Pieniądze w piłce bywają kluczowe i bez nich szybko można uderzyć w sufit. Najważniejsza jest jednak pasja, bez której w futbolu nie osiągnie się wielkich rzeczy. Gdy Hans Gamper – wraz z grupą przyjaciół – 29 listopada 1899 roku stworzył FC Barcelona, kierowała nim wielka pasja i miłość do futbolu. Szwajcar nie stworzył „Blaugrany”, bo chciał zarabiać na niej pieniądze – on po prostu zbudował miejsce, w którym mógł pokopać piłkę.
Trudno stwierdzić, ile osób później skopiowało inicjatywę Gampera, ale zapewne tysiące. W końcu wszyscy kochamy grać w piłkę, a drużyn piłkarskich na całym świecie jest od groma. Oczywiście tylko nieliczni stworzyli klub, który stał się rozpoznawalny na całym świecie. Dlatego ich możemy nazwać największymi wygranymi, ale zwycięzców jest dużo więcej… Bez wątpienia jednym z nich jest założyciel GKS-u Przodkowo, Henryk Jaskólski.
Oddajmy głos panu Henrykowi: – W młodości grałem w rezerwach Lecha Poznań, a do Żukowa (9 km od Przodkowa) przyjechałem, by odbyć służbę wojskową. Tak się życie ułożyło, że zostałem tam na stałe, ponieważ poznałem dziewczynę, która jest teraz moją żoną… W 1995 roku – wraz z dwoma kolegami – postanowiłem założyć klub piłkarski, gdyż oni chcieli grać, a ja trenować. Właściwie oni mnie namówili do tego, bo wiedzieli, że miałem skończony kurs trenerski. Zgodziłem się szybko i tak powstał Huragan Przodkowo. Pierwszym prezesem został Leon Czerwiński. Natomiast ja pełniłem rolę dyrektora. Później nazwa zmieniła się jeszcze na Murkam Przodkowo, a na fotelu prezesa zasiadały nowe osoby. Wyniki sportowe mieliśmy całkiem przyzwoite, bo zaczynaliśmy od C-klasy, a po jakimś czasie byliśmy już w V lidze. Wielkim sukcesem był dla nas awans do IV ligi, bo przecież mówimy o klubie z niewielkiej wsi, którą zamieszkuje około 1200 osób. Następnie przyszedł awans do III ligi, co już całkowicie przerosło moje oczekiwania. Choć muszę powiedzieć, że byłem z tego powodu niezwykle usatysfakcjonowany, ponieważ obejmując fotel prezesa, jeszcze przed awansem do IV ligi, chciałem udowodnić niedowiarkom, że można zajść daleko bez dużych nakładów finansowych. Trzeba tylko chcieć i mieć chęci do działania.
Z trójki założycieli został już tylko pan Henryk, który nadal pełni funkcję prezesa. GKS Przodkowo jest obecnie klubem gminnym, ale nadal rządzą nim ludzie z pasją: – W zarządzie jest dziewięć osób, a niektóre posiedzenia zarządu potrafią przeciągnąć się do 22:00. Zawsze jest żwawa debata, na której poruszamy nawet najmniejsze problemy. Podoba mi się coś takiego, bo wiem, że wszystkim zależy na tym klubie. Poza satysfakcją korzyści nie ma żadnych, ale cieszę się, gdy mieszkańcy Przodkowa są zadowoleni.
Do starej III ligi GKS Przodkowo wszedł bez strachu, bo sezon zakończył na 9. pozycji. Najlepsze miało jednak dopiero nadejść, bo rok później drużyna z kaszubskiej wsi (1286 mieszkańców, według Wikipedii) otarła się o awans.
Wówczas w III lidze zajęcie pierwszego miejsca nie dawało bezpośredniego awansu, ale uprawniało do gry w barażach. Bohaterom reportażu zabrakło niewiele, bo tylko jeden punkt. Tak więc już tutaj można mówić o wielkim pechu, ale to nie wszytko, ponieważ Vineta Wolin na boisku ugrała 68 punktów. Dopiero po jakimś czasie dopisano jej dwa dodatkowe, gdyż Komisja Ligi przyznała walkower za mecz z rezerwami Lechii Gdańsk, która wystawiła dwóch nieuprawnionych piłkarzy – Łukasza Budziłka i Adama Chrzanowskiego. Można więc powiedzieć, że Lechia sprezentowała jej możliwość gry w barażu z Odrą Opole, ponieważ na boisku padł remis.
– Tamten sezon był wystrzałowy. Mieliśmy wspaniałego trenera, Sebastiana Letniowskiego, który wykonał niesamowitą robotę w klubie… Przez całą rundę i prawie cały sezon byliśmy na pierwszym miejscu, a na końcu Vineta dostała prezent od Lechii Gdańsk. Rozgrywaliśmy naprawdę fantastyczny sezon i byliśmy przygotowani, by zagrać dwumecz z Odrą Opole. Ba, 0polanie już nawet przyjeżdżali tutaj, by sprawdzić, czy będą mogli transmitować ten mecz. Być może nie było nas stać na II ligę, ale to byłaby piękna przygoda. Przegraliśmy przy zielonym stoliku, co najbardziej bolało – tłumaczy prezes klubu, Henryk Jaskólski.
Przygotowania faktycznie trwały, bo GKS był już dogadany z MOSiR-em, by mecze w II lidze rozgrywać na stadionie przy ulicy Traugutta 29 w Gdańsku. W Przodkowie swój obiekt mają, ale nie dostaliby na niego licencji.
Tak, tak – dobrze widzicie. Obok płyty głównej znajduje się małe jeziorko. Podczas meczów i treningów piłka ląduje w wodzie, ale spokojnie… klub ma łódkę! A jeśli ktoś od razu nie popłynie, to ludzie są na tyle uczciwi, że sami wyłowią futbolówkę i przyniosą do głównej siedziby GKS-u.
W Przodkowie mają tylko jedną płytę boiska, na której wiele się dzieje, jednak Filip Żemojtel (trener bramkarzy) uspokaja nas, że jest ona utrzymywana w całkiem przyzwoitym stanie: – Brakuje trochę drugiego boiska treningowego, a także sztucznego. Na głównej murawie trenują i rozgrywają swoje mecze również juniorzy, dlatego uważam, że boisko i tak jest w dobrym stanie. Generalnie nie możemy narzekać, bo przecież mówimy o III lidze.
Jak widać, stadion nie jest najwyższych lotów, ale Przodkowo posiada halę widowisko-sportową, której nie powstydziłyby się duże miasta.
– Hala jest naszą dumą, bo ma już 17 lat, a nadal jest nowoczesna. Tutaj mogą odbywać się nawet mecze międzypaństwowe. Można powiedzieć, że wykorzystujemy ją perfekcyjnie, bo niemal cały czas organizujemy różne turnieje. Przyjeżdżają do nas grać drużyny z całego Pomorza, jeśli chodzi o siatkówkę. Organizujemy również „Przodkowo Cup 2018”, czyli cykl turniejów dla najmłodszych. Co weekend przyjeżdżały do nas drużyny z całego kraju w rożnych rocznikach. Łącznie przewinęło się ponad 2000 dzieciaków. Rok wcześniej zorganizowaliśmy podobny turniej, ale miał inną nazwę – „Pomorski Futbol Cup”… Na hali zrobiliśmy również turniej oldbojów, który trwał trzy dni, ponieważ zgłosiło się 40 drużyn. Czasami niektóre akcje przerastają nasze możliwości, ale staramy się wszystko dobrze zorganizować. Pieniądze z tych imprez w całości trafiają do klubowej kasy.
W trakcie turniejów dla najmłodszych nasi trenerzy wyszukują talentów do drużyn młodzieżowych. Innych możliwości, by poszukiwać takich piłkarzy, nie mamy, więc dlaczego nie korzystać z takiej okazji? Niech chociaż jeden z nich zostanie kiedyś piłkarzem, to już będzie duży sukces. Poza tym dajemy duży radości ludziom, a to przecież najważniejsze w tym wszystkim. Uśmiechy wielu osób, które odwiedzają naszą halę, gdy odbywa się tutaj coś ciekawego, są bezcenne. Dlatego nadal będziemy pracowali, by imprez sportowych, i nie tylko, było u nas jeszcze więcej – powiedział nam Henryk Jaskólski.
***
GKS Przodkowo rozgrywa już czwarty sezon w III lidze i tak źle jeszcze nigdy nie było, bo obecnie zajmuje 17. miejsce w tabeli. Spory zjazd, jeśli weźmiemy pod uwagę, że poprzedni sezon zakończył na 6. miejscu. Dlaczego tak słabo? O to zapytaliśmy trenera, Marcina Martyniuka.
Dlaczego tak słabo gracie w tym sezonie?
Przede wszystkim latem doszło do całkowitej wymiany kadry, a więc teraz to wszystko się odbija. Mamy bardzo młodych zawodników i trochę brakuje doświadczenia. Dwóch starszych zawodników (Tuttas i Ruszkul – przyp. red.) – którzy trochę pograli wyżej – złapało kontuzje. Nie pomaga też fakt, że mamy bardzo wąską kadrę.
Wąska kadra, ale w Pucharze Polski jeszcze gracie.
Awansowaliśmy w środę do ćwierćfinału, ale powiem szczerze, że chcieliśmy to załatwić bez dogrywki. Oczywiście skończyło się rzutami karnymi (śmiech).
Obyło się chociaż bez kolejnych kontuzji?
Wypadł nam podstawowy stoper, czyli standardowo. Pech niestety nie opuszcza nas w tym sezonie.
Kiepsko, jeśli weźmiemy pod uwagę, że teraz będzie trzeba grać co trzy dni.
Niestety, ale jakoś musimy sobie radzić. Trzeba wygrać sześć albo siedem spotkań, by się utrzymać. Mam również nadzieję, że Gryf Wejherowo i Gwardia Koszalin utrzymają się w II lidze, bo wtedy spadnie mniej drużyn z naszej ligi.
- źródło – 90minut.pl
Ratujecie się piłkarzami z drużyn juniorskich?
Nie mamy tutaj juniora starszego, dlatego trudno kogoś wybrać do drużyny seniorów. Najstarszym rocznikiem jest junior młodszy. Mówimy jednak o malutkiej wsi, więc trudno, by było tutaj sporo młodzieży. I tak jest dobrze, bo mamy kilka drużyn młodzieżowych.
***
Z drużyny, która dwa lata temu walczyła o awans, nie został już prawie nikt. Jedni mieli większe ambicje, a inni chcieli dostawać normalne pensje. Przodkowo nie jest jednak Elaną Toruń i zapewne nigdy nią nie będzie. Piłkarze mogą liczyć na zwrot kosztów za buty albo dojazdy. Inne wynagrodzenie nie wchodzi w grę, bo najzwyczajniej w świecie klub nie ma kasy. Jedynie sztab trenerski ma podpisane normalne kontrakty, a w jego skład – poza pierwszym trenerem – wchodzi kierownik drużyny i trener bramkarzy. Choć oni również nie skupiają się tylko na trenerce, bo do 16:00 siedzą w innej pracy.
– Mieszkam i pracuję w Gdańsku, a do Przodkowa przyjeżdżam pograć w piłkę. Śmiało można wszystko połączyć, bo trenujemy popołudniami. Oczywiście gramy tutaj bardziej amatorsko, a poziom jest dużo niższy niż w I lidze. Większość zawodników granie łączy z pracą, bo inaczej się nie da… Urok tej wsi jest taki, że nie mamy wielu kibiców, ale zawsze ktoś tam przyjdzie, co i tak jest miłe. Dla mnie ten klub jest idealny, bo mój czas w piłce już się skończył, a w Przodkowie gram, bo nadal uwielbiam to robić. Pracuję też z młodzieżą w Lechii Gdańsk, a poza tym mam jeszcze jedną pracę. Mam też małe dzieci, dlatego jest co robić – powiedział nam Tomasz Tuttas, który w przeszłości grał w Wigrach Suwałki.
***
Poziom amatorski, ale zaangażowanie profesjonalne. W Przodkowie piłkarze trenują cztery razy w tygodniu i nie wyobrażają sobie, by spaść do IV ligi. Podobnie zresztą ma prezes klubu, który ponad 20 lat temu stworzył swój świat. Niestety, istnieje zagrożenie, że stanie się on mniej kolorowy.
BARTOSZ BURZYŃSKI
Fot. Bartosz Burzyński