Siedem grzechów głównych Lecha, czyli jak trafić do piekła?

redakcja

Autor:redakcja

10 sierpnia 2013, 11:29 • 7 min czytania

Jeśli twoi kibice skandują z trybun swojskie „dość pośmiewiska, wypierdalajcie z boiska”, a także solennie obiecują „”jak na mieście was złapiemy, to was obijemy”, to znaczy, że chyba wątpią byś zasługiwał na kilkanaście tysięcy euro pensji miesięcznie. Jeśli media dziesiątkami artykułów brutalnie weryfikują właśnie wartość twoją i twojego zespołu, to znaczy, że należy się na dłuższy czas żegnać z nadziejami na nowe kontrakty, transfery do lepszych klubów, pogrzebać te marzenia tak jak przed chwilą pogrzebałeś swój klub. Jeśli w swoim budżecie dużą część przewidywanych wydatków bilansowałeś awansem do fazy grupowej Ligi Europy, którego jednak nie będzie, to znaczy że także finansowo czeka cię kolejny rok zaciskania pasa, cofania się w rozwoju, jedzenia kaszy z wodą. Jeśli znajdujesz się w sytuacji, w której jeszcze jeden rok wpadek w pucharach sprawi, że nie będziesz mógł liczyć na rozstawienie nawet w niższych rundach kwalifikacji, to znaczy, że tym trudniej w przyszłych latach może być o finansowy zastrzyk z UEFA. Gdy zsumujesz to wszystko stanie się jasne, że znajdujesz się właśnie w piekle. W piekle finansowym, rankingowym, kadrowym, piekle rozbitej szatni; do piekła nie trafia się jednak za darmo, do piekła trafia się za grzechy, jakich więc siedem głównych grzechów popełnili piłkarze, trenerzy i działacze Lecha, by zasłużyć sobie na smażenie się nie w sierpniowym słońcu, ale w ogniu uzasadnionej krytyki?
7. Długie dośrodkowania

Siedem grzechów głównych Lecha, czyli jak trafić do piekła?
Reklama

Jak przekonują fachowcy od zaawansowanych statystyk, jeśli twoja drużyna opiera grę na dośrodkowaniach, to prawdopodobnie nie potrafi grać w piłkę. Temu tematowi poświęcimy więcej miejsca niebawem, ale teraz zwróćmy uwagę na jeden kluczowy element: podejmowanie decyzji o dośrodkowaniu. Co innego dośrodkowanie, gdy w polu karnym jest trzech twoich graczy, plus dwóch czających się przed szesnastką, a ty tymczasem wrzucasz spod linii końcowej więc obrońcy mają mało czasu na zareagowanie. Co innego natomiast gdy w polu karnym pałęta się jeden twój gracz przeciwko trzem obrońcom, ty dorzucasz piłkę z czterdziestego metra, w konsekwencji czego piłka spędza w powietrzu więcej czasu niż składający się do strzału z przewrotki Kodżiro. Lech regularnie uskutecznia te drugie zagrania, co znamionuje brak pomysłu, pomocy nie potrafiącą skonstruować ciekawszej sytuacji, a także kolejny grzech główny Lecha: grę na alibi.

6. Gra na alibi

Reklama

Skrzydłowy zawsze po takim długim dośrodkowaniu będzie się bronił: stworzyłem sytuację. Dobrze dorzuciłem, nie moja wina, że napastnik dobrego dośrodkowania nie przejął. Długie dośrodkowanie to klasyczne zagranie z kategorii tych, które mają minimalną wartość dla zespołu, minimalną szansę powodzenia, ale nawet jeśli się nie udadzą to łatwo znaleźć na nie przekonujące usprawiedliwienie. Grę na alibi obserwujemy w Lechu notorycznie, nie tylko jednak na skrzydłach, ale równie często na środku pomocy. Tam dominują z kolei podania w tył i w poprzek, które pozwalają się jednak tłumaczyć: gramy na posiadanie, łatwo nie tracimy piłki. Możemy skwitować to tak: LEPIEJ MÄ„DRZE STRACIĆ, NIŁ» GفUPIO MIEĆ. Powiedzcie sami – ile razy ktoś w Lechu podejmował ryzyko z ciekawą akcją (nie ryzyko w rodzaju „a chuj, zagram podanie na 50 metrów na Ślusarza”, bo to jest obecne w grze co chwilę), ile razy próbował czegoś niekonwencjonalnego? a przede wszystkim: brał ODPOWIEDZIALNOŚÄ† za grę? Gdy nie klei się gra zespołu ktoś musi ją spróbować wziąć na siebie. Jeśli nie idzie to akurat temu, który jest do tego wyznaczony (np. Hamalainenowi), to charakterny zawodnik powinien tym bardziej szukać piłki. W Lechu gra piłką bardziej przypomina w trudnych sytuacjach rzucanie gorącym kartoflem.

5. Uzależnienie od jednostek

Owszem, nawet największe drużyny są na to zdane, Barcelona nie będzie taka sama bez Messiego, Real bez Ronaldo, a w naszych warunkach choćby Śląsk bez Mili. Jest różnica jednak, gdy twój kluczowy zawodnik jest niedysponowany a ty wpuszczasz za niego słabszego gracza, wciąż jednak pożytecznego, a gdy wpuszczasz pachołek, kartonową figurę. Wyleciał Murawski, Hamalainen obniżył loty i Lech został kompletnie bez środka pomocy, z wielką dziurą w środku pola, nic dziwnego więc, że Lech nie kontrolował jeszcze ani jednego meczu w tym sezonie. Zdominuj rywala w środku, a wygrasz mecz, to do serca sobie biorą rywale Lecha, bo to naprawdę nie jest obecnie takie trudne. Zarówno dla Murawskiego i Hamalainena, grających na absolutnie kluczowych pozycjach, nie ma ani jednej, powtarzam: ani jednej, sensownej alternatywy.

4. Brak ławki

To oczywiście pokazuje nam też kolejny główny grzech Lecha, ławkę krótszą niż kariera Świerczewskiego w Premier League. فawka rezerwowych Lecha to złudzenie optyczne: patrzysz, niby ktoś siedzi, ale nikogo tam nie widzisz. Bo nikogo tam istotnie nie ma, nikogo kogo warto by wprowadzić na boisko, kto gdy wchodzi, to trybuny odżywają nadzieją. Nie chodzi o to by na ławce były gwiazdy, ale nawet zakontraktowany ligowy średniak, taki łatwy swego czasu do wyciągnięcia Brzyski, który wychodziłby na Ł»algiris w 60 minucie zmotywowany i z zapasem świeżył sił, byłby obecnie ogromnym wzmocnieniem Lecha. Tymczasem na ławce znajdziemy głównie młodych, owszem robiących różnicę, ale na korzyść rywala.

3. Przesadna wiara we własną młodzież

Trend „stawiamy na młodzież” w ostatnich miesiącach był w Polsce wyraźny, ciągle trwa, trudno mu coś specjalnie zarzucić, skoro paru dobrych zawodników jednak się odnalazło. Jednak do twarzy mu przede wszystkim w drużynach przeciętnych, które nie mają wiele do stracenia, i tak biją się o zaszczytne ósme miejsce w lidze, tam więc ewentualne wystawianie młodego obarczone jest minimalnym ryzykiem. Osobnym przypadkiem Legia, która wprowadza młodych, ale po prostu dlatego, że dają oni jakość; Lech postanowił iść tą samą drogą co Legia, jednak po prostu okazało się, że ich młodzieżowcy w tym momencie nadają się wciąż jednak bardziej do noszenia toreb za starszymi kolegami, niż do gry w pierwszym składzie. Nawet chwalony tu i tam Kędziora to zawodnik archaiczny, przyspawany do środkowej linii, a który gdy się od niej odrywa i próbuje zerwać się do przodu to katastrofa wisi w powietrzu.

2. Brak charakterów

Wiele można osiągnąć, kiedy masz zespół zmotywowanych odpowiednio zawodników, którzy są gotowi zasuwać od szesnastki do szesnastki przez cały mecz. I wiele można przegrać, gdy masz zawodników niby o niezłych umiejętnościach, ale którzy na boisku nie tyle nie chcą, co nie potrafią walczyć, a ogółem zamiast ciężkiej pracy wolą liczyć ciężką kasę. Może z Murawskim, było nie było liderem i kapitanem, Lech przeczołgałby się jakoś przez Ł»algiris. Nie zmienia to jednak faktu, że generalnie jeśli największym charakterem w twoim zespole jest ktoś o usposobieniu Murawskiego, to z całym szacunkiem dla niego, nie wygląda to rewelacyjnie. Kto wie, może strata Reissa była o wiele ważniejsza, niż się wszystkim wydawało?

1. Brak jakości

Czy choć jeden z zawodników, którzy „grali” z Ł»algirisem znalazłby się w jedenastce zespołu, który odnosił sukcesy w pucharach? W ataku Lech stoczył się o na oko 3 klasy, a w piłce wygrywa nie ten, kto gra lepiej, ale kto lepiej strzela gole. Dzięki naprawdę bardzo dobrym jak na polskie standardy napastnikom takim jak Lewandowski, Rudnevs, a nawet Rengifo, Lech nie raz potrafił tę zasadę wykorzystać i wygrywać trudne mecze. Teodorczyk ma swoje atuty, ale to na pewno nie jest snajper, a już na pewno teraz nie reprezentuje jakości choć zbliżonej do wcześniej wymienionych; o Ślusarskim powinno się mówić w kategorii transferu do Warty, a nie strzelanych bramek. Stałe fragmenty, te o których co roku mówi się, iż są coraz ważniejsze w piłce, to w Lechu dramat. Gdzie te czasy, gdy za każdym razem kiedy Stilić pochodził do piłki, była przynajmniej szansa, że będzie groźnie. Byli gracze od zapieprzania przez 90 minut w środku pola i twardej gry, tacy jak Djurdjević, byli gracze cały mecz potrafiący zabiegać rywala na skrzydle, jak Peszko, potrafiący zrobić coś z niczego jak Stilić (podanie, rzut wolny). Nawet różnica pomiędzy Tonewem a Lovrencsisem jest nie do porównania, to też zupełnie inna półka, jeśli chodzi u umiejętności. Tak naprawdę co okienko w ostatnim czasie Lech się osłabiał, szczególnie z przodu, dlatego dziś gdy Ł»algiris go pobił, wcale nie wybił mu zębów – tam już dawno nie było czego wybijać.

Najnowsze

Anglia

Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”

Braian Wilma
0
Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama