Reklama

“Podczas rehabilitacji widziałem ludzi na wózkach. Mam się smucić kontuzją?”

redakcja

Autor:redakcja

11 kwietnia 2018, 10:54 • 6 min czytania 5 komentarzy

Rafał Wolsztyński zaliczył świetne wejście do Ekstraklasy. W dwóch pierwszych meczach strzelił dwa gole, zdobył dwie bramki w spotkaniu Pucharu Polski, ale we wrześniowym starciu z Bruk-Bet Termalicą doznał kontuzji kolana. Rafał wraca już powoli do treningów, lecz w gabinecie lekarskim minął się ze swoim bratem Łukaszem, który również zerwał więzadła w kolanie. 

“Podczas rehabilitacji widziałem ludzi na wózkach. Mam się smucić kontuzją?”

***

Ty wracasz właśnie do gry po kontuzji i operacji, z kolei twój brat Łukasz doznał urazu. Miniecie się.

Tak się niestety ułożyło, że wymieniamy się w gronie kontuzjowanych. Łukasz musi teraz przejść przez to, co ja przechodziłem w ostatnich miesiącach. Nie ma co płakać, trzeba zacisnąć pięści i głowa do góry. Mój brat napatrzył się na moją rehabilitację. Dużo rozmawiamy, dodałem mu trochę otuchy. Gramy w piłkę, a tutaj kontuzje są nieuniknione. Przerwy były, są i będą. Łukasz jest już po operacji i teraz myśli już tylko o powrocie na boisko.

Gdzie przeszedł tę operację?

Reklama

We Włoszech, tam gdzie ja. W załatwieniu tego pomógł nam Jarek Kołakowski, nasz menedżer. Byliśmy u doktora Marianiego, to jeden z najlepszych fachowców w dziedzinie operowania kolan na świecie. W tym samym miejscu leczył się Arek Milik. Chciałem, by operacja odbyła się właśnie w tej klinice. Pojechałem i dwa dni później leżałem już na stole operacyjnym. Cieszę się, że byłem akurat po jego opieką.

Łukasz przechodzi podobną drogę, co ty.

Dokładnie tak. Zaraz po meczu z Sandecją miał rezonans, który wykazał, że więzadła uległy zerwaniu. Bartek Spałek, nasz fizjoterapeuta, zadzwonił do Włoch. Dogadano szczegóły i w niedzielę Łukasz był już na miejscu.

Na jakim jesteś etapie powrotu do gry?

18 grudnia przeszedłem operację, w marcu dostałem zgodę na powrót do treningów. Doszedłem jednak do wniosku, iż nie ma się co spieszyć. Lepiej dzień później niż za wcześnie. Szczególnie, że mi to przydarzyło się już drugi raz. Czytałem o tych rekordowych powrotach po zerwaniu więzadeł, też bym tak chciał. Ale wziąłem to wszystko na chłodno, rozmawiałem z fizjoterapeutami i doszliśmy do wniosku, żeby tę nogę odbudować i spokojnie krok po kroku wrócić na boisko. Jestem na etapie robienia testów, operowana noga ma lekki deficyt względem zdrowej. Jeśli się zrównają mocą, siłą i poziomem przygotowania do gry, to wtedy wejdę na boisko z drużyną. Do trzech tygodni powinniśmy dostać zgodę na treningi. “Powinniśmy”, bo w podobnej sytuacji jest Konrad Nowak. Razem jeździliśmy na konsultacje, razem przechodziliśmy rehabilitację, więc zostaliśmy takimi kumplami od ACL. Podnosimy się wzajemnie na duchu. Śmiejemy się, że wymieniamy się każdym bólem i strzyknięciem w kolanie. Fajnie, że mogę z kimś o tym pogadać. No i Kondziu pomógł mi we Włoszech, bo ja trochę język zaniedbałem, a on mógł się wszędzie dogadać. Mogę mu podziękować.

Opowiedz jak to było z tym Francesco Tottim…

Reklama

Byliśmy na wizycie u doktora we Włoszech. Siedzimy, doktor wszystko posprawdzał i to się tak przeciągało. Przyszliśmy o 14.00, zrobiła się 20.00. Już głodni, chcieliśmy coś zjeść… Nagle ktoś wchodzi. Patrzymy – a to Totti! Nie wiedziałem co się dzieje – to jakiś sen czy co? Pytam Konrada jak jest po angielsku “czy mogę sobie z panem zrobić zdjęcie?”, a Totti akurat wchodzi do gabinetu doktora. Ja już zaaferowany, że drugiej takiej okazji mieć nie będę, a pani z recepcji wydaje nam historię leczenia. Myślę “kurde, babka da nam te dokumenty, Totti w gabinecie i zdjęcia sobie nie zrobię”. Ale zaraz wyszedł, podszedłem i mam fotkę na pamiątkę. Chociaż jakiś pozytyw z tej całej kontuzji!

Wspomniałeś, że to już drugi tak poważny uraz w twojej karierze. Trudno było pozbierać się psychicznie po powtórnej kontuzji?

Za pierwszym zerwaniem nie wiedziałem jeszcze z czym to się wiążę. Wszyscy się mną zajęli, miałem dobrą opiekę, ja sam bardzo pozytywnie nakręcałem się na szybki powrót do gry. Pomyślałem “22 lata nic mi się nie stało, to za pół roku będę do grania i lecimy dalej”. Później graliśmy w Górniku, trener Brosz stawiał na młodych, były duże nadzieje, a przez jedno głupie zostawienie nogi straciłem dużo czasu. Ale nie wiedziałem wtedy z czym się mierzę. Byłem nastawiony bojowo – operacja, rehabilitacja i wracamy do grania.

A drugie zerwanie? Już zacząłem się czuć dobrze na treningach, wyglądałem jak człowiek w trakcie zajęć, bo wiadomo – siłownia i rehabilitacja nie dadzą ci tego czucia piłki. Wracałem, trener zaczął mnie brać na mecze, wreszcie pojechaliśmy na Puchar Polski i strzeliłem dwa gole. Pomyślałem “jest! Tak to miało wyglądać”. Debiut w Ekstraklasie w meczu z Arką, znów zdobyłem bramkę. Marzenie – debiut, gol, kogut od pana Stasia. Później wyjazd na Cracovię, Łukasz trafia do siatki, ja wchodzę i kolejny gol. Dwa mecze, dwa gole – zaraz wyjeżdżam z Ekstraklasy i żyję jak chcę! No i życie zweryfikowało – bliźniaki w składzie Górnika w Ekstraklasie, gramy z Termalicą. Źle stanąłem, zatrzęsło nogą. Chciałem grać dalej, miałem sytuację strzelecką… Mogłem zdobyć bramkę z zerwanymi więzadłami! Ale diagnoza była jasna. Wszyscy to mocno przeżyliśmy, brat chyba najbardziej. W domu było smutno. Jak usłyszałem od doktora Marianiego kilka słów, to mnie trochę pokrzepił. Ludzie mają gorzej i nie ma co płakać. Przyjeżdżają na rehabilitację na wózkach, mają porażenia, widziałem to wszystko. Ja tylko zrobię kolano i wracam do gry. Nie ma co się użalać nad sobą – gram w moim wymarzonym klubie, mam żonę, zdrowe dziecko, zdrową rodzinę, czego mógłbym chcieć więcej? A że kontuzja mi się przydarzyła, to nie powód do płakania po nocach. Dzisiaj myślę już w inny sposób. Może nie przyłożyłem się po pierwszej operacji, nie dbałem ostatecznie o tę nogę. To może taki sygnał z góry, bym bardziej szanował to, gdzie jestem.

Bije od ciebie motywacja, dobre nastawienie. Musisz chyba tym zarazić teraz Łukasza, który też zaczął wybijać się w Ekstraklasie, ale spotkał go uraz.

Oglądałem mecz w telewizji. Jak zobaczyłem co się stało, to wiedziałem przez co Łukasz będzie przechodził. Ten, któremu przydarzy się kontuzja, zawsze będzie myślałem “eee, to nic takiego, wszystko będzie dobrze”. Szczególnie, że zerwane więzadła nie bolą. To mała nitka, która się przerywa. Objawy nie są takie złe. Ale wiedziałem, co jest grane. Łukasz widział to, co przechodziłem, ile to pracy kosztuje. Ale widział również, że idzie wrócić do gry po takim urazie. Nie myślał o tym, że stracił grę w grupie mistrzowskiej. Trudno, powtórzę się, ale nie ma co płakać. Po kontuzjach wraca się na boisko, nie jesteśmy jedyni. Rozmawialiśmy już po jego operacji, to mówił, iż jest tak naładowany energią, że rozniesie tę siłownię, gdzie będzie się rehabilitował. Głowa jest ważna w tym całym procesie. Wróci jeszcze szybciej niż lekarze zakładają.

Jakie cele stawiacie sobie jako Górnik przed rundą finałową?

U nas cele się nie zmieniają – grajmy jak najlepiej, chcemy wygrywać i zobaczymy co z tego wyjdzie. Nigdy nie nakładaliśmy na siebie ciśnienia – że walczymy o grupę mistrzowską, że europejskie puchary… Nie, konsekwencja w robieniu swojej roboty. Duża zasługa w tym trenera Brosza, który tłumaczy, byśmy nie zajmowali sobie głowy tym, co się o nas mówi i pisze. Przyjdź na trening, zrób swoją robotę i będzie dobrze. I widać, że ten młody zespół nie odstaje od innych drużyn.

Ale myślicie o europejskich pucharach?

Każdy ambitny piłkarz myśli o sukcesach. Stawiasz sobie poprzeczkę coraz wyżej, chcesz posmakować gry w Europie. Wielu z nas chwilę temu nie znało jeszcze smaku gry w Ekstraklasie, a więc gra w europejskich pucharach byłaby czymś wspaniałym. Chcielibyśmy pokazać się na jeszcze większej arenie.

ROZMAWIAŁ MARCIN RYSZKA Z WESZŁO FM

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...