Widzew wściekły na PZPN, Fornalik kończy jak Smuda, Reiss o Mariuszu Rumaku

redakcja

Autor:redakcja

12 października 2013, 07:47 • 13 min czytania

Zapraszamy na sobotni przegląd siedmiu tytułów prasowych.

Widzew wściekły na PZPN, Fornalik kończy jak Smuda, Reiss o Mariuszu Rumaku
Reklama

FAKT

Ryszard Wieczorek: Sport daje mi siłę!

Reklama

– Potrafię sporo i nie będę udawał przesadnie skromnego. Być świadomym swojej siły – to moja dewiza życiowa. Jestem pewien siebie, czy to coś złego? Zresztą, wie pan co? Odczepcie się od trenera Wieczorka, tak pan może napisać. Pokazałem w Rybniku, że potrafię utrzymać zespół skazany na spadek a potem wywalczyliśmy awans – zaczyna swoją opowieść trener. Nie zna strachu. Przyjęcie tej oferty było dobrym ruchem. Wielu trenerów jest na rynku, a miejsc pracy nie tak dużo. Trzeba być realistą. Nie ma się czego wstydzić, nie wiem dlaczego ktoś mógłby tak w ogóle pomyśleć. Ludzie mają większe nazwiska i pracują w II lidze. Choćby Paweł Janas. Wiem, że zespół był w strefie spadkowej, gdy go obejmowałem, ale nigdy nie pomyślałem, że mogę się pogrążyć. Nie kalkuluję, bo dla mnie nie ma takiego pojęcia jak strach. Było ryzyko, ale chciałem pokazać, że jestem dobrym trenerem. Przypisujecie mi spadki z Ekstraklasy, a ja udowodnię, że jestem kimś. W cieniu tragedii. Zresztą, o czym w ogóle mówimy. To była moja pierwsza poważna oferta od kiedy zostałem zwolniony z Piasta. Telefon milczał. Poza tym miałem inne rzeczy na głowie. Wie pan, po tej tragedii, która nas spotkała, trzeba było więcej czasu poświęcić rodzinie. (Jadwiga, siostra Ryszarda Wieczorka, młodsza od niego o 11 lat, została zamordowana na oczach córek przez swojego męża, Janusza Kosubka, byłego zawodnika Odry. Zdarzenie miało miejsce w listopadzie 2009, krótko po zwolnieniu Wieczorka z Odry. Sprawca obecnie leczy się w zakładzie psychiatrycznym. Lekarze orzekli, że jest zdrowy. Wiosną ma wrócić do rodziny – dop. red.).

Widzew wściekły na PZPN.

Widzew do tej pory nie dostał kasy za wypożyczenie Bartłomieja Pawłowskiego. Pieniądze przetrzymuje PZPN. Widzew wypożyczył Bartłomieja Pawłowskiego do Malagi. Hiszpanie zobowiązali się przelać na konto łodzian 300 tys. euro. W międzyczasie wypożyczenie próbowała zablokować Jagiellonia. Jej szefowie uznali, że Widzew, nie miał prawa dokonać takiego ruchu, ponieważ na klub z Łodzi nałożono wcześniej zakaz transferowy. Przepychanki na linii فódź – Białystok doprowadziły do tego, że 21-letni skrzydłowy pierwszy mecz w tym sezonie Malagi oglądał z trybun, chociaż trenber Bernd Schuster przygotował dla niego miejsce w podstawowym składzie. Skonfliktowane strony zgodziły się w końcu na to, by Malaga zdeponowała pieniądze w PZPN, do momentu rozstrzygnięcia sporu. Kasa została przelana na konto piłkarskiej centrali w sierpniu. Hiszpanie wywiązali się więc ze swoich zobowiązań w stu procentach. Dzięki temu były pomocnik Widzewa mógł zadebiutować w Pimera Division. Pod koniec września spór został ostatecznie rozstrzygnięty na korzyść łodzian. Widzew odetchnął, bo mógł stracić ponad milion złotych.

