Głowy do góry, tak przegrać – to nie wstyd!

redakcja

Autor:redakcja

22 sierpnia 2013, 23:56 • 3 min czytania

4:1? Wysoko. Dodatkowo bardzo dobry bramkarz, który ochronił przed jeszcze wyższym oklepem? To prawda. Szanse na awans? Ł»adne, absolutnie żadne. Czyli pozamiatane, tak? Dokładnie, pozamiatane na amen. Jednak – nawet jeśli ma to w sobie coś z niedorzeczności – jesteśmy pod wrażeniem gry Śląska Wrocław i serdecznie im gratulujemy. Tak przegrać – to nie wstyd, tylko element futbolu. Oto obejrzeliśmy mecz, w którym polski zespół grał w piłkę na ile potrafił, odważnie, z pasją, do przodu, bez zbędnego respektu. I teraz można się zastanawiać – czy gra wrocławian posypałaby się tak bardzo, gdyby sędzia nie wyrzucił z boiska Dudu w dość kontrowersyjnej sytuacji?
Szkoda, że ten mecz się skończył, bo po prostu fajnie się go oglądało. Gdyby ktoś powiedział, że będzie trwać jeszcze dwie godziny, to po prostu otworzylibyśmy sobie jeszcze ze trzy piwka i oglądali dalej. Ktoś zaprotestuje: trzeba było zagrać inteligentniej, cofnąć się, grać na wynik? Może i tak, ale to gdybanie. Nie wiemy, co by się wydarzyło, gdyby Śląsk postawił na głupią wybijankę. Może przegrałby niżej? Może. Ale może przegrałby wyżej. Tak czy siak, miał przeciwko sobie świetną drużynę, naszpikowaną znakomitymi zawodnikami, jak Rakitić czy Marin. Od samego losowania, sprawa awansu może nie była przesądzona, ale zdecydowanie wszystkie argumenty mieli po swojej stronie Hiszpanie. Zadaniem Śląska było powalczyć o awans, to wiadomo, ale też po prostu pograć w piłkę. Na tyle, na ile się da. Zostawić dobre wrażenie. Przeżyć przygodę. I oni to zrobili.

Głowy do góry, tak przegrać – to nie wstyd!
Reklama

Ten wynik jest za wysoki. Śląsk miał sytuacje, których nie miał prawa nie wykorzystać – jak ta Plaku, na 2:0. Ten mecz, chociaż ładny dla oka, nie został wyciśnięty jak cytryna, był też trochę pechowy. Pisząc to, wciąż bijemy się z myślami, bo przecież wiemy, że gdyby w bramce zamiast Gikiewicza (mimo gola na 1:1) stał np. Rybansky, to licznik mógłby zostać przekręcony. Ale do cholery, to po prostu było spotkanie dwóch drużyn, które się wzajemnie okładają, a nie takie, w którym Polacy od pierwszej minuty czekają już na tę ostatnią. Przegrać z Sevillą? Wkalkulowane. Ale oni naprawdę ładnie przegrali, chociaż może głupio to brzmi. Czasami mamy wrażenie, że Śląsk to zespół, który jakby upodabniał się do przeciwnika. Kiedy gra w polskiej lidze, często prezentuje się na poziomie żenującego dość rywala. A w pucharach przejmuje poziom rywala, albo się do niego mniej lub bardziej zbliża. Jak dzisiaj.

Kiedyś Wisła przegrała pierwszy mecz z Realem Saragossą 4:1, w rewanżu przegrywała 0:1, a trener Orest Lenczyk – nie spodziewając się niczego dobrego – zaczął zdejmować najlepszych zawodników, by oszczędzać ich na spotkanie ligowe. Ku zdumieniu samego Lenczyka, kibiców Wisły i piłkarzy z Hiszpanii, krakowianie się jednak podnieśli, zwyciężyli 4:1, a potem wygrali konkurs rzutów karnych. Czy historia mogłaby się powtórzyć? Bądźmy poważni – nie mogłaby. Ale, drogi Śląsku, dzięki za sympatyczne 90 minut. Oby za sympatyczne 180 minut.

Reklama

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama