Liczba dnia? Zero. Właśnie tyle razy zakwalifikowała się do mistrzostw świata reprezentacja Armenii. Dokładnie tyle wynosi liczba ich startów w mistrzostwach Europy. Pewnie znaleźlibyśmy jeszcze kilka okrągłych zer w ich dorobku, jednak zero to przede wszystkim liczba punktów, które wczoraj z młodymi Ormianami ugrała reprezentacja do lat dziewiętnastu. Na własnym terenie, z rzekomo utalentowanymi graczami – z Frankowskim, Stolarskim, Klemenzem, Jagiełłą czy Horoszkiewiczem. 0:1 z Armenią.
Wczoraj opublikowaliśmy listę wstydu Sasala – kolejne wpadki jego podopiecznych, przyjmowanie w tyłek od każdego. Od Hiszpanii (co zrozumiałe), przez Gruzję (co możliwe do usprawiedliwienia, bo kilka lat temu wzięli się tam za porządne szkolenie techniki), po Słowację (co żenujące, gdyż dla naszych sąsiadów nastały chudsze dni). Okazało się, że trwająca od marca passa, te osiem kolejnych meczów bez zwycięstwa, została podtrzymana. Seria trwa – Sasal do zwycięstwa ostatni raz poprowadził swoich chłopaków, gdy Polonia grała w Ekstraklasie, ŁKS w pierwszej lidze, Skorża w azjatyckiej Lidze Mistrzów, a Smuda był na dnie 2. Bundesligi.
Niby od marca zmieniło się sporo, ale jedno pozostaje niezmienne – styl gry naszych młodziutkich orzełków, którzy przecież mieli dalej potwierdzać brak kompleksów w stosunku do teoretycznie silniejszych rywali, świetne wyszkolenie techniczne oraz taktyczne. Znak towarowy, zastrzeżony w czasach, kiedy prowadził ich Dorna. Zamiast tego mamy memłanie, zupełnie jakby polski junior po ukończeniu osiemnastu lat zmieniał się w pełnoprawnego polskiego piłkarza, któremu wiecznie czegoś brakuje, który cały czas narzeka, że trzeba będzie zakasać rękawy i wyciągnąć wnioski, a nade wszystko – wiecznie schodzi z boiska pokonany.
Już za parę dni smutna kadra zmierzy się z Rumunią. Ł»e przegra? Możliwe. Ł»e nie wygra? Więcej niż prawdopodobne. No nie ma siły – dobiją do dziesięciu. Czarna seria śmiga równie ochoczo, co meksykańska fala na siatkarskich arenach. I Sasal jej kierunku już nie odwróci…
Fot.FotoPyk