Lewandowski na gorąco dla Faktu: Sam już się zastanawiam…

Czasem sam się zastanawiam, czego nam dokładnie brakuje. Po prostu to jest ta różnica między nami a Ukrainą, że takie mecze jak ten dzisiejszy trzeba poprostu wygrywać, a nam tego w tych eliminacjach zabrakło, gdzie te punkty uciekały. Później ich brakuje, dlatego jesteśmy gdzie jesteśmy. Mam tu na myśli zwłaszcza kilka remisów w meczach, które powinniśmy wygrać. Są momenty, kiedy wydaje się, że wszystko idzie w dobrym kierunku i ta gra wygląda lepiej. Ale potem trafiają się takie mecze jak te z Ukrainą. Nie wiem, może przy lepszym rozegraniu, przy odrobinie szczęścia to wyglądałoby lepiej. Nie wiem, brakuje mi tu odpowiedniego słowa, co należałoby zmienić. Wydaje się, że dziś stworzyliśmy sobie więcej sytuacji, graliśmy nieźle, ale to jest w sumie nie ważne. W elimincjach najważniejsze są zwycięstwa, najważniejsze są punkty, bo to one dają awans, a nie styl gry. Jedziemy teraz do Anglii, wiemy, że mamy tam dużo kibiców, którzy przyjdą na mecz. Na awans nie ma szans, ale chcemy na Wembley dać chociaż trochę radości tym kibicom. Na pewno nie będziemy tam faworytami.

RZECZPOSPOLITA

To już koniec.

Polacy przyjechali do Charkowa w ciszy i tak samo wyjadą. Nasi piłkarze walczyli, tego nie można im odmówić, ale ich umiejętności są za małe, by zakwalifikować się do turnieju, w którym grają najlepsi. Waldemar Fornalik poprowadzi drużynę we wtorkowym meczu z Anglią na Wembley, a później złoży broń. W Charkowie znowu zobaczyliśmy eksperymentalną drużynę. Po raz pierwszy w tych eliminacjach zagrało dwóch zawodników – Mariusz Lewandowski i Grzegorz Wojtkowiak. Błąd tego drugiego w 64. minucie spowodował stratę gola. Nie doskoczył do piłki, w polu karnym czekał Andrij Jarmolenko i Ukraina prowadziła 1:0. Wojtkowiak na co dzień gra w drugoligowym niemieckim TSV 1860 Monachium, jeszcze na lotnisku w Charkowie mówił, że czuje się prawym obrońcą. Zagrał po lewej stronie, bo Fornalik nie miał przekonania do Jakuba Wawrzyniaka. Chociaż zwycięstwa z Ukrainą i Anglią od początku wydawały się misją niemożliwą do zrealizowania, trener przekonywał, że ma drużynę, którą stać na niespodziankę. Po siedmiu minutach Ukraińcy mieli dwie żółte kartki i pokazali Polakom, że nie pozwolą im na efektowną grę. W obronie فukasz Szukała i Kamil Glik uprzedzali zagrania rywali, wydawało się, że mają sytuację pod kontrolą, a ostatni kwadrans przed przerwą dawał nadzieję. Zaczęło się od strzału Glika po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, kiedy piłkę z linii bramkowej wybił obrońca. Obiecująco wyglądała współpraca Waldemara Soboty z Jakubem Błaszczykowskim. Roberta Lewandowskiego jak zwykle pilnowało kilku przeciwników, a dobrych podań miał jak na lekarstwo.

GAZETA WYBORCZA

Fornalik kończy jak Smuda.

– Fornalik ma nosa, w jego drużynie jest duch, wszystko wygląda zupełnie inaczej niż u Smudy – mówił w październiku ubiegłego roku Andrzej Juskowiak. – Naprawdę nie ma się do czego przyczepić – cieszył się Tomasz Iwan. Niestety, ostatecznie Waldemar Fornalik poszedł drogą swego poprzednika i również nawet nie otarł się z kadrą o sukces.
Remisując 1:1 z Anglią reprezentacja Polski kończyła jesień 2012 roku z pięcioma punktami zdobytymi w trzech meczach rozpoczynających eliminacje MŚ 2014. W najbliższy wtorek rewanżowym spotkaniem z Anglią na Wembley zespół Fornalika zakończy eliminacje, które ostatecznie przegrał w piątek w Charkowie. W meczu z Ukrainą polscy piłkarze nie zaprezentowali się najgorzej i tak naprawdę nie przez tę porażkę stracili szanse gry na brazylijskim mundialu. Kluczowe były remisy we wcześniejszych meczach z Mołdawią i Czarnogórą oraz domowa klęska z Ukrainą. To w tych spotkaniach okazało się, że były trener Ruchu Chorzów nie jest wybitnym strategiem, psychologiem i odważnym wizjonerem. – Fornalik ma nosa, umie dobierać zawodników i stawiać na tych, którzy akurat pokazują się z dobrej strony – oceniał po pierwszych meczach eliminacji Juskowiak. Dziś widać, że selekcjoner w ważnych momentach się myli. W pierwszym meczu z Ukrainą uznał, że człowiekiem zdolnym do kreowania gry jest pomijany przez niego wcześniej (później też) Radosław Majewski. W rewanżu niespodziewanie zrezygnował z Piotra Zielińskiego, bezsprzecznie jednego z liderów drużyny w poprzednich meczach.

Ostatnia stacja Waldemara Fornalika.

Do łez przywykliśmy, teraz wreszcie polały się krew i pot, Polacy przyjęli propozycję Ukraińców złożoną natychmiast po pierwszym gwizdku, by pojedynki o piłkę potraktować jak wyrąb lasu. Wyłonił się też z naszego defensywnego chaosu porządek, reprezentantów rozedrganych zastąpili zdyscyplinowani wyczynowcy. Rywale długo nie znajdowali prześwitów, przez które mogliby się przecisnąć w pole karne. Działo się właśnie tak, jak chcieliśmy. Patrzyliśmy na drużynę zupełnie inną niż przez cały bieżący rok. Zdawało się, że nawet pomysły Waldemara Fornalika teoretycznie bałaganiarskie – w rozstrzygający wieczór dał zadebiutować w eliminacjach dwóm weteranom, M. Lewandowskiemu i Wojtkowiakowi – wypalą. Aż nastąpił nieszczęsny incydent, w którym o wyniku przesądził drugi z debiutantów. Wyciągnięty z niemieckiej drugiej ligi. Jeśli postęp na lewej obronie był, to proporcjonalny do postępu całej reprezentacji w mundialowych kwalifikacjach – w poprzednich unieśliśmy się tylko nad San Marino, teraz daliśmy popalić jeszcze Mołdawii. A po stracie gola… Jak już się naszym odmieniło, to do przesady. Dotąd pokraczni w defensywie, tym razem atakowali kompletnie wyzuci z idei. Znów tworzyli drużynę kaleką, w której każdy atucik zostanie w końcu zasłonięty gigantyczną wadą. Takich tworów na mundial nie przyjmują. Tęsknić za nami w Brazylii nie będą, może tylko Robert Lewandowski zostanie najwybitniejszym obecnie napastnikiem, który obejrzy go w telewizji. My też wspomnień z eliminacji raczej nie zachowamy, składały się one z polskiej perspektywy ze statystycznych fakcików bez znaczenia, tak jak ponurym statystycznym fakcikiem bez znaczenia będzie w ujęciu historycznym kadencja selekcjonera Waldemara Fornalika.

DZIENNIK POLSKI

Z Milikiem jest raźniej.

Furman i Milik wracają do kadry po absencji we wrześniowym meczu ze Szwecją, który biało- -czerwoni przegrali 1:3. Pierwszy pauzował za kartki, drugi był kontuzjowany. – Ich obecność wzmocni morale zespołu – mówi trener Marcin Dorna. Powrót Milika stanął pod znakiem zapytania. Wprawdzie napastnik Augsburga dostał powołanie do kadry U-21, ale później przypomniał sobie o nim Waldemar Fornalik. Milik pojechał więc na zgrupowanie reprezentacji do Warszawy, by dwa dni później je opuścić. Zamiast więc solidnie trenować z całą grupą, tracił czas na przepakowywanie się i podróże. Dorna nie zamierza jednak narzekać na niekonsekwencję selekcjonera drużyny seniorów. – Tu nie ma żadnych zakulisowych rozgrywek. Po prostu trener Fornalik podjął decyzję, a potem ją zmienił. To wszystko. Cieszę się, że Arek jest z nami w Krakowie – stwierdził. Mniejszą radość z tego powodu wyraża Hakan Ericson. – Siłą Polski jest gra ofensywna, która w porównaniu z pierwszym naszym meczem w Malmoe jeszcze wzrośnie – mówi. W owym spotkaniu biało-czerwoni atakowali i nawet objęli prowadzenie, ale taktyka Szwedów oparta o defensywę i kontrataki przyniosła im trzy punkty. Czy i tym razem Ericson przechytrzy Dornę? – Polacy lubią grać piłką, a naszą silną stroną jest obrona. Dlatego niczego nie zamierzamy zmieniać – twierdzi szwedzki trener. Dodaje, że właśnie Polskę (6 pkt) i swój zespół (4) uważa za najmocniejsze w grupie 7 eliminacji młodzieżowych ME, w której grają także Turcy (4 pkt), Grecy (3) i Maltańczycy (0).

POLSKA THE TIMES

Piotr Misztal pomoże Widzewowi, ale stawia twarde warunki.

Piotr Misztal, znany łódzki przedsiębiorca, chce pomóc Widzewowi فódź. W przyszłym tygodniu ma spotkać się z działaczami klubu, by ustalić zasady ewentualnej współpracy. Obiecuje m.in. sprowadzenie do Widzewa piłkarzy na wysokim poziomie. Jednak warunki, które stawia klubowi są twarde. – Jak na razie, prowadziłem luźne rozmowy na ten temat z przedstawicielami klubu – mówi Piotr Misztal, zapytany o swoje ewentualne zaangażowanie się w działalność klubu. – W czwartek mieliśmy oficjalnie spotkać się, by przedyskutować tę kwestię, jednak zmuszony byłem przełożyć to spotkanie na przyszły tydzień. Według niektórych mediów, Widzew miałby już w najbliższym meczu (19 października z Zagłębiem Lubin), wyjść na boisko w koszulkach z reklamą którejś z inwestycji realizowanych przez łódzkiego przedsiębiorcę. Misztal zaprzecza. – Moje inwestycje nie muszą być reklamowane – twierdzi. – Jeśli zaangażuję się w pomoc klubowi, zrobię to nie dla reklamy, a tylko dlatego, że sam grałem w Widzewie i darzę go sentymentem. Piotr Misztal nie ujawnia w szczegółach, na czym miałaby polegać pomoc, której mógłby udzielić Widzewowi. Zapewnia jedynie, że jeśli zaangażuje się w tę działalność, sprowadzi do Widzewa zawodników na wysokim poziomie.

SUPER EXPRESS

Waldemar Sobota: W Brugii jest mi łatwiej bo znam języki.

Krótko po twoim przyjściu do Brugii zmienił się trener: Hiszpana Carlosa Garrido zastąpił Belg Michel Preudhomme. Co to oznacza dla ciebie?
– Szczerze mówiąc, to niewiele. Nie byłem sprowadzany do klubu tylko przez trenera, lecz także przez dyrektora sportowego. U obu trenerów miałem czystą kartę, od początku musiałem walczyć o to, by zdobyć miejsce w pierwszej jedenastce.

Poznałeś już miasto? Masz swoje ulubione miejsce?
– Oprócz stadionu trudno mi wskazać jakieś miejsce, bo jestem tam dopiero niecały miesiąc i miałem tyle spraw do załatwienia, że nie zostało czasu na rozrywki. Myślę, że w najbliższym czasie lepiej poznam uroki życia w Belgii.

Miałeś specjalne przywitanie w szatni?
– Od razu po przyjeździe do Belgii poszedłem na specjalne spotkanie z drużyną, które odbywało się w rodzinnej atmosferze. Miałem szansę na pogawędkę z każdym z nowych kolegów. Ale wielkiego powitania nie było. Słyszałem jednak, że nowi zawodnicy muszą coś zaśpiewać w szatni. Nie wiem, czy mi się upiekło, czy będę musiał jeszcze zaprezentować się przed kolegami. Nie mam jeszcze przygotowanego repertuaru, przyznam, że w śpiewaniu jestem słaby. Ale jeżeli będzie trzeba, to wystąpię (śmiech).

Piotr Reiss: Rumak musi zostać.

W trakcie kariery strzeliłeś Legii kilka bramek. Kiedy wpadasz do stolicy, to jesteś rozpoznawalny?
– Zdarza się. Choćby teraz, przy okazji przyjazdu do waszego programu. Poszedłem w Warszawie na sushiÂ… Podano je elegancko, a na środku tacy, wiedząc, kim jestem, namalowano mi sosemÂ… herb Legii. Ale jedzenie smakowało, nic do niego nie dosypali (śmiech). A kiedyś, też w Warszawie, zatrzymałem się na stacji benzynowej. Podchodzi do mnie jakiś gość i mówi: „A wy tam w Poznaniu to paliwa nie macie?”.

