Media społecznościowe dają sportowcom wielkie możliwości. Wiadomo, interakcja z fanami, skracanie dystansu, budowanie wizerunku, marketing i tak dalej – korzystanie z Facebooka czy Instagrama niesie naprawdę sporo korzyści. Czasem jednak bywa i tak, że przypadkowe zdjęcie czy relacja mogą narobić nie lada kłopotów. Przekonał się o tym chociażby Dmitrij Tarasow z Lokomotiwu Moskwa, który został właśnie oskarżony o pobicie kibica. A wszystko zaczęło się od Instagrama…
Afera, którą żyje obecnie cała piłkarska Rosja, miała miejsce we wtorkowy wieczór. Tarasow w towarzystwie Antona i Aleksieja Miranczuków udał do popularnego lokalu White Cafe, by wspólnie obejrzeć półfinał Ligi Mistrzów. Piłkarze lidera Premier Ligi umilili sobie czas, zamawiając fajkę wodną i kilka kolorowych szotów. Na ich nieszczęście stolik obok zajmowała grupka kibiców Spartaka. Jeden z nich, niejaki Andriej Izmaiłow, ukradkiem wszystko sfotografował i opublikował na Instagramie, przy okazji oznaczając całą trójkę.
Ciekawiej zrobiło się po około godzinie, gdy Tarasow jorgnął się, że jego media społecznościowe zapłonęły. Namierzenie podejrzanego zajęło mu raptem kilka chwil. Izmaiłow, zamiast prośby o usunięcie zamieszczonych treści, usłyszał krótką serię wyzwisk zakończoną siarczystym strzałem w pysk. Chwilę później do piłkarza podbiegło jeszcze kilku mężczyzn o kaukaskim rysach twarzy. Jeden z nich także wyżył się na Izmaiłowie, a oprócz tego wymachiwał mu przed twarzą pistoletem. A przynajmniej taką wersję wydarzeń przedstawił sam poszkodowany.
Tarasow na oskarżenia zareagował w łatwy do przewidzenia sposób. Stwierdził, że we wtorkowy wieczór wcale nie włóczył się po mieście, a już na pewno nikogo nie bił i nie groził, że „wsadzi mu telefon w dupę”. – To wszystko jakaś totalna bzdura. Może ten człowiek z kimś mnie pomylił? Zaręczam, że wcale nie było mnie tym lokalu. Najpewniej, ktoś na siłę próbuje prowokować – powiedział piłkarz w rozmowie ze Sport-Expressem.
Tłumaczenia typu „jeśli złapią cię na kradzieży za rękę, mów, że to nie twoja ręka” wyjęte żywcem z „Młodych wilków” brzmią jednak mało wiarygodnie. Trudno bowiem uwierzyć, że Tarasowa faktycznie nie było w White Cafe. Wszelkie wątpliwości mógłby rozwiać któryś z Miranczuków, ale ci konsekwentnie milczą. Jedynym źródłem informacji pozostają więc zdjęcia wykonane przez Izmaiłowa, na podstawie których można stwierdzić, że trójka piłkarzy faktycznie odwiedziła popularny lokal.
Z drugiej strony, zdjęcia pobitego mężczyzny miały być też dowodem rzekomej winy Tarasowa. Izmaiłow wrzucił na Instagram fotografię twarzy, na której widać, że faktycznie doznał drobnych obrażeń. Sęk w tym, że identyczne otarcia i zadrapania ma na zdjęciach, które opublikował niemal równo miesiąc wcześniej. Zrozumiała wydaje się więc reakcja jednego z internautów, który na Instagramie zapytał Izamiłowa, czy naprawdę jest aż takim lamusem, że wpierdol wyłapuje co trzydzieści dni.
Cała sprawę bez wątpienia zaognia sytuacja, w jakiej aktualnie znajduje się Lokomotiw. Klub Macieja Rybusa z jednej strony jest o krok od tytułu mistrzowskiego, ale z drugiej – nie ma ostatnio najlepszej passy. W trzech ostatnich meczach piłkarze Jurija Siomina zdobyli raptem dwa punkty, a poniedziałkowa porażka z Krasnodarem pokazała, że mistrzostwo wcale nie jest tak blisko, jak im się wydawało. Tym bardziej, że terminarz raczej nie jest ich sprzymierzeńcem. Ot, chociażby w najbliższej kolejce Loko zmierzy się z Zenitem, który wciąż walczy o miejsce gwarantujące grę w Lidze Mistrzów. Przed starciem z mocnym i maksymalnie zmotywowanym przeciwnikiem, którego stawką może być mistrzostwo kraju, skandale rozbijające zespół od środka są po prostu zbędne.
Fani Lokomotiwu przekonują, że właśnie o to w całej aferze chodzi – o wzniecenie wewnętrznej burzy i zdekoncentrowanie ich piłkarzy przed najważniejszymi meczami sezonu. Świadczyć o tym ma przede wszystkim fakt, że Izmaiłow to kibic Spartaka, jedynej drużyny, która może jeszcze powalczyć z Loko o tytuł. Co istotne, ta wersja wcale nie jest niemożliwa. Dość powiedzieć, że pracownicy White Cafe przyznali w mediach, że w lokalu nie było żadnej bójki z udziałem Tarasowa, a Izmaiłowowi zarzucili kłamstwo i prowokację. Ten twardo obstaje jednak przy swoim i jest nawet gotów poddać się badaniu na wykrywaczu kłamstw.
Na ten moment podejrzana sytuacja z Tarasowem w roli głównej nosi więc wszelkie znamiona afery typowej dla rosyjskiej piłki. Czyli coś się stało, ale do końca nie wiadomo co, kiedy, gdzie i przez kogo. Kompletne pomieszanie z poplątaniem. Musimy jednak przyznać, że jeżeli Izmaiłow faktycznie wszystko sobie wymyślił, to głównego bohatera dobrał perfekcyjnie. Dmitrij Tarasow słynie bowiem ze skandalicznych wypowiedzi i zachowań oraz z tego, że od czasu do czasu miewa problemy z utrzymaniem nerwów na wodzy. Poszczególne elementy ewentualnej intrygi pasują do siebie idealnie. Rosyjskie media bardzo chętnie robią z tego użytek, szeroko rozpisując się o wcześniejszych skandalach z udziałem pomocnika. Jeśli więc Loko w końcówce faktycznie straci upragniony tytuł, to kibice będą mogli mieć do Tarasowa uzasadnione pretensje. Bez względu na to, czy faktycznie kogoś pobił czy nie.
Fot. Newspix.pl