– Kiedy dziś wchodzę do McDonald’s, cały czas czuję sentyment, mimo, że wykonywałem tam najczarniejszą pracę: myłem podłogi, wynosiłem śmieci i trzaskałem na zapleczu hamburgery. Nawet nie zostałem dopuszczony do frontu, gdzie mógłbym sprzedawać kanapki. W Stanach chwytałem się różnych, ciężkich zajęć: sprzątanie biur, praca na budowie, zajmowałem się ogrodami w tropiku w Teksasie – opowiada Izie Koprowiak o latach, w których bardzo daleko jeszcze mu było do prezesury w Legii Dariusz Mioduski.
GAZETA WYBORCZA
„GW” serwuje nam sylwetkę Tarasa Romanczuka, który zostanie dziś powołany do reprezentacji Polski.
Po przybyciu do Polski Romanczuk wykonał sporo pracy, by znaleźć dokumenty potrzebne do otrzymania obywatelstwa. Przeszukał archiwa w Lublinie, Chełmie, we Włodawie. Skompletowanie dokumentów zajęło mu dwa lata. – To dla mnie bardzo ważny dzień. Mam nadzieję, że wszystko się uda. Wspierają mnie rodzice oraz brat, a także ludzie z Jagiellonii, którzy bardzo pomogli mi w przygotowaniu wniosku i zebraniu całej dokumentacji – mówił piłkarz po złożeniu wniosku o obywatelstwo.
Na decyzję czekał rok. Do lutego. A już za tydzień może zadebiutować w reprezentacji. – Jeżeli dostanę powołanie, będę dumny – mówi Romanczuk. I często podkreśla, że świetnie czuje się w Polsce, zwraca uwagę na podobieństwo kultur.
RZECZPOSPOLITA
„Nowa” Legia wygląda jak na razie całkiem nieźle jakościowo, ale i ilościowo jest imponująco.
W Gdańsku w Legii zadebiutowali kolejni nowi piłkarze, sprowadzeni zimą do Warszawy. W podstawowym składzie znalazł się 25-letni pomocnik z Portugalii – Cafu, który szczególnie w pierwszej połowie pokazał, że kibice mogą z radością czekać, aż się zaaklimatyzuje i dojdzie do formy.
W drugiej połowie z ławki wszedł wypożyczony z Lazio Rzym środkowy obrońca rodem z Brazylii Mauricio, a pierwsze minuty w ekstraklasie były udziałem Briana Iloskiego. Tym samym w Legii w tym sezonie zagrało już 40 zawodników! Dla porównania w Wiśle to 30 piłkarzy, w Lechu 27.
SUPER EXPRESS
Finisz listy najbogatszych polskich sportowców – na czele oczywiście Robert Lewandowski.
Lwia część dochodów kapitana kadry to lukratywny kontrakt z Bayernem. 13 grudnia 2016 r. RL przedłużył kontrakt z monachijskim gigantem, gwarantując sobie 20 mln euro brutto rocznie. To najwyższa pensja nie tylko w historii Bayernu, ale i całej, istniejącej od 1963 r., Bundesligi. Przelewy z Bayernu dały więc Polakowi około 84 mln zł, ale na tym nie koniec. “Lewy” ma kilka bardzo dobrych kontraktów reklamowych. Stawka naszego reprezentanta za udział w kampanii wynosi od miliona do czterech milionów złotych. Szacujemy, że z reklam w 2017 r. Lewandowski zgarnął około 10 mln zł. Na rynku reklam bardzo aktywna jest również małżonka piłkarza, Anna, ale specjaliści z tej branży zapewniają nas, że usługi Roberta w tym sektorze są dużo droższe – może liczyć na około siedem razy więcej za udział w reklamie niż jego żona.
Messi dobił w Lidze Mistrzów do stu goli szybciej niż Cristiano Ronaldo.
Choć najskuteczniejszym w historii Ligi Mistrzów jest Cristiano Ronaldo (117 goli), to Portugalczyk na ustrzelenie pierwszej setki potrzebował więcej meczów. Średnia Messiego to 0,81 gola na spotkanie (czyli 100 goli w 123 meczach), a Ronaldo jest nieco słabszy – 0,78 (100 goli w 137 meczach). Argentyńczyk potrzebował też mniej strzałów (524 – 790) i minut na boisku (10090 – 11848). Strzelając setnego gola był też młodszy od Cristiano (30 lat i 263 dni – 32 lata i 72 dni).
PRZEGLĄD SPORTOWY
Skoro piątek, to wiadomo – “Ligowy Weekend”.
Kamil Wojtkowski szczerze o błędach młodości.
W stolicy najpierw trafił do Akademii Władysława Żmudy, potem przeniósł się na Łazienkowską. – Na początku była zajawka, że to Legia, ale wkrótce oswoiłem się z tą sytuacją i już nie było wielkiego „wow”. Miałem okres, w którym nieco mi odbiło, jaki to ze mnie legionista. Wraz z kolegami z drużyny czuliśmy się mocni. Ale to trwało krótko – mówi Wojtkowski. Podkreśla, że na ziemię sprowadziła go pewna sytuacja.
– To była zima. Świrowaliśmy i rzucaliśmy śnieżkami w przejeżdżające samochody. Kiedy jedna z kulek sięgnęła celu, kierowca zahamował i wyskoczył z auta. Zaczął krzyczeć, był wściekły, w tym aucie na przednim siedzeniu jechało w foteliku małe dziecko. Dopiero wtedy do mnie dotarło, co my robimy. A co jeśli kierowca straciłby panowanie nad autem i wypadł z drogi? Przecież ciążyłoby to nam do końca życia. Pomyślałem wtedy, że trzeba z tym skończyć, bo idzie to w złą stronę. Cieszyłem się tylko, że to nie ja trafiłem w ten samochód – zaznacza.
Dalej mamy wywiad z Cezarym Stefańczykiem, czyli piłkarskim włóczykijem.
Piętnaście razy zmieniał pan klub. To rekord wśród piłkarzy ekstraklasy.
W końcu w jakiejś klasyfikacji jestem na pierwszym miejscu. Tylko zastanawiam się, czy mam powód, by się z tego cieszyć.
Może pan wymienić kluby, w których grał?
Zaczynałem w RKS Radomsko, z którego byłem kilka razy wypożyczany do Omegi Kleszczów, Warty Działoszyn, Heko Czermno, KSZO Ostrowiec Świętokrzyski. Potem Concordia Piotrków Trybunalski, ŁKS Łomża, Pelikan Łowicz, Zawisza Bydgoszcz, Górnik Łęczna, no i wreszcie Wisła Płock. Trochę tego było.
Skąd tyle zmian?
Takie były czasy. Gdyby w każdym z klubów wypłacono mi to, co miałem zapisane w kontraktach, byłbym w miarę bogatym człowiekiem. Rodzina się ze mnie śmiała, że jak jest jeszcze jakiś ŁKS, to na pewno do niego trafię i też przestaną płacić.
Cracovia chce wyprzedzać bieg wydarzeń. Skoro w miarę ukształtowani polscy zawodnicy są drodzy, chce sprowadzać takich, którzy nabiorą ogłady już przy Kałuży.
Cracovia łowi głównie na Podkarpaciu i we wschodniej Małopolsce, ale zaczyna się rozpychać także w innych regionach. – Korzystamy z tego, że na Podkarpaciu nie ma klubu, który byłby magnesem dla młodzieży z województwa. Mamy też jednak zawodników m.in. z Rekordu Bielsko-Biała, Stadionu Śląskiego Chorzów i Lublina – opowiada koordynator szkolenia młodzieży w zespole Pasów. Tej zimy Cracovia ściągnęła dwóch nastolatków z Polonii Warszawa. Niektórym transfery tak młodych graczy się nie podobają, ale w klubie są zdania, że nie ma wyboru.
– Rolą naszych trenerów jest, byśmy robili jak najmniej transferów. Ale gdybyśmy my, w kategorii juniorów starszych, nie dawali rady nawet konkurencji w Krakowie, to trzeba by reagować, jeśli chcemy liczyć się na arenie krajowej. Nie mamy zahamowań. Dostaliśmy zielone światło od władz klubu na wzmocnienia zespołów juniorskich. Nie ma sentymentów. Nikt nie będzie wypominał ściągniętych siedmiu zawodników z rocznika Kapustki, jeśli jeden Bartek zostanie wytransferowany na Zachód. To gra warta świeczki – podkreśla Kasperczyk.
W „Chwili z…” Izy Koprowiak Dariusz Mioduski. W samym wywiadzie mniej o Legii, zdecydowanie więcej tła. O młodości i drodze prezesa Legii na długo zanim tym prezesem został.
Rodzice pokazali panu, że czasem warto ryzykować.
Oni są wzorem, jak nie bać się podejmować nawet najtrudniejszych decyzji. To, co zrobili w 1981 roku, było dla mnie prawdziwym bohaterstwem.
Spakowaliście całe swoje życie i wyjechaliście do Meksyku.
Nie pojechaliśmy za przysłowiowym chlebem, bo – jak na tamte czasy – mieliśmy w Bydgoszczy bardzo dobre życie. Rodzice nie zajmowali kierowniczych stanowisk, bo nigdy nie należeli do partii, ale ojciec był zaradny, potrafił sprawić, że funkcjonowaliśmy na wysokim poziomie. Mimo to, gdy mieli z mamą po czterdzieści kilka lat, potrafili wszystko zostawić i zacząć od zera tylko po to, żebym ja miał lepszy start. Nie wierzyli, że w Polsce coś się zmieni.
(…)
Jak się pan czuje opowiadając o czasach pracy w McDonald’s?
Dobrze, kiedy dziś wchodzę do McDonald’s, cały czas czuję sentyment, mimo, że wykonywałem tam najczarniejszą pracę: myłem podłogi, wynosiłem śmieci i trzaskałem na zapleczu hamburgery. Nawet nie zostałem dopuszczony do frontu, gdzie mógłbym sprzedawać kanapki. W Stanach chwytałem się różnych, ciężkich zajęć: sprzątanie biur, praca na budowie, zajmowałem się ogrodami w tropiku w Teksasie. I choć czasem było bardzo ciężko, to zawsze sprawiało mi to przyjemność. Gdy przestawało, odchodziłem.
fot. FotoPyK