Pep zaczyna rządy w Bayernie, w Koronie myślą o Kusiu, Demjan ciągle nie wybrał

redakcja

Autor:redakcja

24 czerwca 2013, 08:35 • 12 min czytania

Zapraszamy na poniedziałkowy przegląd prasy, w której znajdujemy między innymi rozmowy z Helio Pinto, Anatolijem Tymoszczukiem czy Czesławem Michniewiczem. „Dziennik Polski” donosi, że Robert Demjan raczej nie zagra w Wiśle, a „Przegląd Sportowy” pisze o tym, że Kolporter powróci do sponsorowania Korony. W „Rzeczpospolitej” natomiast bardzo dobry tekst o początkach Guardioli w Bayernie.

Pep zaczyna rządy w Bayernie, w Koronie myślą o Kusiu, Demjan ciągle nie wybrał
Reklama

FAKT

Rozmowa z Helio Pinto, który dołączył do drużyny Legii.

Reklama

Dlaczego zdecydował się pan na grę w Lgii Warszawa?
– Przede wszystkim chciałem nowego wyzwania. Długo grałem w APOEL-u i chciałem poczuć coś nowego, jakiś impuls, który popchnąłby mnie do przodu. Na Cyprze wiele bym już nie zdziałał. Myślę, że to odpowiedni wybór. Legia ma przed sobą cele, które chcę z nią zrealizować.

Przyjechał pan w piątek do Warszawy. Jak spodobało się panu miasto i klub?
– Miasto na razie widziałem tylko z taksówki, ale widzę, że jest bardzo duże. Trochę czuję się jak na Cyprze. Jest tutaj gwarno i głośno. Jest dużo samochodów, widzę, że dużo się dzieje. A co do klubu to nie mogę mieć żadnych zastrzeżeń. Przyjął mnie Dominik (Ebebenge, prawa ręka prezesa Bogusława Leśnodorskiego – przyp. red.), który jest fantastycznym człowiekiem. Miałem okazję poznać klub, wszystko mi się spodobało, dlatego podpisałem kontrakt. Wszystko jest tu na europejskim poziomie.

Wie pan, że ciąży na panu ogromna presja? Wszyscy oczekują, że pomoże pan awansować Legii do grupowej fazy Ligi Mistrzów.
– Wiem, jestem na to przygotowany. Jestem gotowy wziąć na siebie ten ciężar. Czeka nas bardzo ciężka praca. Przede wszystkim chcę się skupić na sobie, ale wiem, że tylko całym zespołem możemy osiągnąć nasz cel. Rozmawiałem z trenerem Janem Urbanem. Cieszę się, że mówi po hiszpańsku. To mi wiele ułatwia. Mam lepszy start. Teraz czekam na poznanie zespołu, ale to dopiero nastąpi na obozie w Austrii. Muszę zabrać swoje rzeczy z Cypru, moja żona jest w ciąży. Trzeba szybko poukładać kilka ważnych spraw.

Obowiązkowo tekst o ślubie Lewandowskiego.

Przed kościołem w Serocku gromadzi się spory tłum. Wcześniej miasteczko było bardzo spokojne, ale teraz napięcie rośnie. Ludzie przystrajają kościół kwiatami i białym płótnem. W końcu rozwijają biały dywan. – Czemu na mój ślub tak się nie szykowaliście?! – pyta przechodzień. Nagle pojawia się kilkunastu ochroniarzy. Dobrze zbudowani panowie sprawiają wrażenie, jakby za chwilę przyjechać miał prezydent. W końcu są – pod kościół podjeżdża biała limuzyna, wysiadają z niej państwo młodzi, a dookoła wiwatujący tłum. Dla Serocka to wielkie święto. Jest straszny upał. Z kościoła nagle wychodzi Seweryn Gancarczyk (32 l.). Wraca z wodą w ręku. Na zewnątrz czekają kolejni weselnicy, ale w środku ślub brał przecież sam Lewandowski, więc ksiądz miał pełne prawo rozgadać się podczas kazania. W końcu otwierają się drzwi. Młodzi wychodzą już jako małżeństwo, a lokalna społeczność szaleje. – Szczęsnego widziałam! Szczęsnego, z bliska! Rozumiesz?! – drze się nastolatka. Po uroczystości rozmawiamy też z jednym z ministrantów. Chłopak jest bardzo przejęty. – Jestem wielkim fanem Lewandowskiego. Najchętniej służyłbym do mszy w jego koszulce. A przez cały czas powstrzymywałem się, by do niego nie podbiec. Wyszedłbym chyba na idiotę, nie? – mówi. Ale jego idola już nie ma. Kawalkada samochodów jedzie na wesele do Trębek Nowych. To wieś, w której życie toczy się powolnym rytmem. Mieszkańcy nawet nie wiedzą, jaka uroczystość ma się za kilka godzin odbyć w ich okolicy. – Ślub Lewandowskiego? Panie, przecież to już tydzień temu się tutaj odbyło – mówi nam w południe mężczyzna spod budki z piwem, który, jak słychać, przeczytał w jednej z gazet błędne informacje.

