Pierwsza porażka Górnika, Legia odjeżdża w tabeli

redakcja

Autor:redakcja

22 września 2013, 21:11 • 3 min czytania

Spotkanie na szczycie tabeli Ekstraklasy, starcie lidera z Warszawy z wiceliderem z Zabrza, bez wątpienia sprostało oczekiwaniom. Choć przyznajemy, że woleliśmy się zbyt długo nie zastanawiać nad tym, ile było w nim faktycznej sportowej jakości, a ile po prostu zaangażowania w grę, walki o każdą piłkę i boiskowej zaciętości. Krótko mówiąc, tego wszystkiego, co dodawało pikanterii chociażby wczorajszym derbom Krakowa, bo przecież piłkarskich fajerwerków w obu przypadkach wcale nie mieliśmy wiele. Tak czy inaczej, Legia pozostaje liderem tabeli z trzema punktami nad Górnikiem. Mimo że przez kilkadziesiąt minut wydawało się, że nie będzie w stanie strzelić mu zwycięskiej bramki.
Górnik zaczął bardzo dobrze. Narzucił tempo już w pierwszych minutach, później nieco spuścił z tonu jakby chciał zaoszczędzić energii, ale i tak gola strzelił jako pierwszy. Można gdybać, co by było gdyby fatalny dziś Daniel Stefański nie podyktował jedenastki po wydumanym faulu Mączyńskiego. Faulu, którego zwyczajnie nie było – wyłącznie walka bark w bark. Górnik prowadził 1:0, zbliżała się przerwa. Wszystko mogło potoczyć się inaczej, ale to już cały futbol – nieraz pomyłki sędziowskie budują wynik jednym, innym go rujnując.

Pierwsza porażka Górnika, Legia odjeżdża w tabeli
Reklama

Legioniści przed przerwą byli zupełnie nijacy w ofensywie. Po zmianie stron zaczęli atakować z dużą zaciętością. Skrzydłem sunął Ojamaa – dosyć chaotyczny, ale robiący sporo wiatru, a to już w naszej rzeczywistości stanowi wartość dodaną. Vrdoljak z Radoviciem wreszcie wyszli z cienia harującego Sobolewskiego i grającego u jego boku „kapitana” Mączyńskiego. Górnik po przerwie został przez gospodarzy kompletnie przytłoczony. W Legii znów bardzo podobał nam się Rzeźniczak. Kto wie, czy nie najlepszy jej zawodnik w tym sezonie, co tylko pokazuje, że Urban naprawdę sporo widzi, bo zarówno „Rzeźnik” jak i Bereszyński przesunięci ze swoich nominalnych dotąd pozycji okazali się strzałami w dziesiątkę.

Na dwunastego piłkarza Górnika wyglądał dziś momentami Marek Saganowski, ale ostatecznie nie zdążył przeszkodzić tercetowi Brzyski – Vrdoljak – Jodłowiec, któremu Legia zawdzięcza zwycięską bramkę i prowadzenie w tabeli.

Reklama

W Chorzowie spodziewaliśmy się zwycięstwa gości. W końcu Śląsk, mimo problemów, całkiem nieźle wyglądający w lidze pucharowicz, dostał na tacy zupełnie rozsypany Ruch. Zlepek piłkarzy, którzy właśnie stracili dowodzącego i o których co chwila słychać, że na co dzień łączy ich bardzo niewiele. A jeśli cokolwiek łączy, to co najwyżej umiejętności na podobnym poziomie (sami już sobie dopowiedzcie jakim…) i traumatyczne wspomnienia sprzed tygodnia. Niebiescy przez kilka ostatnich dni na trasie Białystok – Chorzów zbierali z ziemi zęby. I o dziwo zdążyli. – My mieliśmy szansę się zrewanżować, trener Zieliński jej nie miał. Przepraszamy za tamten występ – przyznał po końcowym gwizdku فukasz Surma, dziś w Ruchu lider z prawdziwego zdarzenia.

Sam mecz mógł się podobać, mnóstwo w nim było sytuacji strzeleckich i… No właśnie, tutaj zaczynają się schody. Nie wiemy, czy przed meczem poszedł między piłkarzami jakiś zakład o to, kto gorzej zachowa się pod bramką, ale jeśli tak – w grę musiała wchodzić naprawdę spora kasa. Dziwniel walił na ślepo, Plaku pudłował przy odkrytej dużej części bramki, Kuświk w najzabawniejszy od lat sposób chciał przelobować bramkarza, a Helik jak próbował uderzyć, to w ciągu dwóch sekund na trzy próby: po ziemi (bardzo nieczysto, kiks), na cios kung-fu (nie trafił w piłkę) i głową (przegrał w powietrzu). Kabaret. Śląsk natomiast, żeby coś ustrzelić, potrzebował rykoszetu po nodze Stawarczyka i przypadkowego odbicia od Hołoty, co totalnie zmyliło bramkarza – o tak, teraz to wpaść musi! Gościom musimy jednak oddać, że Kaźmierczak świetnie obił poprzeczkę (ten gość nie potrafi zdobywać normalnych bramek), a Patejuk – słupek.

Ruch odradza się niespodziewanie szybko i wyglądał tak, jakby wcale kilka dni temu nie przyjął od Jagiellonii szóstki i nie dostał zupełnie nieznanego sobie trenera z zagranicy. Śląsk zamiast zmniejszać stratę do czołówki, kompletuje na wyjazdach remisy. Cztery wypady – cztery podziały punktów.

A za tydzień Warszawa.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Anglia

Simons i Romero, czyli „Głupi i Głupszy”. Liverpool górą w hicie

Maciej Piętak
0
Simons i Romero, czyli „Głupi i Głupszy”. Liverpool górą w hicie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama