Kiedy latem Piast Gliwice pozbywał się Michała Masłowskiego i pozyskiwał Konstantina Vassiljeva, wydawało się, że zwyczajnie nie da się przeprowadzić lepszej wymiany. Koniec końców przychodził jeden z dwóch najlepszych piłkarzy ekstraklasy, a odchodził pewnie jeden z dwóch najgorszych. Można było pomyśleć, że to transferowy majstersztyk, coś w stylu wymiany Zachary na Carlitosa, tudzież odwrotność wymiany pary Nikolić-Prijović na parę Necid-Chukwu. Tymczasem sezon zbliża się ku końcowi, Piast szoruje po dnie i dobroczynnie pozostawia pod prądem niecieczańskie ekipy, a dorobek Vassiljeva zaczyna bliźniaczo przypominać zeszłoroczny dorobek Masłowskiego.
Vassiljev 2017/18: 21 meczów, 1 gol, 1 asysta
Masłowski 2016/17: 30 meczów, 1 gol, 1 asysta
Zdecydowany zwycięzca klasyfikacji kanadyjskiej zeszłego sezonu, autor 13 goli i 13 asyst, po zajęciu miejsca Masłowskiego przeistoczył się w Masłowskiego. Estończyk jest w tym sezonie tak słaby, że nawet Fornalik korzysta z niego tylko w wyjątkowych okolicznościach i – jak przypuszczamy – każdorazowo błyskawicznie zaczyna żałować swojego wyboru. Wiosną Vassiljeva tylko trzy razy oglądaliśmy w dłuższym wymiarze niż 15 minut i te jego występy oceniliśmy następująco: 2/10, 3/10, 2/10.
Ta ostatnio nota to nagroda za sobotni występ z Pogonią, pierwszy w tym roku od dechy do dechy. I był to występ, który doskonale wytłumaczył nam dwie sprawy – dlaczego Estończyk tak rzadko gra oraz dlaczego ma tak żenujące liczby. W pamięci utkwiła nam sytuacja z początku meczu, kiedy Żivec objechał kilku przeciwników, a piłka ostatecznie wylądowała pod nogami dobrze ustawionego, niepilnowanego Vassiljeva. On jednak składał się do strzału z gracją TIR-a nawracającego na ścieżce rowerowej i oczywiście został zablokowany. Ujmijmy to tak – facet jest cieniem samego siebie z zeszłego sezonu, a przy tym aktualnie sam rzuca coraz większy cień.
To, co jeszcze przed rokiem wydawało się zupełnie niemożliwe, dziś stało się faktem – Piast osłabił się na wymianie Vassiljev-Masłowski. Może nie tyle pod względem piłkarskim, ale wcześniej miał zawodnika w jako takiej formie fizycznej, który miał przeszło pięć lat mniej na karku, a teraz ma wrak piłkarza. I to w dodatku taki, który przynosi pecha. Spójrzmy bowiem na wyniki gliwiczan w meczach, w których Estończyk pojawiał się i nie pojawiał się na boisku.
Z Vassiljevem: 1 zwycięstwo, 10 remisów, 10 porażek – 0,62 punktu na mecz
Bez Vassiljeva: 5 zwycięstw, 3 remisy, 3 porażki – 1,64 punktu na mecz
Co więcej, jedna z tych porażek bez Vassiljeva w składzie to porażka przy zielonym stoliku, z powodu debilnej akcji kibiców Piasta. A przecież gliwiczanie prowadzili z Górnikiem do 80. minuty 1:0 i mieli tamten mecz pod kontrolą. Właściwie więc bliżej prawdy byłoby, gdyby zapisać dorobek drużyny bez Estończyka jako 6-3-2 i 1,91 punktu na mecz. To jednak nie zmienia faktu, jak żenujący jest bilans meczów, w których Vassiljev wystąpił. To zresztą musi być dla samego piłkarza niezwykle trudne – przez cały sezon ligowy i 21 spotkań wygrać tylko raz…
Można powiedzieć, że nad Vassiljevem zlitował się jego były szkoleniowiec, z którym tak dobrze układała mu się współpraca. Bo to właśnie w listopadowym meczu z Cracovią Michała Probierza Estończyk posmakował jedynego w ostatnim czasie zwycięstwa w ekstraklasie. Poza tym jednym jedynym wyjątkiem regularnie zalicza straty punktów i właściwie spokojnie mógł już zapomnieć, jak smakuje wygrana. A tym bardziej, że niedługo stuknąć mu może pół roku bez zwycięstwa.
Inna sprawa, że przesadą byłoby wiązanie wszystkich kłopotów Piasta wyłącznie z Vassiljevem. Owszem, Estończyk miał być liderem drużyny i w ogóle się z tego zadania nie wywiązuje, ale też problem zdaje się być znacznie szerszy. W ostatnich dziewięciu kolejkach Piast potrafił wygrać jedynie z beznadziejną Sandecją (a wygrać z Górnikiem nie pozwolili mu kibice). Patrząc na samą grę, powinien to być murowany kandydat do spadku. Powinien, gdyby w lidze nie występowały ekipy grające w Niecieczy. Ale i tak – pomimo tak mizernej konkurencji – utrzymanie zespołu absolutnie nie jest kwestią rozstrzygniętą. Piast może zostać zrzucony do strefy spadkowej na przestrzeni jednej kolejki, albo na przykład bo bezpośrednim spotkaniu z Termaliką, które odbędzie się w 37. serii gier. Przed gliwiczanami z pewnością jeszcze wiele nerwów i walki o ligowy byt, w której na wielką pomoc tzw. cesarza Estonii specjalnie nie ma co liczyć. Jakby tego było mało, ma on jeszcze dwuletni kontrakt i jest w czołówce klubowej listy płac.
Fot. FotoPyK