Rumak wjeżdża all in, choć wyniki Lecha to nie do końca jego wina

redakcja

Autor:redakcja

23 września 2013, 12:05 • 2 min czytania

Przewrotne jest życie trenera. Rozmawialiśmy o tym miliard razy, a najlepiej ujął to chyba Jacek Zieliński opisując swoje początki w tym fachu. Powiedział coś w stylu: „ja im tam opracowuję mikrocykle, indywidualne plany treningowe, taktyczne nowinki, a oni mi tup, tup, tup na imprezę za plecami”. Rumak jest dzisiaj w podobnej sytuacji i my, jego krytycy w momencie gdy szukał spisków telewizyjno-legijno-masońskich, dziś jesteśmy zmuszeni wziąć go w obronę. Zadajmy sobie bowiem pytanie – czemu Lech gra, tak jak gra?

Rumak wjeżdża all in, choć wyniki Lecha to nie do końca jego wina
Reklama

Czy to wina taktyki Rumaka, czy może kwestia totalnego zepsucia w zespole, który po przedłużeniu kontraktów rozparkował się wygodnie na sofach i stwierdził, że „bujać to my, ale nie nas”? To wina jego technik motywacyjnych, czy tego, że ściągnięte gwiazdy ligi, Pawłowski i Teodorczyk zamiast Copacabany grają piach z plaży w Rewalu? To wina jego przygotowań? Czy raczej transformacji Lovrencicsa z węgierskiego, nieco egzotycznego odkrycia ligi w zwykły, spotykany w każdym ekstraklasowym klubie zagraniczny szrot?

Lech się posypał, ale nie widzimy tutaj zbyt wiele winy Rumaka. Jasne, „na Rumaku do Europy” brzmiało i wciąż brzmi dość wesoło, ale ci, którzy domagają się jego odejścia bo Hamalainen wygląda na boisku jak zahibernowany Han Solo, a Lovrencsics nie może dokopać piłki w sektor gości chyba szukają kandydatów do ukamienowania w złym miejscu. Nie należy ich szukać przy linii, a raczej na murawie. Stąd też eksperyment ostatniej szansy, rzucenie na stół resztek sztonów, które uzbierał Rumak, postawienie sprawy na ostrzu noża i co jeszcze tylko możecie wymyślić jako metaforę ryzykownego ruchu. Rumak chce wrzucić do boju swoją lechicką młodzież wzbogaconą o dość nowatorskie przesunięcia z Arboledą odsuniętym od składu na czele.

Reklama

Piast… Piast niech się na razie nie wychyla, ci którzy widzieli ich grę w meczu z Wisłą wciąż dochodzą do siebie w szpitalach i sanatoriach, a trzybramkowe zwycięstwo z Widzewem nie ukoi ich bólu po żenadzie, jaką odstawili w starciu w Krakowie. Jutro kolejna okazja do rehabilitacji, ale – spójrzmy prawdzie w oczy – gliwiczanie raczej nie rozpalają wyobraźni sympatyków Ekstraklasy. Mecz to przede wszystkim sprawdzian Rumaka, w którym klasówkę piszą za niego kumple z ostatniej ławki, w dodatku wypisującym się długopisem i bez kalkulatora. Może im podpowiadać, może podsuwać ściągi, może przysłać do pomocy prymusów z niższej klasy, ale ta zgraja już dawno zasłużyła na jedynki. A w tej specyficznej szkole – ciągnąc niezbyt wyszukaną metaforę – za złe wyniki uczniów w pierwszej kolejności beknie nauczyciel.

Najnowsze

Anglia

Simons i Romero, czyli „Głupi i Głupszy”. Liverpool górą w hicie

Maciej Piętak
0
Simons i Romero, czyli „Głupi i Głupszy”. Liverpool górą w hicie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama