– Nie wiem, jak to wytłumaczyć, że podejmując dobrą decyzję na boisku, idzie się obejrzeć kilka powtórek z różnych kamer i cofa się pierwotną decyzję. Chciałbym wiedzieć, co miał w głowie sędzia Lasyk – powiedział nam rozgoryczony Alan Uryga, z którym porozmawialiśmy chwilę o wczorajszym spotkaniu z Jagiellonią, w którym sędzia Piotr Lasyk nie uznał prawidłowego trafienia Jose Kante.
Za to rzekome "nastąpnięcie" Stilicia na nogę Romanczuka sędzia Lasyk zdecydował się nie zaliczyć późniejszego gola Kante. Napiszę, że to bardzo dobry żart. I tyle #JAGWPŁ pic.twitter.com/FSqm8CR1Gq
— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) May 20, 2018
Ochłonęliście już po meczu z Jagiellonią?
Nie ochłonęliśmy i wydaje mi się, że jeszcze długo nie ochłoniemy. To, co się stało, przekroczyło pewne granice. Będziemy to przeżywać jeszcze długo.
Czujecie się oszukani?
Można tak powiedzieć. Użycie takich słów na pewno nie jest na wyrost. Nie mogłem uwierzyć, kiedy oglądałem powtórki. To niewytłumaczalne i straszne.
Jakie były nastroje w szatni?
Już na boisku, kiedy sędzia podjął taką a nie inną decyzję, wszyscy łapali się za głowy. Szczerze wątpiliśmy, że mogło dojść do przekroczenia przepisów przez Stilicia. Od razu po meczu dostaliśmy informację, że miał miejsce karygodny błąd. Po obejrzeniu powtórek wszystko się potwierdziło. Każdy z nas był podłamany. Inaczej byłoby, gdybyśmy przegrali mecz czysto piłkarsko, a tak ta sytuacja podniosła w nas ciśnienie.
Było jeszcze dużo czasu, wynik mógł być różny, ale można powiedzieć, że sędzia wpłynął na wynik tego spotkania.
Można tak powiedzieć. Wiadomo – różnie mogło być. Ta bramka nie padła w doliczonym czasie gry i nie zamknęła spotkania. Był jeszcze czas. Dobrze sobie radziliśmy. Graliśmy nieźle, lepiej od Jagiellonii. Po wyjściu na prowadzenie byłoby jeszcze lepiej. Nie wiemy, co by się wydarzyło, ale wiadomo….
Sędzia pozbawił was nagrody za trud z całego sezonu?
Boli nas przede wszystkim to, że to nie był zwykły mecz. Gdyby miał miejsce w jednej z trzydziestu kolejek, błąd również by nas zbulwersował, ale nie w takim stopniu, jak w decydującym starciu. Walczyliśmy o puchary…
W naszej niewydrukowanej tabeli zajęlibyście drugie miejsce. Widać, że sędziom zdarzało mylić się na waszą niekorzyść.
Rzeczywiście. Trafiłem kiedyś na waszą tabelę i już wtedy widziałem, że prawie cały czas byliśmy wiceliderem. Nie chcę teraz wymieniać innych pomyłek, bo one się zdarzają. Żadna szczególnie nie zapadła mi w pamięć, może poza tą z meczu przeciwko Legii. Wczorajsza jednak zostanie mi w pamięci na bardzo długo.
Tym bardziej że sędzia korzystał z wideoweryfikacji.
To jest zastanawiające. Gdyby nie wideoweryfikacja, domyślam się, że bramka zostałaby uznana i sędzia podjąłby słuszną decyzję. Bez monitora i podpowiedzi na słuchawkach. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, że podejmując dobrą decyzję na boisku, idzie się obejrzeć kilka powtórek z różnych kamer i cofa się pierwotną decyzję. Nie wiem. Nie mam pojęcia. Chciałbym po prostu wiedzieć, co miał w głowie sędzia Lasyk oglądając tę sytuację, że stwierdził, iż ta bramka jest nieprawidłowa.
Jak po takim zakończeniu odbierasz cały sezon w waszym wykonaniu?
Na chłodno, za kilka dni, pewnie powiedziałbym, że pozytywnie. Ale naprawdę – po wczorajszym meczu pozostaje wielki niedosyt. W takich okolicznościach, w tak ważnym spotkaniu, grając nieźle w piłkę, kontrolując w miarę przebieg meczu, strzelając dwie fajne bramki… Na gorąco muszę przyznać, że odczuwamy duży niedosyt.
NS
Fot. Newspix.pl