I info o tym jak to Legia brała pod uwagę zatrudnienie Trapattoniego.

Chodziło o to, by ściągnąć doświadczonego trenera, który zniósłby presję, związaną z grą na wysokim szczeblu. Trapattoni te kryteria idealnie spełnia. W zawodzie pracuje od 39 lat i aż dziesięć razy ze swoim klubem był mistrzem kraju. Wygrywał też zarówno Ligę Mistrzów, jak i nieistniejące już Puchar UEFA i Puchar Zdobywców Pucharów. W tej chwili od pięciu lat jest trenerem reprezentacji Irlandii. W internecie furorę robi film, jak w 1998 roku jako trener Bayernu Monachium wrzeszczy na konferencji prasowej i publicznie krytykuje swoich piłkarzy. W Legii miał zastąpić Jana Urbana (51 l.), ale Legia pod wodzą polskiego trenera zdobyła dublet – mistrzostwo i Puchar Kraju. W klubie uznano, że zwalnianie w tym momencie Urbana byłoby bardzo nie w porządku. Dlatego to on będzie próbował wprowadzić Legię do Ligi Mistrzów.

RZECZPOSPOLITA

Guardiola: jak Pep został Seppem

Dziś zaczyna rządy w Bayernie. Jego mowa tronowa przyciągnie więcej widzów niż expose większości premierów. On na Bayern zdecydował się już w listopadzie ubiegłego roku, klub ogłosił to oficjalnie 16 stycznia, gdy umowy nie dało się już utrzymać w tajemnicy. Najpierw było niedowierzanie: co najlepszy trener na świecie widzi takiego kuszącego w Monachium, skoro chcieli go najwięksi i najbogatsi. A potem, w miarę kolejnych zwycięstw Bayernu, niedowierzanie: po co najlepszej drużynie na świecie nowy trener. I co miałby jej dać, czego już nie dostała od Juppa Heynckesa. Dziś będzie go można o to wszystko pierwszy raz zapytać. Pep Guardiola, huragan Pep, który w swojej pierwszej pracy z drużyną seniorów zmiótł z Barceloną 14 trofeów w cztery lata, przerywa roczny urlop. I przerywa milczenie na temat Bayernu. O 12.05 ma pierwszą konferencję prasową na Allianz Arenie. Akredytowało się na tę konferencję 200 dziennikarzy, tylu, ilu zwykle przyjeżdża na dni otwarte przed finałem Ligi Mistrzów. Na transmisje zapisały się telewizje informacyjne z całego świata, a Sky Deutschland zacznie relacje już trzy godziny przed konferencją.

GAZETA WYBORCZA

Korona Kielce ściągnie do siebie Marcina Kusia?

32-letni Marcin Kuś w orbicie zainteresowań mającej spore kłopoty z graczami defensywnymi Korony Kielce. – Na pewno podniósłby poziom naszej drużyny – zachwala Leszek Ojrzyński, trener kielczan. Korona ma wielkie trudności z ułożeniem tej formacji. W pierwszym letnim sparingu (2:1 z Banikiem Ostrawa w sobotę w Wodzisławiu) kontuzji doznali Adrian Bednarski i Paweł Kal, a z konieczności na środku defensywy zagrał środkowy pomocnik Bartosz Kwiecień. Na boku sprawdzany był trenujący z zespołem od kilku dni 21-latek z miejscowej trzecioligowej drużyny. Według naszych informacji testowanym zawodnikiem był Marcin Grabowski, który wiosnę spędził w Odrze Wodzisław, a w końcówce sezonu 2010/11 zaliczył trzy występy w prowadzonym przez Ojrzyńskiego Zagłębiu Sosnowiec.

Franciszek Smuda skompletował swój sztab trenerski.

– W sztabie trenerskim jest jak w małżeństwie. Albo jest chemia, albo jej nie ma. Między mną i trenerem Smudą chyba jest i to poniekąd powód do dumy – mówi Tomasz Muchiński, nowy trener bramkarzy Wisły. Twierdzi, że do Krakowa przyciągnęła go właśnie magia byłego selekcjonera. Pierwszy raz spotkali się w 1994 r., gdy Muchiński grał w Widzewie, a Smuda był trenerem Stali Mielec. Wtedy jeszcze nie mieli pojęcia, że rok później będą pracować ze sobą w łódzkim klubie i świętować awans do Ligi Mistrzów. Potem ich drogi krzyżowały się jeszcze wielokrotnie. Np. w 2009 r. w Lechu Poznań. Wcześniej przyjaciółmi raczej nie byli, ale zawsze dzwonili do siebie z życzeniami świątecznymi. Kiedy Smuda w 1998 r. po raz pierwszy przychodził do Wisły, rzucił, że może weźmie kolegę ze sobą. „Jakby co, to jestem do dyspozycji” – miał odpowiedzieć Muchiński, ale telefonu z oficjalną propozycją się nie doczekał. Ostatnio bliżej ze Smudą poznał się Marcin Broniszewski, który w Wiśle jest jego asystentem. Razem pracowali w poprzednim klubie – SSV Jahn Ratyzbona. Tam Broniszewski nie tylko zbierał doświadczenie, lecz także uczył się języka. – Musiałem jakoś budować relacje z zawodnikami, a nie mogłem liczyć tylko na pomoc trenera Smudy. Uznałem, że skoro zarabiam niemieckie pieniądze, to powinien się jakoś poświęcić – podkreśla szkoleniowiec.

SPORT

Już dziś Piast pozna swojego rywala w Europie.

Losowanie Ligi Mistrzów odbędzie się o 12:00. Pary do Ligi Europy poznamy nieco później, losowanie pierwszej rundy kwalifikacyjnej zaplanowano na 13:00. Piast Gliwice rozpocznie zmagania od drugiej rundy. Piłkarze trenera Marcina Brosza nie są rozstawieni, przez co już na samym początku mogą trafić na bardzo ciekawego rywala. Jeszcze przed losowaniem UEFA pogrupuje drużyny geograficznie. Jakiego przeciwnika chcą w Gliwicach? – Dla nas gra w Europie to coś fantastycznego, więc każdy przeciwnik będzie dobry – mówi Tomasz Podgórski, kapitan Piasta. – Chcemy, aby występ w Lidze Europy się opłacił, czyli po prostu chcemy na nim zarobić – przyznaje prezes Jarosław Kołodziejczyk.

DZIENNIK POLSKI

Robert Demjan raczej nie zagra w Wiśle.

Ciągle nie wiadomo, czy do Wisły przeniesie się natomiast Robert Demjan, choć jest to coraz mniej prawdopodobne. Trener Podbeskidzia Bielsko-Biała Czesław Michniewicz, wyraził się nawet, że Słowak jest bardzo bliski pozostania w jego drużynie, gdzie zaproponowano mu podwyżkę i gdzie miałby zarabiać około 10 tysięcy euro miesięcznie. Z naszych informacji wynika jednak, że sprawa wcale nie jest przesądzona. Demjan ma bowiem ciągle kilka ofert i póki co nie podjął jeszcze decyzji, na którą się zdecydować. A co do Wisły, to jest o tyle dalej do tego transferu, że od dłuższego czasu nikt z tego klubu nie kontaktował się z menedżerem zawodnika. Owszem, krakowianie kilka tygodni temu złożyli ofertę kontraktu i Demjan był mocno zainteresowany przenosinami pod Wawel, ale teraz na ten temat panuje kompletna cisza. Jeśli zatem nikt z przedstawicieli „Białej Gwiazdy” nie wykona telefonu w tej sprawie, to król strzelców ekstraklasy nie zagra w barwach Wisły w przyszłym sezonie, a swoją karierę będzie kontynuował gdzie indziej.

SUPER EXPRESS

Rozmówka z Czesławem Michniewiczem.

Nie boi się pan, że to, co najlepsze w Podbeskidziu, już się wydarzyło? Ł»e przyszły sezon nie skończycie w tak euforycznych nastrojach?
– Są obawy, bo ten zespół sięgnął sufitu. Podobnie miałem z Zagłębiem po wygraniu mistrzostwa Polski czy z Lechem po zdobyciu Pucharu Polski. To, że udało się utrzymać Ekstraklasę dla Bielska, było cudem. W 11 meczach zdobyliśmy 26 punktów. Z drugiej strony, od początku nastawiałem się na pozostanie w Podbeskidziu na dłużej. Podpisałem umowę na 1,5 roku i zostałbym nawet, gdybyśmy spadli. W końcu niejeden znany trener ma w swoim CV spadek. Na szczęście nam się udało ligę obronić. O milimetr, mały paznokieć, ale jednak.

W podzięce mieliście zajechać na Jasną Górę. Spełnił pan tę obietnicę?
– Zaraz po meczu z Widzewem nie było możliwości. Pojawiła się taka myśl, ale wcześniej, wracając z Łodzi, stanęliśmy na posiłek i… Wiadomo, że było po sezonie, pojawiło się wino, piwo, szampan. No więc po tym przystanku nie wypadało już jechać na Jasną Górę. Nie chcieliśmy ziewać nieświeżym powietrzem w stronę obrazu Najświętszej Marii Panny.

Jednym z decydujących momentów sezonu był gol Euzebiusza Smolarka na 1:1 w meczu Bełchatów – Jagiellonia. Po tej bramce pokazał pan gest Kozakiewicza. Komu?
– Nikomu. To były emocje, stres. Ostatnie tygodnie walki o ligę były niesamowicie trudne, człowiek 24 godziny na dobę myślał o składzie, taktyce. Bolało wszystko. Nie mówię już o sercu, ale nawet i włosy, i rzęsy. No więc gdy Ebi strzelił, to się ucieszyłem i tak wyszło.

I jeszcze jedna – tym razem Henrik Ojamaa.

Od kilku dni trenujesz w Warszawie. Jak wrażenia?
– Miasto już trochę zwiedziłem i mogłem przekonać się, że jest naprawdę piękne. Mam w planie obejrzenie kolejnych miejsc. Legia jest idealnym miejscem dla młodego zawodnika, takiego jak ja. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu, o nic nie trzeba się martwić.

Prowadziłeś zaawansowane negocjacje z Lechem, ale w ostatniej chwili do walki o ciebie włączyła się Legia i to ją wybrałeś. Dlaczego?
– Jestem w Warszawie i zamykam tamten temat. Nie powiedziałbym, że wybór pomiędzy Lechem a Legią był dla mnie trudny. Taki jest futbol, czasami piłkarz staje przed wyborami, zastanawia się, którą drogą powinien pójść. Zainteresowałem się projektem Legia Warszawa, a klub zainteresował się mną. Jestem więc legionistą.

Kibice Lecha nazywają ludzi z Legii złodziejami, mówią, że kradną piłkarzy. Co ty na to?
– Nie wiem, jak to skomentować… Jeśli jest się wyróżniającym piłkarzem, pojawiają się różne oferty. W moim przypadku właśnie tak było. Ale musiałem dokonać wyboru i padło na Legię, a nie Lecha.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Szykuje się powrót wielkiego sponsora Korony

Kolporter Arena – tak od nowego roku nazywać ma się stadion w Kielcach. Korona dostanie za to ok. 10 mln zł. Krzysztof Klicki, który w Kielcach postawił futbol na nogi, znów ma wspierać Koronę. Chodzi o wykupienie nazwy stadionu piłkarskiego. Już od nowego roku obiekt – który klub najpierw wydzierżawi od Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji – miałby nazywać się Kolporter Arena. Umowa w tej sprawie ma zostać podpisana na pięć lat i w tym czasie holding założony przez Klickiego przekaże Koronie ok. 10 mln zł. Nieoficjalnie wiemy, że rozmowy na ten temat są dość zaawansowane. Klicki blask Koronie zaczął przywracać w 2002 roku, gdy został właścicielem klubu. Dzięki niemu drużyna rozpoczęła marsz, ostatecznie awansując do ekstraklasy. Jednak afera korupcyjna sprawiła, że Kolporter całkowicie wycofał się z finansowania Korony. – Muszę odpocząć, przemyśleć pewne kwestie – mówił wtedy kielecki biznesmen.

Boniek zderzył się z betonem

Prezes błyskawicznie zlecił ekspertom przygotowanie nowego statutu, który miał być zatwierdzony przez zjazd. Nie udało się, bo „teren” wciąż mu nie ufa. Ludzie mu nie uwierzyli, że naprawdę chce usprawnić działalność Komisji do Spraw Nagłych, kiedy zaproponował, by jej doraźne decyzje nie wymagały późniejszego potwierdzenia przez zarząd. Dla przeciwników Bońka był to niepokojący sygnał, że „Zibiemu” zależy na wzmocnieniu swojej władzy. Nie docierały do nich argumenty, że Komisja ds. Nagłych (w jej skład wchodzą prezes i wiceprezesi) w sprawach o znaczeniu strategicznym i tak musiałaby się zdawać na zdanie zarządu, natomiast w innych kwestiach decydowałaby samodzielnie, bo w przeciwnym razie jej istnienie nie miałoby sensu. Widać było, że na zjeździe Boniek z trudem powstrzymywał się od złośliwych komentarzy, choć nie mógł sobie darować uwagi, że do tej pory działalność Komisji ds. Nagłych, która z powodzeniem wyręczała zarząd, nikomu nie przeszkadzała. I właśnie to sprawiło, że sam zaproponował odłożenie zmiany statutu na bliżej nieokreśloną przyszłość, co zostało przegłosowane przez przygniatającą większość. To był wniosek Bońka, ale też jego porażka. Prezes nie chciał zaogniać sytuacji i szukać nowych podziałów. Dlatego zacisnął zęby i odpuścił.

Rozmowa z Anatolijem Tymoszczukiem.

Był pan zdziwiony, że Polska zremisowała z Mołdawią?
– Przewidywałem, że jeśli Polska zlekceważy tego rywala, może mieć kłopot. Mołdawia to dobrze zorganizowany zespół, zwłaszcza u siebie, niełatwo tam wygrać. Miałem nadzieję, że odbiorą punkty innym zespołom, tak jak odebrali nam. Nie byliśmy wystarczająco agresywni. Na szczęście wyciągnęliśmy z tego wnioski i wygraliśmy z nimi u siebie.

Myśli pan, że Polska dalej jest waszym rywalem w walce o awans?
– Wszystko dalej zależy od was. Cały czas macie przed sobą ważne mecze i jeśli je wygracie, będziecie liczyć się w walce o awans. Ale wolę mówić o naszym zespole, bo ciągle mamy szanse na kwalifikację.

Gdybyście nie wygrali z Polską, to już raczej trudno byłoby wam liczyć się w tej walce.
– To prawda. Pogubiliśmy sporo punktów na początku kwalifikacji i gdybyśmy w Warszawie coś stracili, to byłby nasz koniec w tych eliminacjach. Na szczęście wygraliśmy.

Najnowsze

Hiszpania

Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”

Braian Wilma
0
Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama