Część druga: zakład pogrzebowy „happy end” już czeka

redakcja

Autor:redakcja

21 maja 2013, 18:40 • 9 min czytania

Ty w piłce kręcisz się od roku…
W 1996 trafiłem do Amiki, a wcześniej grałem w drugoligowej Polonii Gdańsk Bałtyku Gdynia. Ciekawą mieliśmy paczkę. Jak przyjechał „Mario Piekario”, to od razu było widać, że ma charakter. Do Białegostoku jeździł bez prawa jazdy i nie przejmował się policją, a jak już wsiadał do pociągu, „Strzała Północy”, to wkładał do kieszeni atrapę pistoletu na wypadek, gdyby wpadli złodzieje. Przyjechał do Gdańska z telewizorem pod pachą, ale na dzień dobry zaniósł go do lombardu i za tę kasę zaprosił całą drużynę na bibę. Wtedy nie przypuszczałem, że stanie się aż tak wziętym menedżerem. Miał jednak pewną cechę, która bardzo mu potem pomogła w życiu – nie dał się nie lubić i szybko nawiązywał kontakty. Bije od niego szczerość. Nie jest cwaniakiem, który ma na zawodnika trzy plany, z czego dwa ukryte. Może w biznesie to zła cecha, ale dzięki temu trafiają do niego fajni piłkarze i zorganizował transsyberyjską kolej między Polską a Rosjąâ€¦ Ale charakter przeszkadzał mu w piłkarskiej karierze, za bardzo kochał zabawę.  

Część druga: zakład pogrzebowy „happy end” już czeka
Reklama

Pamiętne wybory Miss Polonia.

Walczyliśmy o drugą ligę, „Piekarz” przyjechał jakiś taki naświetlony, i pierwszy raz po siedmiu zwycięstwach zremisowaliśmy. Wszyscy wkurzeni, wracamy do domów, a w telewizji Mario wygina śmiało ciało koło sceny. Patrzymy, a to retransmisja z przedmeczowego wieczoru. Mówimy mu dzień później: – Piekarz, ty jesteś niepoważny!
– Ja pijany lepszy od was trzeźwych! (śmiech)

Działo się, działo, ale najwięcej ludzi człowiek poznał w Amice. Każdy coś chciał od klubu, jeździł z nami na mecze, ale niczego bezinteresownie nie robił. Ciekawe czemu wtedy ci wszyscy moralizatorzy tak się nie mądrowali, widząc, co się dzieje.

Reklama

O kim mówisz?

O waszym przyjacielu w kapeluszu.

Stefan Szczepłek?

Wszyscy przyjeżdżali i bankietowali a kto nie przyjeżdżał, ten kłamie, albo był nikim.

Szczepłek insynuował, że Ruch celowo przegrał z wami mecz. Tak można było odebrać jego felieton.
Stefan to osobny rozdział. Jego słowa były poniżej pasa, zabolały w klubie wszystkich, ale może też nam pomogły? Na jego nieszczęście sprowokował nas, byśmy grali jeszcze lepiej i pokazali facetowi, że postradał umysł i powinien się zająć bawieniem wnuków, a nie pisaniem . Wygłupił się totalnie, a potem jeszcze się tłumaczył, że tak nie myślałâ€¦ Ł»enada i dziecinada.

To wróćmy do Lecha, słyszałem że wybierasz się na wesele…
Mam do teraz świetne relacje z chłopakami z Lecha. Będąc już kilka dni na urlopie, dostałem zaproszenie na adres klubu na wesele od Davida Topolskiego. Chwilę później dzwoni do mnie „Telich” pyta, czy mogę go zwolnić wcześniej, bo on też wybiera się na ślub do „Topoli”. No i pytam: – Ale jak ślub kościelny, przecież on się żenił, jak jeszcze byłem w Lechu!
– Ale wie trener, jaki jest „Topola”. Unieważnił w Watykanie i bierze kolejny (śmiech).

Dobra, pogadajmy o reprezentacji. Kto jest dla ciebie kandydatem na nowego selekcjonera?
Może Nawałka, może Janas? Janas swoje błędy jako selekcjoner na pewno popełnił, ale awansu w pięknym stylu na mundial nikt mu nie odbierze. Dziś jest jeszcze bardziej doświadczony i myślę, że by dał radę. Wiem, że patrzycie na to sceptycznie, ale nikt z mojego pokolenia nie ma na tyle doświadczenia, by przejąć kadrę. Za mało widzieliśmy w życiu. Zobaczcie, jak szybko to się zmienia i co pod wpływem presji dzieje się z Waldkiem. Smuda też udawał twardziela i co? Dziś każdego z nas, młodych, zgniecie to wszystko tak samo. Może Maciek Skorża poradziłby sobie, bo pracował jako asystent na wielkich turniejach, ale moim zdaniem najlepszymi kandydatami jak dla mnie byliby Janas i Nawałka.

Zupełnie różne typy trenerów. Janas się nie wtrąca, a Nawałka nie zostawia niczego przypadkowi.
Dlatego trzeba się zastanowić, czego ta drużyna potrzebuje. To jak z ziemią – raz musisz sadzić pomidory, raz ogórki. Jeśli ciągle będziesz brał zamordystę po zamordyście, to nic z tego nie będzie. Po mało kontaktowym Janasie, przyszedł Leo, który miał dobre relacje z drużyną i zaiskrzyło. Potem wzięli Smudę, który miał być zamordystą, i nic z tego nie wyszło. Teraz przyszła kolej na Waldka, faceta merytorycznie przygotowanego, ale też o zupełnie innym charakterze. Może warto poszukać czegoś po środku?

Pracujesz w tej lidze, jak sam mówisz, od dość dawna i kilku tych selekcjonerów zaliczyłeś. Z którymkolwiek miałeś stały kontakt? Jako trener klubowy, powinieneś mieć.
Z żadnym. No, ale największy kontakt to z Janasem…

…ale powiedziałeś: „z żadnym”.
Kiedy prowadziłem Lecha, nie miałem potencjalnych reprezentantów, więc nie musieli do mnie dzwonić. W Lubinie Darek Dziekanowski, w imieniu Beenhakkera, pytał o Piszczka, فobodzińskiego i Grzesia Bartczaka. Janas wcześniej też dzwonił, ale już po Beenhakkerze nie kontaktowałem się z selekcjonerami. Ze Smudą nie rozmawiałem, a z Waldkiem rozmawiałem kilka razy, ale nie o zawodnikach, bo wtedy nie pracowałem w żadnym klubie. Ale nie oszukujmy się, nie ma czegoś takiego, że trener reprezentacji dzwoni po trenerach klubowych, żeby zapytać, kto dobrze wygląda. 

Bo trener klubowy, który dostaje nominację na selekcjonera, od razu czuje się lepszy od całej branży?
Na pewno trochę tak. Ale to się zmienia pod wpływem presji. Zaczyna się kombinowanie, żeby nic nie wyszło – kogo powołamy, kogo obserwujemy… 

I po co robić z tego taką wielką tajemnicę?
Sam nie wiem. Tak samo śmieję się, gdy trenerzy robią awanturę, że ktoś przewidział skład. Przecież gdybyście dzisiaj mieli wymienić jedenastki Barcelony czy Bayernu, to o ile pozycji się pomylicie? Dwie? Trzy?

Fornalik stwierdził, że dziennikarze robią mu pod górkę, bo podają w jakim składzie zagra reprezentacja.
I co to zmieni… Może ktoś przywiązuje do tego wagę, ale ja na pewno nie. Jeśli zapytasz mnie o skład przed meczem, to ci podam, chyba że sam waham się do ostatniej chwili na kogo postawić. 

Jesteś rozczarowany Fornalikiem?
Bardzo cenię Waldka jako trenera klubowego. Powiem tak – wyniki na razie nie są po jego stronie. Na pewno nie jest mu łatwo, ale nie zwalniałbym go do końca eliminacji. Jeszcze wszystko się może zdarzyć…

Nic się nie może zdarzyć.
Panowie, to jest piłka, wszystko się może zdarzyć.

Na przykładzie Podbeskidzia to mówisz?
Tak! Może jeszcze uda się to poukładać. Jak Waldek odejdzie po eliminacjach, to będzie można go rozliczać, ale czy teraz Boniek z Koźmińskim i Koseckim mają pewnego kandydata na zastępcę? Nie. Ktoś strzeli: „Huub Stevens”. Dlaczego? A bo Tomek Hajto go zna, ale z pracy w klubie, nie reprezentacji. Ktoś inny powie, że może włoski trener, bo i Boniek, i Koźmiński mówią po włosku. A może angielski? A może niemiecki zamordysta? A może jakiś wschodni, który dobrze gra na gitarze jak Slaven Bilić, bo szybciej złapie język i mentalność? Skaczemy ze skrajności w skrajność, ale dla Bońka to dobry czas, bo może się zastanowić, w którą stronę pójść. Tylko nikt nie chce zaakceptować, że jesteśmy na 65. miejscu w rankingu FIFA.

Paradoksalnie można powiedzieć, że dobrze, że te eliminacje zostały tak szybko przegrane, bo jest sporo czasu na znalezienie następcy.

Plusy ujemne, minusy dodatnie (śmiech).

Janusz Wójcik powiedział, że Fornalik został wystrzelony w kosmos jak Baumgartner i spada bezładnie.
Co tu dużo mówić… Wszyscy selekcjonerzy odchodzą jako przegrani w ostatnich czasach.

Ile w tym winy piłkarzy?
Nie wiem.

To ile, twoim zdaniem, zależy w piłce od trenera?
Cytując Zibiego – nic (śmiech). Gdyby nic nie zależało od trenera, to po co by się bili o Pellegriniego, Pepa, Angelottiego i paru innych?

No to ile?
Jeśli trener ma szansę dobrać sobie zawodników i pracuje z nimi przez trzy lata, to można ocenić, czy jest dobry. Sami ostatnio pisaliście – przejmujesz skład po kimś, nie masz na nic wpływu… I co tu powiedzieć? Uda się, nie uda się, uda się, nie uda się – na tej zasadzie. Jak trafisz na dobry klimat – wygrasz, jak na słaby – przegrasz. I to oznacza, że jesteś złym trenerem? Zatrudnij Capello w średniaku z naszej ligi i poczekaj, czy wygra Ligę Mistrzów.

Właśnie Capello stwierdził, że kluczem jest przejęcie odpowiedniego zespołu w odpowiednim czasie.
A mi kiedyś Boniek powiedział, że Capello nie przejmuje zespołu, w którym nie ma pewności, że ściągnie czterech-pięciu „swoich” zawodników światowej klasy, z którymi wie, że może coś wygrać. Ale on może sobie na to pozwolić, a nas wystrzelają bez spadochronu i nikogo nie interesuje, że zaraz się spierniczymy. A następni czekają na dole, wiedząc, że spadochronu nie masz. Zakład pogrzebowy „happy end” już czeka.

Wracając do Fornalika – facet nie miał zestawu umiejętności na selekcjonera. Brakowało mu choćby tej bajery, charyzmy, motywacji, lekkiego kitu dla piłkarzy.
Przed którymś selekcjonerem mieliśmy dyskusję, kogo zatrudnić i przypomniał mi się Jurgen Klinsmann. Joachim Loew był warsztatowcem, a on wnosił taką pozytywną aurę, niezależnie od wyniku. Beenhakker to miał i – choć wiemy, jak się to potem potoczyło – ludzie mu wierzyli. Selekcjoner musi taki być, musi zaszczepiać optymizmem nie tylko drużynę, ale też społeczeństwo. A dzisiaj raczej tego nie widać, nie ma wiary, że ta reprezentacja może coś ugrać. Nawet wy wieczni optymiści z Weszło przestaliście wierzyć (śmiech). Dobra, a wy macie kandydata na selekcjonera?

Nie wydaje ci się, że polscy piłkarze słuchają tylko cudzoziemców?
Tak, coś w tym jest. Obcy język działa na wyobraźnię, a Polaka każdy zna z różnych sytuacji. Guus Hiddink, wielki bez wątpienia trener, a prowadząc Rosję przegrał ze Słowenią baraże do mundialu. Ze Słowenią, która ma 600 tysięcy mieszkańców! A nikt o tym nie pamięta, bo Hiddink jest z zagranicy. Dick Advocaat – kolejny przykład. Z Zenitem zdobył Puchar UEFA, z Rosją awansował na Euro, ale potem katastrofa. Uciekł i nie wrócił po turnieju do Rosji, bo już miał klub w Holandii. Ale o jego porażkach nikt w Polsce nie pamięta. Advocaat to dla nas kawał trenera. Tylko porażki Polaków są tak uwypuklane. Dlatego mówię – nie patrzmy na ostatnie wyniki, tylko na to, kto doprowadził i potem prowadził te drużyny na wielkich turniejach, bo to jest niezbędne doświadczenie! Na pewno nie zdecydowałbym się na młodego selekcjonera z zagranicy, który nigdy nie uczestniczył w żadnych mistrzostwach lub nie prowadził reprezentacji, bo to zupełnie inna specyfika pracy! Wolałbym Borę Milutinovicia…

Daj spokój, on ma ze sto lat.
Dobra, ale taki typ trenera. Nie mamy pewności, czy poradziłby sobie warsztatowiec typu Benitez, który pracuje z dnia na dzień i do sukcesów dochodzi krok po kroku. Dlaczego Mourinho nie chciał poprowadzić Portugalii? Bo woli pracować z zawodnikami niż przyjeżdżać raz na miesiąc i podawać skład. Taka praca jednak po części uwstecznia. Kto byłby moim kandydatem? Idealny i wymarzony Trapattoni, gdyby był z 20 lat młodszy. Rewelacja! Facet z sukcesami, z klasą od którego bije entuzjazm. Irlandię niby ogórki, ale na Euro zagrali.

Byłaby powtórka z konferencji o Strunzu?
„Szthunz!”. I wracamy do tej publicznej krytyki… Wystawił tego Strunza, który na oczach 70 tysięcy ludzi pokazał, że w tamtej chwili był kompletnie bez formy i nie powinien się dziwić, że nie gra. Kto miał rację? Trener. U nas jakbym kogoś porównał do pustej butelki, to awantura murowana, a tam uznano to za najlepszą konferencję w historii piłki, nie?

Znał sto słów po niemiecku, a powiedział wszystko, co chciał powiedzieć.
I to w jakich emocjach! Ale nikt nie miał pretensji, że działa na szkodę klubu i ktoś się może na niego obrazić. Gdybym ja tak zbluzgał zawodnika, to by było, że zrzucam odpowiedzialność. Dlaczego nie słucham tych wszystkich mądrali z TV? Bo oni budują swoją opinię na jednym zdarzeniu, a sami nie pamiętają, jak reagowali w kryzysowych sytuacjach.

Nadal zabraniasz piłkarzom przeklinać?

Tak.

Tego już zupełnie nie rozumiemy.
Nie mam pretensji, jak ktoś powie pod nosem „kurwa, co ty robisz”, ale jeśli nie potrafi wrzucić piłki i krzyczy na cały stadion „kurwa mać!!!”, to mówię mu: „chcesz przeklinać, to rób to po cichu, a po pierwsze naucz się dośrodkowywać, bo mnie by było wstyd, gdybym tak kopał”. „Kurwa, kurwa, kurwa, chuj, chuj, chuj!” – cała polska liga. Idźcie na dowolny trening począwszy od juniorów i posłuchajcie co się dzieje. Uszy więdną. Oglądam niedawno mecz Młodej Ekstraklasy, tam było więcej kurw niż celnych podań, a trenerzy nie reagowali. Powiedziałem kiedyś swoim zawodnikom: „panowie, zaproszę wasze żony i dzieci na trening” i niech was posłuchają. Mnie samemu zdarza się przeklinać, ale staram się robić to gdzieś pod nosem .

Byłbyś w stanie wyrzucić np. Szamotulskiego?
A wiecie, jak „Szamo” reagował na treningach? Z jednej strony akcja, z drugiej on, napastnik pudłuje, a Grzesiek leci przez całe boisko: „kurwa, chuju, jak mogłeś tego nie strzelić!!!”. Wszyscy tego słuchają, nie może tak być…

I co byś zrobił jako trener?
Z klubu bym go absolutnie nie wyrzucał, ale zwróciłbym uwagę, a potem dał karę biegową. 

Ale dobrze wiesz, że są charaktery, których nie da się utemperować.
Da się, da… To tak, jak z dziećmi, które uczą się nie sikać w majtki. Raz odprowadzisz do toalety, drugi i z czasem się nauczy. Nie chodzi o szukanie problemów, ale o zwyczajne zasady. Najfajniej pod tym względem było w Widzewie. Tomek Lisowski, którego doskonale znałem z Amiki, przychodzi: „kurwa mać”. No i leciał sto metrów do przodu, i do tyłu. Aż się oduczył. Wiecie, jak to szybko działa? Nie kary finansowe, tylko treningi, bo nikt nie będzie płacił pięciu złotych za przekleństwo.

Trochę Stefan Majewski z ciebie.
Nie, Stefan właśnie karał po pięć złotych. Chodzi o nor-mal-ność. 

Ciągle rozumiemy, w czym ci przeszkadza to przeklinanie. Sport dla dorosłych facetów.
To przyjdźcie na trening. Ludzie tego słuchająâ€¦

To niech nie słuchają.
Nieee, tak nie może być. Jakbyście chodzili na angielski i nie poszłoby wam na teście, to też byście krzyknęli „kurwa mać” na całą salę?! Na treningu musi być porządek, potem może być zabawa. Mamy w Podbeskidziu takiego sympatycznego pana Henia, który przychodzi i robi kawkę.

– Panie trenerze, kurwa jego mać, zrobić panu kawę?
– Pan zrobi, kurwa jego mać, panie Heniu.
– Kurwa, słodzi pan?
– Kurwa, nie słodzę.

W końcu mu tłumaczę: – Panie Heniu, od jutra pan nie przeklina w szatni przy zawodnikach.
– A kurwa, czemu?
– Bo kurwa nie.
– Ale kurwa, czemu?
– Bo kurwa nie będzie pan przeklinał.

A gość, wiecie, im bardziej lubiany, tym więcej klnie. Dziś widzę, że mu czasem śliny brakuje, że by przeklął, ale się pilnuje.

To pomaga osiągać wyniki?
Tak, bo uczysz zawodników koncentracji. A skoro nauczyłeś jednej rzeczy, to możesz nauczyć drugiej. Nie tracą energii, tylko zastanawiają się, dlaczego im nie poszło, a nie, że muszą „kurwa” krzyknąć. Jak mawia Tomek Hajto – to są te detale! Widziałem wiele treningów prowadzonych przez najlepszych trenerów w Europie i wszystkie miały wspólną cechę, porządek i skupienie na zajęciach. I o to walczę. Ale jak rozmawiałem z zawodnikami z klubów, z których odszedłem, to z czasem na treningach robił się bazar, sami na to narzekali. Dlatego wam tłumaczę, że polscy piłkarze są coraz bardziej profesjonalni. W ostatnich latach nie zdarzyło mi się też zobaczyć piłkarza po imprezie na treningu, bo obciążenia nie pozwalają na tracenie zdrowia na alkohol. Wielkim problemem jest za to hazard, który dotyczy trzech czwartych ligi, wierzcie mi.

Grzesiek Król mówił, że jednej czwartej.
To jedna druga, niech będzie. Ale bardzo, bardzo dużo. Ktoś powie, że postawienie kuponu to zabawa, ale jeśli stawiasz tysiąc złotych, to jest problem. W każdym zespole znajdziecie takich zawodników.

Umiesz poznać po oczach, kto ma z tym problem?
Po głowie. Gdy zawodnik jest rozkojarzony, nie wychodzi mu, ale nawet cię nie słucha, to już sygnał, że coś może być nie tak. W Polonii mieliśmy jednego, który był strasznie zagubiony w tym hazardzie, a wyszło dopiero w kolejnym klubie. 

A jak zareagowałbyś przy konflikcie z Mrazem i Gikiewiczem?
Przede wszystkim nie pozwoliłbym, by doszło do takiej sytuacji. Bo jeśli ktoś na kogoś kabluje w drużynie, to musi być naprawdę źle. W Widzewie mieliśmy takiego Pawła Grischoka… Nie poszedł na wkupne z drużyną, ja przychodzę do klubu, wszyscy siedzą w szatni, ale słyszę, że leci woda z prysznica. „Kto się kąpie?”. A wszyscy: „Paweł”. „Jak Paweł, jak widzę, że z nami siedzi?”. Idziemy na trening, a pod prysznicem leżą wszystkie rzeczy Grischoka. Pytam w końcu kogoś, o co tu chodzi. „Panie trenerze, cała drużyna poszła na imprezę, tylko nie on”. Idę w końcu do tego Pawła: 
– Jest koniec sezonu, czemu nie poszedłeś z drużyną? 
– „Thener”, bo oni piją alkohol, a ja nie piję i bym się źle czuł.

Tylko później się okazało, że nie pije tylko z drużyną, a z innymi to całkiem chętnie. I to jest problem, bo zespół wyrzucił go poza nawias.

Teraz w Bielsku, jak przyszedł do nas Marcin Wodecki, to od razu wszyscy go polubili, ale nie za to, jakim jest piłkarzem, ale człowiekiem. Od razu potrafił zrobić atmosferę. Super chłopak, wiecznie uśmiechnięty i świetnie „Dżem” śpiewa. Na kolacji po sezonie, pyta mnie: „trener, a to znosz?” i zaśpiewał jakąś inną piosenkę niż „Whisky moja żono”.

Ty po zwycięstwach też nie pozwalałeś się cieszyć.
Bo co mamy świętować, jeśli miniemy kolejny etap, a dalej jesteśmy ostatni, daleko za peletonem? Trzeba pedałować! Potem mi opowiadali, że po zwycięstwie nad Jagiellonią świętowali na całego, trwało to z godzinę, szampan się lał, a mieli dziewięć albo dwanaście punktów straty do bezpiecznego miejsca. Dlatego wprowadziłem zasadę, że cieszymy się, ale bez emocji i po końcowym sukcesie. „Dziękuję, dziękuję”. Jak w sumo.

Grzegorz Mielcarski zwracał też uwagę, że sporo można ocenić po sposobie, jak drużyna schodzi do szatni.
Górnik zbiega jako jedyny. Wodecki opowiadał, że Adam Nawałka wymaga tego od nich, żeby mieli więcej czasu na rozmowę w szatni. Tylko tak się przyzwyczaił, że u nas zbiegał jako jedyny i zasapany czekał na resztę.

Dobrze, że mu ją otworzyli, bo z kluczem też mieliście problemy.
Tak, raz kamera podłapała. Ale powiem wam, że jestem tak zadowolony, że to się już skończyło… Jak wróciłem do Gdyni to musiałem kłaść się spać w ciągu dnia po dwie-trzy godziny, żeby odespać te ostatnie nieprzespane noce, żeby ten stres w końcu puścił. Także widzicie, taka jest ta polska piłka, ale dziennikarze też ją psują!

To co byś poprawił w ich pracy?
Ł»eby nauczyli się działać w drugim tempie, z dystansem. Nie chcę akurat wam słodzić, ale zauważcie, jakie dzięki wam jest dziś postrzeganie piłkarzy w Polsce. Obdarliście całkiem słusznie ze skóry kilku zawodników i dziś każdy liczy się z tym, że może oberwać. A w gazetach mieli linię programową: „tego nie ruszaj, bo może przejść tu, a tego oszczędź, bo ma kolegę”. Dziś jest zupełnie inaczej, zmieniliście to. Śmieszy mnie tylko, jak niektórzy starają się za wami podążać, udają ostrych, a robią tylko karykaturę. Tak było ze Smudą – wy krytykowaliście go w zasadzie od początku, a inni widząc to samo czekali, żeby krzywdy nie zrobić, bo może czasem mu się uda. Dziś kurtyna jest otwarta – piłkarze mniej piją, mniej balują i lepiej się prowadzą, bo w każdej chwili mogą zostać trafieni. Przez was.

Naprawiliśmy polską piłkę?
W pewnym sensie tak, bo otworzyliście ludziom oczy, że piłkarz nie jest świętą krową. Do brytyjskiej prasy jeszcze trochę brakuje, ale myślę, że się poprawicie. Tylko nie piszcie źle o trenerach (śmiech).  

Powiedz na koniec, co z tymi Futbolakami?
To projekt mój i Andrzeja Czyżniewskiego. Jest spore zainteresowanie. Chcemy pomagać małym chłopcom, którzy chcieliby zostać piłkarzami albo którzy po prostu chcieliby fajnie spędzać czas. Nazywamy to „przedszkoleniem”, co ma w sobie łączyć słowa „przedszkole” i „szkolenie”. Chcemy by dzieciaki więcej się ruszały, prowadziły zdrowy tryb życia, miały zainteresowania. Część zajęć będzie odbywała się w języku angielskim, dzięki czemu chłopcy wyniosą z zajęć coś dodatkowego. Zapraszam wszystkich na stronę futbolaki.pl.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama