Uważaj, bo właśnie remontują mi mieszkanie – powiedział angielski dureń w telewizji. To było jego pierwsze i w zasadzie jedyne skojarzenie z Polakami. Dla niego Polacy to tylko ci, którzy wykładają mu kafelki w łazience, ci, którzy malują ściany i ci, którzy montują drzwi garażowe. Angielski dureń nie ma szacunku dla takich osób. On nie wie, że to wszystko się samo nie zrobi. Nie rozumie, że gdyby nie Polacy, zakładając, że wszyscy jesteśmy robotnikami, to mieszkałby w jakimś chlewie, bez kibla i drzwi na zawiasach. Jest durniem, dlatego świat jest dla niego taki prosty. On Anglik i godni pogardy służący z Europy Wschodniej.
Nie ma sensu wspominać np. o Dywizjonie 303. Angielski dureń nie wie, co to takiego. Nie wie, że Polacy walczyli o Wielką Brytanię i w powietrzu byli klasą samą w sobie. Nie wie, że Polacy walczyli o wolność Anglików, natomiast Anglicy udawali tylko, że walczą o wolność Polaków. Nie wie też niczego o polskich matematykach, którzy złamali Enigmę. Dla niego Polak to jedynie Zbyszek z Krosna, który maluje mu przedpokój. Wiedza angielskiego durnia na temat świata jest dość powierzchowna, opowiedział żart, który rozbawił durnia i jego telewizyjnych kumpli. My możemy się złościć, możemy krzyczeć, że przecież coś jednak w tym świecie znaczymy, ale koniec końców dureń wie swoje – jesteśmy tylko robolami, którym można zapłacić minimalną stawkę.
Na angielskiego durnia nie warto się złościć, lepiej mu tylko współczuć.
Jest w tym nasza wina, owszem. Dureń wie tyle o świecie, ile sam przeczyta i zobaczy. Ile się dowie od innych. Jak my sami dbamy o naszą historię? Za państwowe dotacje produkujemy filmowe gnioty, które oglądają tylko wycieczki szkolne (pod przymusem). Reżyserom tych doniosłych gniotów stawiamy pomniki za życia, nie pytając: dlaczego tego filmu nie chce obejrzeć nikt w Londynie, Berlinie, Paryżu i Madrycie? Produkujemy rzadkie gówna, których smród znieść potrafią tylko uczniowie 3b – bo wszystko lepsze niż kolejna lekcja matematyki. Jesteśmy narodem, który nie eksportuje niczego – ani towarów, ani idei. Nie eksportujemy nawet prawdy na nasz temat. Ameryka z historią byle bitewkę potrafi zekranizować w sposób wybitny, my natomiast wielkie bitwy sprowadzamy do rangi żałosnych ulicznych bójek, nagranych telefonem komórkowym.
Naszych filmów nikt nie ogląda, naszych książek nikt nie czyta. Sami nie dbamy o nasz wizerunek. W efekcie, pozostaje nam tylko złościć się na angielskiego durnia.