We wrześniu w Poznaniu odsłoniętoÂ… ławkę Piotra Reissa. Często na niej siadasz i dumasz nad tym, co się dzieje z Lechem?
– فaweczka znajduje się w dzielnicy, w której się wychowałem, więc pożytek mają z niej głównie moi rodzice. A co do Lecha, to cele się nie zmieniły. Chcemy być najlepszym klubem w Polsce i liczyć się w Europie. Plan jest taki, aby jeszcze w tym sezonie zdetronizować Legię.

Śledzisz w ogóle wyniki Lecha? Bo po tym, co mówisz, można dojść do wniosku, że nieÂ….
– Z wynikami Lecha jestem na bieżąco. Do tej pory graliśmy w kratkę, bo mieliśmy plagę kontuzji. Na szczęście wszyscy się wyleczyli.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Komentarz Mateusza Borka: W poważnej piłce nie ma przypadków.

Szkoda sytuacji Roberta Lewandowskiego, uważam, że gdyby nie był właśnie w tej chwili, tak bardzo zmordowany ciężką harówką, przepychaniem się z obrońcami, to może miałby więcej koncentracji i dałby nam gola? W Dortmundzie może grać inaczej, na pewno nie traci tak dużo sił na walkę, ale nasza kadra jest uboższa pod względem piłkarskim. W powołaniach do reprezentacji było szaleństwo. Przez godzinę gry ci, którzy dołączyli do drużyny niespodziewanie, a więc Mariusz Lewandowski i Grzegorz Wojtkowiak, grali pewnie, dobrze, ale tak się napisała puenta do naszych eliminacji, że obaj mieli udział w bramkowej akcji Ukrainy… To jest symbolika braku logiki w powołaniach do naszej kadry.
Każdy duży projekt trzeba przygotować, także taki, jak budowa drużyny na awans do mundialu. W piłce na najwyższym poziomie nie ma miejsca na przypadek i ktoś może mówić, że nie mieliśmy farta, że dzisiaj szkoda porażki, ale Ukraińcy mieli po swojej stronie konsekwencję selekcjonera, człowieka, który nie ugina się przed nikim, realizuje twardo własną koncepcję i na tym wygrywa. jego bilans – dziewięć meczów, siedem zwycięstw, mówi sam za siebie.

Stracony dla Polski. Nie chce reprezentować biało-czerwonych barw.

Bramkarz Anderlechtu Bruksela Thomas Kaminski wybrał grę dla Belgii. Odrzucił propozycję reprezentowania biało-czerwonych barw. W ostatnich tygodniach 21-letni bramkarz Thomas Kaminski robi furorę w Belgii. Niedawno podpisał nowy kontrakt z Anderlechtem Bruksela na mocy którego zarobi 400 tysięcy euro za sezon. Dodatkowo dzięki kontuzji Silvio Proto wskoczył do bramki „Fiołków”. Mało tego, bo według miejscowych mediów ma on spore szanse załapać się do kadry Belgii na mistrzostwa świata w Brazylii. Jak to możliwe, że Kaminski nigdy nie został przetestowany w biało-czerwonych barwach? Przecież jego ojciec grał w reprezentacji Polski w siatkówkę. Jak się nam udało nieoficjalnie dowiedzie odpowiedź jest prosta, Kaminski w ogóle nie był zainteresowany grą w koszulce z orzełkiem na piersi. Nasze informacje potwierdza Maciej Chorążyk, odpowiedzialny w PZPN za wyszukiwanie poza granicami naszego kraju piłkarzy z polskimi korzeniami. – Nie przeoczyliśmy chłopaka – twierdzi Chorążyk – Zapraszaliśmy go dwukrotnie na spotkanie młodych talentów z przedstawicielami PZPN. W 2007 roku nie mógł stawić się w Kolonii, bo kolidowało z jego planami sportowymi. Na kolejne wezwanie nie odpowiedział – dodaje Chorążyk.

Tajemniczy Boruc. „Nie chcę powiedzieć…”

Mamy drużynę?
– Tak.

Ale od pięciu lat nie może ona wygrać ważnego meczu. Czego brakuje?
ARTUR BORUC: Nie mam pojęcia. Nie chcę być za mądry.

Ale ma pan jakieś przemyślenia?
– Mam, ale nie chcę powiedzieć. Taka jest piłka.

Nie dla wszystkich.
– Nie wiem. Może to jakieś fatum… Nie mam pojęcia.

Najnowsze

Anglia

Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze

redakcja
1
Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama