Zaczęło się obiecująco. W 2010 roku odbyły się wybory na prezydenta Barcelony, które z przytłaczającą przewagą wygrał Sandro Rosell. Hiszpan otrzymał blisko 62% głosów, czyli ponad cztery razy więcej od Augustiego Benedito, który zajął drugie miejsce. Socios byli przekonani, że ówczesny czterdziestosześciolatek to najlepszy wybór na to stanowisko. Ł»onaty mężczyzna, mający dwie córki i doświadczenie na stanowisku biznesmena, chodzący ideał.
No, prawie. Na niecałe dwa tygodnie przed wyborami prezydenckimi, które zaplanowane były na 13 czerwca 2010 roku, wypłynęła informacja o dość nieciekawej przeszłości kandydata na prezydenta. Alexandre „Sandro” Rosell (niewiele osób wie, że Sandro to nie jest jego prawdziwe imię) był oskarżony przez brazylijską prasę o nieprawidłowości przy podpisywaniu kontraktu na mecz reprezentacji Canarinhos z Portugalią. Hiszpan założył firmę, która w rekordowo krótkim czasie zdobyła kontrakt na obsługę meczu. Rosell, zapytany o tę kwestię, zawsze nabierał wody w usta i tłumaczył się tym, że sprawa ostatecznie nie weszła na wokandę, a także faktem, iż prokurator badał sprawę korupcji, a jego firma – jak i wiele innych – po prostu składała wyjaśnienia.
Sprawa miała jednak swój ciąg dalszy i w 2013 roku Rosell został formalnie oskarżony m.in. o odniesienie korzyści ze zdobycia kontraktu bez przetargu i posługiwanie się sfałszowanymi dokumentami. Wątpliwości dotyczą wykorzystania 4,6 miliona dolarów pieniędzy publicznych, a według prasy część z nich trafiła do Ricardo Teixeiry, poprzedniego wieloletniego szefa federacji brazylijskiej i członka Komitetu Wykonawczego FIFA, oskarżanego wielokrotnie o branie łapówek. Swoją drogą, był on także dobrym przyjacielem Rosella jeszcze z czasów jego pracy w Nike. Prasa informowała m.in. o tym, iż 22 czerwca 2011 roku Rosell wpłacił na konto córki Teixeiry kwotę dwa milionów dolarów, podając nazwę banku i numer konta. W sprawie, w której jest już oskarżony, Sandro Rosellowi grozi do ośmiu lat więzienia. Jak było naprawdę? Tego dowiemy się dopiero po zakończeniu procesu lub procesów, bo Rosell nadal milczy, tym razem zaprzeczając tylko zarzutom przez adwokata… Poznajmy Pana Transparentnego.
„Nasza Barça będzie klubem demokratycznym, w którym dużo do powiedzenia będą mieli socios”
Prezydentura Rosella rozpoczęła się od bardzo mocnego uderzenia. Nie zdążyliśmy się wygodnie rozsiąść w fotelach, nie zdążyliśmy zapiąć pasów, a już w grudniu 2010 roku gruchnęła informacja o porozumieniu z Qatar Foundation, której znak miał się znajdować na koszulce Barcelony przez pięć lat począwszy od sezonu 2011/2012. Szok dla culés. Sandro ogłosił porozumienie, stało się – reklama wchodzi na koszulki. Święta koszulka Barcelony została sprzedana. W swoim programie wyborczym prezydent zawarł stwierdzenie, że „socios będą mieli dużo do powiedzenia w sprawach klubu”. Pół roku później, przy okazji podpisywania umowy z Katarczykami, powiedział: „Decyzja [o współpracy] nie zostanie podana pod głosowanie na zgromadzeniu, ale porozumienie znajdzie się w porządku dziennym i zostanie szczegółowo wyjaśnione. Jeśli zgromadzenie jednak się sprzeciwi, to porozumienie zostanie wycofane” W odstępnie jakiejś minuty Rosell zaprzeczył sam sobie. Jeszcze większy bałagan swoją wypowiedzią z 15 grudnia 2010 roku wywołał wiceprezydent Carles VillarubÃ: „Zgromadzenie socios nie może unieważnić porozumienia. Socios mogą jedynie powiedzieć, że umowa z Katarczykami im się nie podoba i że nie chcą jej przedłużyć za 6 lat”
Większym szokiem dla kibiców Barcelony była informacja, że Qatar Foundation na koszulkach klubu zastąpi logo… Qatar Airways. Pojawiła się ona zupełnie niespodziewanie i bez żadnej wcześniejszej konsultacji z socios. Jak donosiło w listopadzie ubiegłego roku Mundo Deportivo, rzecznik zarządu miał poinformować socios o istnieniu klauzuli pozwalającej na wprowadzenie reklamy linii lotniczej, jednak nic ponadto. Krótka informacja, żadnej dyskusji na ten temat. „W FC Barcelona ostatnie słowo należy do socios”?
„Wartościami Barçy są: szacunek, tolerancja, integracja, demokratyczność, transparentność, solidarność, tradycja, progres, wysiłek, dyscyplina i praca”
Podczas konferencji prasowej, na której Barcelona ogłosiła porozumienie z Qatar Sports Investment, Rosell powiedział, że „FC Barcelona i Katarczyków łączą podobne wartości. Pracujemy dla sportu, dla fair play, zajmujemy się przyszłością dzieci.” W tych słowach teoretycznie nie widać nic złego, jednak dziennikarz Món Sanromà wydaje książkę o ciemnej stronie życia w Katarze i pisze w niej o praktykach Qatar Airways. Wolność osobistą oddajesz firmie. Jesteś pod ciągłym nadzorem kamer i ochrony. To firma decyduje, czy możesz wziąć ślub. Nie możesz wrócić do domu później, niż o 4 nad ranem. Nie możesz spędzić nocy poza domem. Nie pasuje? Ł»egnamy się i wracasz do swojego kraju, lub – jeśli się stawiasz – zostajesz deportowany.
Praktyki Qatar Airways są skandaliczne, szczególnie w XXI wieku. Kilka lat temu Rosell, jako przedstawiciel Nike, przekonywał, że koncern nie popełnił przestępstwa zatrudniając dzieci, gdyż było to zgodne z prawem kraju. Wszystko było legalne, wszystko wydawało się być piękne, ale gdzie w tym etyka? Gdzie – tak ważne dla Rosella – wartości Barçy?
„Wszyscy jesteśmy Barçą”
Rosell ma talent do rozpoczynania z przytupem. Zaledwie trzy miesiące po objęciu władzy, socios compromisarios (decydujący – przyp. red.) podjęli decyzję o pociągnięciu zarządu Joana Laporty do odpowiedzialności za straty finansowe klubu, chodziło tu o blisko 48 milionów euro, co zostało później potwierdzone pozwem z 28 lipca 2011 roku. Były prezydent Barçy komentował później tę sprawę m.in. w trakcie konferencji prasowej z 11 czerwca br.: „To obecny zarząd wchodził do klubu z hasłem „wszyscy jesteśmy Barçą”, po czym zaczął atakować pozwami. Powinni nam podziękować.”
Trudno się nie zgodzić z Laportą. Od momentu rozpoczęcia kadencji Rosell próbuje umniejszyć osiągnięciom swojego poprzednika. Symbol klubu, Johan Cruyff, zrzekł się swoich insygniów prezydenta honorowego i w wywiadzie z 7 września 2011 roku – czyli ponad rok po wyborach – przyznaje, że „jego stopa nie stanęła już na Camp Nou, gdyż zupełnie nie podoba mu się działanie obecnego zarządu.” Trudno też nie obejść się wrażeniu, że Sandro zmienił praktycznie cały zespół ludzki. Z czasów Joana w klubie zostało zaledwie kilku członków sztabu szkoleniowego. Odszedł praktycznie cały sztab Guardioli, odeszło wielu zasłużonych piłkarzy, w tym i Abidal. Sprawa francuskiego obrońcy jest dość bulwersująca. Dla pełnego spojrzenia na tę kwestię wystarczy przytoczyć dwie wypowiedzi przedstawicieli zarządu. 18 grudnia 2012, Toni Freixa: „Intencje Érica są intencjami klubu. Jego pozostanie w drużynie będzie zależało od niego samego, to on musi podjąć decyzję.” Dwa dni później na antenie RAC1 na temat Abidala wypowiedział się też wiceprezydent Bartomeu: „Kontrakt Abidala zawiera klauzulę, dzięki której jego kontrakt zostanie automatycznie przedłużony po rozegraniu pierwszego spotkania po powrocie do zdrowia.” Warto dodać, że 7 lipca Éric podpisał roczny kontrakt z opcją przedłużenia z Monaco, a już w pierwszym meczu w barwach francuskiego klubu nosił opaskę kapitańską.
„Wszelkie transfery będziemy dogłębnie analizowali pod względem ekonomicznym i sportowym, aby pasowały do projektu Klubu. O każdym z aspektów transakcji zostaną poinformowani socios.”
W ciągu dosłownie kilku dni na kibiców Barcelony spadły dwie bomby. Pierwszą z nich była decyzja klubu o sprzedaży Davida Villi do Atlético. Barça za najlepszego strzelca w historii reprezentacji Hiszpanii wzięła… 2,1 miliona euro, które z czasem może urosnąć do 5,1 miliona. Oczywiście, El Guaje nie jest młodym zawodnikiem, przed którym jest cała kariera, ale ta suma i tak jest po prostu żałośnie niska. W dodatku do tego ruchu, Barcelona zapewniła sobie 50% od sumy przyszłego transferu napastnika. Biorąc pod uwagę ten fakt, śmiesznie wygląda na przykład umowa sprzedaży Mauro Icardiego do Sampdorii. W 2011 roku młodziutki Hiszpan odszedł za 400 tysięcy euro, Barça nie zapewniła sobie żadnego procentu od sprzedaży. W lipcu tego roku Icardi trafił do Interu. Za 13 milionów euro. Rosell skomentował jednak sprzedaż Davida Villi jako „fantastyczną dla wszystkich trzech stron”.
Culés bulwersuje także sprzedaż Thiago. Dzięki niekompetencji Zubizarrety, Tito nie wiedział o klauzuli, która pozwala Alcántarze na opuszczenie Barçy za 18 milionów euro, jeśli ten nie rozegra przynajmniej 60% meczów w sezonie. I w najbliższych tygodniach najprawdopodobniej zobaczymy Hiszpana w Bayernie. Kolejną sprawą budzącą niesamowite kontrowersje jest transfer Neymara. Brazylijczyk – według doniesień prasy – od dobrych dwóch lat był dogadany z Barçą. Suma transferu miała wynosić około 40 milionów euro. W trakcie ostatecznych negocjacji, już latem tego roku, do gry włączył się podobno Real Madryt, który zaczął ostro podbijać cenę, przynajmniej tak wzrost kosztów transferu o 17 milionów euro tłumaczył na konferencji wiceprezydent Bartomeu. 10 lipca brazylijski portal Globo Esporte opublikował dokumenty, według których Barça miała przelać na konto Santosu… zaledwie 17 milionów euro. Klub z Brazylii miał podzielić się tymi środkami z grupami DIS (posiadająca 40% karty zawodniczej Neymara) i grupą TEISA (5%). Biznesmeni z grupy DIS mają zamiar złożyć pozew do sądu, w którym będą się oni domagali upublicznienia dokumentów ws. transferu Neymara.
Dyrektor wykonawczy DIS, Roberto Moreno, skomentował całą sprawę dla RAC1: „W telewizji widzieliśmy, jak Bartomeu powiedział, że Barça zapłaciła za Neymara 57 milionów euro. Santos mówi tylko o 17 milionach. Czujemy się oszukani. Obie strony starają się w jakiś sposób szachować faktami, aby pieniądze trafiły na odpowiednie konta.” Oliwy do ognia dolał swoją wypowiedzią dla RAC1 z 11 lipca prezydent Santosu, Odilo Rodrigues, który zapytany o to, co stało się z 40 milionami z transferu Neymara rzucił tylko: „Nie mam zielonego pojęcia, pytajcie Bartomeu. Santos otrzymał zaledwie 17 milionów za Neymara.” W tym kontekście warto przypomnieć wypowiedź Bartomeu z prezentacji brazylijskiego napastnika: „Nie możemy ujawnić wszystkich szczegółów umowy ze względu na zawarte porozumienie”. Pytanie brzmi – kto na takie porozumienie nalegał?
„Barça Sandro Rosella chce czerpać z najlepszych wartości klubu z kadencji czterech poprzednich prezydentów, w tym Laporty i doskonałego zespołu Pepa Guardioli”
Podsumowując dotychczasową pracę Rosella w klubie nie sposób nie powiedzieć o sprawie Guardioli. Pep był – według niektórych – najlepszym trenerem Barçy w historii, pracował w swoim domu, a jednak zdecydował się odejść. Oficjalnie – pragnął odpocząć. Nieoficjalnie – miał dość współpracy z Sandro, który nie zgodził się na zaprzestanie działań mających na celu umniejszenie roli Laporty w historii Barcelony. Pep miał interweniować u prezydenta, jednak ten nie wykazał żadnej chęci do współpracy.
W rozmowie z agencją DPA Laporta ujawnił, że „Obecny zarząd na czele z Rosellem nigdy nie darzył Guardioli sympatią. Nazywali go prorokiem, mesjaszem – prześmiewczo. Mówili do siebie: >>Uważaj, teraz będzie przemawiał Dalajlama.<<". Patrząc na tego typu zachowanie uzasadnione wydają się być słowa rzecznika Freixy na temat porównań Pepa i Tito: "Tito wygrywa wszystkie porównania z Guardiolą, nawet to w wymiarze ludzkim." Obecny szkoleniowiec Bayernu nie pozostał Rosellowi dłużny. Na konferencji prasowej z 11 lipca Guardiola powiedział, że "odchodząc z Barcelony prosił Sandro tylko o to, aby przebywając 6000 kilometrów od niego, zostawił go w spokoju. Rosell nie spełnił tej prośby. Nie wybaczę prezydentowi także tego, że używał choroby Tito, aby we mnie uderzyć. Nie spodziewałem się takiego zachowania z jego strony." Cała sprawa wydaje się być dość zagmatwana, w ostatnich dniach zdziwienie słowami Guardioli okazywali Tito, Zubizarreta czy właśnie prezydent Barcelony. Ciężko powiedzieć, kto tak naprawdę ma w tym sporze rację, najlepiej tę kwestię skomentował Messi, "To jest sprawa pomiędzy nimi. Tylko oni znają prawdę. Nie powinniśmy się angażować w tę kwestię." Nie da się jednak ukryć, że po słowach Pepa pozostał pewien smrodek. „Obiecujemy być klubem transparentnym. Obiecujemy informować kibiców o tym, co i dlaczego robimy.”
Czwartek, 10 czerwca 2010 roku, trzecia debata prezydencka. Kandydat Benedito pyta Rosella, czy podpisał dokument z osobami tworzącymi Grada Jove (zorganizowany doping na Camp Nou, przyp.red.). Sandro zaprzecza, Augusti pyta raz jeszcze i po raz kolejny uzyskuje negatywną odpowiedź. Następnie następuje chwila ciszy, po której prezydent Barçy próbuje tłumaczyć kryminalistów, ich zachowanie. Przerywa mu Benedito, pytając, czy Sandro podpisał jakiś dokument. Znów zaprzeczenie. Kontrkandydat dziękuje, pozwala Rosellowi na kontynuowanie wypowiedzi.
Poniedziałek, 4 marca 2013 roku, Toni Freixa w studiu Catalunya Rádio. Dziennikarz wita rzecznika zarządu, który najwyraźniej nie spodziewa się nadchodzącej bomby. Pierwsze pytanie: „Czy na ostatnim zebraniu zarządu pojawił się przedstawiciel Boixos Nois?” Pytający nie uzyskał jednoznacznej odpowiedzi. Freixa zaczął się jąkać, (niesamowicie) lać wodę. Konkretów nie poznaliśmy, jednak nie było żadnego konkretnego ‘dementi’, więc smrodek pozostał.
„Z kadencji Laporty chcemy czerpać nauki dotyczące walki z przestępczością”
Piątek, 8 marca 2013 roku, Barcelona. Catalunya Rádio ujawnia porozumienie, które 16 maja 2010 roku (a więc jeszcze przed ww. debatą przedwyborczą!) zostało podpisane przez ówczesnego kandydata, Sandro Rosella, a także przedstawicieli dziesięciu grup kibicowskich, w tym Boixos Nois. Dokument gwarantował grupom kibicowskim osobne pomieszczenie w biurach Camp Nou, a zadaniem fanów było tworzenie opraw, a także – ogólnie rzecz biorąc – zorganizowanego dopingu na stadionie Barçy.
Piątek, 15 marca 2013 roku, Toni Freixa w studiu COPE. Dziennikarz zwyczajowo wita przedstawiciela zarządu i z czasem pojawia się temat dokumentu dotyczącego spraw kibicowskich. Rzecznik powiedział: „Tak, to prawda, Sandro Rosell kłamał. Prezydent uznał, że ta sprawa może zostać wykorzystana przeciwko niemu i postanowił powiedzieć to, co powiedział. Grada Jove to była nasza obietnica wyborcza, chcieliśmy ją wprowadzić w życie za zgodą policji. (której ostatecznie nie uzyskali, przyp. red.) Rozprowadzaliśmy po 110 biletów na mecz. Nigdy nie dawaliśmy ich osobom karanym czy z zakazami stadionowymi. Inna sprawa, że wejściówki i tak do nich trafiały…” Transparentność pierwsza klasa, szkoda jednak, że dopiero w sytuacji, gdy mleko już było rozlane.
„Barça jest więcej niż klubem i zrobimy wszystko, aby nim pozostała”
Rosell w swoim programie wyborczym wiele mówił o wartościach Barcelony. Wydawało się, że prezydent zrobi wszystko dla dobra klubu. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. W imię 30 milionów rocznie od Katarczyków (6% budżetu) sprzedane zostało miejsce na koszulce Barçy. Deprecjonowana jest wartość legend klubu – Laporty, Cruyffa czy Guardioli, a jak zupełnie nic nie warte traktuje się słowa powiedziane w kierunku Abidala. Barça nie uzyskuje od swojego włodarza odpowiedniego wsparcia na rynku medialnym, żadne oskarżenia – nawet te najgłupsze – nie są przez Rosella dementowane.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że najprawdopodobniej jedyną rzeczą, która jak na tę chwilę się naprawdę Rosellowi udała, jest redukcja długu klubu. Oczywistym jest, że stan finansów Barcelony powinno się oceniać dopiero po zakończeniu pełnej kadencji prezydenta, jednak według obecnych danych opublikowanych przez Barçę, Duma Katalonii pozbyła się już około 100 milionów zadłużenia. Niewątpliwie, za to należą się gratulacje. Może więc lepiej, aby Sandro zajął się biznesem i prowadzeniem finansów klubu zamiast zajmowania pozycji prezydenta Barçy? W końcu, w przeszłości – między innymi w Brazylii – udowadniał on, że na czym jak na czym, ale na pieniądzach to się zna.
Śródtytuły pochodzą z prezydenckiego programu Sandro Rosella
JAKUB KRĘCIDŁO