Rogala w niełasce Cupiała, poważny konflikt w Śląsku, Vuković o rewanżu Legii

redakcja

Autor:redakcja

26 sierpnia 2013, 08:19 • 10 min czytania

Zapraszamy na poniedziałkowy przegląd siedmiu tytułów prasowych.

Rogala w niełasce Cupiała, poważny konflikt w Śląsku, Vuković o rewanżu Legii
Reklama

FAKT

Rogala popadł w niełaskę za Wilka.

Reklama

Na przełomie lat 2005 i 2006 Krystian Rogala zasiadał w Radzie Nadzorczej Wisły. Ostatnio nie pełnił w klubie żadnej oficjalnej funkcji, jednak od dłuższego czasu pozostawał blisko Cupiała. Był jednym z najbliższych doradców właściciela Wisły. Nieoficjalnie wiadomo, że to on utwierdzał właściciela klubu w przekonaniu, że inwestycja w bazę treningową i szkolenie młodzieży to nie są najlepsze pomysły. Teraz popadł w niełaskę. – Cupiał stracił do niego zaufanie po sprawie z Cezarym Wilkiem. Ktoś musiał za to odpowiedzieć i padło na niego – mówi jeden z byłych pracowników Wisły, który nadal dobrze zna realia panujące w klubie. Aferę z Cezarym Wilkiem (27 l.) przetrwał prezes klubu Jacek Bednarz (46 l.), ale i on może wkrótce popaść w tarapaty. W klubie może dojść do kolejnej zmiany warty. Najlepiej wyszedł z tego Wilk, który w piątek zadebiutował w barwach Deportivo La Coruna. W świecie piłki Rogala najbardziej znany jest z pracy w Ruchu Chorzów. Przez 12 lat był prezesem Niebieskich. Klub zostawił w drugiej lidze, z wielomilionowymi długiem. Dziś ponoć ma nawet zakaz wstępu na chorzowski stadion.

Kibole terroryzują Polskę, a siedzi tylko jeden!

Bezkarni kibole terroryzują Polskę i urządzają burdy, gdzie im się podoba! Po zdemolowaniu stadionu w Łomiankach i wielkiej bitwie na plaży w Gdyni tylko jeden stadionowy bandyta trafił do aresztu! Sygnał do bandytów poszedł wyraźny: nic wam nie możemy zrobić! Te skandaliczne obrazki widziała cała Polska. W Łomiankach podczas meczu dosłownie zdemolowano stadion i urządzono regularną bitwę z policją. A na plaży miejskiej w Gdyni przez kilka godzin kibole Ruchu Chorzów toczyli regularną bitwę z meksykańskimi marynarzami. Efekt? Kilkanaście osób zostało zatrzymanych, tylko kilku z nich jednak usłyszało prokuratorskie zarzuty, a za kraty trafił… jeden stadionowy bandzior. Słownie: jeden kibol. Reszta wyszła na wolność i może robić, co chce. Jak to, skąd takie łagodne traktowanie? Przecież ostrą wojnę z kibolami rząd zapowiadał już kilka razy. – Nawet jeśli ta walka o spokój na stadionach, o bezpieczeństwo ludzi na stadionach będzie musiała trwać tygodniami, miesiącami, od dzisiaj nie ustąpimy ani na krok! – tak w 2011 roku premier Donald Tusk (56 l.) wywijał szabelką.I teraz snów padają ostre słowa. I na tym się skończy?

RZECZPOSPOLITA

Jan Urban: Spokojnie, to tylko awaria.

Jest pan rozczarowany postawą Helio Pinto?
– Rzeczywiście nie zagrał dobrze, podobnie jak Daniel فukasik. Rywale to wykorzystali, opanowali środek boiska. Helio na razie nie przyzwyczaił się do polskiej ligi, u nas gra się siłowo i kontaktowo. Pinto wie o tym, że zawodzi, przyszedł do naszej drużyny odgrywać zupełnie inną rolę. فukasik za to wrócił po kontuzji, brakuje mu odpowiedniego rytmu.

Co się dzieje z Władimirem Dwaliszwilim?
– Oczekiwałem od niego więcej, nie wniósł do gry jakości, niewiele mu wychodziło. Może jest nerwowy, bo widzi, że Marek Saganowski, chociaż dużo od niego starszy, nie zamierza odpuścić. Do Dwaliszwilego mam pretensje o to, że za długo sam przetrzymuje piłkę, słabo współpracuje z drużyną, jakby sam chciał wykończyć akcję. A często do strzelenia gola potrzebne są nie tylko umiejętności, ale też szczęście i szybka decyzja.

Piłkarze byli myślami przy meczu ze Steauą?
– Nie da się ukryć, że to dla nas najważniejsze spotkanie od wielu lat. Mamy szansę zagrać w fazie grupowej Ligi Mistrzów i wszystko temu podporządkowujemy. Nie widziałem jednak u piłkarzy braku zaangażowania, nie sądzę, żeby myślami byli już gdzie indziej. Wszyscy się starali. Przegraliśmy, ale nie ma powodu do dramatu, jeszcze wiele spotkań przed nami. Zasłużyliśmy chociaż na bramkę, ale Lechia umiejętnie się broniła.

GAZETA WYBORCZA

Polonia – Wkra, czyli wreszcie było spokojnie.

Wreszcie było spokojnie, wreszcie było normalnie. Na stadionie ani w jego pobliżu na warszawskim Nowym Mieście nie pojawili się nieproszeni goście. Z trybun nie słychać było wulgarnych przyśpiewek. Drużyna gości została przywitana oklaskami, jej kibice zasiedli ramię w ramię z tymi z Polonii. Nie czuć było na Konwiktorskiej niezdrowej atmosfery z większości polskich stadionów. Szkoda, że to tylko IV liga, że dzieje się to z dala od medialnego przekazu, ale było pocieszającym antidotum na to, co wydarzyło się – bynajmniej nie z winy kibiców „Czarnych Koszul” – tydzień temu w Łomiankach, nadzieją na przyszłość. Polonii daje ją również frekwencja. W niedzielne popołudnie pojawiło się na Konwiktorskiej około pięciu tysięcy osób, czyli więcej albo tyle samo niż w poprzednim sezonie na meczach z: Legią, Wisłą Kraków, Śląskiem Wrocław. Podobnie co niemal dokładnie rok temu z Lechem Poznań, dużo więcej niż za czasów, gdy „Czarne Koszule” zdobywały w 2000 roku mistrzostwo Polski. W loży VIP-ów zasiedli byli piłkarze: schorowany mistrz Polski z 1946 roku Zdzisław Sosnowski, wychowankowie: فukasz Piątek (w czarnej koszulce z nr. 28, w jakiej grał przez ostatnie lata w Polonii), Krzysztof Bąk, Dariusz Dźwigała, Marcin Ł»ewłakow. Nie brakło też byłych i prawdopodobnie przyszłych sponsorów klubu.

Peszko nie zagrał. Grajewski: Sławo jest wkurzony.

Peszko ma ważny kontrakt z Parmą, ale w ostatni wtorek został wypożyczony do Kolonii, gdzie grał już w latach 2011-13. W sobotę Polak miał wystąpić w meczu z liderującym drugiej Bundeslidze Greutherem Fuerth. Zamiast tego cały mecz obejrzał z ławki w charakterze kibica. Wszystko przez opieszałość włoskiej federacji, która do południa w sobotę nie zdołała przesłać certyfikatu Polaka. – To przykre, ale nie możemy nic zrobić – tłumaczył dyrektor sportowy Joerg Schmadtke. – To częsty problem z włoską federacją. Mieli kilka dni czasu, niemiecka federacja pracowała specjalnie dla nas w sobotę rano, ale nie możemy nikogo zmusić – dodał. Mecz zakończył się bezbramkowym remisem. 45 minut zagrał Adam Matuszczyk, drugi z Polaków w barwach Koeln. Klub z Kolonii zajmuje po pięciu kolejkach dziewiąte miejsce z siedmioma punktami. Prowadzący Greuther Fuerth zgromadził już 13.

DZIENNIK ZACHODNI

Selekcjoner reprezentacji Polski współczuje bramkarzowi Górnika.

Pierwszy i czwarty gol w 99. WDŚ padły po wyraźnych indywidualnych błędach zawodników Ruchu oraz Górnika. Waldemar Fornalik, który oglądał spotkanie z wysokości trybun, podchodzi jednak do tego tematu ostrożnie. – Gdyby w piłce nie było błędów, to pewnie byśmy nie chodzili na stadiony, bo mecze kończyłyby się wynikiem 0:0. No może doczekalibyśmy się od czasu do czasu jednej bramki zdobytej po wspaniałej akcji czy takim strzale jaki w piątek wieczorem zaliczył Marek Zieńczuk – opowiada Fornalik w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim”. Fornalikowi szczególnie żal jest Norberta Witkowskiego, który w ostatnich minutach meczu sprezentował „Niebieskim” gola. – Bramka była rzeczywiście kuriozalna, ale chorzowianie na nią zapracowali. Wcześniej mieli dwie groźne sytuacje i parli w końcówce do przodu. Dla widowiska lepiej byłoby, gdyby Ruch wyrównał nie w doliczonym czasie gry, ale wcześniej, bo być może doczekalibyśmy się jeszcze także odpowiedzi Górnik. Bramkarzowi zabrzan wypada natomiast zwyczajnie współczuć, bo w czasie 90 minut gry bronił dość pewnie – podkreślił Fornalik.

DZIENNIK POLSKI

W Wiśle znów gra kapela.

Kibice zobaczyli wczoraj Wisłę jak za całkiem niedawnych lat, kiedy regularnie na własnym boisku wygrywała z czołowymi drużynami w kraju. Tym razem fani „Białej Gwiazdy” doczekali się zwycięstwa nad wicemistrzem Polski Lechem Poznań. Satysfakcję mógł mieć trener krakowskiej drużyny Franciszek Smuda, który w przeszłości przez trzy lata pracował w Lechu. Wtedy jego treningi podglądał obecny szkoleniowiec „Kolejorza” Mariusz Rumak. Wczorajszy mecz pokazał, że jego drużyna nadal jest w kryzysie i nie do końca podniosła się po odpadnięciu w eliminacjach Ligi Europejskiej w meczach z Ł»algirisem Wilno. Nie można jednak niczego ujmować wiślakom, którzy są na fali. Krakowianie byli wczoraj waleczniejsi. Szkoleniowiec „Białej Gwiazdy” przed meczem podkreślał też, że od samego początku musi być „press, press, press”. Wiślacy zaprezentowali więc ostry, wysoki pressing, jaki rzadko się ogląda w polskiej lidze. Piłkarze Wisły dobrze wytrzymali też mecz pod względem fizycznym. Do tego grali bardziej kombinacyjną piłkę. Tak jak trener Smuda zapowiadał przed meczem, w składzie na wczorajszy mecz nie było niespodzianek. Na treningach do roli napastnika przymierzał Rafała Boguskiego, ale ostatecznie postawił na Pawła Brożka. Mecz udowodnił, że był to odpowiedni wybór.

POLSKA THE TIMES

Konflikt w Śląsku coraz większy. Firma z Niemiec przejmie drużynę?

W Śląsku Wrocław szykują się wielkie zmiany. Gmina Wrocław rozstaje się z Zygmuntem Solorzem-Ł»akiem, a żeby przyspieszyć ten proces, zaangażowano do rozmów kancelarie prawne. Możliwe, że już we wrześniu Śląsk będzie miał nowego inwestora. Z naszych informacji wynika, że może nim zostać duża, niemiecka firma. Niemcy mają przejąć udziały od miliardera. W magistracie (Wrocław jest mniejszośÂœciowym udziałowcem ÂŒŚląska) oficjalnie zaprzeczają takim rewelacjom.
– Pierwszy raz słyszę, aby ktoœ miał przyjechać na rozmowy o przejęciu WKS-u – mówi Włodzimierz Patalas, sekretarz urzędu miejskiego i członek rady nadzorczej ÂŒŚląka. Ale inna osoba z otoczenia prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza mówi coœ innego. – Jakiœ czas temu przejęciem ÂŒŚląska bardzo poważnie interesowała się wielka firma z Niemiec – usłyszeliœmy. Spór między Solorzem-Ł»akiem a Wrocławiem głównie toczy się o nakłady miliardera na wykopanie dziury przy stadionie. Tam, zgodnie z pierwotnym planem, miała powstać galeria handlowa. Uzyskane przez nią zyski miały być przekazywane na działalność klubu. Z pomysłu jednak nic nie wyszło, a teraz właściciel Polsatu chce odzyskać ok. 20 milionów złotych, które – jego zdaniem – wydał na wykopanie dziury.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Vuković: Legia jest dwa razy lepsza od Steauy.

Do siedemnastu razy sztuka? Tyle już razy musieliśmy obejść się smakiem, patrząc, jak mistrz Polski przegrywa walkę o awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Legii wreszcie się uda?
– Szansa jest większa, niż myślałem po wylosowaniu Steauy.

Takie wnioski ma pan po remisie w Bukareszcie, czy gra Legii w tym sezonie tak pana przekonuje?
– Pół na pół. Wynik z pierwszego meczu jest praktycznie wymarzony. Mówię wymarzony, jeżeli przypomnimy sobie, jak ułożył się mecz dla legionistów. W drugiej połowie przekonali się jednak, że nie są wcale gorsi od Rumunów.

A wcześniej co myśleli?
– Gdzieś tkwi problem, bo Legia zaczynała mecze z równorzędnym rywalem z brakiem wiary we własne możliwości.

Ale tylko na wyjazdach – w Walii, Norwegii i Rumunii te pierwsze połowy były beznadziejne. Teraz mecz będzie w Polsce.
– Spotkania z The New Saints nie biorę pod uwagę, bo to był początek sezonu, mogły być inne przyczyny słabszej dyspozycji. Ale już do spotkań z równorzędnym przeciwnikiem, jak Molde czy Steaua, Legia podchodziła ze zbyt dużym respektem, który zaczynał ją paraliżować. Strach może być pomocny, ale w odpowiednich dawkach. I musi być kontrolowany. Dla Steauy nadmierny respekt był zupełnie niepotrzebny.

Rudolf Kapera: Jestem przerażony Legią, ich bezmyślnym kopaniem.

Coś poważnego dzieje się z Lechem. Słuchałem młodych ludzi, komentatorów spotkania z Wisłą, którzy chwalili poznaniaków za najlepszy mecz w sezonie. Nie wierzyłem w to, co słyszę. To skoro przeciwko Wiśle zagrali najlepiej, co się stanie, jeżeli przyjdzie ten najgorszy mecz? Poznaniacy biegali w Krakowie, jak pieski, tylko co z tego, skoro nie wiedzieli, gdzie biegać. Lech zawsze grał ofensywnie, ale kiedy trafił na rywala, który ich zaatakował, szybko się pogubił w obronie. Wisła? Rewelacja. Indywidualnie nikogo nie wyróżniam, wielkie brawa dla całej drużyny – za chęci, umiejętności, kondycję i współdziałanie. Generalnie jestem jednak zasmucony. Nie wiem, czy nasi zawodnicy wiedzą, na czym polega gra w piłkę nożną. Naprawdę. Ci, którzy atakują, nie wiedzą, że trzeba jak najszybciej przedostać się pod bramkę przeciwnika, próbować go zaskoczyć, żeby nie zdążył zorganizować się w obronie. Tak grają na całym świecie. Wszędzie, tylko nie w Polsce, bo u nas piłkarz prowadzi piłkę do śmierci, dotyka ją po dziesięć razy, zamiast przyspieszyć akcję. Czy on wie, że utrudnia zadanie kolegom? W obronie też są przerażające braki, zawodnicy nie kryją przeciwnika, tylko siebie, we trzech. To, co zrobili Helio Pinto z Sulerem przy golu Lechii jest niedopuszczalne, jak amatorzy zostawili samego Buzałę na środku pola karnego.

Nieufny domator poprowadzi Legię do Ligi Mistrzów.

Gdy ktoś przypadkiem znajdzie się pod stadionem Legii i zobaczy służbową toyotę z piskiem opon wyjeżdżającą z garażu, niech się nie zastanawia, kto tak pędzi. To DuŁ¡an Kuciak spieszący do domu. Do Lucinki i Zarinki, żony i córeczki, które zna każdy, kto ogląda mecze mistrzów Polski. Zawsze po ostatnim gwizdku sędziego bramkarz Legii ściąga bluzę i paraduje w czarnej koszulce ze zdjęciem dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu. „Wszystko dla żony i córki” – taki tatuaż ma na ręce Kuciak, człowiek, dzięki któremu Legia jest bliska fazy grupowej Ligi Mistrzów. Knajpiany gwar czy wielkomiejski zgiełk – to zdecydowanie nie jego bajka. Woli fotel, kanapę czy spacer po parku. Kibice nie zobaczą go w modnych miejscach Warszawy. Koledzy z drużyny przez aklamację wybrali go największym pantoflarzem w drużynie. Kuciak to zaprzeczenie celebryty. A przecież wielu na jego miejscu wysoko nosiłoby głowy, bo klasy sportowej 28-letniego bramkarza przez ponad dwa lata gry w Legii nie sposób podważyć: od rewanżowego meczu ze Spartakiem Moskwa (3:2) w kwalifikacjach do Ligi Europy sezonu 2011/12 do dziś. Nawet przez chwilę Krzysztof Dowhań i spółka nie zastanawiali się nad nowym bramkarzem.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama