– Chcę zostać jego nowym Mourinho. Chciałbym, by Borussia była najbardziej nieprzyjemnym rywalem Bayernu w najbliższych latach – takimi słowami witał w Bundeslidze Pepa Guardiolę panoszący się w niej już od paru ładnych lat najpierw jako szkoleniowiec Mainz, później BVB, Jurgen Klopp. Zaledwie pięć lat od tamtej wypowiedzi Klopp stał się jedynym menedżerem, który mając rozegranych przynajmniej pięć meczów przeciwko Guardioli, ma z nim korzystny bilans bezpośredni. Nie Mourinho, nie Pochettino, nie Pellegrini czy Tuchel. Właśnie Klopp.
Powyżej 2,5 gola w meczu Liverpool – City? 1,64 w LV BET
Ich wspólna historia póki co spina się klamrą. Klamrą, którą Guardiola spróbuje w ćwierćfinale Ligi Mistrzów poluzować. Poznali swoje style z poziomu boiska tuż po tym, jak Klopp wypowiedział słynne słowa o byciu nowym Mourinho Guardioli. Mourinho, czyli przeciwnikiem, z którym rywalizacja w dużym stopniu tak potwornie wyniszczyła Pepa w Barcelonie, że w pewnym momencie poczuł, że nie potrafi już dłużej pociągnąć na stołku menedżera Dumy Katalonii.
Dla Guardioli to wstępne rozpoznanie było niezwykle nieprzyjemne. Kto wie, czy wtedy nie zakochał się na zabój w Ilkayu Gundoganie, który stał się jego pierwszym nabytkiem w roli menedżera Manchesteru City.
Pep chciał w tamtym meczu, w finale Superpucharu Niemiec, pokazać, jaki ma być jego Bayern. Jak chce sprawić, by był jeszcze efektowniejszy niż za Juppa Heynckesa, który żegnał się z Monachium potrójną koroną. Zagrał va banque, na czterech napastników – Mullera i Mandzukicia w środku oraz Shaqiriego i Robbena na skrzydłach. Został za to boleśnie skarcony.
Od tamtej pory, aż do dziś, toczy się między tymi dwoma walka o to, który przy najbliższej okazji przechytrzy którego. Marti Pernarau, autor książek o Guardioli na swoim blogu nazywa tych dwóch największymi mistrzami kontrpressingu od kiedy zakochali się w nim Holendrzy, zarówno w futbolu reprezentacyjnym, jak i klubowym – na czele z Rinusem Michelsem prowadzącym Ajax i Ernstem Happelem dowodzącym Feyenoordem. Raz ze swoim podejściem, bazującym na szybkim odbiorze, póki drużyna jest jeszcze w ofensywnej formacji, lepszy okazywał się Guardiola. Innym – stawiający na łapanie rywala niezorganizowanego w obronie tuż po odzyskaniu piłki Klopp.
Podobieństwa na tym się nie kończą. „Po tym, jak drużyna przyzwyczai się do niego w pierwszym sezonie, kładzie w drugim znacznie większy nacisk na posiadanie piłki. Jego ideą jest, by kontrolować tempo gry z piłką przy nodze” – czytamy w książce Raphaela Honigstaina “Klopp. Bring The Noise”. Brzmi zupełnie jak Guardiola, prawda? Obu, z którymi miał okazję współpracować, jako bardzo podobnych ludzi przedstawia też Ilkay Gundogan. “Obaj łatwo zostają przyjaciółmi swoich piłkarzy, wiedzą, jak z nami rozmawiać. Mają w sobie niezbędne pokłady współczucia, ale mają świadomość, kiedy muszą być poważni, stanowczy”.
Klopp znów przechytrzy Guardiolę? Kurs na wygraną Liverpoolu to 3,00 w LV BET
Nie ma w tej rywalizacji złej krwi, jest za to cała masa wzajemnego szacunku. Jeden przy każdej możliwej okazji komplementuje drugiego.
Guardiola: „Klopp to najlepszy menedżer na świecie, gdy mówimy o widowiskowości prowadzonych przez niego drużyn”.
Klopp: „Zespoły Guardioli zawsze są doskonale ustawione, jego zawodnicy podejmują najlepsze możliwe decyzje”.
Guardiola: “To charyzmatyczny trener i bardzo wysoko go cenię, ponieważ zaopiekował się mną na początku mojego pobytu w Niemczech. Pamiętam, jak taktowny był, gdy w pierwszym meczu w Bayernei przegrałem z nim Superpuchar.”
Jeden szanuje pracę drugiego, jeden potrafi oddać drugiemu honory, gdy ten znajdzie sposób, by to jego było w dniu próby na wierzchu.
Zwycięstwa Niemca są w tej parze tym bardziej wartościowe, że na dwanaście rozegranych przeciwko Guardioli spotkań, do jedenastu przystępował jako szkoleniowiec zespołu będącego niżej w tabeli. Niemiec zresztą mówił ostatnio, podczas przedmeczowej konferencji prasowej, że jego i Guardiolę różni jeden detal – w tym samym czasie Hiszpan zwykle prowadzi drużyny o wyższej jakości. Jego Borussia nigdy nie była wyżej od Bayernu, gdy nadchodził czas Der Klassiker, Liverpool zaś tylko jeden, jedyny raz był wyżej od City w dniu meczu z Obywatelami – w poprzednim sezonie był lepszy o punkcik, po spotkaniu przewaga urosła do czterech oczek.
Wbrew obiegowej opinii, tym, co czyni drużyny Kloppa tak wymagającymi przeciwnikami dla poukładanych od A do Z drużyn Guardioli wcale nie jest wyłącznie szalona intensywność, którą Niemiec natychmiast przenosi na swój nowy zespół. Opinia, według której Klopp to świetny motywator, za którym jesteś zdolny wskoczyć w ogień i pressować rywala przez 90 minut, ale jeśli chodzi wyłącznie o cechy szkoleniowe, to menedżer niezaliczający się do topu, jest opinią krzywdzącą. Co najlepiej pokazuje ostatnie starcie z Pepem i jego City, w którym Liverpool odebrał The Citizens szansę na stanie się drugimi w historii Premier League Invincibles.
Lepszej analizy tego spotkania niż ta Piotra Foot na YouTube raczej nie znajdziecie.
Metoda Kloppa była bowiem znacznie bardziej kompleksowa, niż tylko biegać-pressować na zmianę z pressować-biegać. Jednym z kluczowych aspektów, które pozwoliły przechytrzyć przeciwnika, było… „przeguardiolizowanie” podejścia do ataku na rywala z piłką w tym konkretnym spotkaniu. Drużyny Pepa są bowiem znane z tego, że pressują nieco inaczej niż te Kloppa – zamykając korytarze podania zawodnikowi przy futbolówce, nie zaś atakując bez wytchnienia zawodnika z piłką (patrz: słynna akcja Robertsona). Takie właśnie, co widać doskonale na powyższym filmie, było przecież zadanie Roberto Firmino. Brazylijczyk bardzo skutecznie odcinał od podań Fernandinho, pozycjonując się między stoperem z piłką a defensywnym pomocnikiem City. Oczywiście później, po przejęciu piłki, drużyna Kloppa była typową drużyną Kloppa. Nie wykorzystywała futbolówki do zbudowania przewagi wieloma podaniami, tylko pędziła w kierunku bramki Edersona, by jak najlepiej wykorzystać bardzo mocno podatną tego dnia na zranienie defensywę City.
Leroy Sane z kolejnym golem przeciwko The Reds – 3,25 w LV BET
Nie była to pierwsza – i z pewnością nie ostatnia – lekcja pokory, jaką Klopp sprawił swojemu dzisiejszemu rywalowi. To właśnie on przypominał Guardioli, gdy ten bił kolejne rekordy, bo jego drużyny wygrywały mecz za meczem, że nie może spocząć na laurach. Że jego determinacja, by doskonalić kolejne drobniutkie detale, by jeszcze dokręcać śrubę zawodnikom, jest w pełni zasadna.
Porażka 0:3 na Allianz Arena zaledwie trzy dni po rozbiciu Manchesteru United w 1/4 Ligi Mistrzów była potrzebnym kubłem zimnej wody na rozgrzane wcześniejszymi niesamowitymi seriami zwycięstw (13 we wszystkich rozgrywkach wcześniej w sezonie 13/14) głowy zawodników z Monachium. W efekcie do końca sezonu ligowego nie wypuścili już choćby jednego punktu, a granie zakończyli zdobyciem pucharu Niemiec – zresztą w starciu z Borussią. Niedawna przegrana 3:4 pozwoliła zaś obudzić głód w zawodnikach Manchesteru City. Sam Guardiola mówił po meczu, że to „ostrzeżenie przed samozadowoleniem”, które widocznie wdarło się w poczynania prowadzonej przez niego drużyny.
Guardiola vs. Klopp do tej pory
To, że spośród wszystkich menedżerów na świecie, dziś o półfinał Ligi Mistrzów Guardioli przychodzi się mierzyć akurat z Jurgenem Kloppem, to fantastyczna sprawa w kwestii sprawdzenia siły Manchesteru City. W najtrudniejszych, najbardziej wymagających dla Obywateli warunkach. Warunkach starcia z menedżerem, który parę lat temu za punkt honoru obrał sobie stanie się dla Pepa największym prześladowcą. I, w przeciwieństwie do paru innych, szybko gaszonych przez Guardiolę na boisku, swoje słowa przełożył na bardzo wymierne czyny.
SZYMON PODSTUFKA
fot. NewsPix.pl