Waldemar Fornalik w rozmowie ze sport.pl narzeka, że polscy piłkarze zmienili kluby na zbyt mocne i niestety z tego powodu nie grają. – Gdyby Arek Milik grał w słabszym klubie niemieckim, ale grał, byłby lepszym piłkarzem. To samo Salamon, to samo Wszołek. Oni wszyscy powinni mieć rozeznanie, czy mają nadzieję na grę – mówi i… niby wszystko się zgadza. Wszystko, poza jednym szczegółem.
Kiedy Salamon grał w słabszym klubie, regularnie po 90 minut, tydzień w tydzień, to Waldemar Fornalik nie zawracał sobie nim głowy, nawet nie uznał za stosowne polecieć do Brescii i przyjrzeć się temu zawodnikowi na żywo. Chłopak zdobył uznanie w oczach selekcjonera dopiero wtedy, gdy zmienił klub na zbyt mocny i przestał grać. Paweł Wszołek wiosną był w bardzo słabej formie, ale grał – w barwach Polonii Warszawa. Gdy zmienił klub na zdecydowanie mocniejszy i przestał grać, Fornalik powołał go po raz pierwszy od dawna.
Gdzie więc logika? Jak się mają słowa selekcjonera do jego czynów? Czy całej selekcji nie dokonują w istocie dyrektorzy zagranicznych klubów? Fajnie by było, gdyby ci piłkarze faktycznie grali w piłkę w każdej kolejce. Ale kiedy grali, to niestety dla Fornalika nie istnieli.
fot. FotoPyk