Od czasu, gdy na czwartoligowy Glasgow Rangers przychodziło pełne Ibrox, nigdy tak tłumnie nie oglądano tak słabej drużyny. Widzew, mimo budżetu przerastającego III i II ligę, męczy się straszliwie z półamatorskimi zespołami. RTS najwięcej kreatywności wykazuje na konferencjach prasowych, gdy Smuda sypie wymówkami jak z rękawa.
Ostatni sparing przed wiosenną rundą, Widzew jedzie do Kalisza na mecz z KKS. Remisuje fartownie 2:2, fragment pomeczowej relacji kkskalisz.pl:
“Kaliszanie bardzo wysoko postawili poprzeczkę czterokrotnemu mistrzowi Polski i gdyby nie karygodne błędy w defensywie to pewnie cieszyli by się ze zwycięstwa”.
Smuda po meczu tłumaczył, że to tylko sparing, poza tym Widzew miał… za krótką rozgrzewkę i aż dwie godziny jechał autokarem. Niestety dla Franza, potem zaczęła się runda. A dotychczasowy bilans widzewiaków jest po prostu mierny.
Victoria Sulejówek (d) 2:0
Świt Nowy Dwór (w) 1:2
Warta Sieradz (w) 2:0
Sokół Aleksandrów Łódzki (d) 2:1 (zwycięski gol w 81. minucie)
MKS Ełk (w) 2:1 (zwycięski gol w 83. minucie)
Legia II Warszawa (d) 3:2
Olimpia Zambrów (w) 1:0 (gol po karnym, bramkarz Widzewa piłkarzem meczu)
Huragan Morąg (d) 1:1
Ursus Warszawa (w) 1:2
Pewne zwycięstwa, gdzie łodzianie kontrolowali grę od początku do końca – co powinni robić w zdecydowanej większości meczów – może ze dwa. Znacznie częściej widzewiacy się ślizgali, tak jak w Zambrowie czy nawet z Huraganem u siebie, bo goście powinni z Łodzi wywieźć trzy punkty. Ostatnie starcie z Ursusem to też katastrofa – przecież rywal tym samym przełamał passę siedmiu meczów bez wygranej. Nic dziwnego, że na pomeczowym treningu pojawił się prezes Klementowski i nie przebierał w słowach.
Paweł Janas, który oglądał ten mecz, na łamach portalu widzewiak.pl powiedział tak:
Pierwszy raz widzę w tym sezonie Widzew na żywo. Jestem nieco zaskoczony i podłamany tym, co zobaczyłem. Przecież widzewiacy w tym spotkaniu sami sobie strzelili bramki. Nawet jak wyrównali, to nie potrafili wykorzystać kilku świetnych szans i wyjechać stąd z kompletem punktów. Wiadomo, że celem Widzewa jest awans. Ciężko to widzę, choć jeszcze parę kolejek przed nami.
A przecież wszystko miało być wiosną inaczej, bo wzmocnienia, bo więcej czasu na wdrożenie filozofii Smudy, bo zawodnicy okrzepli w trudnych trzecioligowych warunkach. Tymczasem bodaj najważniejszym wzmocnieniem jest junior Pieńkowski, a największym atutem Widzewa to, że RTS nie ma choć jednego przeciwnika, który potrafiłby regularnie punktować. Wzorem standardów narzuconych przez Ekstraklasę, błędy popełniają wszyscy.
źródło: 90minut.pl
Smuda od retoryki “rywali będziemy rozpracowywać w pucharach” przeszedł do nieustannego mówienia o tym, jakie ciężkie są trzecioligowe rozgrywki. Jak mantrę powtarza, że Widzew ładnie dopiero będzie grał, na razie ma punktować. Problem w tym, że przecież nie punktuje, ale jak może, skoro nie potrafi nie tylko grać ładnie, ale w jakikolwiek zorganizowany sposób.
Widzew bardzo rzadko strzela po akcjach zespołowych, wynikających z kontry lub ataku pozycyjnego. Znacznie częściej są to stałe fragmenty, indywidualne zrywy czy wielbłądy przeciwnika. Gol z Huraganem – indywidualna akcja Pieńkowskiego. Zambrów – indywidualna akcja Michalskiego. Sokół – strzał z dystansu i rajd Pieńkowskiego. Można mówić, że widzewiaków zjada presja, że grają bojaźliwie, że brakuje tu liderów, którzy zmobilizowaliby zespół. Ale czy Smuda nie powinien brać za to odpowiedzialności? Po pierwsze dlatego, że uchodzi za mistrza motywowania, który potrafi wlać pewność siebie w piłkarzy? Po drugie dlatego, że piłkarze grają jak na podwórku, zupełnie jakby nie mieli żadnych schematów rozegrania akcji?
Jak w obliczu takich problemów można pleść trzy po trzy: “To nie jest taka drużyna, jaką mieliśmy w latach dziewięćdziesiątych”?
Franz, nikt nie oczekuje, że chłopcy będą grali jak Citko z Majakiem i Siadaczką, tylko żeby ogrywali Kaczkana Morąg przed osiemnastoma tysiącami widzów. Zaangażowania odmówić ci nie można, wiemy, że na własne życzenie wyszedłeś ze szpitala (problemy z kolanem) wcześniej, żeby wziąć udział w czwartkowym treningu. Czas jednak na efekty, a jak ich nie będzie, to może po prostu o uderzenie się w pierś.
Fot. FotoPyK