Jeśli w ostatnich tygodniach piszemy o lidze greckiej, to głównie w kontekście skandali, burd na stadionach, przekrętów i walkowerów. Nie inaczej będzie tym razem. Prezes Olympiakosu, greckiego hegemona, stanął właśnie przed sądem. W przeszłości oskarżano go o ustawianie meczów, wywieranie nacisków na sędziów, sugerowano nawet, że zlecił wysadzenie w powietrze piekarni, której właścicielem był jeden z arbitrów. Tym razem Evangelos Marinakis musiał odpowiadać na pytania w sprawie handlu narkotykami.
Jeśli w jakiejś lidze europejskiej dzieje się źle, jeśli na jakichś stadionach wybuchają zamieszki, jeśli któraś z federacji zmaga się z problemami kumoterstwa czy korupcji, wtedy na arenę wchodzi grecka piłka i mówi „ja ich nie przebiję? Potrzymaj mi piwo!”.
Ostatnio pisaliśmy nieco więcej o skandalach toczących tamtejszy futbol. Walkowery wiszące w powietrzu, walkowery już przyznane, fruwające krzesełka i inne przedmioty, zawieszony rozgrywki, prezes klubu biegający po boisku ze spluwą. Generalnie – jeden wielki syf organizacyjno-etyczny. Więcej poczytacie chociażby – TUTAJ i TUTAJ.
Pewnie zapytacie – no dobra, ale na tle tego sajgonu znajdzie się pewnie jakiś potężny klub, który wyróżnia się w pozytywnym sensie? No na przykład Olympiakos, który regularnie gra w Lidze Mistrzów i seryjnie zdobywa mistrzostwa? No właśnie nie bardzo. Akurat Olympiakos ze swoim prezesem stanowi jedną z najbardziej szalonych ekip w całej tej stawce.
Ale po kolei. Kluczową postacią w Grecji jest Evangelos Marinakis. Facet jest byłym szefem greckiej Ekstraklasy, byłym wiceprezesem miejscowego związku piłki nożnej oraz… właścicielem i prezesem Olympiakosu. Sami rozumiecie, że taki układ stwarza setki podejrzeń i insynuacji. Szczególnie, że nie mówimy tutaj o człowieku, który jest uosobieniem wszelkich cnót. Marinakis był jednym z głównych oskarżonych w aferze korupcyjnej. Chodziło o ustawianie spotkań piłkarskich, a właściciel Olympiakosu miał odpowiadać w tej szajce za match-fixing w siedmiu ligach. O aferze „Kariopolis” pisaliśmy tak:
(…) Prokuratorem był Aristid Korea. Miał nagrane rozmowy telefoniczne, setki akt i niezachwianą pewność, że skaże Marinakisa i jemu podobnych, bo oskarżał ponad osiemdziesiąt osób. Korea przekonywał, że Marinakis był częścią międzynarodowej organizacji ustawiającej mecze w siedmiu krajach – zwróćmy uwagę, nie w wielu krajach, a konkretnie w siedmiu. Wiedział o czym mówi. Marinakis miał wpływać na policjantów, sędziów, polityków, byleby tylko ugrać swoje.
Ludzie sypali. Thansis Yiachos, sędzia finału Pucharu Grecji zdradził, że Marinakis w przerwie zjawił się w jego szatni, łamiąc tym samym federacyjne zasady. Szef Olympiakosu tłumaczył się, że wszedł by życzyć powodzenia – innymi słowy, wykręcił się sianem.
Ale to małe miki. Słuchajcie dalej: Petros Konstantineas zeznał, że gdy wybrano go sędzią meczu Xanthi – Olympiakos, dostawał od różnych osób z federacji przykaz, że goście muszą wygrać. Protestował, nie zgadzał się, sędziował normalnie i Olympiakos przegrał. Kilka dni później piekarnia Konstantineasa została wysadzona w powietrze. (…)
Sprawa zakończyła się w 2015 roku. Marinakis jakoś wywinął się ze stawianych mu zarzutów, choć prokurator miał poważne dowody na jego winę. Oczywiście ostateczny wyrok był wielokrotnie kwestionowany – Marinakis wykorzystywał zaplecze biznesowe w walce o swój i tak zszargany wizerunek. Nie mówimy tu o gołodupcu z drugiej ligi finansowej. To potężna postać nie tylko w greckiej piłce, ale w ogóle w tamtejszym życiu społeczno-ekonomicznym. – Jako biznesmen i szef klubu cieszę się nieskazitelną reputacją. Jesteśmy notowani na giełdzie, przeprowadziłem miliony transakcji. Wiem co to działanie zgodnie z prawem. Nie pozwolę na krytykę ze strony ludzi, którzy w przeszłości popadali w długi i którzy wiedzą tylko jak krytykować i niszczyć – mówił Marinakis w rozmowie z insideworldfootball.com.
O ile od wyroku za domniemaną korupcję udało mu się uciec, o tyle z handlu narkotykami może już się nie wywinąć. Marinakisowi zarzuca się przechowywanie narkotyków, czerpanie korzyści z obrotu dragami i udział w grupie przestępczej. Nie chodzi tu o jakąś działkę znalezioną w kieszeni greckiego magnata piłkarskiego. Sprawa tyczy się dwóch ton heroiny ukrytych na tankowcu zacumowanym w pireuskim porcie.
W miniony piątek Grek stanął przed sądem by wytłumaczyć się z postawionych mu zarzutów. Wcześniej na stronie Olympiakosu pojawiło się oświadczenie, że – a jakże – prezes nie ma nic wspólnego z dragami, że padł ofiarą spisku rządu greckiego i że zamierza dowieść tego przed organami sprawiedliwości. A oskarżycieli nazwał zazdrośnikami, którzy nie mogą znieść jego sukcesów.
Pan Evangelos wydaje się być pewnym swego. Skoro udało mu się uciec od więzienia za ustawianie meczów, to pewnie liczy, że i z białego proszku da mu się wywinąć. Albo jest pewny siebie, albo gra pod publiczkę. A do stracenia ma sporo. Marinakis nie tylko bawi się Olympiakosem, ale też Nottingham Forrest z Championship. Angielska federacja zresztą mocno go prześwietliła, gdy Grek wraz ze swoim kapitałem wchodził do klubu. Na Wyspach podnosi się głosy, by zmienić regulamin rozgrywek na taki, który pozwoli trzymać podejrzanych typów z dala od brytyjskich klubów. Sami jesteśmy ciekawi, czy 50-latek trafi ostatecznie do pudła, czy znów tak się zakręci, że uda mu się wywinąć z kolejnej afery.
fot. kadr wideo z OlympiacosTV