Dopiero co podrzuciliśmy wam spisaną rozmowę z Leszkiem Ojrzyńskim, którą przeprowadziliśmy przy okazji magazynu o Ekstraklasie na WeszłoFM. Podobnie jak szkoleniowiec Arki, w język nie gryzł się też Ireneusz Mamrot, który był bardzo konkretny. Podsumował ostatnie wydarzenia w Jagiellonii i odniósł się do zamieszania wokół Romańczuka i Frankowskiego. Przyznał, że skrzydłowy dla swojego dobra powinien niedługo zmienić ligę. Najlepiej na Bundesligę. Zapraszamy.
*
Kiedyś liczyliśmy czas w „Wentach”, po meczu z Arką musimy chyba zacząć w „Mamrotach”.
Faktycznie. Ciężko przeżyć coś podobnego. Zresztą, pierwsza liga też nie jest łatwa do grania, a w podobnych okolicznościach kiedyś w niej wygrałem, ale też przegrałem. Dwukrotnie z Sandecją Nowy Sącz. Pamiętam, co wtedy myślałem. Chciałem, żebyśmy strzelili choć jedną bramkę, bo nie zasłużyliśmy na porażkę. W meczu z Arką pojawiła się podobna myśl, ale już po drugim strzelonym golu nie było nawet czasu myśleć, bo wszystko potoczyło się tak szybko.
Kierownik drużyny zdradził, że planował pan inną zmianę, niż wpuszczenie Jakuba Wójcickiego, który zdobył zwycięską bramkę.
Tak. Zastanawialiśmy się, czy nie zmienić Guilherme na Bodvarssona. Brazylijczyk mocno się w tym meczu napracował. Chcieliśmy wpuścić zawodnika, który da coś z przodu, ale będzie miał też siłę wrócić. W ostatniej chwili dostrzegłem jednak, że świetnie wygląda Karol Świderski. Chciałem przesunąć go do ataku, żeby grał razem z Sheridanem. Liczyłem na Kubę Wójcickiego, więc decyzję zmieniłem w ostatnim momencie. Jak się okazało, była ona trafna.
To dla pana cenne, że o tym zwycięstwie przesądzili gracze z pewnymi problemami? Sheridan był bliski odejścia, Wójcicki wolno wchodzi do zespołu, Burliga był twarzą porażki w Poznania.
Podchodzę do tego tak, że każdy z nich ma swoją jakość. Chciałem zwrócić uwagę na jedną rzecz. Robicie świetne podsumowania statystyczne, widzicie, że Łukasz zawsze jest w czołówce prawych obrońców. Oberwało mu się po jednym meczu. Oczywiście, nie zachował się najlepiej, ale zauważmy, że od początku rundy jest w dobrej dyspozycji. Fajnie, że tydzień później odwróciło się to na jego korzyść. Co do Kuby – trafił na Łukasza, który jest w świetnej formie. Zawodnicy rywalizują i obaj czerpią z tego korzyści. Rywalizacja spowodowała, że niektórzy zawodnicy, którzy byli w klubie wcześniej, poszli do góry.
Nie twierdzimy, że Burliga jest słabym piłkarzem. Zwracamy uwagę na komizm sytuacji.
Niestety boisko ma to do siebie, że ułamek sekundy potrafi zdecydować o karierze piłkarza. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale czasami tak jest. Pewnie zostanie mu przydzielona łatka. Źle się zachował, wystarczyło, że zaatakowałby zawodnika, doskoczył i od razu wyglądałoby to inaczej. Rozmawialiśmy o tym długo, ale dzisiaj już o tym nie myślimy.
Powie pan szczerze, w okolicach 85. minuty nadal wierzył pan w zwycięstwo?
Już o tym mówiłem. Przede wszystkim chcieliśmy ten mecz zremisować. Nie chcę opowiadać bajek, wyszedłbym na kłamcę. W doliczonym czasie gry robiliśmy po prostu tyle, żeby meczu nie przegrać. Zależało mi na tym, żeby po porażce 1:5 nie doznać drugiej porażki. To miałoby wpływ na mentalność piłkarzy. Dążyliśmy do remisu. To, że wygraliśmy, to splot różnych okoliczności. Akcję zrobił Sheridan, który miał kontuzję.
Jak trudno było wybrać bramkarza na ten mecz? Kelemen dopiero co dostał piątkę, Pawełek odniósł kontuzję.
Pytanie jest trudne, ale odpowiedź jest prosta. Mariusz siedział na ławce, ale tak naprawdę nie powinno go na niej być. Nie był do końca wyleczony. Nie chcieliśmy tego nagłaśniać. Gdyby była potrzeba, wszedłby na środkach przeciwbólowych, ale na szczęście do tego nie doszło.
Jak smutny był autobus wracający z meczu z Poznania?
Daleka podróż, cisza w autokarze. Ale pierwsze kroki podjąłem już w szatni, zaraz po meczu. Powiedziałem drużynie, że nie wyobrażam sobie, żeby ktoś miał wyjść z szatni ze spuszczoną głową. Wygraliśmy wcześniej pięć meczów z rzędu i nie można wszystkiego wywrócić do góry nogami czy nawrzucać sobie do głowy, że nic nie potrafimy. Pracowaliśmy nad tym zaraz po meczu, potem na treningu i zamknęliśmy ten temat. Dlatego tak ważny był mecz z Arką. Emocję opadły, więc mam pewne przemyślenia. Wydaje mi się, że zwycięstwo osiągnięte w takich okolicznościach może nam dać więcej, niż w przypadku, w którym wygralibyśmy pewnie, kilkoma bramkami. To buduje atmosferę i wiarę w zespole. Proszę mi uwierzyć, dawno nie przeżyłem takiej euforii. Podobnie jak cała drużyna.
Trudno przekonać takiego zawodnika jak Świderski, który w większości drużyn ekstraklasy miałby pewnie pierwszy plac, że jest ważnym graczem w waszej drużynie?
Tutaj z kolei łatwe pytanie, trudna odpowiedź. Zacznę szerzej. Kiedy rozmawiam z ludźmi z klubu, sami mówią, że tak dużej rywalizacji nigdy tu nie było. A przecież odeszli Cernych czy Tomasik. Przeprowadziliśmy jednak takie transfery, że rywalizacja nadal jest bardzo duża. Wracając do pytania – trafiliście w sedno. To zawodnik, który grałby praktycznie w każdym zespole. Na razie wchodzi, ale nie jest powiedziane, że nie będzie grał, bo przecież daje jakość. Widzę to. Jeżeli utrzyma formę, zacznie grać regularnie. Przypomnijcie sobie sytuację z Lecha, kiedy był Kownacki i Robak. Zmieniali się, strzelali, na czym korzystał zespół. Świderski daje nam dużo. Nie jest to łatwa sytuacja. Nie poruszyliśmy jeszcze jednej rzeczy. U nas zdarza się, że dobrzy zawodnicy nie łapią się nawet do osiemnastki.
Kimś takim był Damian Szymański? Mówiło się, że bardzo głośno wyrażał niezadowolenie z tego, ile grał.
Muszę pochwalić to pytanie. Cieszę się, że mogę to w końcu wyjaśnić. Naczytałem się o tym bardzo dużo niestworzonych historii. Prawda jest taka, że Damian był niezadowolony, ale przyszedł do mnie do pokoju. Odbyliśmy mocną rozmowę w cztery oczy. Doszedłem do wniosku, że Szymański będzie musiał zmienić klub. Jego frustracja wzięła się też z tego, że nie grał już przy drugim trenerze, wcześniej nie występował też u Michała Probierza, a wiadomo, że piłkarz zawsze liczy na szansę, gdy zmienia się szkoleniowiec. Wyszło mu to jednak na dobre, bo w Płocku prezentuje się bardzo dobrze.
Czyli nie miały miejsca niewybredne komentarze podczas treningów?
Nie, zupełnie nie! Czytałem o tym na różnych portalach. Ludzie pisali, że działo się to w lesie, a my z Jagiellonią jeszcze ani razu nie trenowaliśmy w lesie. (śmiech) Wszystko odbyło się w cztery oczy i zakończyło się tak, jak powinno.
Ale z perspektywy trenera chyba szkoda, że taki zawodnik odszedł?
Wydaje mi się, że Damian mógłby odnaleźć się w ustawieniu 4-3-3, na które zdecydowaliśmy się jakiś czas temu. Wcześniej graliśmy 4-2-3-1.
Wracając do poprzedniego meczu. Taras Romańczuk nie zagrał na swoim poziomie. Zamieszanie wokół niego miało wpływ na jego formę?
Patrząc na treningi, nic się nie zmieniło. Nie opuścił żadnej jednostki, był skoncentrowany. Dzień przed meczem poprosiłem jednak dział marketingu, żeby ograniczyć mu spotkania. Widziałem, ile ma telefonów i zajęć. To nie był problem fizyczny czy mentalny, chyba trochę uciekła mu koncentracja. Cały czas musiał chodzić z telefonem. Dużo na niego spadło. Poza dziennikarzami mocno podzielił też kibiców. Miał swoich przeciwników, wszystko w nim siedziało. Dobrze, że pojechał na to zgrupowanie, będzie miał to za sobą.
Przemek Frankowski dobił do swojego sufitu? Potrafimy sobie wyobrazić go bardziej produktywnego, ale trudno, żeby wyglądał lepiej fizycznie i piłkarsko.
Fizycznie jest w bardzo wysokiej dyspozycji. Piłkarsko robi postęp cały czas. Do sufitu brakuje mu dużo. Ma bardzo duży potencjał i możliwości. Wydaje mi się, że w przyszłości reprezentacja będzie miała z niego spory pożytek. Zdaje sobie sprawę, że jeżeli będzie chciał się rozwijać, ciężko będzie zatrzymać go w Jagiellonii. Powiedzmy sobie szczerze. To musi być lepsza liga. W naszej lidze może się zatrzymać. Mocno ryzykuję mówiąc te słowa, nie chciałbym go stracić, ale uważam, że dla jego dobra i dobra reprezentacji za jakiś czas będzie musiał zmienić ligę.
W jakiej lidze widziałby go pan najchętniej?
Gdyby to zależało ode mnie, doradziłbym Bundesligę. Ale to on ma menedżerów i sam podejmuje decyzje. Nie chciałbym, żeby pojechał do ligi niewiele lepszej do polskiej. W Azerbejdżanie czy Kazachstanie są zespoły grające w Lidze Mistrzów, ale nie chciałbym, żeby tam trafił.
Frankowski powinien wystąpić w pierwszym składzie reprezentacji w najbliższym meczu? Jakie jest pana zdanie, jako kibica?
Podpuszczacie mnie. (śmiech) Powiem tak – bardzo wysoko cenię Przemka Frankowskiego.
Wiemy, że Przemka obserwowali skauci Borussii Dortmund. To dla niego za wysokie progi, czy ma pan inne zdanie?
Kiedy Robert Lewandowski szedł do Borussii, wielu mogło myśleć podobnie. Możliwości „Franka” są bardzo duże, BVB gra ofensywną piłkę. Pamiętajmy jednak, że Borussia ma bardzo mocno rozwinięty skauting, w każdy weekend jest obserwowanych mnóstwo piłkarzy. Jeżeli zdecydują się na Przemka, pewnie jeszcze nie raz odwiedzą Białystok.
Jak radzicie sobie z presją lidera, kandydata do mistrzostwa?
Ktoś kiedyś powiedział mądre zdanie. Dużo trudniej jest zarządzać sukcesem. Sama prawda. Pozycja faworyta powoduje, że inne zespoły inaczej z nami grają. Mówiłem przed meczem z Wisłą, że każdy mecz będzie dla nas wyzwaniem. Spójrzmy, jak Wisła podeszła do nas od strony taktycznej. Neutralizowała nas, utrudniała granie. Przy wyniku 0:0 Carlitos miał świetną sytuację. Musimy zrobić krok do przodu, by zaskakiwać przeciwników. Zespoły starają się zneutralizować nasze mocne punkty, grać z kontrataku. Gra się trudniej. Powiedziałem drużynie, że teraz poprzeczka idzie jeszcze wyżej.
fot. NewsPix.pl