Jeśli wtedy było źle, to teraz na pewno się pogorszyło. Doszło do tego, że… główną nadzieją na lepsze jutro został Daylon Claasen, ten 23-latek z Lecha Poznań, co wygląda, jakby był grubo po czterdziestce.
Siódma dziesiątka rankingu FIFA. Pełny stadion na każdym meczu reprezentacji. Ogromne nadzieje koniec końców brutalnie gwałcone przez nieudolne próby nawiązania do czasów świetności. Regularnie, przy okazji każdego kolejnego meczu. Skąd my to znamy, prawda? W RPA, jakkolwiek to zabrzmi, piłkarzy i tak mogą nam pozazdrościć. Od kiedy rok temu poirytowany nieustanną krytyką Pienaar zakomunikował, że w kadrze już więcej nie zagra, jego rodacy obudzili się z ręką w nocniku. Bo kto, jeśli nie on? Mimo fatalnych liczb pomocnika Evertonu, który dla swojej ojczyzny strzelił kompromitujące trzy gole w 63 (!) występach, lepiej było mieć go po swojej stronie. Przynajmniej przeciwnik wiedział, na kim dłużej zawiesić oko, a inni mogli hasać do woli…

Lechita nadzieją na lepsze jutro, czyli dowód na to, że „Bafana Bafana” są coraz słabsi
Reklama

No dobra, mleko się rozlało. Brakuje więc rozgrywającego. Takiego, który przechwyci piłkę i dogra wysuniętemu napastnikowi. Symptomatyczne, że już nie Big Benniemu ani nawet Shaunowi Bartlettowi, za to co najwyżej Bernardowi Parkerowi lub Tokelo Rantiemu. I właśnie niedawno tego ostatniego nasz Claasen wypuścił sam na sam, zaliczając asystę. Kluczowy moment meczu z równie pogrążonym w piłkarskim kryzysie Marokiem. Południowoafrykańskie media zwariowały. „Mamy nowego Pienaara!” – obwieszczają bez cienia szydery. O przeszłości letniego wzmocnienia (?) Lecha kolejny raz rozpisywać się nie zamierzamy (więcej TUTAJ), wiemy, że już kilka razy w swojej karierze był o krok od dużego klubu, ale za każdym razem kończył jak główny bohater w filmie „Nic śmiesznego”. Wiecznie drugi. Zawsze coś stawało na przeszkodzie. Jeżeli jednak chodzi o zaistnienie na dobre w składzie „Bafana Bafana”, rysuje się przed nim dość optymistyczna przyszłość. Główny rywal, May Mahlangu leczy kontuzję, a wcześniej w lidze szwedzkiej zawodził, do siatki nie trafiając ani razu. Na temat reszty drużyny narodowej, gdybyśmy chcieli być złośliwi, wystarczyłoby powiedzieć: kojarzymy Furmana i Kermita Erasmusa. O, tego to nawet w dwóch postaciach…

Dno, Claasen i kilka metrów mułu. Mówimy przecież o reprezentacji, która na przełomie wieków zaliczała się do ścisłej afrykańskiej czołówki. Gdyby wówczas ktoś powiedział nam, że za kilka lat ich nadzieją będzie gość z Lecha Poznań, pomyślelibyśmy: a jednak, w końcu się uda! Wejdziemy do Ligi Mistrzów i sprowadzimy do Polski porządnych piłkarzy. I oni chcą najpierw awansować do Pucharu Narodów Afryki 2015, a następnie zaskoczyć na mistrzostwach Świata w Rosji. Zaskoczeni będą – sami. Ł»e zostali w domach.

Reklama

Najnowsze

Anglia

Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze

redakcja
1
Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama